Krótka historia komedii romantycznych. Od czego się zaczęło?

Komedie romantyczne to jeden z najpopularniejszych gatunków filmowych. Ich lekkość i nieodzowny happy end sprawiają, że seans poprawia samopoczucie, zostawiając widzów z optymistycznym nastawieniem. Komedie romantyczne mają licznych fanów, ale – choć charakterystyka tego typu rozrywki brzmi uroczo i niewinnie – nie brakuje także głosów krytyki. Jaka jest historia gatunku? Jak zmieniał się na przestrzeni dekad?
Z tego artykułu dowiesz się:
Anatomia rom-com
Czym charakteryzują się tak zwane „rom-coms”, czyli tak popularne komedie romantyczne? Pierwszy element to „meet-cute” – nieoczekiwane, zwykle zabawne spotkanie protagonistów, skutkujące albo natychmiastowym zauroczeniem (przynajmniej po jednej astronie) albo...starciem osobowości. Scenarzyści chętnie łączą ludzi o skrajnie odmiennych charakterach, pochodzących z różnych środowisk, żyjących całkiem inaczej. Różnice stają się źródłami konfliktów oraz szeregu komicznych sytuacji. Sprzyjają też tworzeniu dialogów pełnych humoru, a niekiedy i ciętych ripost.
W znakomitej większości komedii romantycznych znajdziemy także interesujących bohaterów drugoplanowych, którzy bywają komentatorami zdarzeń, głosami rozsądku lub przeciwnie – namawiają protagonistów do szaleństw. Natomiast główni bohaterowie, przynajmniej w dobrze napisanych scenariuszach, przechodzą jakąś przemianę, a nawet stają się skłonni do wielkich gestów, dramatycznych ruchów, byle udowodnić swoją miłość.
Bohaterowie komedii romantycznych zazwyczaj mają jakieś kłopoty lub dylematy, które komplikują relację i przez chwilę happy end wydaje się niemożliwy. Jednak happy end w tym gatunku jest zawsze (między innymi ten element odróżnia go od melodramatu) – i dlatego oglądanie sprawia widzom przyjemność. Seanse pozwalają widzom na eskapizm – beztroską ucieczkę od rzeczywistości. Jednak nie do każdego to przemawia. Wielu ludzi zarzuca komediom romantycznym poleganie na utartych schematach, przedstawianie nierealistycznych obrazów miłości, banalnych bohaterów, stereotypów płciowych, mało ambitnych czy wręcz niesmacznych żartów. I czasami rzeczywiście trudno te wszystkie zarzuty odpierać.
Romantyczna złota era
Historie romantycznych relacji, opowiedziane z humorem i mające szczęśliwe zakończenie, były prezentowane w teatrach antycznej Grecji czy w teatrze szekspirowskim. Kino wykorzystało tę formułę na swój sposób.
Już w erze kina niemego przenoszono na ekran lekkie romantyczne opowiastki. Niektórzy znawcy Hollywood uważają, że filmem, który podłożył podwaliny pod późniejsze rom-coms był „Młody Sherlock Holmes” (1924) z Busterem Keatonem. Komedia ta miała ciepło, dowcip i urok, podobnie jak inny klasyk, „Światła wielkiego miasta” (1930) Charliego Chaplina. Natomiast bardziej „typowe” rom-coms pojawiły się na początku lat 30., kiedy w Ameryce trwał wielki kryzys i oferowany przez kino optymizm był tym bardziej w cenie. Studia filmowe starały się przyciągnąć widzów historiami, które uwzględniały współczesne zmagania, pokazując bohaterów triumfujących nad przeciwnościami losu. Nawet, jeśli protagoniści nie zbijali majątków, znajdowali miłość i życie wydawało im się lepsze. To właśnie czasy wielkiego kryzysu ukształtowały romantyczny storytelling, oferując eskapizm, satyrę i „starcie światów” (konflikt klasowy, światopoglądowy czy inne). Znakomitym przykładem będzie film Franka Capry „Ich noce” (1934) z Clarkiem Gable’em w roli zuchwałego reportera i Caludette Colbert jako rozpieszczonej córeczki bogatego ojca. Film zdobył 5 Oscarów w najważniejszych kategoriach (tak zwany „oscarowy szlem”) i stał się ponadczasowym klasykiem, powszechnie uznawanym za przełomowy dla komedii romantycznych jako istotnego gatunku filmowego. Premierę miał w lutym 1934, a już kilka miesięcy później, w lipcu, zaczął obowiązywać w Hollywood kodeks Haysa.
Podstawowym celem kodeksu Haysa było zapobieganie powstawaniu filmów, które można by było uznać za demoralizujące. Wśród wielu zakazów znalazł się ten dotyczący pocałunków i nagości (mierzono nawet głębokości dekoltów!). Scenarzyści starali się przechytrzyć cenzorów, stawiając na błyskotliwe dialogi doprawione inteligentnymi aluzjami i podtekstami. Konflikty, słowne pojedynki między protagonistami były odtąd ekwiwalentem napięcia erotycznego i podstawowym elementem komedii screwball. Andrew Sarris, ceniony krytyk filmowy trafnie określił te filmy jako „sekskomedie bez seksu”. Oprócz świetnie napisanych dialogów, screwball (w dosłownym tłumaczeniu „świr”) charakteryzuje się także elementami farsy, wątkiem/komentarzem społecznym, konfrontacją płci. Kobiety w komediach screwballowych to nowy typ bohaterek – wyemancypowane, wygadane i asertywne. Panowie natomiast bywają karani za swoją przesadną pewność siebie i uprzedzenia. Za królową tego gatunku uznawana jest Carole Lombard, znana między innymi z „Napoleon na Broadwayu” (1934), „Mój pan mąż” (1936), hitchcockowskiej wersji „Pan i pani Smith” (1941). Formuła screwball zyskała ogromną popularność i przetrwała dekady. W latach 40. podziwiano duet Katharine Hepburn-Spencer Tracy, którzy byli parą prywatnie (hollywoodzka tajemnica poliszynela) i często na ekranie – na przykład w typowo screwballowej komedii „Żebro Adama”(1949), gdzie ścierali się jako liberalna pani mecenas i niekoniecznie liberalny prokurator, poza salą sądową – mąż i żona. W kolejnych dekadach screwballowe komedie złotej ery inspirowały młodszych twórców – widać to na przykład w kultowym filmie „Kiedy Harry poznał Sally” (1989) i wielu innych.

Co pokazać, gdy już wszystko wolno
Po zniesieniu kodeksu Haysa hollywoodzcy stróże moralności zamilkli, a scenarzyści odetchnęli. W latach 60. pojawiły się sex comedies, w których napięcie erotyczne między bohaterami było kluczowe dla fabuły. Nie unikano też kontrowersyjnych wątków, na przykład w filmach Billyego Wildera mamy próbę samobójczą (znakomita „Garsoniera” z 1960 roku) czy poczciwego policjanta zakochującego się w prostytutce („Słodka Irma” z roku 1963) – w obu produkcjach wystąpił ulubiony duet reżysera: Jack Lemmon i Shirley MacLaine.
Druga fala feminizmu wpłynęła na Hollywood. Zaczęto prezentować bohaterki wspinające się po szczeblach kariery, przy okazji znajdujące miłość. Przykładem może być „Pracująca dziewczyna” (1988) Mike’a Nicholsa z Melanie Griffith w roli ambitnej Tess i niesłychanie przystojnym Harrisonem Fordem w roli charyzmatycznego Jacka.
Przełom lat 80. i 90. to rozkwit komedii romantycznej jako gatunku. Scenarzyści mieli wiele świeżych pomysłów i pokazywali różne środowiska (afroamerykańską społeczność w filmie „Książę w Nowym Jorku” z 1988 roku), wprowadzali psychologiczną głębię i wyraźniej podkreślali problemy społeczne (kultowe „Pretty woman”, gdzie biznesmen z problemami emocjonalnymi zakochuje się w „tej jedynej prostytutce z Hollywood Blvd, która nie pasuje do półświatka”), zwracali uwagę na miłość w jesieni życia i motyw „drugiej szansy” („Dwaj Zgryźliwi Tetrycy” z 1993 roku, choć z tym tematem bardziej się kojarzy „Lepiej późno niż później” z 2003). Coraz częściej scenarzystkami i reżyserkami były kobiety, a Nora Ephron jest uznawana za królową komedii romantycznych. To ona stworzyła między innymi „Bezsenność w Seattle” czy „Masz wiadomość”.
Z czasem okazało się, że Hollywood nie ma monopolu na komedie romantyczne. Również brytyjscy twórcy stworzyli szereg niezapomnianych filmów z tego gatunku, w tym „Cztery wesela i pogrzeb” (1994) otwierające drzwi do międzynarodowej sławy przed Hugh Grantem, „Dziennik Bridget Jones” (2001) czy jedną z najlepszych komedii romantycznych – wielowątkową, wzruszającą i zabawną opowieść o różnych obliczach miłości pod tytułem „To właśnie miłość” (2003). Ta pozycja skutecznie odpiera wszelkie zarzuty wobec rom-coms: nie jest przesłodzona ani absurdalna, nie opiera się na przewidywalnej strukturze, za to doskonale spełnia zadanie gatunku – poprawia nastrój.
Źródła:
- https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kultura/1792450,1,niedobrani-wreszcie-dobry-film-komediowy.read
- https://www.glamour.com/story/a-brief-history-of-romantic-co