Miś Wojtek – wierny kapral w armii generała Andersa
Historia sympatycznego i pomocnego niedźwiedzia imieniem Wojtek wydaje się nieprawdopodobna. Znaleziony jako mały miś, odkupiony od irańskiego chłopca rozpoczął niezwykłą podróż wraz z polskimi żołnierzami, przez których był wręcz uwielbiany. Mało tego, z inicjatywy samego generała Władysława Andersa nadano mu nawet stopień kaprala. Na pokładzie „Batorego” przepłynął Morze Śródziemne. Wspierał później polskich żołnierzy, m.in. pomagając im ładować skrzynie z amunicją artyleryjską. Swój szlak bojowy zakończył, podobnie jak podkomendni Władysława Andersa, w Wielkiej Brytanii.
Jeśli szukasz więcej informacji historycznych, sprawdź także zebrane w tym miejscu artykuły z ciekawostkami.
Z tego artykułu dowiesz się:
Od Bliskiego Wschodu aż po Włochy: szlak bojowy niedźwiedzia Wojtka
Jak mały niedźwiadek stał się towarzyszem polskich żołnierzy i otrzymał swoje imię
Miś nazwany później Wojtkiem był niedźwiedziem brunatnym, znalezionym w Iranie, w górach Elburs. Jeszcze jako mały niedźwiadek znalazł się wśród ludzi po tym, jak jego matka została zabita przez myśliwych. Miś trafił w ręce miejscowych chłopców. Z jednym z nich zetknęli się polscy żołnierze z armii generała Andersa (konkretnie 2 a później 22 Kompanii Zaopatrywania Artylerii, wchodzącej w skład 2 Korpusu Polskiego). Jeden z żołnierzy, na życzenie jednej z poruszających się z żołnierzami Polek Ireny Bokiewicz, postanowił go odkupić. Stało się to 8 kwietnia 1942 roku. Sam chłopiec w rozmowie (toczonej bardziej na migi) przyznał, że i tak zamierzał albo przehandlować niedźwiadka za żywność, albo też sprzedać go do cyrku.
Od żołnierzy chłopiec dostał trochę wojskowych konserw, tabliczkę czekolady, składany nóż szwajcarski oraz trochę pieniędzy. Miś zaś trafił do polskiego obozu. Jego formalnym opiekunem został kapral Piotr Prendysz. Oficjalnie nadano mu imię Wojtek, otrzymał także żołd w postaci zwiększonej racji żywnościowej. Uwielbiał słodycze, dżem oraz oczywiście miód. Miś od samego początku był niezwykle lubiany. Na pewnym etapie uradzono zaś, by podarować go samemu generałowi Władysławowi Andersowi, który z kolei zadecydował o przeniesieniu go do koszar oficerskich.
Nawiasem mówiąc, z jego imieniem była związana później dodatkowa historia, dotycząca też innego polskiego żołnierza, Wojciecha Narębskiego. Kiedy ten ostatni trafił do Korpusu Polskiego, komentowano, że pojawił się kolejny Wojtek, a dla „odróżnienia” Wojciecha Narębskiego zaczęto nazywać go „Małym Wojtkiem”. Związana była z tym jeszcze jedna anegdota: kiedy ktoś podchodził do grupy żołnierzy i pytał: „Czy jest Wojtek?” odpowiadano mu pytaniem: „Który?” Wojciech Narębski, późniejszy profesor zwyczajny nauk o Ziemi, zawarł zresztą swoje wspomnienia w poświęconej Wojtkowi książce dla dzieci.
Droga Wojtka od Palestyny aż po Egipt, problem z zaokrętowaniem, Wojtek kapralem
Wojtek ruszył w drogę z polskimi żołnierzami. Zaaklimatyzował się, lubił zabawy z żołnierzami, w tym zapasy z nimi. Stawał w szranki nawet z czterema naraz. W tym kontekście Wojciech Narębski wspominał, że owszem, zdarzało się, że któregoś nawet przerzucił nad głową, ale zawsze w trakcie symulowanej walki uważał na swoje pazury, nigdy nie zdarzyło się, aby kogokolwiek nimi zranił. Często towarzyszył też żołnierzom w trakcie warty. W listopadzie 1942 roku z polskimi żołnierzami dotarł do Gedery w Palestynie. Następnie wraz z armią Andersa znalazł się w Persji, czyli w dzisiejszym Iraku. Na początku 1943 roku 22 Kompania stacjonowała w Kirkuku. Wojtek ciężko znosił nieprzyjazny dla niego, bo zbyt gorący klimat. Sporą część upalnych dni spędzał w specjalnie wykopanej dla niego jamie.
Następnie polscy żołnierze wyruszyli do Egiptu. Pod koniec pobytu w tym państwie pojawił się nieoczekiwany problem, bowiem 13 lutego 1944 roku polscy żołnierze mieli zostać w Aleksandrii zaokrętowani na polskim statku „Batory”, który miał ich zabrać do Włoch. Nie zezwolono jednak na zabieranie żadnych zwierząt na statek. Polacy jednak nie chcieli rozstać się z Wojtkiem. Aby uzyskać specjalne zezwolenie, niezbędny okazał się kontakt telefoniczny z dowództwem w Kairze, które w końcu wyraziło zgodę, aby Wojtek również popłynął do Włoch.
Trzeba też podkreślić, że sam generał Anders zadecydował o nadaniu mu stopnia kaprala. Tym samym Wojtek oficjalnie, w pełni formalnie stał się żołnierzem: został wciągnięty na listę personelu 2 Korpusu Polskiego. Wiązało się to z tym, że nie tylko otrzymał swój własny numer służbowy i książeczkę wojskową, ale i np. żołd na papierosy, które – co zaskakujące – lubił zjadać.
Wojtek w czasie bitwy pod Monte Cassino
I tak na pokładzie „Batorego” Wojtek dotarł z żołnierzami 22 Kompanii do Włoch. Trafili tam w kwietniu 1944 roku, dokładnie w czasie, kiedy przygotowywany był czwarty już z kolei szturm na wzgórze na Monte Cassino, w którym udział mieli tym razem wziąć żołnierze 2 Korpusu Polskiego. Żołnierze 22 Kompanii mieli dostarczać amunicję, żywność i benzynę dwóm pułkom ciężkiej artylerii. I tutaj Wojtek miał okazję się wykazać. Pomagał bowiem żołnierzom załadowywać skrzynie na ciężarówki. „Mały Wojtek” w tym kontekście wspominał, że kilka razy zdarzyło się nawet, że Wojtek sam umieścił ładunek na ciężarówce. Podkreślił, że lubił pomagać.
Dość popularne były wtedy malunki, emblematy, oznaczenia z Wojtkiem noszącym pociski artyleryjskie, które umieszczano na ciężarówkach, koszulkach żołnierzy itp. Zresztą wizerunek niedźwiedzia niosącego pocisk został nawet oficjalnie zatwierdzony jako oficjalny emblemat 22 Kompanii – patrz grafika. Jednak sam Wojciech Narębski podawał to w wątpliwość. Twierdził, że byłoby to zwyczajnie zbyt niebezpieczne, poza tym noszone były całe skrzynie, nie zaś pociski osobno. Trzeba podkreślić, że o ile Wojtek pomagał żołnierzom na tyłach przy załadunku, to jednak sam nigdy nie znajdował się bezpośrednio na linii walki.
Po pamiętnym zwycięstwie pod Monte Cassino polskich żołnierzy czekał zasłużony odpoczynek, chociaż oczywiście nie można zapominać o wielu, którzy polegli w tej bitwie. W tym czasie rozprzężenia Wojtek miał okazję po raz pierwszy zetknąć się a Adriatykiem. W okolicach plaży bezceremonialnie wyskoczył z szoferki ciężarówki, pobiegł na plażę, na której znajdowało się wiele kobiet i które polscy żołnierze próbowali uspokoić, krzycząc, że niedźwiedź nie jest groźny. Wojtek wskoczył do morza, trochę popływał i wrócił. Jeśli szukasz więcej ciekawych informacji, sprawdź także zebrane w tym miejscu artykuły na temat II wojny światowej.
Demobilizacja w Szkocji, pobyt w zoo w Edynburgu, śmierć Wojtka
Ewakuacja polskich żołnierzy z Włoch, pobyt w Winfield Camp
Jesienią, 26 września Polacy zostali ewakuowani z Włoch. Tym razem obyło się bez problemów z zabraniem Wojtka na statek. Jego imię formalnie znalazło się na liście pasażerów, zaś jemu samemu przyznano nawet kartki żywnościowe, za które można było nabyć słodycze (które również lubił) oraz np. tytoń. Polacy oraz oczywiście Wojtek wylądowali w Szkocji, najpierw w Glasgow, skąd autobusami w 1946 roku dotarli do Winfield Camp.
Był to obóz wojskowy, w którym decydowano o dalszych losach żołnierzy, którzy chcieli pozostać w Wielkiej Brytanii. Wielu z nich nie zdecydowało się na powrót do Polski, która decyzją zwycięskich mocarstw znalazła się w strefie wpływów ZSRR. W czasie pobytu w Winfield Camp Wojtek wydawał się szczęśliwy, mógł swobodnie poruszać się po okolicy, lubił pływać pod znajdującym się niedaleko Union Bridge. Po dziś dzień niektóre z drzew noszą ślady jego pazurów.
Zabierano go też na wycieczki do okolicznych miasteczek. Wspomina się, że zwyczajnie lubił miejscowe piwo, które wypijał, trzymając butelkę w łapach. Radio BBC przygotowywało o nim reportaże, został nawet honorowym członkiem Towarzystwa Polsko-Szkockiego.
Ostatni etap życia Wojtka: pobyt w zoo w Edynburgu
W końcu jednak pojawił się problem: polscy żołnierze znajdowali nowe domy, pracę, natomiast co miało się stać z Wojtkiem? Czy miał trafić do ówczesnej Polski? Inną opcją było ulokowanie go w miejscowym ogrodzie zoologicznym w Edynburgu. Zdecydowano się na ten wariant i w roku 1947 Wojtek trafił do zoo. Polscy żołnierze podpisali jednak oświadczenie, na mocy którego w momencie odzyskania pełnej wolności przez Polskę Wojtek miałby do niej trafić. Deklarowali nawet chęć płacenia za utrzymanie niedźwiedzia, jednakże był on na tyle popularny, że okazało się to zbyteczne. Był tam często odwiedzany zarówno przez byłych żołnierzy, jak i dziennikarzy. Niektórzy z tych pierwszych przeskakiwali nawet czasem do niego na wybieg.
To właśnie w tym zoo po raz pierwszy zetknęła się z nim Aileen Orr (założycielka Fundacji Wojtka), która w roku 1961, mając 8 lat, wybrała się tam z polską koleżanką. Ta ostatnia odezwała się do Wojtka po polsku, który zareagował na brzmienie polskiej mowy. Podobno rozpoznawał nawet Mazurka Dąbrowskiego. Kiedy przebywał w Edynburgu, o przetransportowanie go do Polski zwrócił się ogród zoologiczny w Gdańsku. Ówczesnym władzom mogło na tym zależeć z powodów propagandowych, ponieważ w pewnym sensie miś Wojtek stałby się symbolem ostatecznego odzyskania wolności przez Polskę. Nie zezwolono jednak na to.
Wojtek spędził resztę swojego życia w zoo w Edynburgu, dożywszy 21-22 lat. Pod koniec życia podupadł na zdrowiu, cierpiał na reumatyzm, coraz częściej potrzebował pomocy medycznej. A że reagował jedynie na brzmienie polskiego języka, opiekujący się nim weterynarze często prosili o pomoc któregoś z byłych polskich żołnierzy. Życie zakończył w dniu… no właśnie… Zaskakujący jest brak zgodności źródeł w tej kwestii. Podawane są tu bowiem różne daty: 2 grudnia 1962 roku, 2 grudnia 1963 roku oraz 15 listopada 1963 roku.
Autor: Herbert Gnaś
Bibliografia:
- T. Dytko, Jak mały Wojtek z dużym Wojtkiem wojnę wygrali, https://www.jednostki-wojskowe.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=465&Itemid=44, dostęp: 11.08.2021.
- W. Hood, A. Lavis, Wojtek, niedźwiedź, który poszedł na wojnę, film dokumentalny produkcji polsko-brytyjskiej z 2011 roku.
- K. Mikula-Deegan, Private Wojtek. Soldier Bear, Troubador Publishing Ltd., Leicester 2011.
- F. Pleszak, Two years in a gulag, Amberley Publishing, Gloucestershire 2013.