Jest mistrzem aktorstwa kreacyjnego i zdobywcą Oscarów. Jak wyglądała jego droga do sławy?

Uznawany jest za jednego z najwybitniejszych aktorów w historii kina. Ze względu na swój perfekcjonizm – niekiedy doprowadzający wszystkich do szału – nazywany bywa „hollywoodzkim mikrochirurgiem”. Ma na koncie szereg znakomitych kreacji i liczne nagrody – w tym dwa Oscary. Jego droga do sławy była kręta i wyboista. Czy ktokolwiek wierzył, że odniesie sukces? Czym się zajmował, nim dostał swoją wielką szansę?
Marzenia
„A zatem, czym zamierzasz się w życiu zajmować?” – to pytanie zadane przez ciotkę Pearl, skierowane do najmłodszego członka rodziny, przerwało ciszę panującą podczas kolacji spożywanej z okazji żydowskiego święta Pesach. Dziewiętnastolatek spojrzał na ciotkę i odpowiedział bez namysłu: „Chcę być aktorem”. Ciotka przyjrzała mu się uważnie, po czym podjęła próbę sprowadzenia młodego człowieka na ziemię. „Nic z tego. Ty w ogóle nie jesteś przystojny”. Nawet jej nie przyszło do głowy, że chłopak dopnie swego i zostanie jednym z najlepszych aktorów w historii – odtwórcą niezapomnianych ról i dwukrotnym zdobywcą Oscara.
Dustin Hoffman urodził się 8 sierpnia 1937 roku. Był walczącym z kompleksami i nieśmiałością przeciętnym chłopakiem, po którym rodzina nie spodziewała się zbyt wiele. Przyjęto go Santa Monica City College, gdzie początkowo zamierzał studiować medycynę. Będąc na drugim roku Dustin sam spróbował aktorstwa. Teatr go zaczarował.
Nie przypuszczał, że spodoba mu się to aż tak bardzo. Tak naprawdę nie chciał być aktorem. Początkowo była to tylko odskocznia. Dustin cenił swojego wykładowcę dramatu. Profesor Barney Brown sprawił, że Dustin zaczął dostrzegać w aktorstwie sposób na życie, a nie tylko na przetrwanie studiów i autoterapię. Faktycznie, nie był przystojny w klasycznym, hollywoodzkim znaczeniu tego słowa, ale miał wielki talent i nie bał się ciężkiej pracy. Poza tym o kinie i tak nie myślał.
Zapisał się do Pasadena Playhouse, przy El Molino Avenu w Pasadenie, gdzie, począwszy od lat 20., prowadzono zajęcia z aktorstwa i wiedzy o teatrze. Tam Dustin Hoffman miał poznać jednego ze swoich najlepszych przyjaciół, Gene'a Hackmana.
Dustin Hoffman i starszy od niego o siedem lat Gene Hackman spotkali się w Pasadena Playhouse w 1956 roku. Choć na pierwszy rzut oka nie mogli różnić się bardziej, de facto wiele ich łączyło. Przede wszystkim, obaj uznali motto szkoły „Pracuj z gwiazdami, a staniesz się gwiazdą” za wyjątkowo optymistyczne i krzepiące.
Z czegoś trzeba żyć
Gene Hackman zdążył już zwiedzić kawał świata, Dustin nigdy nie opuszczał Kalifornii, choć od dziecka czuł, że nie pasuje do kalifornijskiego pejzażu. Postanowił więc wyjechać i spróbować szczęścia jako aktor w Nowym Jorku. Bilet na autokar Greyhounda miał okazać się najważniejszym biletem kupionym w życiu.
Gdy tylko Hoffman wysiadł z autobusu, zadzwonił do Gene'a Hackmana. Przyjaciel z Pasadena Playhouse od razu zaprosił go do siebie. Hackman płacił dwadzieścia dwa dolary miesięcznie za pokój z kuchnią. Mieszkał tam z żoną i synkiem. Było ciasno. Gość spał w kuchni, przy lodówce, która każdej nocy wydawała takie odgłosy, jakby dostawała ataku serca.
Jakiś czas później Dustin zamieszkał u innego aktora, ciężko pracującego na sukces w Nowym Jorku. Był nim Robert Duvall. Duvall pracował na poczcie, biorąc głównie nocne zmiany. Hackman zarabiał pracując w firmie przeprowadzkowej, a Hoffman wciąż nie miał zatrudnienia.
Zwlekał z szukaniem pracy, obawiając się porażek. Nie miał zajęcia, ponieważ go nie szukał. Nie szukał, ponieważ nie chciał, by kolejne niepowodzenia odebrały mu nadzieję. Dotyczyło to zarówno pracy jakiejkolwiek, jak i poszukiwania aktorskich zleceń.
W końcu Dustin dostał posadę pielęgniarza w Nowojorskim Instytucie Psychoanalitycznym przy Zachodniej 168 Ulicy. Obserwował ludzi. Grał dla nich na pianinie. Z niektórymi pacjentami grywał w siatkówkę, z innymi grał w scrabble. Zachowanie dystansu przychodziło mu z trudem. Był zbyt wrażliwy, by wykształcić w sobie niezbędną przy wykonywaniu tego typu pracy twardość. Wytrzymał w szpitalu niespełna rok.
Po odejściu ze szpitala psychiatrycznego dostał inną pracę – opiekował się dzieckiem pewnego milionera i jego żony, która zaspokajała swoje ambicje zawodowe i nie miała czasu, by zajmować się synem. Dustin szybko zaprzyjaźnił się z chłopcem, który czuł się bardzo osamotniony i spędzał dni, spacerując po wielkim domu.
W ciągu pierwszych lat spędzonych w Nowym Jorku Dustin Hoffman brał nocne zmiany na poczcie, gdzie sortował listy. Pracował jako urzędnik w kostnicy, dorywczo w fabryce hawajskich girland. Był także stenotypistą. Jak wielu aktorów szukających szczęścia w Wielkim Jabłku, Dustin Hoffman został kelnerem – podobnie jak Michael Dorsey, bohater, którego Dustin zagrał później w „Tootsie” (nawiasem mówiąc, Hoffman był pierwowzorem swojej postaci).
Broadway wreszcie spojrzał na niego łaskawym wzrokiem. Dustin dostał niewielką rólkę w przedstawieniu „Kucharz dla generała”. Cała jego kwestia brzmiała „Tak jest!”. W 1965 roku Dustin wystąpił w sztuce „Harry, noon and night”. Wreszcie został zauważony i doceniony przez krytyków. Pojawił się także pierwsza nagroda. Pozytywne recenzje wzmocniły aktorskie ego, dodały pewności siebie.
Czy wiesz, kto był stolarzem, nim stał się hollywoodzkim symbolem seksu?

Przełom
W 1966 roku Hoffman po raz pierwszy spotkał się z reżyserem, Mike’em Nicholsem, który przygotowywał się do pracy nad swoim drugim filmem i poszukiwał odtwórcy głównej roli. Bohaterem miał być dziewiętnastoletni Benjamin Braddock, powracający właśnie z prestiżowej uczelni do rodzinnej Kalifornii, nie wiedząc, jak pokierować swoim życiem.
Mike Nichols spotkał się z setkami aktorów. Będąc na skraju rezygnacji przypomniał sobie, że rok wcześniej widział w teatrze Dustina Hoffmana. Zaprosił go na zdjęcia próbne. Dustin był spięty. Zdawało mu się, że to idealna rola dla Roberta Redforda. Sam nie czuł się stworzony do tej roli. Zgodnie z literackim pierwowzorem, Benjamin to przystojny chłopak – blondyn z Kalifornii.
Jednak gdy Nichols obejrzał nagranie ze zdjęć próbnych, był zachwycony. W Hoffmanie było coś nerwowego. W jego rozedrganiu, pod maską bezczelności kryła się niepewność. To pasowało do postaci.
Gdy po tygodniu zadzwonił do Hoffmana, mówiąc: „No, to kręcimy”, Dustin nie dowierzał. „Zagrałeś to, o co mi chodzi, czego szukam w tej postaci. To paniczne zakłopotanie”. Reżyser wyobrażał sobie, że Dustin zacznie skakać z radości, tymczasem zachował powagę i z pełnym przekonaniem stwierdził: „Będzie źle...”.
Film Nicholsa został dobrze przyjęty. „Absolwent” był wielkim sukcesem. Film, który miał budżet w wysokości trzech milionów dolarów przyniósł niespodziewane zyski – ponad sto milionów. Dla Hoffmana była to pierwsza nominacja do Oscara.
Dustin nie liczył na statuetkę i parę lat później stwierdził, że nie zasługiwał na nagrodę, a w ogóle nie miał w filmie ważnej roli. Spodziewał się, że po „Absolwencie” wróci do Nowego Jorku, na ukochany Broadway.
Powrót nie był fortunny. Z honorarium za „Absolwenta” zostały marne grosze, w teatrze nie czekano na Dustina z otwartymi ramionami. Doszło do tego, że Hoffman musiał ustawić się w kolejce po zasiłek i z pełną pokorą pobierał trzydzieści pięć dolarów tygodniowo. Był aktorem, który odniósł sukces, łącznie z uzyskaniem nominacji do najbardziej prestiżowej nagrody w świecie filmu! Mimo to nie przejął gwiazdorskiego stylu życia. Wciąż zajmował niewielkie mieszkanie na Dolnym Manhattanie.
Na kolejną rolę w filmie musiał parę lat poczekać, ale gdy zagrał w „Nocnym kowboju”, udowodnił wszystkim swoją aktorską wszechstronność. Nikt nie widział w nim neurotycznego Benjamina, który romansuje z panią Robinson. Tym razem Hollywood nie pozwoliło mu zniknąć na dłużej. Przez kolejne dekady trwała dobra passa Dustina Hoffmana, a znakomite kreacje w „Sprawie Kramerów” i „Rain Manie” przyniosły mu Oscary. Pewnie się tego nie spodziewał, gdy kupował bilet na autokar do Nowego Jorku.
Interesują Cię legendy kina? Poznaj tę historię.
Źródła
- Ronald Bergan, „Dustin Hoffman”, W H Aleen 1991
- Jeff Lenburg, „Dustin Hoffman, Hollywood's anti-hero”, St Martins Press 1983