PRL bał się Coca-Coli. Potem sam zaczął ją produkować

Przez lata była symbolem Zachodu, luksusu i świata „nie dla nas”. W PRL coca-cola funkcjonowała jednocześnie jako obiekt pożądania i ideologiczny wróg. Gdy wreszcie trafiła do polskich sklepów, kosztowała fortunę, była ciepła i trudno dostępna – a mimo to przeszła do historii jako jeden z najbardziej kultowych smaków epoki.
- Zachodni smak w szarej rzeczywistości
- Polityka przeciw bąbelkom
- Luksus na wagę chleba
- Hasło, które przeszło do historii
Zachodni smak w szarej rzeczywistości
Pierwszy kontakt Polaków z coca-colą nastąpił w 1957 roku podczas Międzynarodowych Targów Poznańskich. Amerykański napój, podawany w charakterystycznej, finezyjnej butelce, wzbudzał sensację i niedowierzanie. W czasach, gdy w sklepach królowała co najwyżej ciepła oranżada, coca-cola jawiła się jako luksus niemal nieosiągalny. Dla tych, którym udało się jej spróbować, smak stał się legendą powtarzaną latami w opowieściach rodzinnych i towarzyskich.
Samo stoisko Amerykanów było demonstracją stylu życia, który kontrastował z codziennością PRL. Obok napoju prezentowano nowoczesne sprzęty AGD, samochody i motorówki. Dla wielu zwiedzających było to pierwsze zetknięcie z taką wizją dobrobytu. Władze patrzyły na to z niechęcią, widząc w coca-coli symbol ideologicznego zagrożenia i zachodniego przepychu.
Polityka przeciw bąbelkom
Przez długie lata coca-cola nie miała w Polsce łatwego życia. Produkty z Zachodu były traktowane podejrzliwie, a amerykański napój uznawano za „imperialistyczny wymysł”. Choć już w latach 50. pojawiały się propozycje uruchomienia produkcji w Polsce, władze konsekwentnie je odrzucały. Oficjalnie tłumaczono to względami technologicznymi, nieoficjalnie – ideologicznymi.
Przełom nastąpił dopiero na początku lat 70., wraz ze zmianą klimatu politycznego. Za rządów Edwarda Gierka Polska zaczęła ostrożniej otwierać się na Zachód. W 1972 roku ruszyło licencyjne rozlewanie coca-coli w Warszawie, co stało się wydarzeniem symbolicznym. Pojawienie się napoju w sklepach zaplanowano z precyzją, tak by zbiegło się z ważnym świętem państwowym i mogło zostać przedstawione jako sukces systemu.
Luksus na wagę chleba
Choć coca-cola trafiła do sprzedaży, nie była produktem powszechnym. Jej cena dorównywała kosztowi dwóch bochenków chleba, a dodatkowo obowiązywała wysoka kaucja za butelkę. W latach 70-tych cena napoju wynosiła 19 zł za litrową butelkę, do tego płacono 8 zł kaucji za butelkę. Łącznie to było 27 zł - 1% przeciętnej pensji. Napój można było kupić głównie w dużych miastach, supersamach i lepszych restauracjach. Dla wielu Polaków była to okazjonalna przyjemność, a nie codzienny wybór.
Co więcej, cola często była sprzedawana w temperaturze pokojowej. Lodówki w sklepach uchodziły za zbędny luksus, a lód w napojach postrzegano jako psucie smaku. Mimo to pierwsza wypita coca-cola zapadała w pamięć na całe życie. Dla młodych ludzi była namiastką Zachodu.
Hasło, które przeszło do historii
W 1982 roku coca-cola doczekała się w Polsce czegoś wyjątkowego – własnego sloganu reklamowego. Agnieszka Osiecka wygrała ogłoszony konkurs na polskie hasło marki. W realiach PRL reklama była zjawiskiem rzadkim, dlatego przekaz musiał być prosty, chwytliwy i łatwy do zapamiętania. Wtedy pojawiły się słowa: „Coca-Cola to jest to!”.
Poetka stworzyła prosty slogan, który został zapamiętany przez lata. Hasło szybko stało się rozpoznawalne i zapisało się w historii jako jeden z najbardziej udanych przykładów reklamy w czasach PRL, do dziś przywoływany z sentymentem. Weszło do codziennego języka Polaków i teraz nowe pokolenia nie pamiętają, że kojarzył się właśnie z colą.