25 procent bezrobocia i Wigilia. Tak wyglądało Boże Narodzenie podczas Wielkiej Depresji w USA

W 1929 roku amerykański sen legł w gruzach. Krach na Wall Street zapoczątkował Wielką Depresję – najdłuższy i najpoważniejszy kryzys gospodarczy w historii współczesnego świata, który trwał aż do 1933 roku. Bezrobocie osiągnęło 25 procent, banki upadały, a fabryki zamykały bramy. W czasach, gdy miliony ludzi stały w kolejkach po chleb, jak wyglądało świętowanie Bożego Narodzenia?
- Cień biedy
- Bez grosza, ale z sercem
- Choinka z wyobraźni
- Na świątecznym stole
- Sklepy pełne marzeń
- Spędzanie czasu
- Wartość bezcenna
Cień biedy
Wielka Depresja zmieniła oblicze amerykańskiego Bożego Narodzenia. W epoce, gdy giełda straciła w ciągu dziesięciu tygodni połowę swojej wartości, a jeden na czterech pracowników z dnia na dzień tracił pracę, święta stały się sprawdzianem ludzkiej pomysłowości i solidarności. Rodziny, które jeszcze niedawno cieszyły się dobrobytem „szalonych lat dwudziestych”, musiały przestawić się na filozofię „zrób to sam, albo obejdź się bez tego”.
Wigilia 1931 roku przyniosła setkom bezrobotnych mężczyzn w Nowym Jorku darmowy obiad w miejskim schronisku. To właśnie w tym okresie powstały słynne „Hooverville” – miasteczka z kartonowych szałasów na obrzeżach miast, nazwane ironicznie od nazwiska prezydenta Herberta Hoovera, którego obwiniano za nieudolne zarządzanie kryzysem.

Bez grosza, ale z sercem
Gwiazdkowe poranki wyglądały w latach trzydziestych zupełnie inaczej niż dziś. Dzieci znajdowały pod choinką to, co rodzice zdołali zrobić własnymi rękami. Matki i babcie przekształcały worki po mące w sukienki i fartuszki dla dziewczynek. Chłopcy dostawali ręcznie robione skarpety, a jeśli szczęście im dopisywało – samodzielnie wyrzeźbione drewniane zabawki albo pojazd zmajstrowany ze starej skrzynki po pomarańczach i kół z wysłużonego wózka dziecięcego.
Najbardziej pożądane prezenty kryły się w świątecznych skarpetkach: pomarańcze i banany (będące wówczas luksusem), garść orzechów i kilka cukierków. Jeden pięcioletni chłopiec z Zachodniej Wirginii wspominał po latach, że jego ulubionym prezentem był scyzoryk – jedyny prawdziwy „kupiony” prezent, jaki otrzymał w tamtych czasach, zamiast anyżowych cukierków – tę historię przedstawiła Laurel Grantham w komentarzu do artykułu „Christmas during the Great Depression”.
Niektóre rodziny rozplątywały stare swetry, by z odzyskanej wełny uzyskać przędzę na skarpety lub rękawiczki. Podstawowe sprzęty, jak skrzynki czy słoiki, zyskiwały drugie życie dzięki pomysłowości ubogich Amerykanów. To były prezenty wykonane z miłości i konieczności zarazem.
Choinka z wyobraźni
Drzewko bożonarodzeniowe, jeśli w ogóle się pojawiało, zdobiono własnoręcznie przygotowanymi dekoracjami. Dzieci nawlekały popcorn i żurawiny na sznurki, tworząc kolorowe girlandy. Z papieru powstawały misterne łańcuchy i wycinanki. Pod choinką stawiano „putz houses” – miniaturowe domki z kartonu.
Ciekawostką jest, że właśnie w 1930 roku po raz pierwszy w większości amerykańskich domów świąteczne drzewka oświetlały elektryczne lampki zamiast świec. Postęp techniczny przebijał się przez mur ubóstwa. Ale nie wszystkim dane było cieszyć się nawet skromną choinką. Znana jest historia chłopca o imieniu Eldon, który w ogóle nie miał drzewka – jego rodzina nakleiła na ścianie dekoracje w kształcie choinki.
Na świątecznym stole
Menu wigilijne odbiegało od dzisiejszych obfitych uczt. Zamiast szynki czy indyka na stole pojawiał się kurczak – tańsza alternatywa. Towarzyszyły mu ziemniaki, jakiś rodzaj pieczywa, zupa i smażone jabłka. Ci, którzy mogli sobie pozwolić, popijali cydr, wino lub brandy.
Najbardziej fascynujące były jednak desery. W desperacji, by zaoferować coś słodkiego na święta, gospodynie wymyślały przepisy, które dziś brzmią absurdalnie: placek z octu, placek z zielonych pomidorów, placek ze śmietaną i rodzynkami, a nawet „wodny placek”.
Popularne były też ciasteczka – melasowe, cukrowe i owsiane z rodzynkami. Słodycze jak fudge (krówki), divinity (rodzaj pianki) i toffi również gościły na stołach.
Sklepy pełne marzeń
Mimo kryzysu domy towarowe i mniejsze sklepiki starały się zachować świąteczną atmosferę. Wszystkie były udekorowane gałązkami cedru, czerwonymi wstążkami i wizerunkami Świętego Mikołaja.
Przed sklepami stały beczki z orzechami, wewnątrz można było znaleźć landrynki, babki owocowe (jedyne 50 centów za funt), tarty z nadzieniem mięsnym, konserwy z żurawiną i puddingi śliwkowe. Była to namiastka dobrobytu, o którym większość mogła jedynie pomarzyć.
Spędzanie czasu
Lata trzydzieste, kiedy Ameryka chciała już zapomnieć o latach największego kryzysu, przyniosły też nowe formy rozrywki. W 1934 roku Felix Bernard i Richard Smith napisali „Winter Wonderland” – piosenkę, która do dziś jest jednym z symboli świąt. Amerykanie, nawet ci żyjący skromnie, mieli odbiorniki radiowe, dzięki czemu mogli słuchać świątecznych audycji i piosenek.
Szczególnie popularny stał się „The Cinnamon Bear” – serial radiowy dla dzieci, emitowany sześć dni w tygodniu między Dniem Dziękczynienia a Bożym Narodzeniem. Serial opowiadał o bliźniakach poszukujących zaginionej gwiazdki na choinkę z pomocą Cynamonowego Misia. Niektóre stacje radiowe nadają go do dziś!
W 1936 roku Paramount Pictures wypuścił „Christmas Comes But Once a Year” – animowaną krótkometrażówkę z udziałem Profesora Grampy’ego, postaci znanej z serii Betty Boop. W 1938 roku MGM zaprezentowało pełnometrażową adaptację „Opowieści wigilijnej” Dickensa, która trafiła do kin zaledwie kilka tygodni po rozpoczęciu zdjęć.
Paradoksalnie, lata trzydzieste podarowały światu niektóre z najbardziej ikonicznych świątecznych symboli. W 1931 roku artysta Haddon Sundblom stworzył dla Coca-Coli pierwszego nowoczesnego Świętego Mikołaja, którego wizerunek znamy do dziś. Rok 1935 – kiedy wprawdzie najgorsze minęło, ale wielu Amerykanów nadal musiało żyć oszczędnie – pojawiła się gra Monopoly. Interesujące, że planszówka będąca symbolem kapitalizmu i zbijania majątku, zyskała popularność akurat wtedy.
Ponieważ nie była to jeszcze era telewizji, rodziny musiały znaleźć inne sposoby na rozrywkę. Popularne były gry towarzyskie jak kalambury, „konsekwencje” czy „szukanie naparstnicy”. Chętnie sięgano po gry planszowe – nie tylko Monopoly, ale również Scrabble i mah-jong.
Po świątecznym obiedzie mężczyźni siadali do kart, kobiety sprzątały kuchnię i rozmawiały, a dzieci bawiły się, biegały po śniegu i jeździły na sankach – o ile był śnieg.
Wartość bezcenna
Święta Bożego Narodzenia w czasach Wielkiej Depresji nauczyły Amerykanów czegoś, o czym współczesne społeczeństwo konsumpcyjne często zapomina. Bez prezentów na pokaz i ekstrawaganckich dekoracji, ludzie skupili się na tym, co naprawdę ważne. „Boże Narodzenie było o rodzinie i o tym, co mieliśmy, o byciu za to wdzięcznym, a nie o narzekaniu na to, czego nie mieliśmy” – czytamy w artykule „Christmas During the Great Depression”.
Warto zauważyć, że nie wszyscy cierpieli tak samo. Niektóre firmy prosperowały pomimo kryzysu. Dzięki wysiłkom agencji rządowych jak Farm Security Administration i Works Progress Administration, część rodzin mogła cieszyć się światłami i choinkami. Ale nawet dla najbogatszych, święta lat trzydziestych były znacznie skromniejsze niż dekadę wcześniej.
W czasach, gdy dzisiejsze święta często gubią się w szaleństwie zakupów, a dzieci toną w prezentach, wspomnienie o świętach w czasach kryzysu nabiera szczególnego znaczenia. Jedna pomarańcza, garść orzechów i scyzoryk w skarpecie mogły sprawić dziecku więcej radości niż dziś cała góra kolorowych zabawek.
Źródła
- https://828newsnow.com/news/228822-christmas-history-the-great-depression/ https://www.senioradvisor.com/blog/2014/12/what-was-christmas-like-during-the-great-depression/
- https://christmaspastpodcast.com/christmas-in-the-1930s/