Mówiono, że grał dla diabła. Prawda o Paganinim jest jeszcze bardziej niezwykła

Niccolò Paganini uchodzi za skrzypka, którego talentu nie da się porównać z niczym innym. W XIX wieku mówiono, że zawarł pakt z diabłem, bo tylko nadprzyrodzona siła mogła dać człowiekowi tak niewiarygodne umiejętności. Oto historia artysty, którego życie stało się idealnym materiałem na legendę – pełną skandali i muzyki, która do dziś zachwyca.
- Demoniczny „image”
- Czarna magia czy genetyczny defekt?
- Kompozycje z innego świata
- Wirtuoz i celebryta
- Prawda ciekawsza, niż legendy
Demoniczny „image”
Kiedy Paganini wchodził na scenę, publiczność milkła nie tylko z szacunku dla geniusza. Wielu widzów nie mogło oderwać wzroku od jego sylwetki: wysoki, dramatycznie szczupły, z bladą cerą i oczami, które – jak zapisywano w recenzjach – „płonęły niepokojącym blaskiem”. Długie, chude palce sprawiały wrażenie, jakby należały do kogoś, kto nie do końca podlega zwykłym prawom fizjologii. W świetle świec wyglądał niemal nierealnie, jak bohater ballady, a nie człowiek z krwi i kości.
Demoniczny image artysty budził wśród słuchaczy jego występów plotki. Widzowie opowiadali sobie o cieniu Paganiniego, który rzekomo porusza się inaczej niż on sam i o melodii, która „nie brzmiała jak muzyka, lecz jak zaklęcie”. Te historie krążyły po Europie szybciej niż koncertujący po kontynencie Paganini, a im bardziej je dementowano, tym bardziej żyły własnym życiem. Gdy w 1840 roku skrzypek zmarł w Nicei, lokalny biskup odmówił udzielenia mu ostatnich sakramentów, przekonany, że ktoś tak „diabelsko utalentowany” musiał być w kontakcie z siłami nieczystymi. Przez lata jego ciało nie mogło znaleźć miejsca spoczynku – zupełnie jak w posępnej legendzie, którą sam mimowolnie współtworzył.
Czarna magia czy genetyczny defekt?
Pogłoski o konszachtach z diabłem były efektowne, ale współczesna medycyna ma na nie znacznie bardziej przyziemne wyjaśnienie. Wielu specjalistów uważa, że Paganini mógł cierpieć na zespół Marfana – chorobę genetyczną, która prowadzi do wydłużenia kończyn, nadmiernej ruchomości stawów i wyjątkowej elastyczności dłoni. W jego czasach nikt nie potrafił tego zdiagnozować, dlatego jego możliwości techniczne gry na skrzypcach wyglądały jak rezultat pakietu „diabelskich zdolności” rozdawanego w mrocznych opowieściach, a nie przez naturę.
To właśnie te cechy pozwalały mu wykonywać pasaże i wariacje, które dla innych skrzypków były fizycznie niewykonalne. Rozstaw palców Paganiniego umożliwiał mu grać szerokie akordy, błyskawicznie zmieniać pozycje i łączyć elementy gry, które normalnie wykluczały się nawzajem. Gdy podczas koncertu pękały mu struny – a pękały regularnie – kończył utwór grając na jednej, jakby nic się nie stało. Publiczność widziała w tym dowód na „opętanie”. Lekarze widzieliby dziś w tym spektakularny efekt rzadkiego zestawu cech anatomicznych.

Kompozycje z innego świata
Choć opowieści o paktach z diabłem były wygodne dla jego konkurentów, nie tłumaczyły najważniejszego: Paganini od dzieciństwa ćwiczył w sposób niemal tytaniczni. Jego ojciec, człowiek surowy i ambitny, wymagał wielogodzinnych ćwiczeń dzień po dniu. Mały Niccolò dorastał w przekonaniu, że muzyka nie jest talentem, lecz obowiązkiem, który wymaga poświęcenia. Ta intensywna praca sprawiła, że już jako nastolatek grał z precyzją, jakiej doświadczonym muzykom jego czasów brakowało.
Kiedy zaczął komponować własne utwory, świadomie pisał je pod swoje nietypowe dłonie – i pod swoją wizję tego, czym skrzypce mogą być. Jego kaprysy, koncerty i wariacje wymagają nie tylko technicznej biegłości, ale też odwagi. Są pełne muzycznych pułapek, skoków po gryfie, ekstremalnych pasaży i efektów brzmieniowych, które w jego czasach były absolutną rewolucją. Nic dziwnego, że publiczność wolała wierzyć, że pomaga mu diabeł. Bo jeśli nie on, to kto miałby stworzyć coś tak niepokojąco trudnego?
Wirtuoz i celebryta
To, co wyróżniało Paganiniego, to nie tylko muzyka, lecz także sposób, w jaki ją prezentował. Jego występy były spektaklem. Na scenie poruszał się z teatralną ekspresją, budował napięcie, potrafił grać tak cicho, że cała sala wstrzymywała oddech, po czym uderzał w dźwięk, który wypełniał całą przestrzeń. Widzowie mieli poczucie, że obserwują nie recital, lecz coś w rodzaju magicznego rytuału.
Poza sceną również nie pozostawał niezauważony. Uwielbiał podróże, hazard, nie stronił od towarzystwa kobiet, a jego życie wypełniały nieustanne plotki. Wszystko to idealnie pasowało do mitu o człowieku, który „zszedł na złą drogę”, aby zdobyć sławę. Gdy w 1829 roku występował w Warszawie, bilety znikały tak szybko, że zaczęto je odsprzedawać za zawrotne kwoty. Słuchacze byli przekonani, że oglądają nie muzyka, ale ponadczasowe zjawisko – kogoś, kto przekracza ludzkie granice. A w XIX wieku najprostsze wyjaśnienia były zawsze najpopularniejsze: jeśli coś wygląda na nadnaturalne, to pewnie takie jest.
Prawda ciekawsza, niż legendy
Czy Paganini naprawdę zawarł pakt z diabłem? Najprawdopodobniej nie. Ale czy legenda o jego „demonizmie” była przesadzona? Niekoniecznie. Powstała z połączenia oryginalnego wyglądu, rzadkich cech biologicznych, niewiarygodnej pracowitości i zamiłowania do obyczajowych skandali. Był idealnym bohaterem epoki, która kochała gotyckie historie i romantyczne uniesienia.
A jednak prawdziwa magia jego talentu nie tkwiła ani w paranormalnych zjawiskach, ani w medycynie. Leżała w jego muzycznej wyobraźni – zdolności tworzenia dźwięków, które do dziś brzmią świeżo, dziko i odrobinę… niepokojąco. I może właśnie dlatego legenda o „diabelskim skrzypku” przetrwała. W końcu w każdej dobrej historii musi być choć odrobina tajemnicy – najlepiej takiej, która nie daje o sobie zapomnieć.
Źródła:
- Powroźniak J., Paganini, Warszawa 1982.
- Schaeffer B., Dzieje muzyki, Warszawa 1983.
- https://polskieradio24.pl/artykul/1536703,niccolo-paganini-niedoscigniony-wirtuoz-skrzypiec
- https://www.umb.edu.pl/medyk/tematy/historia/tajemnica_geniuszu_niccolo_paganiniego