Dziecko na plecy i do pracy. Codzienność polskich chłopek teraz przytłacza

Kiedy myślimy o życiu i pracy na wsi w poprzednich epokach mamy przed oczami obraz spracowanego chłopa, idącego za pługiem ciągniętym przez konia lub urabiającego się po łokcie w czasie żniw. Mało jednak mówi się o losie chłopskich kobiet, które niejednokrotnie wstawały jeszcze wcześniej niż mąż i jeszcze później się kładły. A na ich głowie było o wiele więcej, niż możemy sobie wyobrazić.
Z tego artykułu dowiesz się:
Zaczynało się w dzieciństwie
Chłopskie dzieci rzadko kiedy miały szansę na prawdziwe wykształcenie. Co prawda w dwudziestoleciu międzywojennym, a nawet wcześniej, mogli chodzić do szkoły, ale uczęszczali do niej często w kratkę, najczęściej tylko wiosną i jesienią. Latem były wakacje, zimą było zbyt zimno, by chodzić bez butów, a duża część dzieci w ogóle ich nie miała. Najczęściej edukacja kończyła się na 4 klasie podstawówki.
Według spisu powszechnego w latach 30-tych 32,3% kobiet wiejskich nie potrafiło ani czytać ani pisać, a tylko 26,9% mężczyzn było analfabetami. Więcej dziewczynek, bo to one były potrzebne w domu, by zajmować się młodszym rodzeństwem. Już 7-8 latki zostawały z kilkoma maleństwami pod opieką, a dla 10- czy 11-letnich dziewczynek było to zupełnie naturalne. Zaczynały też pomagać matce w gospodarstwie, by wspomóc ją we wszystkich obowiązkach. A było ich naprawdę wiele.
Praca ponad siły
Dzień kobiety zaczynał się bardzo wcześnie, często jeszcze przed świtaniem. To na jej głowie było rozpalenie w piecu, przygotowanie śniadania i dzieci. Ona sprzątała izbę i zawsze zajmowała się drobiem. W większości gospodarstw to na kobietach też spoczywał obowiązek zajęcia się innym inwentarzem – krowami i świniami. Przygotowywały paszę, doiły i sprzątały. O tym, jak wyglądało życie codzienne chłopa pańszczyźnianego przeczytasz więcej tutaj.
Najczęściej te wszystkie czynności wykonywały nosząc przy piersi malucha, bo zazwyczaj dzieci pojawiały się co 1-1,5 roku. Nasze babki nosiły przy sobie dzieci wszędzie, zawiązując je na plecach w chustach, by mogły mieć luźne ręce. W ten sposób prały w rzece lub w wodzie, którą przynosiły ze studni, w ten sposób zagniatały ciasto na chleb, przygotowywały sery i masło, które potem zanosiły do miasta na targ.
Z dzieckiem na plecach szły także do pracy w polu. Chociaż to była domena mężczyzn, kobiety i starsze dzieci musiały angażować się w pracę na roli – inaczej rodzina by się nie wyżywiła, zwłaszcza do momentu zniesienia pańszczyzny, gdzie poza własnym kawałkiem trzeba było odrabiać także na polu „dziedzica”. Kobiety uczestniczyły w sianokosach, żniwach, zbieraniu ziemniaków. Ale to nie wszystko – przy każdej chatce był ogródek warzywny, w którym uprawiały marchew, buraki, słodkie i pastewne, fasolę i tym podobne wiktuały, które pozwalały całej rodzinie przetrwać zimę.
Po pracy w polu kobietę czekało jeszcze sprzątanie, przygotowanie posiłku dla rodziny, położenie dzieci spać. Po ciemku, kiedy wszyscy już spali, cerowała skarpety, ubrania, robiła swetry na zimę. W tym całym znojnym życiu nie miała kiedy pomyśleć, jak bardzo jest zmęczona.

Lepiej iść na służącą
Nic dziwnego, że wiele młodych dziewcząt z biednego domu decydowało się „iść na służącą”. Już 11 czy 12-letnie dziewczynki były zatrudniane jako opiekunki do dziecka w zamożniejszych gospodarstwach. Zarobiły kilka groszy, które przekazywały rodzicom, poza tym mogły często liczyć na lepsze jedzenie niż w rodzinnym domu.
Starsze dziewczęta wysyłano lub same się decydowały, by przenieść się do miasta i zatrudnić się jako służąca. W tamtym czasie nawet średnio zamożni mieszczanie mieli „dziewczynę” – służącą, która zajmowała się wszystkim, czasami nawet gotowaniem. I chociaż ta praca też była ciężka i prawie nie było od niej przerw, dla dziewczyn z biednych wiejskich chat wydawała się spełnieniem marzeń.
Kilka groszy, które mogły zaoszczędzić, własne łóżko w kuchni albo nawet osobnym pokoju dla służby, lepszej jakości jedzenie! Do tego mogły donaszać stare, zniszczone sukienki po pani domu lub panienkach. Nie miały pod opieką młodszego rodzeństwa i zyskiwały namiastkę wolności od przemocy domowej i ojca tyrana – to niestety była rzeczywistość wielu z nich. Wiele z nich naprawdę o tym marzyło, chociaż często przejście przez próg mieszczańskiego domu to był początek koszmaru…

Źródła
J. Kuciel-Frydryszak, Chłopki. Opowieść o naszych babkach, Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2023
https://rownosc.eu/urodzone-pod-lawa-joanna-kuciel-frydryszak-chlopki-opowiesc-o-naszych-babkach/