Najmroczniejsza koronacja w dziejach. Tak zaczął panować ostatni car Rosji

Kiedy wiosną 1896 roku Rosja przygotowywała się do koronacji młodego cara Mikołaja II, nikt nie spodziewał się, że uroczystości zamienią się w jeden z najbardziej ponurych epizodów historii imperium. To, co miało być świętem radości i jedności, zakończyło się śmiercią tysięcy ludzi – zadeptanych w tłumie, którego nikt nie potrafił kontrolować. Tragedia na Chodynce to nie tylko symbol niekompetencji carskiej biurokracji, ale i mroczne proroctwo losów chylącego się ku upadkowi cesarstwa.
- Niech żyje car Mikołaj!
- Darmowe piwo, kiełbaski i kompletny chaos
- Zadeptani w okopie
- „Książę Chodyński”
- Tysiące ofiar i wielki bal
- Zła wróżba
- Zapowiedź upadku
- Bibliografia
Niech żyje car Mikołaj!
Gdy w 1894 roku zmarł car Aleksander III, tron objął jego syn – Mikołaj II. Młody, niedoświadczony i raczej niechętny do samodzielnych decyzji, miał zostać oficjalnie koronowany dopiero dwa lata później – w maju 1896 roku, po okresie żałoby. Mimo że stolicą imperium rosyjskiego był Sankt Petersburg, to zgodnie z tradycją koronacja odbyła się w Moskwie, w monumentalnym soborze Uspieńskim na Kremlu.
Ceremonia była pełna przepychu: car zasiadał na diamentowym tronie, jego żona Aleksandra Fiodorowna – na wykonanym z kości słoniowej. Miasto tętniło życiem, a na ulicach panowało świąteczne uniesienie. Jednak nie wszystko szło zgodnie z planem – tłum był coraz większy, a emocje, zamiast opadać, rosły z godziny na godzinę.
Darmowe piwo, kiełbaski i kompletny chaos
Jednym z elementów tradycyjnych uroczystości koronacyjnych był festyn ludowy – car „schodził do ludu” i obdarowywał go prezentami. Mężczyznom wręczano porcelanowe kubki z herbem Rosji, kobietom chustki, a wszystkim – jedzenie i piwo. Planowano rozdać około 400 tysięcy zestawów upominkowych. Tyle że na moskiewskie pole Chodynka przyszło ponad dwa miliony ludzi…
W nocy poprzedzającej wydarzenie tłum już zaczął gromadzić się wokół rozstawionych stołów. Chodynka – teren ćwiczeń wojskowych – była wyboista i nieprzygotowana do takiego naporu ludzi. Rankiem 30 maja pojawiły się pogłoski, że prezentów i piwa zabraknie. To wystarczyło, aby setki tysięcy zgromadzonych zaczęły się gwałtownie przepychać. Wybuchła panika.
Zadeptani w okopie
Jedną z przyczyn tragedii był fakt, że tuż przed stołami gdzie rozdawano podarki, znajdował się niezabezpieczony rów – głęboki okop, którego nikt nie oznaczył, ani nie osłonił. Pierwsze osoby zepchnięte do przodu przez tłum spadały w dół i były bezlitośnie tratowane przez kolejne fale ludzi.
Oficjalne dane mówiły o około 1 400 ofiarach śmiertelnych, ale niektóre źródła podają, że liczba ta mogła przekroczyć nawet 2 700. Ludzie ginęli duszeni, przygniatani, zadeptywani. Ci, którzy przeżyli, jeszcze długo nie potrafili dojść do siebie po tym, czego doświadczyli.

„Książę Chodyński”
Bezpośrednią odpowiedzialność za zabezpieczenie festynu ponosił generał-gubernator Moskwy, książę Sergiusz Romanow – bliski krewny cara. Zlekceważył on ostrzeżenia i przeznaczył zaledwie garstkę wojska do kontroli tłumu. Kiedy tragedia już się wydarzyła, przez wiele godzin nie podejmowano skutecznych działań ratunkowych.
Mieszkańcy Moskwy szybko nadali mu złośliwy przydomek „książę Chodyński”. Nie był to jednak jego koniec kariery – pozostał wpływowym członkiem dworu i jednym z najbardziej zaufanych ludzi cara. Społeczna frustracja i poczucie bezsilności wobec tak jawnej bezkarności władzy tylko rosły.
Tysiące ofiar i wielki bal
Wieść o tragedii szybko dotarła do Mikołaja II. Młody car początkowo chciał osobiście udać się na miejsce i odwiedzić rannych, ale jego matka, wdowa po Aleksandrze III, przekonała go, że obecność wśród ofiar może być źle odebrana – jako przyznanie się do winy lub, co gorsza, zły omen.
To jednak nie koniec kontrowersji. Mimo masakry i żałoby w mieście, car nie odwołał wieczornego balu wydawanego przez ambasadora Francji. W złotych salach rozbrzmiewała radosna muzyka i wznoszono toasty, gdy kilkanaście kilometrów dalej wciąż zbierano ciała z pola śmierci.
Zła wróżba
Decyzja o kontynuowaniu zabaw mimo tragedii wzbudziła ogromne oburzenie. Choć Mikołaj wypłacił rodzinom ofiar rekompensaty i zorganizował indywidualne pogrzeby (po to żeby uniknąć pochówków w masowych grobach), społeczeństwo zapamiętało przede wszystkim jego obojętność i chłód. Wkrótce zaczęto nazywać go „Krwawym Mikołajem”.
Z perspektywy czasu wielu historyków uznaje Chodynkę za symboliczny początek końca caratu. Nad panowaniem Mikołaja II już od pierwszych dni wisiała ciemna chmura – jego władza nie budziła zaufania, carskie decyzje (lub raczej ich brak) tylko pogłębiały kryzys zaufania między monarchią a narodem.
Przeczytaj również: Rewolucja październikowa w Rosji - przyczyny, cele i skutki powstania bolszewickiego.
Zapowiedź upadku
Dziś Pole Chodynka w Moskwie to przede wszystkim obszar miejskiej zabudowy, ale pamięć o tragedii przetrwała. W rosyjskiej świadomości zbiorowej Chodynka pozostaje ostrzeżeniem – przed ignorancją bezdusznej władzy, brakiem odpowiedzialności i lekceważeniem potrzeb zwykłych ludzi. Choć od tych wydarzeń minęło już ponad sto lat, ich echo wciąż brzmi w opowieściach, książkach i filmach. Panika na Chodynce to nie tylko historia o chaosie, ale także przypomnienie, jak cienka granica dzieli święto od katastrofy – i jak niewiele trzeba, aby radość zamieniła się w dramat.
Czy Mikołaj II mógł przewidzieć, że jego panowanie rozpocznie się od masowej śmierci własnych poddanych? Być może nie. Ale historia pokazała, że od pierwszych dni był bardziej zakładnikiem dworu i tradycji niż szanowanym władcą. Tragedia na Chodynce okazała się nie tylko tragedią ludzką – była zapowiedzią przyszłości caratu, który nie potrafił słuchać ludu.
Bibliografia
- Bazylow L., Historia Rosji, Wrocław 2006.
- Jaszuński G., Ostatni monarchowie, Warszawa 1975.
- https://www.bbc.co.uk/ahistoryoftheworld/objects/rFx-yzI_QkK9CNdocAjEvQ
- https://www.researchgate.net/publication/233125291_Monarchy_discredited_Reactions_to_the_Khodynka_coronation_catastrophe_of_1896