Japońska "tortura bambusowa" - tak działała jedna z najbardziej przerażających metod egzekucji

Czy natura może być bardziej bezlitosna, niż człowiek? W legendach i wspomnieniach sprzed wieków bambus stawał się narzędziem powolnej i okrutnej śmierci. Opowieści o „bambusowej torturze” do dziś budzą dreszcz, łącząc w sobie fascynację niezwykłą siłą przyrody i pierwotny lęk przed cierpieniem.
- Bambus – roślina o niezwykłej mocy
- Powolna egzekucja bez kata
- Syjamskie okrucieństwa w XIX wieku
- Japońska bezwzględność
- Fakty czy legenda?
- Piękno i groza natury
- Bibliografia
Bambus – roślina o niezwykłej mocy
Bambus od zawsze fascynował ludzi. W Azji był symbolem siły, długowieczności i duchowej równowagi. Chińscy poeci porównywali go do człowieka, który mimo przeciwności nie łamie się, a jedynie ugina – po czym wraca do pionu. Ale za tym romantycznym obrazem kryje się także twarda, biologiczna rzeczywistość: niektóre gatunki bambusa rosną wprost w zawrotnym tempie. Zdarza się, że młody pęd potrafi wydłużyć się nawet o metr w ciągu jednej doby. To tak, jakby patrzeć, jak roślina przesuwa się na naszych oczach.
Ta niezwykła właściwość sprawiła, że od wieków bambus nie był tylko rośliną dekoracyjną. Wykorzystywano go do budowy domów, produkcji narzędzi, a nawet do wyrobu broni. Nic dziwnego, że ktoś mógł wpaść na makabryczny pomysł, aby uczynić z niego narzędzie tortur. W końcu świeży twardy pęd może przebić nie tylko ziemię, ale także… ludzkie ciało.
Powolna egzekucja bez kata
Według rozmaitych opowieści tortura z bambusem była wyjątkowa, ponieważ nie wymagała bezpośredniego udziału kata. Ofiarę umieszczano nad młodym kiełkiem rośliny – czasem w pozycji siedzącej na specjalnej platformie, innym razem przywiązaną do palików wbitych w ziemię. Od tego momentu „pracę” przejmowała natura.
Pęd bambusa, szukając drogi ku słońcu, stopniowo wbijał się w ciało nieszczęśnika. Najpierw przebijał skórę, potem mięśnie, aż w końcu docierał do organów wewnętrznych. Proces trwał godzinami lub dniami, a największym okrucieństwem miał być fakt, że skazaniec pozostawał przez długi czas świadomy i w pełni zdawał sobie sprawę z nieuchronnego finału. To nie był błyskawiczny wyrok – to była powolna, przerażająca agonia, której katem była sama przyroda.
Przeczytaj również: Śmierć w kotle, chłosta na rynku. Kary, które dziś szokują.
Syjamskie okrucieństwa w XIX wieku
Pierwsze wzmianki o bambusowej torturze pojawiają się w relacjach europejskich podróżników i oficerów w XIX wieku. Brytyjski admirał Sherard Osborne wspominał, że w Syjamie (dzisiejszej Tajlandii) stosowano tę metodę wobec piratów i buntowników. Platformy budowano nad świeżo wykiełkowanymi pędami, które z czasem zamieniały się w naturalne „pale” przebijające siedzącą na nich ofiarę.
Choć Osborne sam nie był świadkiem egzekucji, jego relacje opierały się na opowieściach miejscowych oraz podkomendnych, którzy służyli w syjamskiej armii. Wspomnienia te mogą być przesadzone, ale trudno zaprzeczyć, że ich sugestywność robiła ogromne wrażenie na zachodnich czytelnikach. Dla mieszkańców Europy, nieznających w pełni egzotycznej flory, wizja „rosnącej włóczni” wydawała się równie fascynująca, co przerażająca.
Japońska bezwzględność
Do bambusowej tortury odwoływano się także w kontekście działań Japończyków. W czasie okupacji Chin, a później również podczas II wojny światowej, miała być stosowana przez żandarmerię wobec jeńców wojennych. Różne źródła opisują, że więźniów przywiązywano w pozycji przypominającej rozpostartego orła nad kilkoma pędami bambusa jednocześnie. Okrucieństwo polegało nie tylko na samej agonii, ale też na stopniowym uświadamianiu sobie, że każdy kolejny pęd będzie przebijał inne partie ciała.
Inne wspomnienia – m.in. te cytowane przez dziennikarkę Nellie Bly – wskazywały na wariant, w którym skazaniec stał, a jego nogi przywiązane były do wbitych w ziemię kołków. W takiej pozycji nie mógł się poruszyć, a natura nieubłaganie wykonywała „wyrok”.
Trudno dziś ocenić, czy te relacje były prawdziwe, czy raczej ubarwione opowieściami świadków i więźniów. Faktem jest jednak, że w pamięci ludzi tamtego czasu zapisały się jako symbol okrucieństwa, w którym człowiek oddawał stery przyrodzie.

Fakty czy legenda?
Historycy podchodzą do tych opowieści z dużą ostrożnością. Brakuje jednoznacznych dowodów na to, że bambusowa tortura była stosowana na masową skalę, a niektóre relacje mogą być jedynie przykładem czarnej legendy, którą budowano wokół Syjamczyków czy Japończyków. Nie jest jednak wykluczone, że incydentalnie próbowano w ten sposób zadawać śmierć – szczególnie w kulturach, które znały niezwykłe właściwości bambusa.
Każdy, kto widział szybko rosnący bambus, mógł łatwo uwierzyć, że roślina rzeczywiście przebije nie tylko ziemię, ale i ciało człowieka. Dlatego też historia ta do dziś żyje na pograniczu faktu i mitu, budząc fascynację i przerażenie zarazem.
Piękno i groza natury
Bambus, choć w kulturze azjatyckiej symbolizuje harmonię i wytrwałość, w tej opowieści zyskuje zupełnie inne oblicze. Staje się narzędziem powolnego cierpienia, w którym człowiek jest bezradny wobec siły natury. Może właśnie dlatego legenda ta przetrwała wieki – bo uderza w nasze najgłębsze lęki. Pokazuje, że to, co na co dzień kojarzy się z życiem i spokojem, w odpowiednich (a raczej nieodpowiednich) okolicznościach może zamienić się w kata.
„Bambusowa tortura” to więc nie tylko historia o rzekomej praktyce dawnych ludów Azji. To także opowieść o tym, jak człowiek od wieków balansuje na cienkiej granicy między zachwytem nad naturą a lękiem przed jej nieposkromioną siłą. I być może właśnie dlatego dreszcz przechodzi nas po plecach, gdy wyobrażamy sobie, że delikatna zielona roślina mogłaby stać się bezlitosnym narzędziem śmierci.
Bibliografia
- Blue G., Bourgon J., Brook T., Historia chińskich tortur, Warszawa 2010.
- Innes B., Historia tortur, Warszawa 2000.
- https://archive.org/details/myjournalinmala00osbogoog/mode/2up
- https://www.youtube.com/watch?v=eXkm25MVHJU