Carl McCunn – zaginiony, którego można było uratować
Carl McCunn był zapalonym fotografem dzikiej przyrody, który w 1981 roku samotnie wyruszył na odległe tereny Alaski, aby dokumentować surowe piękno tamtejszej natury. Niestety, jego wyprawa zakończyła się tragicznie, choć miał szansę na ocalenie. Jego historia jest poruszającą opowieścią o błędach, które mogą kosztować życie, oraz o dramatycznym momencie, w którym ratunek był na wyciągnięcie ręki – ale nigdy nie nadszedł.
Z tego artykułu dowiesz się:
Wyprawa w dzicz – błąd, który przekreślił szanse
W marcu 1981 roku McCunn wynajął samolot, który przetransportował go do odległego zakątka Alaski, nad rzekę Coleen, około 225 kilometrów na północny wschód od Fairbanks. Miał ze sobą sprzęt fotograficzny, broń, dużą ilość amunicji oraz zapasy jedzenia na kilka miesięcy. Jego plan zakładał, że po zakończeniu wyprawy zostanie odebrany przez inny samolot. Jednak McCunn popełnił katastrofalny błąd – nie uzgodnił konkretnego terminu odbioru.
Przez pierwsze miesiące cieszył się samotnością i dziką przyrodą, fotografując zwierzęta i krajobrazy. Nie martwił się, ponieważ był przekonany, że pilot, który go tam przywiózł, domyśli się, że trzeba po niego wrócić. Jednak gdy lato dobiegło końca, a jego zapasy zaczęły się wyczerpywać, stało się jasne, że nikt nie nadlatuje.
Było kilka szans na ratunek
W pewnym momencie McCunn rzeczywiście miał szansę na ocalenie. W listopadzie 1981 roku nad jego obozowiskiem przeleciał samolot poszukiwawczy. McCunn wiedział, że w takich sytuacjach należy wysłać jednoznaczny sygnał – machać rękoma lub układać znak SOS z kamieni lub drewna. Niestety, popełnił kolejny tragiczny błąd. Widziano go stojącego przy obozie i machającego – ale jedną ręką. W kodzie używanym przez ratowników oznacza to „wszystko w porządku”. Piloci uznali, że nie potrzebuje pomocy i odlecieli.
Dopiero po pewnym czasie McCunn zrozumiał swój błąd. W swoim pamiętniku, który znaleziono po jego śmierci, zapisał:
"Pewnego dnia przeleciał samolot. Wyszedłem i pomachałem, ale tylko jedną ręką. Nie pomyślałem o sygnale ratunkowym."
Gdy zima zaczęła się zaostrzać, a jego zapasy się skończyły, McCunn znalazł się w sytuacji bez wyjścia. Ostatecznie, skrajnie wychudzony i zrozpaczony, popełnił samobójstwo, strzelając do siebie w głowę. Jego ciało odnaleziono w lutym 1982 roku.
Historia Carla McCunna to dramatyczny przykład, jak drobne błędy i brak przygotowania mogą doprowadzić do tragedii. Miał jedzenie, miał broń, miał wiedzę – ale nie zadbał o najważniejsze: pewny plan powrotu. A kiedy pojawiła się szansa na ocalenie, jeden gest przesądził o jego losie. Gdyby tylko pomachał obiema rękami...