Szokujące losy dzieci „wrogów ludu”. Gułagi nie oszczędzały nikogo

Słowo „Gułag” kojarzy się przede wszystkim z dorosłymi więźniami politycznymi, zesłańcami, żołnierzami, inteligencją. Ale w tym piekle, obok dorosłych, cierpiały też dzieci. Tysiące, a nawet miliony najmłodszych znalazło się za kolczastym drutem – tylko dlatego, że urodziły się w nieodpowiedniej rodzinie albo w nieodpowiednim miejscu i czasie. Dla wielu z nich łagier był pierwszym „domem”, dla niektórych jedynym.
Z tego artykułu dowiesz się:
Dlaczego dzieci trafiały do Gułagów?
Dzieci nie trafiały do obozów dlatego, że coś zrobiły. Trafiały tam, bo były dziećmi „wrogów ludu” – ludzi, których Stalin postanowił usunąć ze swojego imperium. Rodzice tych dzieci często zostawali aresztowani, rozstrzelani albo wysłani na Syberię, a razem z nimi szły ich dzieci.
Niektóre dzieci urodziły się już w obozach. Bywało, że były wynikiem gwałtów albo relacji między więźniarkami a strażnikami. Inne traciły rodziców i trafiały do domów dziecka podległych NKWD – a te placówki wcale nie były lepsze od samych łagrów.
Dzieci skazywano też za rzeczy, które w normalnym świecie nigdy nie byłyby przestępstwem. Wystarczyło, że ktoś oskarżył nastolatka o „nacjonalizm”, „szpiegostwo” albo „antyradziecką propagandę”. Zwłaszcza po wojnie fala represji objęła także młodych, którzy z dnia na dzień stawali się więźniami.
W czasie Wielkiego Terroru w latach 1937–1938 Stalin nie miał wątpliwości: dziecko „wroga narodu” to potencjalne zagrożenie dla systemu. A system nie miał litości.
Ilu dzieci przeszło przez piekło?
Nie da się podać dokładnej liczby. Archiwa są niepełne, a władze sowieckie nie prowadziły szczegółowych statystyk, ile dzieci przewinęło się przez obozy i domy dziecka podległe NKWD. Ale historycy szacują, że mogły to być setki tysięcy, a nawet miliony.
Jednym z najbardziej znanych miejsc była AŁŻIR – Akmoliński Łagier Żon Zdrajców Ojczyzny. W latach 1938–1953 urodziło się tam 1507 dzieci. Przeżyła zaledwie garstka. A AŁŻIR to tylko jeden z setek obozów, które rozciągały się od zachodu po daleki wschód ZSRR.
Jak wyglądało codzienne życie dzieci w Gułagach?
Głód, zimno, choroby i przemoc – to była codzienność dzieci w Gułagach. Dzieci nie miały dzieciństwa. Miały tylko walkę o przeżycie.
Jedna z relacji opowiadała o tym, że dzieci dostawały do jedzenia czarny, czerstwy chleb, mięso pojawiało się rzadko i w minimalnych ilościach. Cukru nie widziały przez miesiące. Głodne maluchy szukały obierek po ziemniakach i zjadały je, byle tylko jakoś oszukać żołądek. Czasami gotowano coś, co miało przypominać kaszę – z owsa, który bardziej nadawał się dla świń niż dla ludzi.
Dzieci spały na brudnych materacach, pełnych wszy. Jedna bielizna musiała im starczyć na wiele miesięcy. Myły się najwyżej dwa razy w miesiącu, najczęściej bez mydła. W barakach panowała wilgoć i chłód. W pomieszczeniach dla matek z niemowlętami temperatura nie przekraczała 11 stopni Celsjusza, nawet zimą.
Samotność zamiast wychowania
Dzieci, które trafiały do domów dziecka podległych NKWD, nie miały żadnych szans na normalne wychowanie. Wychowawczynie miały tylko jeden cel – utrzymać dzieci przy życiu. O zabawach, czułościach, nauce, piosenkach nie było mowy.
Dzieci leżały w łóżkach, dopóki nie nauczyły się chodzić. Kiedy już stawiały pierwsze kroki, wyprowadzano je przed barak. Tam chodziły w kółko, jadły i spały. Właściwie wegetowały.
Większość z nich nie potrafiła mówić. Czteroletnie dzieci wypowiadały pojedyncze słowa. Często nie znały swojego imienia, nie wiedziały, jak się nazywają ich rodzice. Dla opiekunów były tylko numerami w ewidencji.
Głód i epidemie
Śmiertelność wśród dzieci była potworna. W samym AŁŻIR-ze, spośród ponad półtora tysiąca urodzonych dzieci, przeżyła ledwie setka. Reszta zmarła z głodu, wycieńczenia, z powodu chorób zakaźnych. W obozach panowały tyfus, czerwonka, zapalenie płuc.
Zimą, kiedy ziemia była zamarznięta na kamień, nie można było kopać grobów. Ciała dzieci przechowywano wtedy w beczkach aż do wiosny.
Dzieci umierały cicho. Małe ciałka znikały z baraków jedno po drugim. Często nikt nawet nie pamiętał ich imion.
Przemoc, gwałty i demoralizacja
W domach dziecka i obozach przemoc była codziennością. Bito dzieci, karano za najdrobniejsze przewinienia. Dochodziło też do gwałtów. Ośmioletnia dziewczynka mogła zostać brutalnie zgwałcona przez starszych chłopców. Dzieci w takich warunkach szybko przejmowały brutalne wzorce. Walczyły między sobą nożami, łomami. Już jako kilkunastoletnie stawały się „profesjonalnymi kryminalistami”.
Starsze dzieci musiały pracować. Teoretycznie miały obowiązek uczyć się kilka godzin dziennie i pracować przez cztery do ośmiu godzin. W praktyce nauki nie było. Była tylko ciężka robota – ponad siły, w nieludzkich warunkach.
Sierocińce i „specsierocińce”
Dzieci, które nie mogły być razem z matkami, trafiały do sierocińców lub tzw. specsierocińców. Te placówki były częścią systemu Gułagu. I tam również panował głód, choroby, przemoc.
Jednym z celów takich miejsc była „resocjalizacja”. W praktyce oznaczało to indoktrynację, rusyfikację, wychowywanie dzieci w duchu „prawdziwego Sowiecika”, pozbawionego rodzinnych więzi i przeszłości.
Były też dzieci „bezprizorne” – dzieci ulicy, które po aresztowaniu albo śmierci rodziców błąkały się po Związku Radzieckim. One również trafiały do ośrodków, gdzie czekało je dokładnie to samo piekło.
Co zostało po tym dramacie?
Po śmierci Stalina część dzieci opuściła obozy. Ale dla wielu z nich świat poza łagrem wcale nie był łatwiejszy. Brak dokumentów, brak wykształcenia, trauma, piętno „dziecka wroga ludu”. Niektóre nie umiały czytać, pisać, mówić. Niektóre nawet nie znały swojego prawdziwego nazwiska.
Ci, którzy przeżyli, często milczeli. Bali się mówić, nawet swoim dzieciom. „Mama płakała, gdy ją pytałam o gułag. Mówiła tylko: »Nie było mnie tam«” – wspominała jedna z córek deportowanych.
Traumy były tak głębokie, że wiele ofiar do końca życia zmagało się z nocnymi koszmarami, depresją, próbami samobójczymi.
Źródła
-C. A. Frierson, S. S. Wileński, Dzieci Gułagu, Warszawa 2011.
-M. Grzebałkowska, Wojenka. O dzieciach, które dorosły bez ostrzeżenia, Warszawa 2021.