Alfredo Galán - człowiek, który chciał być bogiem
Mogłoby się wydawać, iż za zbrodniami popełnionymi przez “Mordercę z talią kart” ukrywał się jakiś mroczny, ale genialny typ w rodzaju profesora Moriarty’ego. Człowiek, który niczym duch umyka organom ścigania. Tymczasem prawda - jak to często w życiu bywa - okazała się dużo bardziej zaskakująca.
Jeśli szukasz więcej informacji i ciekawostek, sprawdź także zebrane w tym miejscu artykuły z zagadkami kryminalnymi.
Z tego artykułu dowiesz się:
Nieszczęśliwy chłopiec
Matka
Alfredo Galán Sotillo urodził się 5 kwietnia 1978 r. w Puertollano (prowincja Ciudad Real, Castile-La Mancha, Hiszpania). Był najmłodszym z piątki rodzeństwa. Kiepsko radził sobie w szkole. Jego jedyną przyjaciółką była matka. Regularnie spotykała się z nauczycielami przekonując, że z niewielką pomocą jej dziecko ma wszelkie szanse, aby wyjść na prostą. Niestety, kobiecie nie było dane obserwować, jak jej latorośl dorasta. Zmarła kiedy Alfredo miał zaledwie 10 lat.
Chłopiec bardzo ciężko przeżył tę tragedię. Czuł się niezwykle samotny. Znajomi opisywali go jako wycofanego introwertyka. W liceum nastolatek zaczął odreagowywać traumę w paradoksalny sposób - błaznując i wygłupiając się. Jego nowy sposób bycia przypadł do gustu kolegom. Chłopiec nie tylko cieszył się sympatią, ale w końcu został nawet wybrany na przewodniczącego klasy. W środku jednak niewiele się zmienił - wciąż czuł smutek i pustkę. Aby dodać sobie odwagi zaczął eksperymentować z alkoholem.
Wojsko
Na zewnątrz wesołkowaty, wewnątrz przygnębiony i ponury Alfredo w 1998 r. wstąpił do wojska. Jako członek międzynarodowego kontyngentu humanitarnego był dwukrotnie wysłany do Bośni. Kraj w tamtym czasie podnosił się z pożogi wojny domowej. Tu i ówdzie zdarzały się jeszcze krwawe walki. Galán i jego towarzysze nie mieli prawa się w nie angażować. Ich zadaniem była opieka nad uchodźcami, pomoc w naprawie infrastruktury, ochrona ludności cywilnej.
Młody mężczyzna był w trakcie służby świadkiem wielu okrucieństw. Zaczął obsesyjnie myśleć o broni. Miał chęć kogoś zabić, aby sprawdzić, jakie to uczucie. Z drugiej misji przeszmuglował do Hiszpanii, niespotykany w zachodniej Europie, radziecki pistolet samopowtarzalny Tulski Tokariew, zwany popularnie “tetetką”, wraz ze sporą ilością amunicji. Po powrocie do kraju udał się na trzytygodniowy urlop.
Nuda
W listopadzie 2002 r. jednostkę, w której służył Alfredo, oddelegowano do sprzątania wybrzeży Galicji. Kilometry plaży został skażone wyciekiem z ogromnego tankowca. Wydarzenie to otrzymało później miano jednej z największych katastrof ekologicznych Hiszpanii. Galán nie cieszył się jednak z tego przydziału. Ratowanie środowiska naturalnego było dla niego nudnym i mało prestiżowym zajęciem. Nie po to wstąpiłem do wojska - skarżył się.
Mężczyzna radził sobie z frustracją na swój własny sposób. Bardzo dużo pił, oglądał ponure programy telewizyjne i od czasu do czasu wychodził na spacer z psem. Często kłócił się z rodzeństwem. W trakcie jednej z awantur wyciągnął broń i skierował ją w stronę starszego brata - Jose. Ten zachował jednak zimną krew i jedynie skrzywił usta z dezaprobatą. Grymas otrzeźwił krewkiego żołnierza. Nie bój się, jest zepsuty - powiedział i opuścił pistolet. Nie był to jednak koniec kłopotów.
W styczniu 2003 r. Alfredo pokłócił się ze starszą kobietą. Wściekły ukradł jej samochód, aby udać się na wycieczkę. Sprawa trafiła do dowódców mężczyzny, którzy musieli interweniować. Przedstawili podwładnemu następujące ultimatum: albo uda się do szpitala psychiatrycznego leczyć zespół stresu pourazowego, na który najwyraźniej cierpi, albo natychmiast zostanie zwolniony ze służby.
Diagnoza
Młody żołnierz niechętnie zapisał się do odpowiedniej placówki, ale spędził w niej zaledwie jeden dzień. Lekarz stwierdził u niego nerwicę i depresję, na które przepisał stosowne leki. Pozwolił pacjentowi wrócić do domu pod warunkiem, że będzie regularnie zażywał zalecone środki i odstawi alkohol. Nad powodzeniem terapii miała czuwać rodzina. Niestety, żaden z wyżej wymienionych punktów nie został spełniony.
Ze względu na konflikt z przełożonymi oraz problemy ze zdrowiem psychicznym, kontrakt Alfredo z armią został rozwiązany. Mężczyzna nie chciał jednak żegnać się z mundurem. Pragnął nadal sprawować kontrolę nad innymi ludźmi. Zgłosił się więc do policji. Przeszedł testy psychologiczne, ale oblał egzamin sprawnościowy. To niepowodzenie mocno go podłamało, powodując silny rzut depresji i alkoholizmu. Rozchwiany emocjonalnie były żołnierz zamknął się w czterech ścianach fantazjując o zabijaniu.
Przypadkowe ofiary
Juan Francisco
24 stycznia 2003 r. mężczyzna poczuł, że same fantazje mu nie wystarczą. Ubrany w grubą kurtkę, skórzane rękawiczki i okulary przeciwsłoneczne wyszedł na ulice Madrytu w poszukiwaniu ofiary. Nie miał szczególnych preferencji. Chodziło tylko o trafienie odpowiedniej okazji. Obserwował ludzi wchodzących do i wychodzących z rozmaitych budynków. Nie wzbudzał podejrzeń. Wyglądał jak zwykły przechodzień.
W końcu namierzył pięćdziesięcioletniego Juana Francisco Ledesmę, portiera pracującego w apartamentowcu przy ulicy Alonsa Cano 89. Alfredo śledził swoją ofiarę do momentu, aż ta zniknęła za drzwiami własnego mieszkania. Zapukał, a kiedy Ledesma stanął na progu, kazał mu uklęknąć. Następnie strzelił ofierze w tył głowy. Świadkiem tej egzekucji była dwuletnia córka Juana. 45 minut później ciało męża odkryła jego żona. Sprawdź także ten artykuł o tajemnicach, które do dziś nie zostały rozwiązane.
Bez kary
Mimo iż kobieta natychmiast zawiadomiła policję, to Galán mógł spać spokojnie. Nie zostawił na miejscu zbrodni żadnych śladów. Z ofiarą absolutnie nic go nie łączyło, a dwuletnia dziewczynka nie mogła przecież zeznawać. Śledczy nie mieli żadnych szans, aby namierzyć mordercę. Mężczyzna za to chętnie śledził wszelkie doniesienia medialne na temat sprawy. Napawał się swoim własnym sprytem i upewniał w przekonaniu, że dochodzenie idzie w złym kierunku (nieudanego napadu rabunkowego).
W marcu 2003 r. Alfredo rozpoczął pracę jako ochroniarz na lotnisku Madrid–Barajas. Był niezwykle szczęśliwy z możliwości ponownego założenia munduru i budzenia respektu wśród zwykłych ludzi. Dobrze wywiązywał się ze swoich obowiązków, cieszył się sympatią. Prowadził niewyszukany tryb życia - wolny czas spędzał samotnie w domu pijąc i oglądając telewizję.
Juan Carols
5 lutego o świcie Juan Carols Martin Estacio, pracownik lotniska, czekał na autobus. Mężczyzna był zmęczony po nocnej zmianie. Nie doczekał powrotu do domu. Został zastrzelony przez nieznanego osobnika, który czaił się na niego w cieniu. Napastnik pozostawił na miejscu charakterystyczny znak - asa kielichów, kartę pochodzącą z tzw. hiszpańskiej talii [hiszpańska talia składa się z 40 do 50 kart podzielonych na kielichy, miecze, maczugi i monety. Graficznie różni się dość mocno od klasycznej talii i jest używana zwyczajowo w Hiszpanii i południowych Włoszech, niektórych rejonach Francji, północnej Afryce i na Filipinach].
Informacja o tym drobnym detalu zrobiła furorę w mediach. Dziennikarze natychmiast nadali zwyrodnialcowi przydomek “Mordercy z talią kart”. Alfredo Galán był zachwycony. Poczuł się ważny, doceniony. W końcu został kimś! Sami funkcjonariusze nie przywiązywali do karty specjalnej wagi. Tak samo jak w poprzednim przypadku myśleli, że Juana Carlosa zaatakował rabuś, który przez przypadek zamienił się w zabójcę.
Pierwszy rysopis
Wieczorem tego samego dnia “Morderca z talią kart” wybrał się do baru zlokalizowanego w Alcalá de Henares. Bez zbędnych słów wyciągnął pistolet, a następnie wymierzył w kierunku osiemnastoletniego kelnera - Mikela Jimeneza Sancheza. Zabił chłopaka i stojącą obok niego kobietę imieniem Juana Dolores Uclés. Na końcu kilkukrotnie postrzelił właścicielkę baru. Po wszystkim upuścił na podłogę trzy karty z hiszpańskiej talii, a potem - jakby nigdy nic - wrócił do domu.
Nie wiedział, że jego ostatnia ofiara przeżyła atak i zdołała dostarczyć funkcjonariuszom zgrubny rysopis napastnika. Co jednak ważniejsze, śledczy zabezpieczyli trzy kule, które - jak się potem okazało - pasowały do wyjątkowo w Hiszpanii niepopularnego pistoletu Torakiew. Na podstawie zeznań kobiety stworzono portret pamięciowy. Był on jednak na tyle niedokładny, że mógł pasować dosłownie do każdego.
Eskalacja
Na przedmieściach
7 marca 2003 r. rozochocony Alfredo wybrał się na polowanie na przedmieścia Madrytu. Tam wziął na cel dwudziestosiedmioletniego Santiago Salasę, którego postrzelił w twarz. Kiedy chciał zrobić to samo jego przyjaciółce Annie, zaciął mu się pistolet. Przerażona kobieta uciekła bez szwanku. Mimo to zwyrodnialec był zadowolony. Aby podgrzać medialną wrzawę porzucił na miejscu zbrodni kartę symbolizującą parę kochanków.
Sześć tygodni później psychopata zamordował parę przechodniów, idących wzdłuż szutrowej drogi w małej osadzie Arganda del Rey pod Madrytem. Galán kazał najpierw uklęknąć mężczyźnie, a potem strzelił mu w tył głowy. Przerażona tym widokiem kobieta usiłowała uciec, ale została trzykrotnie raniona. Zmarła dwa dni później w szpitalu. Świadkowie wszystkich tych wydarzeń podali policjantom tak różne rysopisy, iż wydawało się niemożliwe, aby mordercą był jeden człowiek. Żaden z nich nawet nie przypominał Alfreda. Mężczyzna czuł się całkowicie bezkarny.
Denuncjacja
3 lipca 2003 r. pijany, zirytowany bezradnością śledczych Galán poszedł na posterunek policji w rodzinnym Puertollano. Wyznał zaskoczonym funkcjonariuszom, że jest poszukiwanym od miesięcy “Zabójcą z talią kart”. Okrutnikiem, który pozbawił życia kilka niewinnych osób strzelając do nich z bliskiej odległości. Mundurowi wysłuchali opowieści mężczyzny, a następnie odesłali go do domu z poleceniem, aby wytrzeźwiał i nie zawracał im głowy.
Dziwny gość wrócił jednak następnego dnia, tym razem całkowicie przytomny. Powtórzył swoje poprzednie zeznanie dodając kilka znaczących szczegółów, które mógł znać tylko morderca. Między innymi taki, że karty, które zostawiał na miejscu zbrodni były poplamione niebieskim tuszem z długopisu. Mężczyzna zachowywał się w sposób niezwykle opanowany. Rzeczowo opowiedział o tym, w jaki sposób pozbawił życia swoje ofiary. Wyraził również dezaprobatę dla hiszpańskich organów ścigania, które z pewnością by go nie złapały, gdyby sam się nie zgłosił.
180 stopni
Nastawienie Galána zmieniło się o 180 stopni kiedy tylko zaczął się proces. Dopiero wtedy mężczyzna uświadomił sobie z całą wyrazistością jak poważne konsekwencje mu grożą. Odwołał więc swoje zeznania, a całą winę zwalił na członków wyimaginowanej neonazistowskiej grupy. Ludzie do niej należący mieli szantażem zmusić go do przyznania się do zbrodni, których nie popełnił. Gdyby Alfredo nie posłuchał, zastrzeliliby jego siostrę.
Biegli psychiatrzy uznali mężczyznę za poczytalnego, ale posiadającego cechy osobowości narcystycznej. Oskarżony marzył o kontrolowaniu innych, o czym świadczy sposób, w jaki traktował swoje ofiary. Za zabicie sześciu ludzi i ranienie kolejnych trzech otrzymał łączną karę 142 lat więzienia. W trakcie odsiadki zwierzył się strażnikowi, że chciał wiedzieć jak to jest zabić człowieka.
Jeden z policjantów pracujących nad sprawą powiedział: Nie złapaliśmy go wcześniej, bo zachowywał się w sposób jawny, wręcz dziecinnie naiwny. Nie maskował swojej tożsamości i to zbiło nas z tropu. (...) Był niepozornym człowiekiem o dużej potrzebie posiadania władzy (...). Wykorzystywał codzienne sytuacje, aby bawić się w boga wobec słabszych od siebie ofiar.
W 2023 r. Galán będzie mógł się ubiegać o warunkowe zwolnienie.
Autor: Natalia Grochal
Źródła:
- https://www.youtube.com/watch?v=u1nYzRfxEa8
- https://criminaldiscoursepodcast.com/alfredo-galan-the-playing-card-killer/
- https://tekdeeps.com/alfredo-galan-the-assassin-of-the-deck-who-terrorized-madrid-at-the-beginning-of-the-century/
- https://www.scenicrights.com/en/projects/la-muerte-en-un-naipe
- https://en.wikipedia.org/wiki/Alfredo_Gal%C3%A1n