To były luksusy. W PRL każdy o tym marzył

W czasach PRL prawdziwy luksus wyglądał zupełnie inaczej niż dziś. Rzeczy, które dziś uznajemy za oczywistość, w tamtej rzeczywistości były oznaką statusu i przedmiotem pożądania. Często decydował o nich nie sam portfel, lecz dostęp, znajomości i łut szczęścia. Oto, co w Polsce Ludowej uchodziło za szczyt dobrobytu.
- Mieszkanie marzeń – widna kuchnia i odpowiedni metraż
- Ubrania z Zachodu – jeansy, które mówiły wszystko
- Luksus na talerzu – szynka w galarecie i… banany
- Nylonowe rajstopy - największe marzenie kobiet
- Samochody – od malucha po zachodnie marzenia
- Guma do żucia jako symbol bogactwa
Mieszkanie marzeń – widna kuchnia i odpowiedni metraż
W PRL-u luksusem była nie tyle duża przestrzeń, ile… właściwe proporcje. M3 dla dwóch osób czy M4 dla trzech uchodziły za prawdziwy komfort i były przedmiotem zazdrości sąsiadów. Największą dumą właścicieli była jednak widna kuchnia. Kuchnia z oknem, która dziś wydaje się standardem, w tamtym czasie była wyróżnikiem dobrego adresu i wysokiego statusu.
Brak widnej kuchni traktowano jako realne obniżenie jakości codziennego życia. Nic więc dziwnego, że osoby posiadające takie mieszkanie chętnie zapraszały znajomych, by „przy okazji” zaprezentować ten element domowej dumy.
Ubrania z Zachodu – jeansy, które mówiły wszystko
W modzie synonimem luksusu były przede wszystkim jeansy zachodnich marek. Levi’s, Wrangler czy Lee były znakiem, że ktoś ma dostęp do towarów z Zachodu – czy to dzięki rodzinie, czy pobytom za granicą, czy zakupom w Pewexie.
Polskie odpowiedniki, takie jak Mustangi, nie robiły już takiego wrażenia. Sama produkcja Levi’sów w Płocku ruszyła dopiero pod koniec PRL-u, więc wcześniej każda para była na wagę złota. Osoba posiadająca modne, firmowe jeansy automatycznie zyskiwała prestiż i uznanie rówieśników.
Luksus na talerzu – szynka w galarecie i… banany
Jednym z najważniejszych wyznaczników dobrobytu było to, co trafiało na stół. Szynka była traktowana niemal jak towar pierwszej potrzeby, więc jej brak budził niepokój. Szczególnie pożądana była szynka Polish Ham – ta w galarecie, w charakterystycznych puszkach. Jeśli ktoś miał ją w domu, niemal na pewno miał kontakty lub rodzinę na Zachodzie.
Jeszcze większą oznaką luksusu były owoce egzotyczne, przede wszystkim banany. Dostępne sporadycznie i sprzedawane na sztuki, były symbolem „bananowej młodzieży” – dzieci partyjnych działaczy, które miały do nich lepszy dostęp. Pomarańcze i cytryny również uchodziły za rarytas, a ananasy – niemal za egzotyczną legendę.

Nylonowe rajstopy - największe marzenie kobiet
W czasach PRL nylonowe rajstopy były prawdziwym dobrem luksusowym i jednym z najbardziej wyczekiwanych prezentów z Zachodu. W sklepach brakowało ich permanentnie, a te, które trafiały na półki, często były niskiej jakości i szybko się rwały.
Rajstopy przywożone z zagranicy – błyszczące i wytrzymałe – stanowiły przedmiot pożądania, którym kobiety chętnie chwaliły się przy okazji spotkań. Dostać parę nylonów z Pewexu lub od rodziny z RFN oznaczało, że ma się dobre kontakty, a nawet odrobinę luksusu na własny użytek. Marzyła o tym każda dziewczyna. A jeśli jeszcze miały „szew” z tyłu, to były uważane za szczególnie eleganckie.
Samochody – od malucha po zachodnie marzenia
Chociaż z naszej perspektywy wydaje się to niewiarygodne, ale w tamtych czasach Fiat 126p był w PRL-u prawdziwym obiektem pożądania. Trzeba było zdobyć talon, zapisać się w kolejce i czekać, często latami. Cena malucha stanowiła równowartość kilkunastu pensji, a za kolor bahama yellow trzeba było dopłacić.
Choć propaganda próbowała to zmieniać, najbardziej prestiżowe były auta zachodnie – Volkswageny Garbusy, Renault, Zastawy czy nieliczne Volvo i Mercedesy. W mniejszych miejscowościach widok takiego samochodu wzbudzał sensację. Szczytem marzeń było Alfa Romeo, o której większość mogła jedynie czytać w gazetach.
Guma do żucia jako symbol bogactwa
Guma do żucia, choć dziś kojarzy się z drobiazgiem dla dzieci, w PRL-u była symbolem luksusu. W latach 60. praktycznie nie dało się jej zdobyć, więc osoby, które ją posiadały, uchodziły za wyjątkowe szczęściary. Dopiero w latach 70. zaczęto produkować gumy w Polsce, ale te nie pozwalały robić balonów i nie miały obrazków, dlatego wciąż marzono o zachodnich.
Największym hitem były kolorowe gumy Donald Duck z historyjkami. Z czasem do Polski zaczęły trafiać Mamby i Maoam, choć nadal były trudno dostępne. Wrigley’s i Turbo stały się symbolem „lepszego świata” dopiero pod koniec dekady.