Nienawiść z niemiłości. Historia Katarzyny Orzechowskiej

19 lutego 1982 roku w centrum Warszawy zaginęła Danuta Orzechowska, pracownica Telewizji Polskiej. Kilka dni później w jeziorze Czerniakowskim znaleziono garnek z odciętą kobiecą głową. To był dopiero początek makabrycznego odkrycia, które wstrząsnęło Polską. Oto historia, w której nie ma jednoznacznych ofiar i sprawców, a granice między dobrem a złem zostały dramatycznie zatarte.
- Dom
- Gdzie jest matka?
- Makabra
- Taka miła dziewczyna
- Walizki
- Olśnienie
- Kasia
- Historia krzywdy
- Kto był katem, kto ofiarą?
Dom
Na ulicy Noakowskiego 10 – w samym centrum Warszawy, niedaleko Politechniki – pod numerem 31 mieszkała Danuta Orzechowska z córką Katarzyną.
Danuta pracowała w Telewizji Polskiej jako montażystka i instruktorka programowa. Niezła praca, dająca dobre zarobki, dzięki którym pani Orzechowska mogła podróżować. Jej małżeństwo z Jerzym Orzechowskim, trwające blisko dwadzieścia lat, zakończyło się w 1980 roku. Córka została z matką.
Nastoletnia Kasia uczyła się w trzeciej klasie liceum ogólnokształcącego. Była bardzo inteligentną dziewczyną. Dostała się do renomowanego liceum im.Narcyzy Żmichowskiej. Brylowałaby, gdyby nie ogrom nieusprawiedliwionych nieobecności. Rówieśnicy uważali ją za pogodną. Gasła, gdy zbliżała się do domu.
Codzienność matki i córki wyglądała prozaicznie. Danuta pracowała kilka dni w tygodniu, często na 12-godzinnych zmianach. Kasia czasem pojawiała się w szkole, czasem odwiedzała ojca, który mieszkał niedaleko i założył nową rodzinę. Orzechowska wynajmowała jeden pokój w swoim mieszkaniu. Sublokator, Roman, bywał na Noakowskiego raczej gościem.
Gdzie jest matka?
19 lutego 1982 roku. Kasia spędziła popołudnie ze swoim chłopakiem, Jackiem. Około 16:30 zadzwonił telefon – koleżanka Danuty była zaniepokojona jej nieobecnością w pracy. Orzechowska nigdy się nie spóźniała. I na pewno poinformowałaby przełożonych, gdyby miała się nie zjawić.
Kasia powiedziała o tym ojca. Jerzy Orzechowski nieco się zaniepokoił. Wieczorem wrócił z córką na Noakowskiego – nadal ani śladu Danuty. Postanowił zgłosić zaginięcie na milicji. Kasia spędziła noc u ojca.
Rano 20 lutego ojciec i córka znów postanowili sprawdzić, czy Danuta nie wróciła. Nie było jej.
Makabra
Tego samego dnia nad jeziorem Czerniakowskim dwóch pracowników przedsiębiorstwa komunalnego zauważyło dziwny pakunek unoszący się na tafli wody. Była to spora paczka, owinięta gazetami i związana sznurkiem. Po rozpakowaniu odkryli garnek. W środku była odcięta kobieca głowa. Błyskawicznie wezwali milicję. Na komendzie skojarzono to z zaginięciem zgłoszonym dzień wcześniej.
Jerzy Orzechowski został poproszony o identyfikację. Z całą pewnością stwierdził, że głowa należała do jego byłej żony. Milicjanci nieco dziwili się, że tak szybko ją rozpoznał, ale mężczyzna wyjaśnił, że przecież mieszkali razem kilkanaście lat, dobrze Danutę znał. Brzmiało to przekonująco.
Śledczy byli pewni, że mieli do czynienia z dziełem maniaka, który bez wątpienia zabije kolejną osobę. Tak brutalne, makabryczne rozczłonkowanie zwłok w Polsce Ludowej zdarzało się wyjątkowo rzadko.

Taka miła dziewczyna
Milicjanci przeszukali mieszkanie na Noakowskiego. Mieli nadzieję znaleźć wskazówki dotyczące ostatnich chwil życia Danuty. Szybko ustalili, że kobieta nie mogła zostać zamordowana w miejscu publicznym – najprawdopodobniej znała swojego zabójcę.
W mieszkaniu zastali Kasię i Romana Borego. Sublokator miał alibi – 19 lutego był w delegacji. Podejrzenia śledczych padły na byłego męża Danuty, ale i on ma alibi. Poza tym brakowało motywu – Jerzy Orzechowski był szczęśliwy w nowym związku, utrzymywał poprawne relacje z byłą żoną.
W mieszkaniu nie udało się nic znaleźć. Przynajmniej na początku. Kasia proponowała milicjantom herbatę, a oni współczuli dziewczynie bolesnej straty. Biorąc pod uwagę, że dopiero co dowiedziała się, że jej matkę brutalnie zamordowano, była wyjątkowo spokojna. To budziło szacunek. Funkcjonariusze nie chcieli jej dręczyć pytaniami.
Walizki
24 lutego na dworcu Centralnym w Warszawie zaczął się unosić nieprzyjemny zapach. Najpierw podejrzewano, że ktoś umieścił w skrytkach odchody. Niektórzy wyczuwali zapach padliny, a jeszcze inni – słodki aromat cynamonu.
Wezwano milicję. W skrytkach bagażowych znaleziono mnóstwo przemycanego towaru: prezerwatywy, papierosy, dżinsy, zegarki, kalkulatory na baterie słoneczne, futra, biżuterię. Ale w jednej walizce odkryto kobiece nogi, w kolejnej – tułów.
Miejsca przecięć zostały obłożone ręcznikami, które miały chłonąć krew. Ręce były wygięte do tyłu, nogi pocięte na dwie części – uda osobno, łydki ze stopami osobno. Brakowało rzepek kolanowych – co wskazywało, że sprawca miał wcześniej do czynienia z anatomią lub był rzeźnikiem.
Na jednej z walizek leżał bukiet kwiatów: jeden tulipan, jeden żonkil i jedna frezja. Śledczy zinterpretowali to jako znak romantycznych lub seksualnych podtekstów zbrodni.
Walizki były charakterystyczne – jedna z NRD. Milicja postanawia opublikować komunikat z opisem. Szukano osoby, która 19 lub 20 lutego mogła nieść takie walizki.
Olśnienie
Komunikat pojawił się w telewizji i przyniósł oczekiwane rezultaty. Zobaczyła go Irena Podlaska, sąsiadka Orzechowskich. Przypomina sobie, 19 lutego, gdy wracała z kina Atlantic, spotkała osobę z taką walizką. Była to młoda kobieta, która strasznie się z ciężką walizą mocowała. Irena zaproponowała pomoc, jednak dziewczyna grzecznie, choć stanowczo podziękowała. Potem udała się w kierunku przystanku tramwajowego.
Irena doskonale wiedziała, kto to był. Katarzyna Orzechowska.
Śledczy byli sceptyczni. Ta miła, spokojna Kasia miałaby zamordować matkę w tak brutalny sposób? Nonsens. Trzeba jednak było ją zapytać. Zapierała się – nie miała takiej walizki, nic takiego nie robiła.
Mimo wszystko milicja postanowiła ponownie przeszukać mieszkanie na Noakowskiego. I tym razem znaleziono dowody: ślady krwi na ścianach pokoju - ewidentnie próbowano zmyć je wodą z mydłem. Wcześniej funkcjonariusze to przeoczyli - brunatne, zastygnięte ślady krwi ginęły na tapecie imitującej czerwoną cegłę. Brakowało też jednego garnka z zestawu. Znaleziono natomiast sznurek i siekierę.
Kasia
Kasia została aresztowana. Nie założono jej kajdanek – wciąż trudno było uwierzyć, nawet milicjantom, że dziewczyna była zdolna do popełnienia bestialskiej zbrodni. Ale na komisariacie, prawdopodobnie pod wpływem stresu, szybko przyznała się do zabójstwa.
Opowiedziała, co się stało 18 lutego. Danuta robiła w domu pranie. Powiedziała córce, że nie chce, by żyły jak wrogowie. Na Kasi te słowa nie zrobiły wrażenia. Potem matka poprosiła ją, żeby wzięła drabinę i ściągnęła z pawlacza duży kocioł do gotowania bielizny. Dziewczyna posłusznie weszła na drabinę. Danuta czujnie córkę obserwowała. Gdy Kasia miała sięgać po kocioł, zauważyła po lewej stronie siekierę, którą sama kupiła kilka miesięcy wcześniej. Chwyciła siekierę i uderzyła matkę w czoło. Danuta była w szoku. Padł kolejny cios. Kobieta upadła na podłogę, żyła jeszcze, podpierała się rękami. Jej córka zeszła z drabiny i uderzyła matkę jeszcze kilka razy w głowę, aż ta przestała się ruszać.
Następnie zaciągnęła ciało do wanny, gdzie zdjęła zakrwawione ubrania. Postanowiła zwłoki rozczłonkować, bo wiedziała, że całego ciała nie uda się wynieść niepostrzeżenie. Nie miała pojęcia, że Roman wyjechał w delegację i liczyła się z tym, że mógł wejść do mieszkania w każdej chwili.
Historia krzywdy
Na sali sądowej wyłonił się obraz dramatycznych relacji matki i córki. Już pierwsze pytanie przewodniczącego składu sędziowskiego brzmiało: „Kiedy oskarżona po raz pierwszy usłyszała od matki, że jest dzieckiem niechcianym?”
Jerzy Orzechowski podczas zeznań opowiedział o swoim małżeństwie z Danutą. Opisał ją jako kobietę zimną, wyniosłą, która nie znosiła sprzeciwu. Często podkreślała, że zarabiała więcej od męża. Była apodyktyczna, zawsze musiała mieć rację. Ojciec Kasi twierdził, że nigdy nie widział, by żona pocałowała ich dziecko.
Danuta miała poważne problemy emocjonalne. Nasiliły się po śmierci jej matki. Wtedy Orzechowska zaczęła cierpieć na psychonerwicę. Po rozwodzie było jeszcze gorzej. Bywała impulsywna. Potrafiła nawrzeszczeć na przypadkową osobę, by za chwilę zanosić się płaczem.
Kasia żyła w stresie. Cierpiała na silne bóle głowy (miała dwa wypadki, po których badania EEG wykazały delikatne zmiany), nie miała poczucia bezpieczeństwa. Nie ufała matce. Każde zwierzenie, każdy problem, zostawały wyśmiane, a wcześniej czy później wykorzystane przeciwko niej. Danuta opowiadała innym o sprawach córki, nawet tych najbardziej osobistych.
Nastolatka prowadziła pamiętnik. Chowała go w swoim pokoju. Pewnego dnia wróciła ze szkoły i odkryła, że na każdej stronie czerwonym długopisem poprawione były błędy ortograficzne. Na jednej stronie było napisane imię koleżanki z Radomia, trzykrotnie podkreślone ze znakami zapytania. Kasia zdała sobie sprawę, że matka naruszała jej prywatność.
Znajomi dziewczyny zapamiętali kilka nieprzyjemnych sytuacji, w tym incydent na domówce, kiedy Danuta przyjechała po córkę i przy wszystkich ją spoliczkowała.
Danuta była bardzo wymagająca, wręcz skrajnie. Za każdym razem, gdy wychodziły gdzieś we dwójkę, po powrocie matka wypominała córce wszystkie błędy: że za długo się zastanawiała nad odpowiedzią, że nie jest błyskotliwa. Oczekiwała pełnego posłuszeństwa i wdzięczności za rzekome poświęcenia. Największym poświęceniem miało być to, że pani Orzechowska w ogóle Kasię urodziła, choć lekarze odradzali jej zachodzenie w ciążę i jej utrzymanie.
Kulminacyjny moment nastąpił, gdy Kasia wróciła do domu i zastała obcego mężczyznę, ubierającego się w popłochu. Matka też się ubierała.Gdy mężczyzna wyszedł, Danuta usiadła na kuchennym taborecie, rozpaczała. Powiedziała córce, że ta rujnuje jej życie. Kasię obwiniała też o zmarnowane szanse zawodowe. Od tamtego momentu Kasia przestała kochać matkę. Przychodziło jej na myśl, że mogłaby ją zabić.
Czy można zabić słowami?
Kto był katem, kto ofiarą?
Według paragrafu 148 kodeksu karnego, Kasi groziła kara śmierci. Społeczeństwo domagało się najsurowszej kary za tak makabryczną zbrodnię.
Ale sąd miał dostęp do akt sprawy, do zeznań, do ekspertyz psychiatrycznych. Biegli stwierdzili, że Kasia w momencie popełnienia zbrodni nie była w pełni poczytalna. Jej psychika została zniszczona przez lata psychologicznego terror ze strony matki.
25 września 1983 roku zapadł wyrok: osiem lat pozbawienia wolności. Decyzja wywołała oburzenie wśród zgromadzonych na Sali sądowej.
Uzasadnienie brzmiało: „Sąd wymierza oskarżonej najniższą przewidzianą w kodeksie karnym karę, co uzasadnia następująco: skazana pozbawiła życia tę, która to życie jej dała, ale dając to życie, nie nauczyła jej najprostszych uczuć. Trwający latami stan spowodował u oskarżonej zablokowanie emocjonalne. Prawdą jest, że oskarżona pozbawiona jest wyższych uczuć, ale za to zablokowanie odpowiedzialna była jej własna matka”.
Sąd apelacyjny podtrzymał wyrok. Kasia Orzechowska wyszła na wolność wiosną 1986 roku.
Dziś Katarzyna żyje pod zmienionym nazwiskiem. Wyszła za mąż i wyprowadziła się z Warszawy. Ma córkę.
Historia Katarzyny Orzechowskiej to opowieść o tym, jak krzywda rodzi krzywdę. Jest tu dwóch katów i dwie ofiary –ta martwa i ta, która żyje z ciężarem popełnionej zbrodni.
Była nastolatką, gdy zabiła swoją rodzinę. Poznaj historię Jasmine Richardson.
Źródła
- https://www.youtube.com/watch?v=uDj__tNrbYg&t=203s&ab_channel=JustynaMazur-Kudelska
- https://www.youtube.com/watch?v=MzhcxZOGxQE&ab_channel=OpowiemCihistori%C4%99