Biała Dama z Kórnika naprawdę istniała. Kim była Teofila Działyńska?Otwarli kryptę Działyńskich, żeby potwierdzić to, co powtarzano od pokoleń: że spoczywa tam w cynowej trumnie dama w bieli, ta sama, która nocą schodzi z portretu w kórnickim zamku. Zamiast trumny – chłodna pustka. Zamiast porządku – porozrzucane kości, bezimienne, pomieszane, jakby ktoś szukał czegoś w pośpiechu. Kogo? Czego? Wtedy w mieście znów zaczęto szeptać o czarnym jeźdźcu, który tuż przed północą zajeżdża pod mury, i o klątwie nałożonej za cegły wyjęte z dawnego myśliwskiego zamku Górków. Mówili, że dopóki skarb z podziemi nie ujrzy światła, dama nie zazna spokoju. Ale jeśli to nie ona nie zaznaje spokoju, tylko ktoś, kto się go boi? Kto rozszarpał ciszę krypty: bezmyślny wandal, zdesperowany poszukiwacz, a może ktoś, kto naprawdę wierzył, że przekładając kości, można przerwać nocne wędrówki białej sukni? Świadkowie twierdzą, że od tamtej pory w sali jadalnej z portretem częściej trzeszczy parkiet, choć przeciągu nie ma. A kiedy wybija dwunasta, w oknach powoli gasną światła, a podkowy gdzieś daleko stukają raz… drugi… trzeci… i wtedy dzieje się coś, o czym lepiej nie mówić na głos… A może trumny nigdy tam nie było? W jej życiu nawet data narodzin nie chce się zgodzić – raz 1714, raz 1715, jakby ktoś przesuwał granice między tym, co pewne, a tym, co już należy do mgły. Są tacy, którzy przysięgają, że widzieli ją, jak zatrzymuje się przy studni na rynku, jak dotyka chłodnej cegły, jakby szukała jednego brakującego elementu. I gdy już wydaje się, że za chwilę wyciągnie dłoń i wskaże miejsce, w którym wszystko się zaczęło…