Motocyklem przez Saharę - genialna ucieczka Émile’a Leraya

Gdy na środku Sahary jego Citroën 2CV odmówił posłuszeństwa, Émile Leray nie wpadł w panikę. Zamiast czekać na ratunek, zbudował motocykl ze szczątków własnego auta i ruszył przez pustynię. Francuz nie tylko przetrwał, ale przeszedł do legendy jako człowiek, który połączył zaradność z mechanicznym geniuszem.
- Wyprawa, która miała być beztroską przygodą
- Zamiast paniki - projekt awaryjny
- Walka z czasem i śmiertelnym upałem
- Z pustyni prosto w objęcia policji
- Motocykl, który stał się legendą
- Prawdziwa historia czy pustynna legenda?
- Bibliografia
Wyprawa, która miała być beztroską przygodą
Émile Leray, z zawodu elektryk, od zawsze fascynował się techniką i motoryzacją. W marcu 1993 roku wyruszył samotnie na wyprawę przez Maroko, wybierając trasę z Tan-Tanu do Zagory. Jego ulubiony Citroën 2CV miał być symbolem prostoty i niezawodności - idealnym kompanem w pustynnej podróży. Na drogę zabrał prowiant i wodę na kilkanaście dni oraz podstawowy zestaw narzędzi.
Już w pierwszych godzinach podróży trafił na patrol wojskowy, który ostrzegł go przed zagrożeniem w południowej części kraju. Uparty Leray postanowił obejść blokadę boczną trasą przez pustynię. To właśnie tam jego samochód wjechał na wystający głaz, co spowodowało poważne uszkodzenie przedniego zawieszenia i ramy pojazdu. Z dala od cywilizacji, bez sygnału i bez szans na pomoc, Francuz stanął przed brutalnym wyborem: czekać i prawdopodobnie umrzeć - lub działać.
Zamiast paniki - projekt awaryjny
Wielu w jego sytuacji pogodziłoby się z losem. Leray jednak, zamiast wpaść w rozpacz, rozrysował na piasku plan awaryjny. Wiedział, że jedyną szansą na ocalenie jest wykorzystanie tego, co ma - a miał wrak auta, ręce i głowę pełną pomysłów. Postanowił przerobić Citroëna na... motocykl. Zamierzał wyposażyć go w dwa koła, silnik, siedzenie i sterowanie - wszystko z tego, co zostało.
Zaczął od demontażu nadwozia, które później służyło mu jako osłona przed pustynnym słońcem i zimnymi nocami. Następnie skrócił podwozie, przemontował silnik i skonstruował napęd tylnego koła. Ze zderzaka zrobił siedzisko, a kierownicę połączył z prymitywnym mechanizmem sterującym. Zadziwiające, że bez spawarki i elektrycznych narzędzi, tylko przy pomocy piłki, młotka i śrubokrętów, udało mu się zbudować pojazd zdolny do jazdy.
Walka z czasem i śmiertelnym upałem
Budowa zajęła nie trzy dni, jak zakładał optymistycznie, a dwanaście - i to przy ekstremalnych warunkach klimatycznych. W ciągu dnia temperatury sięgały 45°C, nocami spadały poniżej 10°C. Leray spał pod rozebranym dachem auta, pił oszczędnie, jadł jeszcze rzadziej. W pewnym momencie miał już tylko jedną puszkę tuńczyka i kilka łyków wody. Praca mechaniczna w takich warunkach wymagała żelaznej dyscypliny i samozaparcia.
Testy motocykla były ryzykowne. Maszyna nie miała amortyzacji ani hamulców, a pierwsza jazda niemal zakończyła się tragedią - pojazd wywrócił się, przygniatając jego twórcę. Na szczęście Leray zdołał się uwolnić i wrócił do usprawnień konstrukcji. Druga próba zakończyła się sukcesem: motocykl ruszył. Choć powolny i niestabilny, pozwalał przemieszczać się po piasku i kamieniach. Zbliżał się moment powrotu do cywilizacji.

Z pustyni prosto w objęcia policji
Po kilkudziesięciu kilometrach mozolnej jazdy, Leray natknął się na patrol wojskowy. Żołnierze byli zdumieni widokiem dziwacznego pojazdu i początkowo nie dowierzali jego historii. Gdy jednak usłyszeli szczegóły i zbadali konstrukcję, odprowadzili go bezpiecznie do Tan-Tanu. Francuz był uratowany, choć finał okazał się zaskakujący - lokalna policja ukarała go mandatem za jazdę pojazdem niezgodnym z dokumentami rejestracyjnymi.
Dla marokańskich urzędników nie miało znaczenia, że ów „motocykl” był dziełem geniuszu i desperacji. Ważne było to, że nie odpowiadał wpisowi w dokumentach Citroëna. Mandat wyniósł równowartość kilkuset euro, ale Leray przyjął go z uśmiechem. Wrócił później do wraku, rozmontował wszystko i przewiózł z powrotem do Francji - tym razem już zwyczajnym 2CV.
Motocykl, który stał się legendą
Improwizowany pojazd nie trafił jednak na złom. Dziś można go podziwiać w amerykańskim muzeum Midwest Dream Car Collection. Stoi tam jako symbol ludzkiej kreatywności, zaradności i determinacji w obliczu sytuacji granicznej. Dla wielu zwiedzających ten eksponat jest bardziej inspirujący niż luksusowe Ferrari - bo pokazuje siłę przetrwania.
Historia Leraya trafiła też do prasy, telewizji i blogów. Próbowano odtworzyć jego wyczyn w programie „MythBusters” - bez powodzenia. Francuz udzielił wielu wywiadów i podkreślał, że nie działał dla rozgłosu. „Chciałem tylko przeżyć” – mówił. Dla wielu jednak jego opowieść ma w sobie coś z kinowej przygody: pomysł, napięcie, finał i morał.
Prawdziwa historia czy pustynna legenda?
Choć pojawiły się wątpliwości co do autentyczności całej historii, żadne poważne źródła jej nie podważyły. Wręcz przeciwnie - wiele szczegółów potwierdza jej wiarygodność. Istnieją zdjęcia, relacje wojskowych i dokumentacja techniczna pojazdu. Sam motocykl również przetrwał próbę czasu - nikt nie zdołał skutecznie podważyć jego istnienia.
Czy Leray miał w głowie plan awaryjny? Możliwe. Czy przygotował się lepiej niż przyznał? Niewykluczone. Ale nawet jeśli część historii została podkoloryzowana, to osiągnięcie pozostaje niekwestionowane. Zbudować sprawny pojazd na środku pustyni - to coś więcej niż chwyt marketingowy. To prawdziwa szkoła przetrwania.
Bibliografia
- https://4x4worldwide.com/the-viral-moroccan-legend-of-emile-leray/
- https://citroenvie.com/tag/emile-leray/
- https://podroze.onet.pl/ciekawe/czlowiek-ktory-zbudowal-motocykl-na-pustyni/vwdjyr1
- https://www.dailymail.co.uk/news/article-2168061/French-electrician-stranded-Moroccan-desert-rebuilt-wrecked-car-motorbike-drove-civilisation.html