„Czegoś tak przerażającego nie doświadczyłam!” – krwawy Piątek na Filipinach
Wielki Piątek to wyjątkowy czas dla chrześcijan. Filipińczycy na ten jeden dzień czekają cały rok. Przygotowują się do brutalnej ceremonii – jedynej takiej na świecie. Chciałam przekonać się, czy rzeczywiście jest tak przerażająco. W niewielkiej miejscowości San Pedro Cutud w prowincji Pampanga pokutnicy co roku dają przybić się do drewnianych krzyży. Stolica Apostolska nie pochwala zachowania Filipińczyków. Uznaje tradycję za przesadnie krwawą. Pojechałam sprawdzić, jak bardzo jest krwawa. Wciąż mam gęsią skórę i słyszę świst batów nad głową.
Z tego artykułu dowiesz się:
Jeszcze nie wjechaliśmy do miasteczka, a oni już się biczowali
29 marca z hukiem obchodzono Wielki Piątek na Filipinach. W wielu miejscowościach na północy państwa, zwłaszcza w prowincji Pampanga, świętowano najgłośniej. I najbardziej brutalnie. Pojechałam z moim partnerem, Wojtkiem, do niewielkiej miejscowości San Pedro Cutud, w której odbyła się najkrwawsza Droga Krzyżowa na świecie. Przylecieliśmy na Filipiny z myślą o nagrywaniu rajskich miejsc. Chcieliśmy zebrać materiał na kanał YouTube „Byle Do Wylotu”, który prowadzimy od 2021 roku. Rajskie życie na Filipinach to jednak nie wszystko, co chcieliśmy pokazać widzom.
Oglądanie ukrzyżowania na Filipinach nie było pierwszą rzeczą, o której myśleliśmy, przylatując tutaj. Kręcimy się po Azji-Południowo-Wschodniej od ponad 200 dni. Planowaliśmy Filipiny już dawno, jednak ciągle nie były nam po drodze. Akurat tak się złożyło, że pojawiliśmy się z Wojtkiem w Manili 27 marca. Gdy tylko usłyszeliśmy od lokalsów, co będzie się działo w Wielki Piątek, postanowiliśmy szybko zadziałać.
Biorąc pod uwagę głębokie tradycje katolickie i bezkompromisowe przekonania religijne, nie powinno być dla nas zaskoczeniem, że Filipińczycy świętują głośno. Że chcą pokazać, jak bardzo są wierzący. Jednak niektóre tradycje przyprawiają o ciarki.
- I mdłości. – dodaje Wojtek. – Co roku zgłaszają się ochotnicy, którzy podczas odtwarzania Drogi Krzyżowej w Wielki Piątek zostają ukrzyżowani. Dosłownie. Słynne wydarzenie biblijne odtwarzają stacja po stacji. Tam nie ma miejsca na delikatność. Jest krew, są krzyki, a wokół tłum ludzi przyglądający się męczennikom w palącym słońcu.
Żeby dostać się do miejscowości San Pedro Cutud, najlepiej samemu zorganizować wyjazd. Opcje są dwie – przyjechać dzień wcześniej lub wyjechać w dzień ukrzyżowania wcześnie rano. Trzeba mieć zapas kilku godzin. My wybraliśmy drugą opcję. Do prowincji Pampanga dotarliśmy w towarzystwie Kuya Crisa i jego żony. W okresie wielkanocnym Filipińczycy wyjeżdżają na prowincję, żeby spędzić czas z rodziną. Trzeba wziąć poprawkę na to, że Manila i przedmieścia są zakorkowane bardziej niż zwykle.
Jeszcze nie wjechaliśmy do miasteczka, a oni już się biczowali. Filipińczycy są oddani swojej religii katolickiej i bardzo szanują uroczystości religijne, zwłaszcza Wielkanoc. Wiele wspólnot chrześcijańskich na świecie odtwarza mękę Chrystusa. Niosą krzyż, opowiadają historie. Jednak tutaj wszystko było oddane najdosadniej, jak się da. Ukrzyżowanie na Filipinach przenosi Drogę Krzyżową na zupełnie inny poziom. Gwoździe naprawdę wbijane są w stopy i dłonie. Ludzie chodzą po miasteczku i samobiczują się. Według lokalsów dosłowne odtworzenie bólu, jaki odczuwał Jezus podczas ukrzyżowania, tworzy więź między nim a osobami, które dokonują tego czynu w Wielki Piątek. Taki akt samookaleczania i zadawanie sobie bólu postrzegany jest jako oczyszczenie ciała z grzechów. Ciężko mi było patrzeć.
Wielki festyn wokół deszczu krwi
Gdy minęliśmy z Wojtkiem pierwsze biczujące się osoby, odebrało nam mowę. Kuya Cris z żoną zaparkowali samochód, a my ruszyliśmy w stronę festiwalu. W prowincji Pampanga określany jest on jako „Maleldo”. Idąc w stronę góry, na której od godziny 12:00 dojść miało do najważniejszej części ceremonii, nie mogliśmy otrząsnąć się z niecodziennego widoku. Spodziewaliśmy się, że atmosfera będzie spokojniejsza, podniosła. Jednak okazało się, że na miejscu trwa festyn – jest głośno, dzieci biegają wokół przechodzących co krok samookaleczających się ludzi w maskach, a wokół nich krążą sprzedawcy… balonów z helem.
Nie mogliśmy się otrząsnąć. W drodze na wzgórze towarzyszyła nam grupa dzieci. Biegły tuż obok nas z ostrymi kijkami i deskami. Gdy tylko na drodze pojawiały się osoby okładające się biczami po plecach, dzieci podbiegały do nich i również uderzali w nich tym, co akurat mieli w ręce. – mówi Wojtek. – Im bardziej czerwony był ich kijek lub deska, tym większy szacunek taki chłopiec lub dziewczynka budzili wśród rówieśników.
Po długim marszu w palącym słońcu wreszcie dotarliśmy w okolice wzniesienia, na którym z oddali widać już było trzy krzyże. Wokół rozbrzmiewała głośna muzyka. Wszędzie rozłożone stoiska z jedzeniem, pamiątkami, parasolkami. Upał dawał się we znaki. Każdy skrawek cienia zajęty. Wokół co chwilę przechodzili męczennicy w maskach i płachtach na głowach. Nie widać było ich twarzy, jedynie plecy skąpane we krwi. I ten świst bicza przecinającego skórę. Do teraz mam go w uszach
- Jeden z samobiczujących się Filipińczyków nie wytrzymał i zemdlał. Upadł z wycieńczenia. Zabrało go pogotowie. – dodaje Wojtek.
Przechodnie z piskiem uciekali, gdy samookaleczający się Filipińczycy przechodzili obok. Krew pryskała po ubraniach i twarzach przechodniów. Teraz już wiem, dlaczego zaleca się tu ubrać w gorsze ubrania.
Ruben Enaje zrobił to po raz 35.!
Mnóstwo mężczyzn i kobiet co roku zgłasza się na ochotnika, aby podczas Wielkanocy przejść przez cały proces przybijania do krzyża. Jednym z najbardziej znanych Filipińczyków jest Ruben Enaje. Co roku dobrowolnie odbywa całą Drogę Krzyżową. W tym roku zrobił to po raz 35.!
Obeszliśmy górę w poszukiwaniu cienia. Udało się nam go znaleźć niedaleko stanowiska miejskiej policji, którzy schowali się pod niewielkim namiotem. Z uśmiechami zaprosili nas do siebie. Zagadywali o to, skąd pochodzimy.
– Policjanci byli tak uprzejmi, że oddali nam swoje krzesła i kilkukrotnie częstowali lunchem. Tak, Filipińczykom nie przeszkadza rozlew krwi podczas Maleldo. Oni kochają jeść zawsze i wszędzie. – mówi Wojtek.
Ludzi z minuty na minutę przybywało. O godzinie 12:00 zaczęła się Droga Krzyżowa. Co na to wszystko Watykan? Sprzeciwia się drastycznym inscenizacjom Filipińczyków. Jednak niewiele zrobił, aby zapobiec lokalnej tradycji. Cóż, trudno byłoby cokolwiek zdziałać w tej kwestii, zwłaszcza że tradycja Wielkiego Piątku i festiwal Maleldo zakorzenione są już głęboko w kulturze prowincji Pampanga.
Po odbyciu dziesiątej stacji Drogi Krzyżowej, Ruben Enaje, przebrany za Jezusa, dotarł na górę w towarzystwie dwóch męczenników. Obok mężczyzn kroczyło kilkunastu Filipińczyków przebranych za Rzymian, aby „odegrać” kulminacyjną stację jedenastą. Każdy wiernie odgrywał swoją rolę – również płaczące kobiety wokół. Ruben w drodze do ukrzyżowania upadł nie tylko pod ciężarem swojego krzyża, ale nawet sturlał się z góry, żeby oddać ból, jaki przeżywał Jezus.
Krew płynęła po ciałach męczenników. Tłum głośno krzyczał, gwizdał, czekał na najważniejszy moment. W ciągu kilku minut trójka Filipińczyków wreszcie została przybita do trzech drewnianych krzyży. Zdezynfekowane wcześniej gwoździe wbito w ich dłonie i stopy. Żeby tłum mógł dobrze słyszeć, jak ogromny to ból, w momencie wbijania gwoździ męczennikom przystawiano… mikrofon do ust.
Gdy Ruben Enaje wcielający się w postać Jezusa powoli wznosił się na krzyżu, nad nami nagle pojawiły się czarne chmury i rozległy grzmoty. Mieliśmy ciarki na plecach, to było tak realistyczne i przerażające. Jakby niebo też brało w tym wszystkim udział.
Męczennicy spoglądali nieprzytomnie na rozemocjonowany tłum przez 15 minut. Następnie każdy został zdjęty z krzyża i opatrzony przez medyków. Po głównej inscenizacji ukrzyżowano jeszcze kilku ochotników.
Ta Wielkanoc na zawsze zostanie w naszych głowach
Nie byliśmy w stanie zobaczyć wszystkich ukrzyżowań. Nie dlatego, że nie daliśmy rady. Ale dlatego, że nad nami nagle rozpętała się burza. Tłum w popłochu uciekał, deszcz ciął po twarzach, błoto wdzierało w buty i nogawki. Całe szczęście pogoda pozwoliła nam zobaczyć dwa ukrzyżowania, w tym najważniejsze.
Szybko skierowaliśmy się w stronę namiotu, w którym 30 minut po ukrzyżowaniu siedział już opatrzony Ruben Enaje i… udzielał wywiadu dla mediów na konferencji prasowej. W tym roku filipińska gwiazda z prowincji Pampanga miała specjalną intencję. Ruben Enaje dał się ukrzyżować po raz 35. w intencji pokoju w Ukrainie, Strefie Gazy oraz innych zapalnych punktach świata. Mężczyzna uczestniczy we wstrząsającym wydarzeniu, odkąd w młodości spadł z 3-piętrowego domu i nie odniósł żadnych obrażeń. Uznał to za cud. Jego bliscy wracali do zdrowia po ciężkich chorobach, co jeszcze bardziej umocniło jego wiarę.
Wracaliśmy z Maleldo w milczeniu. Deszcz nie odpuszczał. Obok nas wciąż biegały dzieci z zakrwawionymi patykami, co krok zanurzając je w kałużach i błocie. Odwróciliśmy się jeszcze na chwilę, żeby spojrzeć na wznoszące się krzyże z kolejnymi śmiałkami. Z niedowierzaniem popatrzyliśmy na siebie i ruszyliśmy w stronę miejsca, gdzie czekał Kuya Cris z żoną. Deszcz mieszał się z plamami krwi na ziemi, sprzedawcy wciąż biegali z parasolami i jedzeniem, a wokół grała głośna muzyka.
Podczas naszych podróży widzieliśmy już sporo dziwnych, strasznych, zaskakujących rzeczy. Ale czegoś tak przerażającego jeszcze nie doświadczyłam. Ta Wielkanoc na zawsze zostanie w mojej głowie. Obszerna relacja wkrótce pojawi się na naszym kanale YouTube „Byle Do Wylotu”.
Czy polecamy doświadczyć tradycji w San Pedro Cutud? Jak najbardziej. Jednak bierzcie poprawkę na to, że to widowisko dla ludzi o mocnych nerwach. Tu nie ma miejsca na głaskanie po głowie. To prawdziwa rzeźnia.