Porwana, ale z własnej woli. Kobiecy bunt w staropolskim świecie

W dawnej Polsce twoje małżeństwo zależało od majątku, układów rodzinnych i społecznego statusu. Gdy ojciec odmawiał pannie zgody na ślub z ukochanym, zostawała tylko jedna dramatyczna droga – ucieczka. Tak właśnie wyglądała rzeczywistość staropolskich raptów, czyli uprowadzeń kobiet w celach matrymonialnych. Czy były to romantyczne akty desperacji, czy przemyślane strategie? Poznaj historie, w których miłość ścierała się z zawiłym prawem, a szczęście osobiste z honorem rodziny.
- Rapt – kłopotliwa tradycja
- Co na to prawo?
- Skandale w murach klasztoru
- Od miłości do szafotu
- Między uczuciem a wyrachowaniem
Rapt – kłopotliwa tradycja
W potocznym rozumieniu „rapt” brzmi jak termin z powieści awanturniczej, jednak w dawnej Polsce określał konkretne, prawnie uregulowane zjawisko: uprowadzenie kobiety w celu zawarcia małżeństwa. Jego korzenie sięgają czasów przedchrześcijańskich, gdy u Słowian porwanie było jednym z czterech uznawanych sposobów stworzenia związku – obok kupna, zamieszkania razem i umowy formalnej. Choć brakuje świadectw z pierwszych wieków polskiej państwowości, to z czasem rapt przekształcił się z samodzielnego obyczaju w „środek do celu” – sposób na ominięcie przeszkód w legalnym ślubie.
Co ciekawe, większość tych porwań odbywała się za cichym, a czasem wręcz aktywnym przyzwoleniem samej panny. W społeczeństwie, gdzie decyzję o zamążpójściu podejmował ojciec lub opiekun, rapt stawał się dla kobiet formą buntu – jedyną szansą na małżeństwo z wybrankiem serca, gdy rodzina nie zgadzała się z powodu różnic majątkowych, niskiego statusu kandydata lub po prostu własnych ambicji. To nie były więc zwykle historie o bezsilnych ofiarach, lecz o kobietach, które brały sprawy w swoje ręce, ryzykując utratą reputacji i rodzinnym gniewem.
Co na to prawo?
Kościół katolicki już od XIII wieku próbował ograniczyć praktykę raptów. Statuty synodalne zabraniały duchownym udzielania ślubu porywaczowi, dopóki porwana nie wróciła pod opiekę rodziny. To nieprzypadkowe połączenie – władze kościelne zdawały sobie sprawę, że wiele porwań kończyło się właśnie sakramentem małżeństwa i chciały mieć nad tym kontrolę. Z czasem również prawo świeckie zaczęło surowo karać takie działania: konstytucja z 1496 roku groziła utratą czci, a ta z 1532 roku nakazywała przekazanie porwanej aż jednej trzeciej majątku sprawcy.
Kluczowy przełom przyniósł Sobór Trydencki w XVI wieku. Uchwalono wówczas, że jeśli porwana kobieta odzyska wolność, znajdzie się w bezpiecznym miejscu i dobrowolnie wyrazi zgodę na małżeństwo – związek może zostać uznany za ważny. To znaczące posunięcie, które pokazywało, że coraz większą wagę przywiązywano do osobistej woli kobiety, a nie tylko do zgody rodziny. Mimo to w praktyce wiele zależało od statusu społecznego i majątku – bogatsi i lepiej urodzeni często unikali surowych kar, podczas gdy inni płacili najwyższą cenę.

Skandale w murach klasztoru
Jednym z najbardziej bulwersujących aspektów staropolskich raptów były porwania z klasztorów. Niekiedy stawały się one scenami dramatycznych wydarzeń. W 1613 roku krewni próbowali uprowadzić Annę i Halszkę Ostromęckie z klasztoru w Toruniu, a dwa lata później udało się to Aleksandrowi Bąkowskiemu. Najgłośniejsza jednak stała się sprawa Aleksandra Koniecpolskiego, który siłą odebrał z klasztoru własną żonę, Zofię Dembińską.
Zofia, już po ślubie cywilnym, postanowiła zostać zakonnicą i złożyła śluby czystości w klasztorze bernardynek w Krakowie. Koniecpolski, nie czekając na decyzje sądów, w Wielkim Tygodniu 1612 roku dokonał zuchwałego napadu i wywiózł żonę do swoich dóbr. Wywołał tym ogromny skandal, który odbił się echem w całej Rzeczypospolitej. Sprawa trafiła przed sąd sejmowy, a Koniecpolskiego skazano na infamię i banicję. Dzięki wpływom potężnego rodu uniknął jednak wykonania wyroku, a z czasem nawet poślubił siostrę Zofii. Ta historia dobitnie pokazuje, że w staropolskiej rzeczywistości pozycja społeczna często znaczyła więcej niż zapisy prawa.
Od miłości do szafotu
Nie wszystkie historie raptów kończyły się szczęśliwie – zwłaszcza gdy w grę wchodziła różnica stanów społecznych. W 1752 roku sołtys Rolbiecki, zakochany z wzajemnością w córce podkomorzego, postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Porwał pannę, potajemnie się z nią ożenił, licząc na to, że rodzina zaakceptuje fakt dokonany. Stało się jednak inaczej: szlachta oburzyła się, że chłop śmiał „wślizgnąć się” do ich stanu. Rolbiecki został powieszony, a małżeństwo unieważniono.
Podobny los spotkał pułkownika Zygmunta Ernesta von Bandemera, który porwał swoją narzeczoną, gdy jej ojciec zerwał zaręczyny prawdopodobnie w poszukiwaniu bogatszego kandydata. Potężny teść – Fabian Plater – doprowadził do szybkiego procesu i egzekucji zięcia, a córkę wkrótce wydał za innego mężczyznę. Te tragiczne finały pokazują, że w świecie szlacheckich układów i honoru, osobiste szczęście często przegrywało z racją stanu rodziny. Miłość musiała mieścić się w granicach społecznej akceptacji, inaczej stawała się wyrokiem.
Między uczuciem a wyrachowaniem
Warto pamiętać, że nie wszystkie rapty wynikały z romantycznych uniesień. Czasem były po prostu narzędziem w rękach rodziny – jak w przypadku porwania Felicjany Stadnickiej przez jej własnych braci. Po śmierci ojca, słynnego „diabła” Stadnickiego, synowie nie mogli pogodzić się z nowym małżeństwem matki. Porwali więc siostrę, by przejąć należny jej spadek. Innym razem rapt służył czystej kalkulacji majątkowej: podczas potopu szwedzkiego Piotr Mankowski uprowadził i zmusił do małżeństwa zamożną wdowę, by zagarnąć jej dobra.
Nawet gdy w grę wchodziło uczucie, trudno było oddzielić je od kwestii materialnych. Przypadek Zofii Rosnowskiej, porwanej w 1652 roku przez Hieronima Broniewskiego za zgodą matki panny, pokazuje, jak skomplikowane mogły być rodzinne układy. Ostatecznie sąd kościelny uznał małżeństwo za ważne, a rodzina pogodziła się z sytuacją. W staropolskiej rzeczywistości miłość, interes i prawo tworzyły zawiłą sieć zależności, w której każdy musiał znaleźć swoje miejsce.
Źródła:
- Lisak A., Miłość staropolska. Obyczaje, intrygi, skandale, Warszawa 2007.
- Łoziński W., Prawem i lewem. Obyczaje na Czerwonej Rusi w pierwszej połowie XVII wieku, Warszawa 2008.
- https://repozytorium.uwb.edu.pl/jspui/bitstream/11320/4011/1/Studia_Podlaskie_9_Bezzubik.pdf
- https://wilanow-palac.pl/pasaz-wiedzy/koniecpolscy-herbu-pobog