Frog Boys - bez odpowiedzi przez 11 lat
W ciągu pięciu lat góra Waryong, na której zaginęła piątka dzieci, została przeczesana 48 razy. W akcjach wzięło udział w sumie 300 tys. funkcjonariuszy służb publicznych i wolontariuszy. Sprawdzono 1000 ośrodków pomocy społecznej i siedzib organizacji religijnych. Zapukano do drzwi 11 tys. domów prywatnych. Szkoły, firmy i ludzie dobrej woli zaoferowały nagrodę w wysokości 35 tys. dolarów w zamian za jakiekolwiek informacje dotyczące losu chłopców. Wszystkie te wysiłki poszły na marne.
Jeśli szukasz więcej informacji i ciekawostek historycznych, sprawdź także zebrane w tym miejscu artykuły o zagadkach kryminalnych.
Z tego artykułu dowiesz się:
Okoliczności tragedii
Daegu
W 1991 r. okręg Daegu (Korea Południowa) nie był tak zurbanizowany, jak jest obecnie. Szczególnie lokalna atrakcja turystyczna - góra Waryong - wciąż cieszyła się swoim pierwotnym dzikim wyglądem. Porośnięta lasem, za dnia stanowiła wdzięczny obiekt spacerów dla lubiących tego rodzaju rozrywkę Koreańczyków. Wieczorem przejmowała ją lokalna młodzież, aby pod osłoną ciemności palić papierosy, pić alkohol, a czasem urządzać bijatyki.
26 marca 1991 r. był dniem wolnym od pracy z uwagi na wyjątkowe święto: pierwsze od 30 lat wybory do lokalnych samorządów. Grupka przyjaciół w wieku od 9 do 13 lat postanowiła spotkać się wcześnie rano i pobawić na ulicy. Byli to sami chłopcy, uczęszczający wspólnie do miejscowej szkoły podstawowej: Woo Cheol-won, Jo Ho-yeon, Kim Yeong-gyu, Park Chan-in, Kim Tae-ryong i Kim Jong-sik. Ci, którzy ich znali mówili, że są dla siebie jak bracia: zawsze razem, zawsze blisko. Nawet ich domy sąsiadowały ze sobą.
Waryong
Dzieci zaczęły dokazywać już o 8 rano. W pewnym momencie na ulicy pojawił się mieszkaniec pobliskiego domu. Jesteście za głośno! - krzyknął - Idźcie gdzie indziej. Chłopcy zdecydowali się udać na pobliską górę Waryong. W spływających zeń strumieniach chętnie mnożyły się salamandry. Poszukajmy jajek! - zaproponował któryś. Ja nie idę - odparł Kim Tae-ryong. - Muszę najpierw zjeść śniadanie. Idźcie sami, później do was dołączę!
Cała piątka, nie mówiąc nic rodzicom, wyruszyła na poszukiwania między 8 a 9 rano. Zabrała ze sobą puste puszki po mleku w proszku i długie kije, ułatwiające poruszanie się po nierównym terenie. U podnóża góry chłopcy spotkali starszego brata jednego z nich. Opowiedzieli mu o swoich zamiarach i obiecali, że wrócą do wioski jeszcze przed obiadem. Grupkę turystów widziało potem jeszcze kilku świadków. Jedna z kobiet usłyszała nawet, o czym rozmawiali: Martwili się, czy uda im się zrobić wyrobić w dwie godziny - zeznała później.
Niebezpieczeństwa
Góra Wayong na początku lat 90. nie była tak bezpieczna i “ucywilizowana” jak obecnie. Dziś znajduje się na niej bogata infrastruktura turystyczna, złożona z sieci utwardzonych ścieżek, miejsc odpoczynku, kortów tenisowych, klubów fitness. Wtedy pokrywał ją las i gęste zarośla, a dzikie szlaki zamieniały się w kałuże błota po każdym większym deszczu. Mimo to dzieci często bawiły się na jej zboczach i dosyć dobrze orientowały się w terenie.
Jednak największym zagrożeniem dla bezpieczeństwa maluchów była zlokalizowana na Waryongsan (druga nazwa tej samej góry) baza wojskowa połączona ze strzelnicą, na której odbywały się ćwiczenia z użyciem karabinów o dalekim zasięgu. Jednak 26 marca, z uwagi na święto państwowe, żołnierze mieli dzień wolny, a w terenie nie prowadzono żadnych zajęć.
Wieczór
Kiedy rodzice chłopców zorientowali się, że ich pociechy nie wróciły na popołudniowy posiłek, zaczęli się martwić. Na własną rękę ruszyli na poszukiwania. Ich wysiłki nie dały jednak żadnych rezultatów. Wieczorem sprawa trafiła na policję. Funkcjonariusze natychmiast udali się w teren. Przeczesywali go żmudnie aż do trzeciej nad ranem. Na próżno. Po uwrisach nie było śladu. Co gorsza, nie udało się znaleźć najmniejszej wskazówki świadczącej o tym, co mogło się z nimi stać.
Wkrótce historia trafiła do mediów, gdzie natychmiast stała się hitem. Małych przyjaciół zaczęto nazywać Żabimi Chłopcami, zmieniając salamandrę na inny rodzaj płaza. Zrobiono tak po to, by nie straszyć koreańskich dzieci tajemniczym potworem, z którym nigdy wcześniej nie miały do czynienia. Salamandry bowiem - w przeciwieństwie do pospolitych żab - nie były powszechnie znane na całym terenie Korei Południowej.
Pięć lat
Gdzie jesteście?
Ku rozpaczy rodziców śledczy orzekli w końcu, że dzieci z całą pewnością same uciekły z domów i - być może - kiedyś same postanowią do nich wrócić. W obliczu takiej indolencji ojcowie Woo Cheol-wona, Jo Ho-yeona, Kim Yeong-gyuna, Park Chan-ina i Kim Jong-sika zwolnili się z pracy, wynajęli niewielką ciężarówkę, którą okleili fotografiami swoich synów, a następnie ruszyli na tournee po kraju. Rozdawali ulotki, rozpytywali ludzi, rozmawiali z mediami. Wspierani przez wolontariuszy robili wszystko, by o Żabich Chłopcach usłyszano nawet w najdalszym zakątku kraju.
Wieść o tragedii z Waryong dobiegła nawet uszu prezydenta Korei Południowej. Roh Tae-Woo z miejsca nadał jej wymiar narodowy. Nakazał utworzenie grupy poszukiwawczej złożonej z 300 tys. funkcjonariuszy i ochotników. Góra została dosłownie przeczesana 48 razy. Dzięki wielkim sercom ludzi dobrej woli ufundowano nagrodę w wysokości 35 tys. dolarów dla każdego, kto przekaże informacje na temat miejsca pobytu dzieci.
Pomóc chcieli właściwie wszyscy, nawet właściciele dużycj zakładów produkcyjnych. Dzięki nim zdjęcia zaginionych dzieci pojawiały się na kartach telefonicznych, pudełkach z kasetami magnetofonowymi i video, paczkach papierosów. Telewizja wyemitowała dwa programy dokumentalne na temat historii z Daegu. Uruchomiono również dwie linie telefoniczne, na które spływały setki wskazówek od potencjalnych świadków. A może zainteresuje cię także ten artykuł na temat morderstw znad jeziora Bodom?
Czas
Czas mijał, a śledztwo nie posuwało się do przodu. W ciągu lat pojawiło się za to wiele fałszywych tropów, z czego trzy wyglądały obiecująco. Pierwszym był telefon od tajemniczego mężczyzny, który poinformował rodziców jednego z dzieci, że porwał całą piątkę i trzyma ją pod kluczem. Chłopcy mieli być w kiepskim stanie. Kiedy policji udało się namierzyć dzwoniącego okazało się, że był on jedynie nieczułym dowcipnisiem.
Podobna sytuacja miała miejsce podczas emisji jednej z audycji telewizyjnych. Tym razem do studia dodzwoniło się dziecko. Przedstawiło się imieniem jednego z zaginionych chłopców i zaczęło prosić o pomoc. Prawda była jednak zupełnie inna. Niestety, również i ten trop okazał się ślepy.
Przełom
Upragniony przełom w sprawie nadszedł dopiero we wrześniu 1996 r. Wtedy to niejaki Kim Ga-won, adept rozwijającej się psychologii kryminalnej ogłosił, że wie, co stało się z Żabimi Chłopcami. Na podstawie “badań” (polegających głównie na śledzeniu doniesień medialnych) stwierdził, że dzieci nie poszły na żadną górę. W ogóle nie opuściły rodzinnej wioski. Zostały zabite przez ojca najmłodszego z nich, a następnie poćwiartowane i zakopane na podwórku jego posesji.
Wokół domu rodziny Jong - sik zaroiło się od funkcjonariuszy wyposażonych w ciężki sprzęt. Ludzie ci, ręcznie i za pomocą koparek, rozorali teren wokół budynku, a kiedy nic nie znaleźli - przenieśli się do środka. Skuwali podłogi, pruli ścinany, dokonali gigantycznych zniszczeń. Przetrząsnęli chatkę od dachu po fundamenty. Wszystko po to, by nie znaleźć absolutnie niczego, co potwierdzałoby mrożącą krew w żyłach teorię Kim Ga-wona.
Rodziny zaginionych chłopców oraz okoliczni mieszkańcy byli zbulwersowani i wściekli. Nie rozumieli dlaczego dokłada się im cierpień. Skonfrontowany z efektami własnej pracy psycholog przyznał się do pomyłki. Został zwolniony z pracy. Stracił możliwość wykonywania zawodu i okrył się dożywotnią hańbą.
Kto chciał ich zabić?
Szczątki
26 września 2002 r. przypadkowy mężczyzna, który zbierał żołędzie na górze Waryong, zauważył ludzkie szczątki, wokół których walały się resztki ubrań. Znalezisko znajdowało się w odległości zaledwie dwóch kilometrów od dzielnicy, w której mieszkali Żabi Chłopcy. Teren ten był w przeszłości wiele razy przeszukiwany, jednak bez skutku. Dopiero 11 lat po tragedii straszliwa prawda wyszła w końcu na jaw.
We wskazanym miejscu natychmiast pojawili się funkcjonariusze i technicy kryminalistyczni. Zabezpieczyli cztery spoczywające blisko siebie czaszki, kości i fragmenty materiału. Oczyszczone z ziemi kawałki koszulek i spodni przekazano rodzinom zaginionych dzieci, które rozpoznały je jako swoje, potwierdzając tym samym tożsamość ofiar.
Jaka była jednak przyczyna ich śmierci? Po wstępnych oględzinach szczątków ogłoszono, że Woo Cheol-won, Jo Ho-yeon, Kim Yeong-gyu, Park Chan-in i Kim Jong-sik zmarli w wyniku hipotermii. W dzień ich zaginięcia panowała bowiem kiepska pogoda. Temperatura oscylowała wokół 3 stopni Celsjusza. Urwisy zgubiły drogę, osłabły, położyły się pod drzewami i - przytulone - zasneły na zawsze.
Morderstwo
Ta hipoteza nie usatysfakcjonowała ani rodziców, ani opinii publicznej. Przecież cała piątka bardzo dobrze znała górę Waryong i nie mogła się tak po prostu zgubić. Nawet jeśli chłopcom zrobiło się zimno, to wystarczyło przecież, żeby zbiegli dwa kilometry w dół zbocza i już byliby z powrotem w domu. Nic takiego się nie wydarzyło, a więc należało szukać dalej.
Kolejne badania kości ujawniły na czaszkach liczne oznaki urazów zadanych tępym narzędziem. Orzeczono, że dzieci były przed śmiercią bite. Dodatkowo głowa jednej z ofiar nosiła wyraźny ślad postrzału z broni palnej. Na miejscu odnaleziono kilka łusek po pociskach do karabinów, jednak na terenie sąsiadującym z wojskową strzelnicą nie było to niczym nadzwyczajnym.
Bez happy endu
Sprawa Frog Boys nie zakończyła się happy endem. Mimo odnalezienia ciał dzieci nie udało się z całą pewnością stwierdzić ani tego, w jaki sposób zginęły, ani kto jest za ich śmierć odpowiedzialny. Jak wiele tego rodzaju historii również i ta doczekała się licznych teorii spiskowych, z których zaledwie kilka warto wziąć pod uwagę (i nie ma wśród nich hipotermii).
Chłopcy mogli zginąć zastrzeleni przez żołnierzy stacjonujących w pobliskiej jednostce wojskowej. W 1991 r. ustrój Korei Południowej był dużo mniej demokratyczny niż obecnie, dzięki czemu łatwiej byłoby ukryć tego rodzaju skandal tak, aby nikt się o nim nie dowiedział. Spekulowano, że jeden z chłopców mógł zabłądzić na teren jednostki, gdzie został zastrzelony przez nadgorliwego strażnika. Ten, kiedy tylko zorientował się w sytuacji, wpadł w panikę. Zabił resztę chłopców, aby pozbyć się świadków, a następnie ich szczątki pochował w lesie. Ta teoria ma jednak jeden słaby punkt: dziura po kuli, którą znaleziono w jednej z czaszek świadczyła o tym, że ofiara została raniona z broni cywilnej, nie wojskowej.
Niebezpieczne miejsce
Dzieci mogły zostać zaatakowane na górze przez gang młodocianych przestępców, którzy lubili znęcać się nad słabszymi. Na początku lat 90. tego rodzaju grupki często kręciły się po atrakcyjnych turystycznie terenach. Głównie po to, aby pić, palić i wszczynać burdy. 26 marca ich ofiarą mogła paść piątka bezbronnych dzieci. Nawet jeśli taka sytuacja miała miejsce w przypadku Frog Boys, to nigdy nie udało się zidentyfikować członków ewentualnego gangu.
Wreszcie rozpatrywano wrogie działania agentów Korei Północnej. Chłopcy mieli zostać uprowadzeni, a następnie torturowani lub wywiezieni do obcego kraju. W ówczesnych czasach nienawiść między dwoma narodami koreańskimi była tak silna, że tego rodzaju hipoteza zyskała szerokie grono zwolenników. Jednak i tym razem nie udało się zgromadzić żadnych dowodów, które by ją potwierdzały.
26 marca 2001 r., w 30 rocznicę opisywanych w tej historii wydarzeń, u podnóża słynnej góry odsłonięto pomnik ku czci zaginionych chłopców. Ma on kształt kosza, który symbolizuje troskliwy uścisk matki, w którym leży 5 kwiatów.
Autor: Natalia Grochal
Źródła:
- https://www.youtube.com/watch?v=zGZ-as1tlU0
- https://koreabyme.com/true-crime-korea-mystery-of-the-daegu-frog-boys/
- https://www.mamamia.com.au/frog-boys/
- https://medium.com/the-crime-scene/the-lost-kids-who-never-came-back-home-the-frog-boys-mystery-53f08e91eabe