Polska krajem bez stosów? Wbrew pozorom rozpalano je często

Jak na kraj „bez stosów”, w Polsce rozpalano je dość często. Nie było to może na taką skalę jak w Hiszpanii czy u naszych innych zachodnich sąsiadów, ale jednak zdarzało się przez kilkaset lat. Najczęściej śmierć na stosie była karą dla czarownic. I niewiele trzeba było, zostać uznaną za takową.
Z tego artykułu dowiesz się:
Wiara, strach i poszukiwanie winnych
Polowania na czarownice to jedno z najbardziej przerażających zjawisk w dziejach Europy. Choć kojarzą się głównie z krajami Zachodu, procesy o czary były również częścią rzeczywistości w Polsce od XVI do XVIII wieku. Wiara w diabelskie moce i ich ludzkich pomocników przenikała wszystkie warstwy społeczne. Czary tłumaczyły nieszczęścia dnia codziennego – od chorób, przez klęski żywiołowe, aż po nieudane plony czy śmierć zwierząt gospodarskich.
Polska, wbrew obiegowym opiniom, nie była „państwem bez stosów”. Chociaż faktycznie skala procesów była mniejsza niż np. w Niemczech czy Francji, to i u nas dochodziło do krwawych egzekucji. Historycy szacują, że ofiarą procesów o czary w Polsce padło co najmniej 3000 osób, a liczba ta może być znacznie wyższa. Ofiarami były głównie kobiety – chłopki i mieszczki, które wyróżniały się na tle lokalnej społeczności lub po prostu stały się wygodnym kozłem ofiarnym. Czytaj więcej o sposobach wymierzania kary śmierci w dawnych czasach tutaj.
Jak wyglądał proces o czary?
Każdy proces zaczynał się od oskarżenia – mogło ono paść ze strony sąsiada, miejscowego proboszcza lub innej wpływowej osoby. Wystarczyło, że ktoś miał opinię osoby dziwnej, samotnej, znał się na ziołolecznictwie lub po prostu komuś zaszkodził swoją niezależnością. Następnie oskarżoną stawiano przed sądem, a jej los zależał od zeznań świadków oraz „dowodów”.
Kluczowym elementem procesu były tortury. W Polsce, podobnie jak w innych krajach Europy, uznawano, że czarownica nigdy nie przyzna się dobrowolnie, dlatego stosowano brutalne metody wymuszania zeznań – przypalanie, łamanie kołem, rozciąganie na łańcuchach czy tzw. próbę wody, w której wrzucano oskarżoną do rzeki. Jeśli utonęła – była niewinna, jeśli przeżyła – oznaczało to rzekomą współpracę z diabłem.
Kary były okrutne. Najczęściej kończyło się na spaleniu na stosie, czasem „z litości” skazaną wcześniej duszono. Choć w Polsce prawo przewidywało także karę banicji, społeczne napiętnowanie zazwyczaj nie pozwalało oskarżonym na normalne życie po uniewinnieniu.
Koniec polowań na czarownice i ich dziedzictwo
Procesy o czary w Polsce zaczęły wygasać w drugiej połowie XVIII wieku. Ważną rolę odegrały tu zmiany w mentalności społeczeństwa, rozwój nauki oraz oświeceniowe idee, które podważyły wiarę w diabelskie moce. W 1776 roku Sejm Rzeczypospolitej oficjalnie zakazał stosowania tortur, co praktycznie zakończyło możliwość oskarżania o czary.
Jednym z ostatnich głośnych przypadków była sprawa Barbary Zdunk, która w 1811 roku została skazana na spalenie w Reszlu. Choć często uznaje się ją za ostatnią czarownicę Europy, historycy są zgodni, że jej proces miał bardziej kryminalny niż czarowniczy charakter. Kobieta została oskarżona o podpalenie miasta w 1807 roku i za to oficjalnie skazana na śmierć poprzez uduszenie. Jej zwłoki zostały spalone, co gawiedź uznała za dowód, że była to czarownica.
Mimo że procesy o czary należą do przeszłości, to mechanizmy ich powstawania – strach przed nieznanym, szukanie winnych w trudnych czasach, społeczne napiętnowanie – wciąż są obecne w społeczeństwie. Do dziś w różnych częściach świata ludzie oskarżani są o czary, torturowani i zabijani, co pokazuje, że historia może się powtarzać, choć w innej formie.
Źródła
Polskie polowanie na czarownice. Jak do tego doszło?, w: https://www.national-geographic.pl/historia/polowanie-na-czarownice/
Wijaczka J., Czarownicom żyć nie dopuścisz. Procesy o czary w Polsce w XVII-XVIII wieku, Replika 2022