Dzieci, kobiety, księża - Tatarzy brali wszystkich. Prawdziwe historie z jasyru

Wyobraź sobie, że budzisz się pewnego letniego poranka. Słońce wschodzi nad polami, dzieci wybiegają na podwórze, mężczyźni ruszają do pracy, kobiety do swoich zajęć. Nikt nie przeczuwa, że za kilka godzin połowa wioski zniknie bez śladu. Tatarzy znów przyjechali po swój żywy „plon”.
- „Zbójce nas wojują”, czyli sąsiedzi ze stepu
- Czas żniw
- Szlachta, chłopi, dzieci i panny. Wszyscy byli towarem
- Szlak Kuczmański i ślady, które prowadziły do piekła
- Pokój? Tak. Ale jasyr musi zostać
- Trauma, która kształtowała kobiecą pamięć
- Bibliografia
„Zbójce nas wojują”, czyli sąsiedzi ze stepu
W czasach Rzeczypospolitej Obojga Narodów południowo-wschodnie granice były miejscem wiecznego napięcia. Nie dlatego, że toczyły się tam ciągłe wojny, ale dlatego, że mieszkańcy nigdy nie mogli spać spokojnie. W każdej chwili spod horyzontu mogli wyłonić się konni wojownicy z Krymu - Tatarzy - którzy porywali ludzi do niewoli. Nie pytali, nie negocjowali. Wpadali, palili, zabierali, znikali.
W XVII wieku taki los spotkał setki tysięcy Polaków i Rusinów, przede wszystkim kobiet i dzieci. Nie była to wojna w tradycyjnym znaczeniu. Dla Tatarów najazd był formą ekonomii. Tak jak my idziemy do sklepu po zakupy, oni ruszali na nasze ziemie po jasyr - czyli żywy łup. Jan Kochanowski pisał: „zbójce nas wojują”, a Andrzej Frycz Modrzewski dodawał, że Tatar nie orze, nie sieje, tylko grabi.
Czas żniw
Najgroźniejsze miesiące to lipiec, sierpień i wrzesień. To wtedy na wsiach trwały żniwa. Ludzie byli skupieni na pracy, nieuzbrojeni, często rozproszeni po polach uprawnych. Dla tatarskich oddziałów była to okazja nie do przegapienia. Wpadali nagle z zaskoczenia i łapali każdego, kogo się dało. Kobiety niosące wodę, dzieci pasące krowy, mężczyzn z sierpami w dłoniach. Nie było żadnej selekcji.
W jednym z pamiętników z epoki, Jan Florian Drobysz Tuszyński wspominał, że w pewnym miasteczku nie zastał żywej duszy. Wszystko zostało zrównane z ziemią, a mieszkańcy porwani. Innym razem Jerlicz pisał o liczbie 8064 osób uprowadzonych naraz. To nie były przypadki. Tatarzy działali jak prężnie działająca organizacja: szybka akcja, konkretna trasa, jasny cel - zdobyć jak najwięcej ludzi.

Szlachta, chłopi, dzieci i panny. Wszyscy byli towarem
Współczesna kobieta, matka, żona czy córka, prawdopodobnie nie może sobie nawet wyobrazić, co oznaczało słowo „jasyr”. W praktyce był to wyrok: na oderwanie od rodziny, na niewolę, często na śmierć. Tatarzy nie wybierali. Jeśli kogoś dało się sprzedać - trafiał na targ w Stambule. Młode dziewczęta, szlachcianki i wiejskie córki trafiały do haremów, domów możnych Turków lub na służbę. Chłopcy - do armii janczarów albo jako pomocnicy w domach. Starcy i małe dzieci? Jeśli nie mogli iść - często kończyli z nożem na gardle.
Pamiętnikarze pisali o tym bez emocji, ale dla kobiet tamtych czasów był to dramat nie do opisania. Często cała rodzina znikała w jednej chwili. Niektórych mężczyzn zabijano na miejscu, kobiety z dziećmi ciągnięto przez setki kilometrów. Nie było wiadomo, czy jeszcze kiedykolwiek się zobaczą. Dla wielu był to koniec wszystkiego, co znali.
Szlak Kuczmański i ślady, które prowadziły do piekła
Tatarskie najazdy nie były chaotyczne. Miały swoje utarte szlaki i rytm. Szlaki Kuczmański, Murawski, Czarny - to były swoiste korytarze grozy. W ich parowach mogło ukryć się kilka tysięcy konnych wojowników. Z tych kryjówek uderzali znienacka, porywając całe wsie w kilka godzin. Dla lokalnych mieszkańców każdy szmer w zaroślach był powodem do paniki.
Tatarzy nie tylko wiedzieli, gdzie uderzyć, ale też co zrobić z ludźmi. Porwanych prowadzili setkami do Kamieńca, do Jass, przez Mołdawię i Wołoszczyznę aż do Stambułu. Tam sprzedawano ich na targach jak bydło. Cena zależała od wieku, wyglądu, zdrowia i płci. Młode kobiety były najcenniejszym „towarem”. To dla nich najczęściej wracano, czasem nawet po kolejne najazdy.
Pokój? Tak. Ale jasyr musi zostać
Zdarzało się, że nawet zawarcie pokoju nie kończyło grabieży. Tatarzy potrafili porozumieć się z polskimi hetmanami, ale pod jednym warunkiem: mogą brać jasyr. W 1649 roku w ugodzie zborowskiej oficjalnie zapisano, że wracający do Krymu Tatarzy mogą spokojnie zabrać uprowadzonych.
To była cena za pokój. Ale dla matek, żon i sióstr tych, których zabrano, był to szantaż emocjonalny najgorszego rodzaju. Niektóre kobiety próbowały wykupywać bliskich - za kosztowne okupy, kosztujące często cały majątek. Inne nigdy nie dowiadywały się, co się stało z ich synem, mężem czy córką.
Trauma, która kształtowała kobiecą pamięć
W domach polskich i ruskich kobiet XVII wieku trauma jasyru była codziennością. Kobiety modliły się, wypatrywały dymu na horyzoncie, nasłuchiwały kopyt. Gdy ktoś znikał - był płacz, zawodzenie, a potem... cisza. Pamiętniki mężczyzn z tamtego czasu notują liczby, bitwy, daty. Ale za każdą „duszą” wziętą w jasyr stała kobieta - matka, siostra, żona - której świat się zawalił.
Najazdy tatarskie i dramat jasyru to jeden z najmniej znanych, a zarazem najbardziej poruszających rozdziałów historii Rzeczypospolitej. Setki tysięcy ludzi – kobiet, mężczyzn, dzieci – zniknęły bez śladu, stając się towarem w rękach handlarzy i wojowników. Choć dla ówczesnych była to codzienność, dziś temat ten wciąż pozostaje na marginesie zbiorowej pamięci. Tymczasem to właśnie los zwykłych ludzi, ich cierpienie i próby przetrwania, najpełniej pokazują, czym naprawdę była wojna w XVII wieku.
Bibliografia
- Augustyniak U., Historia Polski 1572-1795, Warszawa 2014.
- Borawski P., Tatarzy w dawnej Rzeczypospolitej, Warszawa 1986.
- Podhorodecki L., Tatarzy. Od Czyngis-chana do XX wieku, Warszawa 2010.
- Ryba R., Uprowadzanie mieszkańców Rzeczypospolitej do niewoli przez Tatarów i Turków w oczach siedemnastowiecznych pamiętnikarzy, "Studia Historicolitteraria" nr 21 (2021).