Ciało króla rozkładało się za życia. Tak odchodził "ukochany monarcha" Francji

Władca, który przez dekady symbolizował potęgę Francji, odszedł w bólu i opuszczeniu. Ciało Ludwika XV rozkładało się za życia, a jego śmierć – powolna, bolesna i publicznie komentowana – stała się początkiem końca ancien régime'u. Jak umierał jeden z najbardziej kontrowersyjnych monarchów Francji?
- Od ukochanego do znienawidzonego
- Król rezygnuje z kolacji
- Nieubłagana diagnoza
- Odór, który wypędzał dworzan z komnaty
- Agonia i śmierć
- Koniec „Ukochanego”
Od ukochanego do znienawidzonego
Ludwik XV wstąpił na tron w wieku zaledwie pięciu lat, po śmierci swojego pradziadka, Ludwika XIV. Początkowo nazywano go le Bien-Aimé – „Ukochany”. Młody, przystojny, pełen wdzięku i obietnic. Przez chwilę naprawdę wydawało się, że to monarcha, który zapewni Francji pokój i dobrobyt. Ale ten blask szybko przygasł.
Jego rządy trwały prawie 60 lat. W ich trakcie państwo pogrążyło się w kryzysach gospodarczych, politycznych i moralnych. Król – coraz bardziej oderwany od problemów zwykłych ludzi – oddawał się przyjemnościom, a sprawy państwowe zrzucał na barki ministrów i... metres. Uważał, że tylko kochanki mówią mu prawdę, a lud – choć początkowo oddany – stopniowo zaczął go nienawidzić. Pod koniec życia Ludwik XV był symbolem dekadencji i upadku monarchii.
Król rezygnuje z kolacji
26 kwietnia 1774 roku król udał się do swojego ukochanego pałacyku Petit Trianon w towarzystwie swej metresy Madame du Barry i kilku zaufanych dworzan. Dzień później obudził się z bólem głowy, osłabiony i rozpalony gorączką. Mimo to postanowił wziąć udział w polowaniu – już nie konno, a w karecie. Wieczorem jego stan pogorszył się, a temperatura wzrosła. Zrezygnował z kolacji, co dla wielu było sygnałem alarmowym – Ludwik nigdy nie rezygnował z posiłku bez powodu.
28 kwietnia sprowadzono chirurga La Martinière’a, który zdecydował: król musi natychmiast wrócić do Wersalu. Dwór był w panice, króla umieszczono w jego prywatnych komnatach, a wokół jego łoża zaczęła się gromadzić świta lekarzy, chirurgów i urzędników. Rozpoczęła się walka o życie, przypominająca bardziej polityczny spektakl niż opiekę nad chorym.
Nieubłagana diagnoza
Na ciele monarchy szybko pojawiły się charakterystyczne czerwone plamy, które z czasem zaczęły ropieć i zmieniać w czarne owrzodzenia. Diagnoza była nieubłagana – ospa prawdziwa. Król nie przechodził jej wcześniej, a więc nie miał żadnej odporności. W XVIII wieku ta choroba była wyrokiem, zwłaszcza dla dorosłych.
Z obawy przed zakażeniem, najbliżsi – w tym młody następca tronu, Ludwik XVI, oraz Maria Antonina – zostali odesłani z pałacu. Przy łożu pozostała Madame du Barry i wąska świta. Tymczasem jego ciało zaczęło się dosłownie rozpadać. Gorączka rosła, skóra pękała, z ran sączyła się ropa. Na jego twarzy powstała brunatna skorupa. Świadkowie pisali, że twarz króla przypominała „maskę z brązu”. Jego oddech stawał się coraz bardziej płytki, a kontakt z rzeczywistością – coraz rzadszy.

Odór, który wypędzał dworzan z komnaty
Król leżał na prowizorycznym łożu, otoczony medykami, którzy zamiast efektywnego leczenia, spierali się o jego metody. Próbowano wszystkiego: upustów krwi, okładów, mieszanek ziół. Bez skutku. Stan monarchy stale się pogarszał. W pewnym momencie fetor rozkładającego się ciała stał się tak nieznośny, że służba musiała wietrzyć komnaty bez przerwy, a dworzanie ledwo byli w stanie wytrzymać pobyt w pobliżu chorego.
1 maja arcybiskup Paryża przybył do Wersalu, by być gotowym na ostatnie namaszczenie, ale początkowo nie dopuszczono go do chorego – obawiano się, że widok duchownego tylko przyspieszy załamanie psychiczne króla. Jednak Ludwik wciąż był przytomny. 3 maja spojrzał na swoje ręce, zobaczył pokryte zmianami skórnymi i wyszeptał: „to ospa prawdziwa”.
Agonia i śmierć
Przez kolejne dni ciało monarchy coraz bardziej się rozkładało. Skóra czerniała, ropa przestawała się sączyć, co oznaczało, że organizm się poddaje. Pojawiła się gangrena. Król nie mógł już przełykać – skostniałe zmiany na szyi blokowały gardło. Ostatni lekarze, którzy jeszcze wierzyli w cud, podali mu specjalną mieszankę, ale bez skutku.
9 maja uznano, że koniec jest bliski. Tego dnia ciało Ludwika XV było już w zaawansowanym stadium rozkładu – choć król jeszcze oddychał. 10 maja o poranku był nieruchomy, ale przytomny. O 11:00 rozpoczęła się agonia. O 3:15 nad ranem wydał ostatnie tchnienie. Śmierć, która trwała dwa tygodnie, wreszcie dobiegła końca.
W tym samym momencie dworzanie – zgodnie z obyczajem – wybiegli z królewskich komnat przez Galerię Lustrzaną, by ogłosić nowego króla. W apartamencie na parterze młody Ludwik XVI padł na kolana wraz z żoną i powiedział: „Boże, prowadź nas. Jesteśmy zbyt młodzi, aby rządzić”.
Koniec „Ukochanego”
Śmierć Ludwika XV była symbolem końca epoki. Król przez lata ignorujący problemy swojego królestwa, umarł niemal całkowicie opuszczony przez dworzan. To ironiczne, że człowiek, który tak panicznie bał się chorób i śmierci, odszedł w najgorszy możliwy sposób – w cierpieniu, upokorzeniu i odosobnieniu.
Francja nie opłakiwała swojego króla. Bo choć Ludwik XV był inteligentny, wykształcony i potrafił dostrzec błędy swoich poprzedników, to brakowało mu odwagi, aby ich uniknąć. Umarł jako ostatni symbol starego porządku – a jego zgnilizna, dosłowna i metaforyczna, była zwiastunem rewolucji, która miała już tylko kilka kroków do przebycia.
Źródła:
- Libiszowska Z., Ludwik XV, Wrocław 1997.
- Rostworowski E., Historia powszechna. Wiek XVIII, Warszawa 2006.
- https://en.chateauversailles.fr/discover/history/key-dates/death-louis-xv-1774