Agenci PRL kradli dla państwa. Operacja „Żelazo” odsłania mroczne kulisy władzy

W latach 70. XX wieku polski wywiad prowadził operację, która brzmi jak scenariusz filmu sensacyjnego: tajni agenci współpracujący z gangsterami, kradzieże, złoto, a nawet śmierć przypadkowych osób. Ta niecodzienna akcja, znana później jako „Żelazo”, ujawniła, że granice między służbami specjalnymi a przestępczością w PRL były znacznie bardziej płynne, niż mogłoby się wydawać.
- Tajemnicza operacja na Zachodzie
- Bracia Janoszowie – gangsterzy czy agenci?
- Złoto, biżuteria i tajny sklepik w MSW
- Szantaż, ucieczki i polityczne gry
- Kary i brak sprawiedliwości
- Dziedzictwo „Żelaza”
Tajemnicza operacja na Zachodzie
Operacja „Żelazo” rozpoczęła się w latach 70. w Zachodniej Europie, a jej celem było zdobycie funduszy dla wywiadu PRL. W praktyce oznaczało to, że współpracownicy polskiego wywiadu przenikali do struktur przestępczych i angażowali się w rabunki, kradzieże, a nawet niezamierzone zabójstwa. Skala działań była imponująca – złoto, dzieła sztuki, samochody, pieniądze. Służby MSW nie ograniczały się jedynie do nadzoru: część zdobytego łupu trafiała bezpośrednio w ręce funkcjonariuszy.
Wszystko odbywało się za przyzwoleniem najwyższych władz PRL. Jak przyznał w stenogramie posiedzenia KC PZPR dyrektor I Departamentu MSW, Mirosław Milewski, operacja była „nietypowa, w której śmierdziało”, i wymagała zgody osób o najwyższym szczeblu. Zyski z działań miały w teorii wspierać wywiad, w praktyce jednak część kosztowności była po prostu przywłaszczana.
Bracia Janoszowie – gangsterzy czy agenci?
Kluczową rolę w operacji odegrali trzej bracia Janoszowie: Mieczysław, Kazimierz i Jan. Choć ich późniejsza działalność była kryminalna, nie pochodzili z marginesu społecznego – Mieczysław był prokuratorem, Kazimierz prawnikiem, a Jan prowadził kontakty operacyjne. Przed wyjazdem do RFN dwaj starsi bracia byli tajnymi współpracownikami SB, dostarczając informacje o polskich emigrantach w Niemczech.
Po „przegraniu” operacji wywiadowczej przez Departament I, Janoszowie zostali „ukierunkowani” na zadania przestępcze, mające generować fundusze dla MSW. Kazimierz Janosz w Niemczech, dzięki kontaktom i sprytowi, zdobywał złoto i kosztowności, które miały wrócić do Polski. W praktyce jednak część łupu zniknęła w tajnych kieszeniach funkcjonariuszy MSW, a bracia byli wielokrotnie oszukiwani.
Przeczytaj również: Tajna agentka czy wzór dla „M” z Bonda? Historia, która brzmi jak fikcja.
Złoto, biżuteria i tajny sklepik w MSW
Operacja „Żelazo” obejmowała także mechanizmy wyjątkowo kontrowersyjne jak na standardy wywiadowcze. W budynku Ministerstwa Spraw Wewnętrznych działał tajny sklepik, w którym można było kupić zrabowane precjoza, a pracownicy MSW otrzymywali je także jako premie do pensji. Łupy obejmowały nawet 65–130 kg złota, brylanty, szmaragdy i rubiny.
Polityczne konsekwencje były poważne. Komisja MSW badająca aferę nie zdołała ustalić, kto dokładnie przywłaszczył kosztowności – część dokumentów została celowo zniszczona, a oficerowie I Departamentu niechętnie współpracowali. Choć formalnie wszystko miało „zatwierdzenie najwyższego kierownictwa”, praktyka wskazywała na chaos i brak nadzoru.

Szantaż, ucieczki i polityczne gry
W 1984 roku Mieczysław Janosz zgłosił się do MSW z żądaniem wypuszczenia aresztowanego brata Kazimierza. Zagroził ujawnieniem kompromitujących dokumentów, które mogłyby zaszkodzić resortowi. Jak wspominał szef MSW Czesław Kiszczak, decyzja była szybka – Kazimierz został zwolniony, a dalsze działania miały chronić go przed „zasłużoną karą”.
Bracia Janoszowie nie tylko zdobywali łupy, lecz także zyskiwali wpływy w niemieckim Hamburgu, opanowując lokalną policję poprzez drobne podarunki i kontakty towarzyskie. Komisja MSW wskazała przy tym, że wysyłanie na placówki zagraniczne osób niewiarygodnych lub słabo przygotowanych stwarzało ryzyko infiltracji przez obce wywiady. „Prawie wszyscy pracownicy Centrali traktowali swoje obowiązki na pół służbowo, na pół prywatnie” – stwierdził Kazimierz Janosz.
Kary i brak sprawiedliwości
Po ujawnieniu afery w latach 80. konsekwencje były głównie polityczne. Mirosław Milewski został usunięty z Biura Politycznego i PZPR, lecz nie poniósł odpowiedzialności karnej. Funkcjonariusze MSW, którzy uczestniczyli w akcji lub czerpali z niej zyski, otrzymali jedynie nagany i upomnienia partyjne. Żadna sprawa nie trafiła do prokuratury, a dokumentacja była wybiórczo niszczona lub cenzurowana.
Decyzje polityczne jasno pokazały, że w PRL priorytetem była ochrona autorytetu MSW i jego szefów. Jak wskazują badacze Witold Bagieński i Piotr Gontarczyk, sprawa „Żelaza” ujawniła nie tylko nadużycia finansowe, ale także poważne luki w pracy operacyjnej wywiadu. Operacja stała się symbolem ambiwalentnego świata, w którym granica między legalnością a przestępczością była wyjątkowo płynna.
Dziedzictwo „Żelaza”
Afera „Żelazo” pozostaje jednym z najciekawszych epizodów w historii polskich służb specjalnych. To przykład, jak w imię polityki i finansowania wywiadu można było dopuścić się działań przestępczych, wykorzystując ludzi o „czystym” rodowodzie do nielegalnych celów.
Dziś operacja fascynuje historyków, dziennikarzy i czytelników, ukazując nieznaną twarz PRL – świat, w którym wywiad, polityka i przestępczość współistniały w niezwykle niebezpiecznym sojuszu. Historia „Żelaza” jest jednocześnie przestrogą: władza bez kontroli łatwo przekształca się w narzędzie nadużyć, a granice moralności i prawa mogą zostać szybko przesunięte.
Źródła:
- Bagieński W., Gontarczyk P., Afera Żelazo w dokumentach MSW i PZPR, Warszawa 2013.
- https://cejsh.icm.edu.pl/cejsh/element/bwmeta1.element.hdl_11089_10470/c/9-123_135-Romanski.pdf
- https://dzieje.pl/ksiazki/afera-zelazo-w-dokumentach-msw-i-pzpr