Andrzej Przerwa-Bazaliński - upiór z Podhala
Była zimna, ciemna noc z 22 na 23 listopada 1930 r. W drewnianej góralskiej chacie, zamieszkałej przez 60-letnią Reginę Chyc-Mulik, rozległo się głośne łomotanie do drzwi. Wyrwana ze snu kobieta uchyliła podwoje, trzymając w ręce świecę. Po drugiej stronie stał dziobaty mężczyzna z groźnym wyrazem twarzy. W ręku trzymał toporek. Kobieta znała jego imię. Zdziwiła się, dlaczego nachodzi ją o tej porze. “Dawaj pieniądze!- warknął- Szybko, bo zabiję!”
Jeśli szukasz więcej informacji i historii tego typu, sprawdź także zebrane w tym miejscu artykuł o zagadkach kryminalnych.
Z tego artykułu dowiesz się:
Być jak Janosik
Urodzony złodziej
Andrzej Przerwa-Bazaliński urodził się we wsi Sromowce Wyżne koło Szczawnicy, położnej na obszarze, który przed II wojną światową należał do Austrii. Rejon ten nazywano prześmiewczo Królestwem Golizny i Głodomerii z uwagi na powszechnie panującą biedę. Miejscowi w przeważającej większości trudnili się pospolitymi pracami, mało zarabiali i często cierpieli głód. Umierali młodo z powodu chorób i niedożywienia- średnia długość życia mężczyzn wynosiła 27 lat, a kobiet zaledwie półtora roku dłużej.
W podobnych okolicznościach przyszło funkcjonować rodzicom Andrzeja. Jego ojciec był góralem z okolic Zakopanego, a matka Cyganką ze Spisza. Rodzina osiedliła się w rejonie zamieszkałym głównie przez rolników i flisaków. Zarobki sąsiadów stanowiły łakomy kąsek dla Andrzeja, który był urodzonym złodziejem. Chłopak od małego regularnie przywłaszczał sobie cudze mienie: jedzenie, papierosy, drobne przedmioty, żywy inwentarz. Wkrótce do przestępczej spółki przystąpił starszy brat Andrzeja- Jan.
Pięścią i groźbą
Młody Przerwa- Bazaliński słynął z wyjątkowej brutalności. Dorastający chłopak szybko przekonał się, że groźbą i przemocą jest w stanie nakłonić każdego do uległości i dobrowolnego oddania pieniędzy. Wokół charyzmatycznego bandyty szybko zebrała się szajka podobnych mu rzezimieszków. Rozzuchwalona banda rozszerzyła swoją działalność z okolic Zakopanego na Pieniny. Kradła gospodarzom owce, konie oraz bydło, aby później szmuglować je przez czechosłowacką granicę i sprzedać z zyskiem.
Grupa Bazalińskiego odznaczała się sprytem, determinacją, wytrzymałością, a nade wszystko doskonałą orientacją w trudnym terenie, dzięki której była właściwie nieuchwytna dla organów ścigania. Krzepcy, młodzi mężczyźni bardzo dobrze znosili wysiłek fizyczny. Mogli też przez dłuższy czas ukrywać się w dziczy zadowalając się skromnymi porcjami jedzenia. Wkrótce zaczęli siać strach wśród bezbronnych górali.
Zbójnicka legenda
Andrzej i jego kumple wpisywali się w dobrze znaną w górach zbójnicką mitologię. Jej najbardziej znanym przedstawicielem jest oczywiście Janosik, na wpół legendarny złodziej- społecznik, który rabował bogatych, żeby potem ich dobytek rozdawać biednym. Faktycznie dzikie górskie ostępy od dziesięcioleci przyciągały różnego rodzaju recydywistów i niespokojne dusze nie tylko z Polski, ale również z Czech, Słowacji czy Niemiec.
Rozbójnicy cieszyli się sławą charakterystyczną dla współczesnych gwiazd rocka. Byli młodzi, piękni, silni, odważni. Codziennie stawali oko w oko ze śmiercią. Po udanym skoku lubili się zabawić, budząc mieszaninę strachu i zachwytu u lokalnej ludności. Wzdychały do nich młode dziewczyny, dla których zbójnicy byli ucieleśnieniem męskości i życiowej siły. Kobieta, która została kochanką zbójnika, nazywała się freirką.
Narodziny zbrodniarza
Aniela
Właśnie w ten ugruntowany przez lata archetyp wpisywał się Przerwa- Bazaliński wraz ze swoją bandą. Wysoki, szczupły mężczyzna budził strach i podziw, ale także zainteresowanie płci przeciwnej mimo oszpeconej ospą twarzy. Kiedy miał pieniądze, bawił się jak król. Wiedział bowiem, że jego życie opiera się na kruchych podstawach. Nie było w nim miejsca na spokojną starość, a jedynie na pełną mocnych wrażeń teraźniejszość. Używał zatem ile mógł.
Wybranką Andrzeja została Aniela. Kobieta była wobec wybranka bezwzględnie lojalna, urodziła mu nawet syna. Para niedługo cieszyła się jednak rodzinnym szczęściem. Latem 1921 r. banda Bazalińskiego wpadła w ręce władz i trafiła przed sąd. Przywódca grupy dostał najsurowszą karę- 8 lat pozbawienia wolności za liczne kradzieże, włamania oraz zuchwałe napady, w trakcie których nie stronił od przemocy.
Recydywa
Mężczyzna trafił do więzienia w Nowym Sączu, które mieściło się w przerobionym na zakład karny klasztorze. Mimo odsiedzenia całego wyroku o resocjalizacji nie mogło być mowy. Bazaliński po prostu nie znał innego życia. Dlatego o wyjściu na wolność założył nową bandę, w której skład weszli jego rodzony syn Stanisław, brat Jan, kochanka Jana- Maria i rzezimieszek imieniem Maciej.
Przestępcy szybko zaczęli działać na wielką skalę. Policja nie nadążała z odbieraniem zgłoszeń od przerażonych gospodarzy. Na Podhale padł blady strach. Dziennikarze opisujący poczynania Bazalińskiego porównywali go do dzikiej bestii, która raz rozsmakowana w ludzkiej krwi będzie jej nieustannie poszukiwać. Gdzie tylko się nie pojawił, zostawiał za sobą śmierć, cierpienie i zniszczenie.
Bandyci wydawali się nieuchwytni, jednak do czasu. Wiosną 1930 r. policja w Krakowie skierowała na Podhale dodatkowych funkcjonariuszy wyposażonych w rzadkie w tamtych czasach samochody i motocykle. W październiku 1930 r. herszt bandy wpadł w trakcie policyjnej obławy i po raz drugi trafił do więzienia. Tym razem Andrzej ani myślał godzić się na ponowną odsiadkę. Postanowił uciec. Wyłamał stalowe druty ze swojej pryczy i tak długo wydłubywał nimi zaprawę spomiędzy cegieł, aż stworzył otwór wystarczająco szeroki, aby się przez niego przecisnąć. Już 16 października był z powrotem na wolności i dołączył do swoich kompanów.
Morderca
Zakopane
W tym czasie Bazaliński cieszył się już sławą podobną do tej, która otaczała Janosika. Ludzie podawali sobie z ust do ust rozmaite legendy na temat poczynań złodzieja. Jedna z nich, datowana na wrzesień 1931 r. twierdziła, że “Cygan” osaczony u szczytu pienińskiej Sokolnicy skoczył w przepaść, aby ratować skórę. Ciała jednak nie znaleziono, a już wkrótce cały i zdrowy Bazaliński dokonał kolejnego napadu. Innym razem wyrwał się z okrążenia, zabijając trzech czeskich żandarmów, po czym zniknął w gęstwinie lasu.
Po jego brawurowej ucieczce z więzienia grupa zaczęła działać w okolicach Zakopanego, które już w tamtych czasach cieszyło się sławą kurortu turystycznego. Chętnie spędzali tu czas wybitni artyści, pisarze czy poeci. W związku z tym miasto nieustannie się rozwijało, snując śmiałe plany na przyszłość takie jak skanalizowanie Krupówek czy uruchomienie elektrycznej kolejki na Gubałówkę. Sprawdź także ten artykuł: Christian Longo - zabił, bo miał dość swojej rodziny.
Bo zabiję!
Zoniówka była przysiółkiem leżącym w pobliżu Zakopanego. Mieszkała tu zamożna rodzina Chyc- Mulik, której głową był 43-letni Jędrzej, ojciec 12- Andrzeja i 9-letniego Jana. Nieopodal jego domu, tuż pod lasem, mieszkała matka mężczyzny, 60-letnia Regina wraz ze służącą. Przerwa- Bazaliński znał Chyc- Mulików, ponieważ kiedyś byli sąsiadami. Zgromadzony przez nich majątek stał się jego kolejnym celem.
Była zimna, ciemna noc z 22 na 23 listopada 1930 r. Andrzej stanął pod drzwiami 60-letniej Reginy i z całej siły w nie załomotał. Wyrwana ze snu kobieta uchyliła podwoje, trzymając w ręku świecę. Natychmiast rozpoznała dziobatego mężczyznę o smagłej twarzy. Nie zauważyła jedynie siekiery, którą trzymał w ręku. Zdziwiła się, dlaczego nachodzi ją o tej porze. “Dawaj pieniądze!- usłyszała- Szybko, bo zabiję!”
Siekiera
Na nic zdało się tłumaczenie zaatakowanej Chyc- Mulikowej, że w domu jest tylko kilkanaście złotych i kilka pierścionków. Mężczyzna żądał pieniędzy i kosztowności. Kiedy ich nie dostał, chwycił za siekierę. Ostrze trafiło Reginę w głowę. Kobieta nie miała szans. Napastnik ruszył plądrować szafy i komody. Nagle usłyszał ludzkie głosy dochodzące z drugiej izby.
Morderca nie spodziewał się, że oprócz gospodyni w domu będzie ktoś inny. A byli to małoletni wnukowie Reginy, Janek i Andrzej, a także jej służąca Anna. Zbity z tropu i zaskoczony najpierw chciał po prostu uciec, ale później przestraszył się, że zostawiając świadków, wyda na siebie wyrok. Niewiele myśląc, wpadł do pomieszczenia, z którego dochodziły szmery. Bił na oślep siekierą, byle szybciej mieć to wszystko za sobą. Na koniec wzniecił pożar na wyłożonym słomą poddaszu, aby zakryć ślady zbrodni.
Nie wiedział, że jego plan zakończył się fiaskiem. Masakrę cudem przeżył Jędrek Chyc, który w ostatniej chwili salwował się ucieczką przez okno. Ranny chłopiec dowlókł się do domu rodziców i opowiedział im o wszystkim, czego przed chwilą był świadkiem. Jędrzej zerwał się na równe nogi i wbiegł w płomienie ratować najbliższych. Wyniósł wszystkich z pożogi. Anna już nie żyła. Janek zmarł jakiś czas później w szpitalu. Tylko Regina doszła do siebie i to właśnie ona opowiedziała policjantom, kto ją zaatakował.
Obława
Dorwać mordercę
Masakra w domu Chyc- Mulików wstrząsnęła społecznością Podhala. Zarówno policja, jak i zwykli cywile, chcieli złapać zwyrodnialca, który w tak brutalny sposób obszedł się z niewinnymi ludźmi. Zarówno władze polskie, jak i czeskie, wyznaczyły za jego schwytanie wysoką nagrodę. Pieniądze rozpalały wyobraźnię potencjalnych świadków, którzy co i rusz zgłaszali się na komisariat z fałszywymi doniesieniami.
Mimo ogromnych wysiłków “Cygan” był jednak o krok przed pościgiem. Często zmieniał kryjówki. Zaszywał się w leśnych ostępach, szałasach i innych trudno dostępnych miejscach. Wymykał się organom ścigania. Nawet sroga zima nie przyciągnęła go bliżej cywilizacji. Mężczyzna wiedział, że za to, co zrobił, czeka go surowa kara i był zdeterminowany, aby ocalić skórę.
Medium
Górale ziali pragnieniem zemsty i chętnie współpracowali ze śledczymi. Reporter poczytnej w latach 30. gazety “Tajny Detektyw” poprosił o pomoc węgierskie medium- Wilmę Turay. Kobieta w transie przekazała słuchaczom trochę szczegółów na temat zbrodni, opisała również drobiazgowo miejsce, w którym miał się ukrywać zbrodniarz. Na niewiele się to jednak zdało.
Na początku lipca 1933 r. śledczy zdobyli informację, że w pobliżu Mszany Dolnej rezyduje Aniela Luboń, kochanka Bazalińskiego i matka jego dziecka. Od tej pory schwytanie uciekiniera było już tylko kwestią czasu. Dom został poddany dyskretnej obserwacji. Po miesiącu nieustannego śledzenia Anieli wysiłki policji zostały nagrodzone.
W nocy z 22 na 23 lipca pod oknem Luboń zamajaczyła sylwetka mężczyzny. Czarna postać zastukała rytmicznie w szybę, a kiedy skrzydła się uchyliły, weszła do środka. Nad ranem funkcjonariusz otoczyli gospodarstwo ciastnym kordonem. Specjalnie wyznaczeni do tego celu mundurowi sforsowali jednocześnie drzwi i okna. Bazaliński, zupełnie zaskoczony i zbity z tropu, poddał się, nie stawiając oporu.
Obłęd
Mężczyzna ponownie trafił do aresztu w Nowym Sączu, tego samego, z którego kiedyś uciekł, i oczekiwał tam na proces. Wiedział, że grozi mu najwyższy wymiar kary, dlatego za wszelką cenę usiłował uniknąć stryczka. Próbował uciec, ale tym razem jego działania zakończyły się fiaskiem. Aby trafić do szpitala, regularnie połykał ostre przedmioty. W końcu ciężko od tego zachorował.
3 czerwca 1934 r. Andrzej Przerwa- Bazaliński zajął miejsce na ławie oskarżonych Sądu Okręgowego w Nowym Sączu pod zarzutem ataku na rodzinę Chyc- Mulik. W niczym nie przypominał dawnego siebie- schudł, zmizerniał, był przygarbiony. Nie wyglądał na swoje niespełna 35-lat. Bronił się, przedstawiając alibi na czas zbrodni w Zoniówce. Kiedy ta strategia nie przyniosła skutków, zaczął symulować obłęd.
Wyrok wykonano
11 czerwca 1934 r. Bazaliński usłyszał wyrok. Otrzymał karę śmierci za zabójstwo, dożywocie za usiłowanie zabójstwa i 5 lat więzienia za podpalenie. Wyroku jednak nie wykonano od razu, bo sprawa trafiła do Sądu Najwyższego, który polecił wykonanie dodatkowej oceny psychiatrycznej. W międzyczasie słynny zbójnikowi dołożono dodatkową karę 47 lat za kratami za kradzieże i rozboje, których dokonał w przeszłości.
6 grudnia 1934 r. sprawa zabójstwa w Zoniówce rozpoczęła się na nowo. Oskarżony konsekwentnie symulował obłęd. Na wszystkie pytania odpowiadał krótkim: “Nie wiem”. Przewodniczący składu dr Lesiak, nie znalazł żadnych okoliczności łagodzących, które mogłyby anulować wyrok niższej instancji. 9 grudnia 1934 r. wyrok się uprawomocnił. Kilka dni później “Wampir z Podhala” zawisł na szubienicy.
Autor: Natalia Grochal
Źródła:
- https://www.youtube.com/watch?v=CXQNu_sk-Vs
- https://detektywonline.pl/andrzej-szczerba-bazalinski-postrach-podhala/
- http://tajnydetektyw.blogspot.com/2012/01/goralszczyzna-czyli-pery-stylu.html
- https://gazeta.policja.pl/997/archiwum-1/2021/numer-3-032021/200777,Postrach-Podhala.html
- https://wielkahistoria.pl/xix-wieczna-galicja-w-liczbach-golicja-glodomeria/