Szaleniec na tronie. Jak wyglądało życie brytyjskiego monarchy, który oszalał?

Gdy myślimy o Jerzym III, królu Wielkiej Brytanii z czasów wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych, najczęściej kojarzy się on z jednym określeniem – „Szaleniec”. Choć monarcha panował przez sześć dekad, a jego rządy przypadły na wyjątkowo burzliwy czas w dziejach imperium, to nie jego polityczne decyzje, lecz pogarszający się stan zdrowia psychicznego przyciągał największą uwagę współczesnych i potomnych. Król, którego cierpienie dało początek jednej z najgłośniejszych medycznych zagadek w historii, przez lata był ofiarą fatalnych diagnoz, okrutnych terapii i nieustannej fascynacji opinii publicznej.
Z tego artykułu dowiesz się:
Młody monarcha o wielkich ambicjach
Jerzy III Hanowerski urodził się w 1738 roku. Na tron wstąpił jako zaledwie 22-letni mężczyzna, obejmując władzę nad imperium, w którym „słońce nigdy nie zachodziło”. W przeciwieństwie do swoich poprzedników, Jerzy był pierwszym z dynastii hanowerskiej, który urodził się i wychował na brytyjskiej ziemi. Dumni Anglicy przyjęli to z uznaniem, a młody król deklarował, że chce być „królem ludu”.
Monarcha odznaczał się inteligencją, sumiennością i – co istotne – głęboką religijnością. Nie był hulaką, nie prowadził rozpasanego życia, jak wielu jemu współczesnych władców. Zamiast tego skupił się na obowiązkach i rodzinie – był oddanym mężem Charlotty Meklemburskiej, z którą doczekał się aż piętnaściorga dzieci. Wydawał się władcą rozsądnym i zrównoważonym. Jednak z czasem nad jego głową zaczęły zbierać się ciemne chmury.
Przeczytaj także o najsłynniejszych władcach Wielkiej Brytanii tutaj
Pierwsze symptomy. Coś zaczęło iść nie tak
Pierwsze niepokojące objawy pojawiły się w 1765 roku. Król miał wówczas niespełna trzydzieści lat. Zaczęły występować u niego epizody intensywnego pobudzenia, gadatliwości, bezsenności i trudnych do kontrolowania napadów agresji. Potrafił mówić bez przerwy przez wiele godzin, a jego wypowiedzi często były nieskładne i pełne dziwacznych asocjacji. Towarzyszyły temu gwałtowne zmiany nastroju – od euforii po rozpacz.
W źródłach zachowały się opisy, jak podczas jednego z takich epizodów Jerzy III potrafił przerywać swoje przemowy, by zacząć bełkotać i mówić bez ładu, czasem nawet… spinał się i mówił z pianą na ustach.
Władca, który uchodził za wzór brytyjskiej powściągliwości, nagle zaczął zachowywać się jak osoba w stanie poważnej psychozy. Część dworu była przekonana, że to chwilowa słabość. Ale kryzysy zaczęły się powtarzać.
Lawina plotek i diagnoz
W XVIII-wiecznej Europie wiedza na temat chorób psychicznych była, delikatnie mówiąc, ograniczona. Diagnozy stawiano często na podstawie przesądów, obserwacji zewnętrznych i szczątkowych danych. W przypadku Jerzego III spekulacje mnożyły się w zawrotnym tempie.
Jedni widzieli w nim człowieka opętanego przez diabła, inni podejrzewali histerię, jeszcze inni – melancholię, jak wówczas nazywano depresję. Sugerowano również „szaleństwo krwi królewskiej”, czyli wrodzoną skłonność do obłędu wynikającą z kazirodczych mariaży arystokracji. A ponieważ Hanowerowie byli skoligaceni z wieloma niemieckimi rodami, które faktycznie miały przypadki chorób psychicznych, takie pogłoski łatwo znajdowały posłuch.
Nie brakowało także podejrzeń o truciznę. Arszenik, powszechnie używany w XVIII wieku w lekach, kosmetykach i pigmentach, znajdował się dosłownie wszędzie. Czyżby ktoś podtruwał monarchę? A może to sam Jerzy, nieświadomie, przyjmował dawki tej śmiercionośnej substancji?
Leczenie pełne cierpienia
Dziś terapie stosowane wobec Jerzego III budzą grozę. Gdy tylko pojawiały się objawy zaburzeń psychicznych, królowi aplikowano leczenie oparte na filozofii „szoku i bólu”, które miało – jak sądzono – przywrócić równowagę umysłu. Wśród praktyk były m.in. przymusowe kąpiele w lodowatej wodzie, puszczanie krwi, podawanie wymiotnych i przeczyszczających środków oraz… zakładanie opresyjnych kaftanów.
Jednym z najbardziej znienawidzonych przez Jerzego lekarzy był Francis Willis, duchowny, który zyskał opinię specjalisty od leczenia „szaleńców”. W jego zakładzie dla obłąkanych stosowano metody, które dziś nazwalibyśmy torturami. Króla wiązano, zamykano na długie godziny w odosobnieniu, a także stosowano terapię szokową w postaci ekstremalnych temperatur.
Paradoksalnie, właśnie Willis uznawany był za tego, który doprowadził monarchę do względnej stabilizacji podczas pierwszego poważnego epizodu choroby w 1788 roku. W rzeczywistości jednak było to raczej naturalne wyciszenie objawów niż efekt jego działań.
Król mówi nieprzerwanie przez 58 godzin
Jednym z najbardziej dramatycznych przypadków, które zapadły w pamięć współczesnym, była sytuacja, gdy Jerzy III mówił bez przerwy przez… kilkadzisiąt godzin. Jego słowa stawały się coraz bardziej chaotyczne, bezsensowne, naznaczone obłędem. Król w tym czasie cierpiał na bezsenność, nie jadł, a jego ciało słabło z wycieńczenia.
Takie ataki były dla dworu i rodziny nie tylko powodem do niepokoju, ale też wstydu. Władca, który powinien uosabiać stabilność państwa, stawał się przedmiotem drwin. Choć na zewnątrz wszystko starano się tuszować, wieści o „szaleństwie króla” szybko obiegały Europę.
Porfiria czy choroba dwubiegunowa?
Prawdziwa diagnoza Jerzego III do dziś budzi kontrowersje. W XX wieku pojawiła się hipoteza, że monarcha cierpiał na porfirię – rzadką chorobę genetyczną. Objawami porfirii mogą być zarówno bóle brzucha, jak i zmiany koloru moczu na ciemnoniebieski lub czerwony, a także halucynacje, psychozy i lęki.
Badacze wskazywali na obecność tych symptomów u Jerzego, a także u innych członków dynastii. Co więcej, analizy włosów monarchy wykazały podwyższone stężenie arszeniku – substancji, która może wywoływać lub pogłębiać ataki porfirii. Arszenik był wówczas składnikiem wielu medykamentów, a także popularnych peruk, które nosił sam król.
Inni jednak twierdzą, że klucz do rozwiązania zagadki leży nie w porfirii, lecz w zaburzeniu afektywnym dwubiegunowym, znanym również jako choroba maniakalno-depresyjna. Objawy Jerzego III – długie okresy nieprzerwanego mówienia, nadmierna aktywność, euforia przeplatana epizodami rozpaczy – idealnie pasują do tej jednostki chorobowej.
Arszenik – cichy zabójca?
Jeszcze jedna hipoteza, która zyskała popularność pod koniec XX wieku, zakłada, że Jerzy III był nieświadomie podtruwany arszenikiem przez wiele lat. Substancja ta była składnikiem leków podawanych królowi na różne dolegliwości. Znajdowała się także w klejach używanych do mocowania peruk oraz w pigmentach farb, którymi ozdabiano królewskie komnaty.
Zatrucie arszenikiem powoduje objawy neurologiczne i psychiczne, takie jak mrowienie kończyn, zamroczenia, zaburzenia mowy i zachowania, a także – w skrajnych przypadkach – psychozy. Czy więc Jerzy III był ofiarą powolnego zatrucia? Badania włosów monarchy, przeprowadzone już w czasach współczesnych, wykazały rzeczywiście bardzo wysoki poziom tego pierwiastka.
Dramat rodziny i polityczne skutki choroby
Choroba Jerzego III miała nie tylko wymiar osobisty, ale i polityczny. Gdy monarcha pogrążał się w kolejnym epizodzie obłędu, w państwie narastał chaos. W 1788 roku, podczas najcięższego kryzysu, rozważano nawet wprowadzenie regencji – przekazania władzy jego synowi, Jerzemu, księciu Walii.
Sam książę nie był jednak godnym następcą. Znany z rozrzutności, hazardu i skandali obyczajowych, nie wzbudzał zaufania. Ostatecznie jednak w 1811 roku, gdy stan ojca drastycznie się pogorszył, ogłoszono oficjalnie regencję, która trwała aż do śmierci króla w 1820 roku.
Król Jerzy III spędził ostatnie lata swojego życia w niemal całkowitej izolacji, ślepy, schorowany, pogrążony w obłędzie.
Źródła
-Biega G., Depresja, porfiria, dwubiegunowość i spora ilość arszeniku. Diagnozy szaleństwa króla Jerzego III [https://kultura.gazeta.pl/kultura/7,127222,29750100,depresja-porfiria-dwubiegunowosc-i-spora-ilosc-arszeniku.html].
-Leszczyński A., Szaleństwo króla Jerzego [https://wyborcza.pl/alehistoria/7,121681,13769915,szalenstwo-krola-jerzego.html].