Nocne orgie, wino i panika w Senacie. Bachanalia – największy skandal starożytnego świata

Muzyka, śpiew, dzikie tańce i wino lejące się strumieniami. Dla jednych święte misterium, dla innych – rozpusta i zagrożenie dla państwa. Bachanalia, rzymskie święta ku czci boga Bachusa, zaczynały się jak niewinna zabawa. Skończyły się politycznym skandalem, represjami i strachem przed kobiecą niezależnością.
- Od Dionizosa do Bachusa
- Święto wolności
- Siedlisko zła
- Panika w senacie
- Zakazane, ale nie zapomniane
- Ponadczasowe pragnienia
Od Dionizosa do Bachusa
Zanim w Rzymie pojawił się Bachus, jego grecki pierwowzór – Dionizos – był już dobrze znany jako bóg wina, płodności i nieokiełznanej radości życia. To właśnie jemu Grecy składali ofiary podczas dionizjów, świąt pełnych muzyki, śpiewu i tańca. Wino nie było tam zwykłym trunkiem – było symbolem kontaktu z boskością, sposobem na wyjście poza siebie i dotknięcie świata bogów.
Kiedy kult Dionizosa przybył do Italii, Rzymianie przyjęli go z typową dla siebie ostrożnością. Zmienili jego imię, dodali lokalne elementy i połączyli z własnym bogiem wina – Liberem. Tak narodził się Bachus, a wraz z nim jego święto – bachanalia. Początkowo odbywało się w dzień, w małych grupach, często z inicjatywy kobiet. Miało charakter raczej religijny, niż rozrywkowy. Jednak z czasem obrzędy zaczęły się zmieniać. Coraz częściej spotykano się nocą, coraz głośniej śpiewano, coraz swobodniej tańczono. Wtedy właśnie zaczęła się historia, która wstrząsnęła republiką.
Święto wolności
Dla uczestników bachanaliów wino, taniec i śpiew nie były celem samym w sobie. Miały być drogą do duchowego uniesienia – sposobem, by oderwać się od ciała i połączyć z naturą, z bogiem, z własnym pierwotnym instynktem. Ten stan, nazywany ekstazą, miał oczyszczać i uwalniać od codziennych ograniczeń.
Kobiety uczestniczące w tych obrzędach, zwane bachantkami lub menadami, nosiły jelenie skóry, oplatały włosy bluszczem i tańczyły w rytm bębnów. W antycznych opisach pojawiają się jako dzikie, nieokiełznane istoty – czasem rozszarpujące ofiarne zwierzęta, czasem zatopione w transie, w którym zatracały poczucie czasu i miejsca. Trudno dziś oddzielić prawdę od mitu, ale jedno jest pewne: dla kobiet Rzymu były to chwile wolności, których nie dawało im żadne inne miejsce. Tam, w świetle księżyca, mogły krzyczeć, tańczyć i śmiać się bez lęku przed oceną.

Siedlisko zła
Dla rzymskich elit takie zachowanie było szokiem. Kobieta w republikańskim Rzymie miała być cicha, posłuszna i skromna. A tymczasem setki kobiet gromadziły się nocą, piły wino i tańczyły w ekstazie, często w towarzystwie mężczyzn z niższych warstw społecznych. To pachniało rewolucją.
Najbardziej znany opis tych wydarzeń zostawił historyk Tytus Liwiusz, który przedstawił bachanalia jako siedlisko wszelkiego zła. Według jego relacji w czasie rytuałów dochodziło do orgii, gwałtów, a nawet morderstw. Czy rzeczywiście tak było? Większość badaczy uważa dziś, że Liwiusz przesadził. Ale jego opowieść trafiła w czuły punkt społeczeństwa – w strach przed kobietami, które odważą się decydować o sobie. W Rzymie, gdzie porządek i kontrola były fundamentem państwa, taka wizja budziła grozę.
Przeczytaj również: Messalina – rzymska cesarzowa, która nie znała granic… w łóżku i spiskach.
Panika w senacie
W 186 roku p.n.e. rzymski senat postanowił działać. Wydano słynny dekret – Senatus consultum de Bacchanalibus – który zakazywał organizowania bachanaliów bez zgody władz. Obrzędy mogły się odbywać tylko w małych grupach, z ograniczoną liczbą uczestników i pod czujnym okiem urzędników. Każdy, kto złamał zakaz, mógł zostać skazany na śmierć.
Oficjalnie chodziło o moralność. Ale w rzeczywistości senatorowie bali się czegoś innego – utraty kontroli. Bachanalia były spontaniczne, ludowe i egalitarne. Łączyły ludzi różnych stanów, a przede wszystkim – dawały kobietom przestrzeń do działania poza władzą mężczyzn. W państwie, które stawiało porządek ponad wszystko, taka wolność była nie do zaakceptowania. I tak religijny kult stał się ofiarą politycznej histerii.
Zakazane, ale nie zapomniane
Dekret senatu nie zdołał całkowicie zdusić ducha Bachusa. Rytuały przetrwały – przeniosły się do prywatnych willi, ukrytych gajów i prowincjonalnych świątyń. Z czasem ich dzikość ustąpiła miejsca bardziej symbolicznym formom kultu. Wino wciąż lało się strumieniami, ale zamiast transu i ekstazy pojawiła się radość, śmiech i wspólnota.
Ślady tych misteriów zachowały się do dziś. W Willi Misteriów w Pompejach można zobaczyć wspaniałe freski, na których kobiety tańczą, śpiewają i wtajemniczają się w sekrety boga wina. Choć Rzym próbował zapomnieć o Bachusie, w sztuce i poezji wciąż był obecny. Dla poetów, takich jak Horacy czy Owidiusz, Bachus stał się patronem natchnienia, a w renesansie i baroku – symbolem swobody i beztroski. Na obrazach Tycjana, Rubensa czy Caravaggia wino znów płynie, a kobiety tańczą bez wstydu.
Ponadczasowe pragnienia
Dziś słowo bachanalia kojarzy się z szaloną imprezą pełną rozwiązłości i lejącym się strumieniami alkoholem. Ale jego źródło jest znacznie głębsze – to wspomnienie o dawnych rytuałach, w których człowiek, choć na chwilę, mógł zapomnieć o zasadach i poczuć się częścią wolnej społeczności. W obrzędach tych drzemało pragnienie przekroczenia codziennych ograniczeń i powrotu do pierwotnej natury człowieka. To właśnie dlatego bachanalia do dziś symbolizują nie tylko hedonizm, ale też potrzebę wolności i emocjonalnego oczyszczenia.
Źródła:
- Burkert W., Starożytne kulty misteryjne, Kraków 2007.
- https://bazhum.muzhp.pl/media/texts/acta-universitatis-nicolai-copernici-nauki-humanistyczno-spoeczne-historia/1996-tom-29-309/acta_universitatis_nicolai_copernici_nauki_humanistyczno_spoleczne_historia-r1996-t29_309-s47-59.pdf
- https://bazhum.muzhp.pl/media/texts/przeglad-historyczny/1930-1931-tom-29-numer-1/przeglad_historyczny-r1930_1931-t29-n1-s19-63.pdf
- https://wilanow-palac.pl/pasaz-wiedzy/bachanalia-w-przekazach-antycznych