Hugh Laurie - życie z bólem istnienia "doktora House'a"

Hugh Laurie to jeden z najpopularniejszych aktorów telewizyjnych. Brytyjski aktor zagrał doktora House’a – kultowego bohatera amerykańskiego serialu medycznego. Z House’em łączy go przynajmniej jedno – obaj prowadzili wewnętrzne walki, choć nieco inne.
Człowiek sukcesu
Hugh Laurie to najmłodsze dziecko olimpijskiego mistrza w wioślarstwie i lekarza z Oxfordu. Już jako kilkulatek czuł, że poprzeczka ustawiona była wysoko. Rozpoczął swoją edukację w elitarnym Eton College, a następnie studiował archeologię i antropologię społeczną w Selwyn College na Cambridge. Mury prestiżowej uczelni opuścił w 1981 roku. To właśnie na Cambridge poznał Emmę Thompson. Przez pewien czas byli parą. To Emma przedstawiła Hugh Stephenowi Fry'owi, inicjując jedno z najsłynniejszych partnerstw komediowych w historii brytyjskiej rozrywki.
Duet Fry & Laurie szybko zdobył popularność dzięki kultowym produkcjom BBC – „Blackadder” i „A Bit of Fry &Laurie”. Hugh demonstrował nie tylko talent aktorski, ale także muzyczny, grając na pianinie i śpiewając blues. Później zaczął, już solo, występować w filmach jak „Stuart Malutki” czy „101 Dalmatyńczyków”.
Przełomowy moment nastąpił w Namibii, gdzie kręcił „Flight of the Phoenix”. W hotelowej łazience – jedynym miejscu z odpowiednim oświetleniem – nagrał próbną scenę do nowego amerykańskiego serialu medycznego. Miał na sobie pogniecioną koszulę, na jego twarzy był kilkudniowy zarost. Hugh mówił z amerykańskim akcentem (nie lada wyzwanie dla brytyjskiego aktora, absolwenta Cambridge) i był tak przekonujący, że producent Bryan Singer, nie wiedząc o brytyjskim pochodzeniu aktora, uznał go za idealnego kandydata na doktora Gregory'ego House'a – „O,właśnie kogoś takiego nam trzeba, prawdziwego Amerykanina!”.
Serial stał się globalnym fenomenem kulturowym, przynosząc Laurie'mu międzynarodową sławę i lawinę nagród, na czele z dwoma Złotymi Globami. Świat pokochał i Hugh i jego bohatera.
House to człowiek niebywale inteligentny, genialny diagnosta. Przy tym cynik, mizantrop, całkowicie pozbawiony szacunku dla autorytetów. Jest brutalnie szczery, bezczelny i sarkastyczny. Medyczne przypadki to dla niego zagadki do rozwiązania, a nie pacjenci potrzebujący empatii. Z powodu chronicznego bólu nogi jest uzależniony od Vicodinu. Hugh Laurie prywatnie nie przypomina Housa, pomijając inteligencję. Jest jednak coś, co ich łączy – obaj musieli się zmierzyć ze swoimi demonami.
Osiągnął sukces, mimo kompleksów i braku wiary w siebie. Tak wyglądała droga Dustina Hoffmana do sławy.
Anhedonia
Występując w produkcjach BBC, rozbawił Wielką Brytanię. Grając w jednym z najsłynniejszych amerykańskich seriali medycznych, swtorzył uwielbianego bohatera. Był człowiekiem sukcesu, a jednocześnie niemal całkowicie pozbawionym wiary w siebie. „Wątpliwości i niepokoje nękały każdą kwestię. Zawsze mam wątpliwości. I zawsze spędzam czas na planie, przeglądając listę ludzi, których powinni byli zaangażować do tej roli - wyznał Laurie, opisując swoją chroniczną niepewność.
W wywiadach często żartuje (choć jest to nieco inne poczucie humoru niż to prezentowane przez House’a), jednak jego bliscy dobrze wiedzą, że przez lata Hugh żył z depresją. Śmierć jego matki, gdy miał 29 lat, wpłynęła na jego stan. Ale sprawa była, czy jest, bardziej złożona.
Laurie doskonale kojarzy chwilę, w której uświadomił sobie, że coś było na rzeczy – podczas charytatywnego wyścigu demolition derby w Londynie. „Pamiętam moment, kiedy zdałem sobie sprawę, że mam problem. Brałem udział w tym wyścigu samochodów na cele dobroczynne gdzieś w East End. Ale w środku wyścigu, z eksplodującymi i przewracającymi się samochodami – życie lub śmierć – nagle dotarło do mnie, że się nudzę”.
Anhedonia – niezdolność do odczuwania przyjemności czy też, ogólnie rzecz biorąc, zobojętnienie – od dawna była sygnałem ostrzegawczym. Wtedy, w Est End, to „znieczulenie emocjonalne” wydało się szczególnie niepokojące: „Pomyślałem: 'To nie może być w porządku. Powinienem albo nienawidzić tego każdą komórką mojego ciała, albo to uwielbiać, bo to jest ekstremalne doświadczenie.' Zdałem sobie sprawę, że to był stan umysłu osoby z depresją”. Żartował później, że „znudzenie to nie jest właściwa reakcja na eksplodujące samochody”.
Laurie zmagał się z poczuciem winy związanym z faktem cierpienia na depresję. Uważał się za „człowieka uprzywilejowanego”, który do depresji albo nie ma prawa,albo po prostu mu nie wypada. Mówił: „Rozumiem, jak to może być postrzegane - jako rozpieszczanie się na wielu poziomach, ponieważ przede wszystkim jestem absurdalnie szczęśliwy, że jestem tam, gdzie jestem, robię to, co robię, i że żyłem życiem, które żyję”.
W 2006 roku, podczas wystąpienia w programie „Inside the Actors Studio”, w rozmowie z Jamesem Liptonem opowiedział o swojej walce z depresją. Opisał ją jako coś więcej niż smutek: „To były naprawdę długie okresy i występowały wszystkie inne objawy, jak letarg i brak chęci do wstawania rano z łóżka”. Później na pytania o depresję odpowiadał krótko: „Żałuję, że w ogóle o tym wspomniałem”.
Czy znasz historię Robina Williamsa?

Wróg się czai
Depresja Laurie'go dotknęła całą rodzinę – żonę Jo i troje dzieci: Charlie'ego, Billa i Rebeccę. „To wpływało na wszystko – na moją rodzinę i przyjaciół. Byłem utrapieniem, z którym trzeba było przebywać. Byłem nieszczęśliwy i skupiony na sobie” – przyznał aktor.
Okres depresji zbiegł się z kryzysem małżeńskim, obejmującym krótkotrwały romans z pewną reżyserką. „Możliwe, że to było powiązane. Nie pamiętam” – mówił o związku między depresją a zdradą. Mimo kryzysu, małżeństwo przetrwało. Może nawet wyszło z tego wzmocnione?
Zdając sobie sprawę z wpływu na najbliższych, stwierdził: „Mieć depresję i nic z tym nie robić, to absolutny szczyt egoizmu”. Następnego dnia po rozpoznaniu problemu poszukał pomocy: „Polecono mi fantastyczną terapeutkę, która okazała się bardzo pomocna”. Z charakterystycznym humorem wspomniał: „Sam siebie zanudzam. Dosłownie zasnąłem w połowie zdania na kozetce u terapeutki, taki jestem nudny”.
Terapia przyniosła zmianę nie tylko jemu, ale całej rodzinie: „Wiem, wielu ludzi uważa, że terapia polega na siedzeniu i wpatrywaniu się we własny pępek – ale to jest wpatrywanie się we własny pępek z celem. A celem jest to, żeby pewnego dnia zobaczyć świat w lepszy sposób i traktować swoich bliskich z większą życzliwością oraz mieć więcej do zaoferowania”.
Wie, że depresja to podstępny wróg, ale wychodzi z założenia, że powinno się stawić mu czoła. „Jestem teraz o wiele szczęśliwszy i łatwiej mi pewne rzeczy zaakceptować. Kiedyś pochłaniały mnie sprawy z przeszłości. Widziałem milion różnych wersji tego, kim mógłbym być, i wszystkie były lepsze” – opisywał swoją drogę. Nie uważa jednak, że depresja zniknęła. Pewnie nigdy w pełni nie zniknie, ale on nie zamierzał się jej poddać.
Wątek depresji w życiu Hugh Lauriego to kolejny przykład choroby u człowieka sukcesu i potwierdzenie, że depresja nie wybiera ludzi o określonym statusie czy po konkretnych przejściach. Jednak tu mamy krzepiące przesłanie – depresja może zostać ujarzmiona.
Źródła
- https://www.wsj.com/articles/face-to-face-with-hugh-laurie-1459434553
- https://www.standard.co.uk/hp/front/a-brighter-life-for-hugh-laurie-6302187.html