Miała 19 lat, gdy spalono ją na stosie. Najpierw ją wykorzystano, a potem skazanoMa 17 lat, męski kaftan, włosy obcięte krótko. Nie dlatego, że chce prowokować – dlatego, że droga do Chinon pełna jest mężczyzn, którzy nie pytają o zgodę. Mówi, że przemówił do niej św. Michał, a gdy staje przed Karolem, sala milknie. Doradcy kpią, kapelani drążą, czy to nie czary, ale w jej spojrzeniu jest coś, co sprawia, że pada rozkaz: dać jej konia i zbroję. Pod Orleanem strzała rozcina ramię, krew nasiąka bandaże; wraca na mur, podnosi sztandar i nagle to, co było niemożliwe, zaczyna pękać. A potem – kraty, zimne kamienie, strażnicy. Nie zdejmuje męskiego stroju, bo w nocy ktoś szepcze kluczem w zamku. Właśnie za ten strój zapiszą jej herezję. Podsuwa się pergamin; nie umie czytać, ale podpisuje, myśląc, że ratuje duszę. A ona wciąż jest tylko córką wieśniaka z Domrémy, która nigdy nie nauczyła się literek. Kilka miesięcy później prowadzą ją na rynek: słup, drewno, wiatr łopocze flagami. Powtarza jedno imię, gdy płomienie chwytają brzeg płaszcza. Zostaje pytanie: co zobaczył w niej pewnego dnia delfin Francji, że postanowił zaryzykować wszystko…