Jej klątwa ma działać do dzisiaj. Magii szczecińskiej czarwonicy bali się nawet książęta

Czy jedna kobieta mogła rzucić klątwę na cały książęcy ród? I czy za odwagę bycia sobą musiała zapłacić najwyższą cenę? Oto historia Sydonii von Borck – pomorskiej arystokratki, którą okrzyknięto czarownicą i spalono na stosie.
- W Wilczym Gnieździe
- Dwór, miłość i rozczarowanie
- W poszukiwaniu sprawiedliwości – i męża
- Zielarka, czarownica czy osamotniona kobieta?
- Proces
- Legenda i rehabilitacja
- Bibliografia
W Wilczym Gnieździe
Sydonia von Borck urodziła się w 1548 roku w Strzmielach, w majątku szlacheckim zwanym Wilczym Gniazdem. Zamek, niegdyś siedziba rycerskiego rodu Borków, popadał już wtedy w ruinę, co symbolicznie zapowiadało losy dziewczynki wychowywanej w cieniu chylącej się ku upadkowi świetności familii. Ojciec Sydonii – hrabia Otto von Borck – zmarł, gdy miała zaledwie trzy lata, a jej matka Anna z rodu von Schwiecheld nie zdołała powstrzymać narastających problemów finansowych. Gwoździem do trumny rodzinnych finansów było bankructwo wpływowego banku Loitzów, które odebrało rodzinie ostatnie oszczędności.
Mimo kłopotów majątkowych, Sydonia dorastała w przekonaniu o własnej wyjątkowości. Była najmłodszą z trójki dzieci i oczkiem w głowie rodziców. Uznawano ją za jedną z najpiękniejszych kobiet Pomorza, a jej nieprzeciętna uroda, bystrość i dumna postawa czyniły ją postacią, która wzbudzała zarówno podziw, jak i zazdrość. Te cechy, w połączeniu z niezależnością i ciętym językiem, od początku budowały jej reputację kobiety niepokornej – co w szesnastowiecznym świecie kobietom rzadko przynosiło szczęście.
Dwór, miłość i rozczarowanie
W młodości Sydonia trafiła na dwór księcia Filipa I w Wołogoszczy, gdzie została damą dworu księżnej Amelii Saskiej. To właśnie tam nawiązała bliską relację z synem księcia – Ernestem Ludwikiem, który miał ponoć poprosić ją o rękę. Historia nie zna wielu takich przypadków: arystokratka spoza dynastii, która mogła zostać księżną. Niestety – gdy tylko pojawiły się naciski polityczne ze strony książęcej rodziny, Ernest Ludwik wycofał się z danego słowa i poślubił Zofię Jadwigę z rodu Brunszwickiego. Dla Sydonii było to podwójne upokorzenie: odtrącenie przez ukochanego i odcięcie od szansy na wpływy, bezpieczeństwo i stabilność.
Zraniona i zawiedziona, Sydonia powróciła do rodzinnych Strzmieli, gdzie wraz z siostrą Dorotą trafiła pod opiekę ich starszego brata Ulricha. Ten – jak to często bywało w patriarchalnych rodzinach – nie tylko nie otoczył ich troską, ale wręcz przymusił do zrzeczenia się praw do majątku. Dla Sydonii oznaczało to kolejną stratę, tym razem formalną: odebrano jej prawo głosu i zabezpieczenie na przyszłość. Po konflikcie z bratową siostry opuściły zamek, a ich życie od tej pory toczyło się między sądami, skargami i ciągłymi próbami odzyskania dziedzictwa.
W poszukiwaniu sprawiedliwości – i męża
Po nieudanych próbach odzyskania majątku, Sydonia zaczęła szukać ratunku w małżeństwie. Przez lata miała kilkunastu narzeczonych – według niektórych źródeł aż piętnastu – ale żaden związek nie zakończył się ślubem. Jej niezależność, temperament i trudny charakter zniechęcały potencjalnych kandydatów. Sydonia nie była kobietą, która zadowalała się konwenansami czy cichą uległością – a to budziło nieufność i niechęć, zwłaszcza w świecie, gdzie kobiety powinny znać „swoje miejsce”.
Jej życie przypominało niekończącą się batalię o sprawiedliwość. Przez lata procesowała się z krewnymi i sąsiadami, była zaangażowana w liczne spory majątkowe, a także – co niezwykle istotne – coraz częściej oskarżano ją o zniesławienia, malwersacje i nieobyczajne zachowanie. Mieszkała w różnych miejscowościach Pomorza, nigdy nie zagrzewając nigdzie miejsca na dłużej. Jej reputacja z każdą dekadą stawała się coraz bardziej kontrowersyjna – jedni widzieli w niej ofiarę, inni awanturnicę.

Zielarka, czarownica czy osamotniona kobieta?
W 1604 roku Sydonia została przyjęta do klasztoru w Marianowie – nie z powołania, lecz z konieczności. Miała już ponad 50 lat, nie miała majątku ani stabilnego miejsca do życia. Początkowo pełniła funkcję zastępczyni przeoryszy, jednak i tu jej charakter dał o sobie znać – szybko popadła w konflikty z resztą zakonnic, a władze klasztoru pozbawiły ją stanowiska. Sydonia coraz bardziej izolowała się od otoczenia, a jej kontakty z ludźmi ograniczały się do sądów, procesów i – jak twierdzili świadkowie – pogróżek.
Jednocześnie znana była z zainteresowania zielarstwem. Otaczała się zwierzętami, znała działanie ziół, udzielała porad zdrowotnych i leczyła ludzi – co w ówczesnych realiach wystarczało, by podejrzewać ją o czary. Ludzie coraz częściej zaczęli mówić o jej „przepowiedniach”, z których wiele miało się sprawdzać. Najbardziej znaną z nich była klątwa, którą rzekomo rzuciła na dynastię Gryfitów: miała przepowiedzieć, że ród księcia wymrze w ciągu 50 lat. Kiedy ostatni Gryfita – Bogusław XIV – zmarł bezpotomnie w 1637 roku, dla wielu był to dowód na nadprzyrodzoną moc Sydonii.
Proces
W 1619 roku Sydonię aresztowano i osadzono w zamku Oderburg w Szczecinie. Przeciwko niej zeznawało około 50 świadków – w tym dawni opiekunowie, sąsiedzi i osoby, z którymi przez dekady prowadziła spory sądowe. Oskarżono ją o 74 różne przestępstwa, m.in. czary, trucicielstwo, kontakty z diabłami i rzucanie klątw. Początkowo broniła się mądrze i logicznie – miała dar słowa i potrafiła punktować sprzeczności w zeznaniach świadków. Jednak jak w wielu procesach o czary, ostatecznie przesądziły o wszystkim tortury.
Pod ich wpływem Sydonia przyznała się do winy – jak większość kobiet oskarżanych o czary w XVII wieku. Proces zakończył się wyrokiem skazującym. 19 sierpnia 1620 roku, mając 72 lata, Sydonia von Borck została publicznie ścięta mieczem za murami Szczecina, a jej ciało spalono na stosie. Miejsce egzekucji znajdowało się przy Bramie Młyńskiej – wówczas poza granicami miasta, dziś w samym jego sercu.
Legenda i rehabilitacja
Choć została uznana za czarownicę i stracona, pamięć o Sydonii nie zginęła. Wręcz przeciwnie – w kolejnych stuleciach stała się jedną z najbardziej znanych kobiet Pomorza. Jej losy opisywano w romantycznych powieściach, wspominano w lokalnych legendach, a artyści chętnie tworzyli jej portrety. W XIX wieku zaczęto coraz głośniej mówić o tym, że Sydonia mogła być niewinną ofiarą uprzedzeń, zawiści, rodowych porachunków i społecznych mechanizmów przemocy wobec kobiet.
W 2020 roku – równo 400 lat po jej śmierci – za sprawą kilku instytucji polskich i niemieckich (m.in. Pommersches Landesmuseum w Greifswaldzie) zainicjowano międzynarodowy projekt „Akta Sydonii”, który miał na celu przybliżenie jej postaci we współczesnym, bardziej sprawiedliwym świetle. Powstały podcasty, wystawy, publikacje i działania edukacyjne, pokazujące historię Sydonii jako przestrogę przed systemowym wykluczeniem. Dziś kwiaty składane w miejscu jej śmierci nie są już symbolem potępienia, ale pamięci i refleksji.
Bibliografia
- Frankiewicz B., Sydonia, Szczecin 1986.
- Majewska A. (red.), Czary i czarownictwo na Pomorzu, Stargard 2008.
- https://muzeum.szczecin.pl/116-aktualnosci/1059-akta-sydoni.html