Gdyby tylko wybrali dobry zakręt - tragedia rodziny Kim zaginionej w dziczy
Na jednym z zaśnieżonych leśnych skrzyżowań rodzina turystów musiała zdecydować, którą drogę wybrać. Ta po lewej była wąska i prowadziła w górę. Ta po prawej była szersza i lepiej utrzymana. Wybór wydawał się prosty. Kimowie wybrali szlak, który wyglądał bardziej obiecująco. Z uwagi na ciemność i zalegający biały puch nie zauważyli namalowanego na asfalcie poziomego ostrzeżenia- ślepy zaułek.
Jeśli szukasz więcej podobnych tematów i ciekawostek, sprawdź także zebrane w tym miejscu artykuły o zagadkach kryminalnych.
Z tego artykułu dowiesz się:
Papużki nierozłączki
Miłość
James i Kati poznali się w 1997 r. Kobieta, wtedy dwudziestojednoletnia studentka, wybrała się w podróż z przyjaciółmi. W jej trakcie spotkała 26-letniego mężczyznę zafascynowanego nowoczesnymi technologiami. Para zakochała się w sobie od pierwszego wejrzenia i od tamtej pory stała się właściwie nierozłączna. W 1999 r. powiedziała sobie sakramentalne “tak” na ceremonii ślubnej w Las Vegas.
Małżeństwo Kimów było wręcz idealne. Mężczyzna troszczył się o swoją ukochaną i dokładał wszelkich starań, aby uśmiech nie schodził jej z twarzy. W 2002 r. na świecie pojawiła się Penelope, a w 2006 - Sabine. Córki natychmiast skradły serce ojca, stając się jego prawdziwym oczkiem w głowie. Spędzał z nimi bardzo dużo czasu, a kiedy mógł, to zabierał je nawet do pracy.
Kariera
Kati ukończyła studia na Uniwersytecie w Oregonie i rozpoczęła pracę jako manager sklepów z artykułami zielarskimi w San Francisco (stan Kalifornia), które Kimowie wykupili wcześniej na własność. James był również świetnie wykształcony. Posiadał dwa dyplomy: z nauk politycznych i filologii angielskiej. Główną pasją mężczyzny była jednak nowoczesna technologia, z którą połączył karierę zawodową.
Regularnie występował na antenie międzynarodowej stacji kablowej TechTV, recenzując nowinki technologiczne. Publiczność rozpoznawała go głównie jako prowadzącego program “Lab Rats”, w którym prezentował rozmaite elektroniczne gadżety. W 2004 r. został starszym redaktorem w czasopiśmie CNET. Pisał recenzje produktów, nagrywał również podcast, w którym dzielił się opiniami na temat ostatnich osiągnięć branży. Był powszechnie lubiany i szanowany.
Ostatni element układanki
Rodzina wiodła spokojne, radosne, niemal idealne życie. Wszystko robiła razem, nie zmieniły tego nawet narodziny dzieci. Penelope i Sabine towarzyszyły rodzicom w licznych wycieczkach turystycznych i innych aktywnościach. Do pełni tego sielankowego obrazka brakowało tylko jednego - własnego domu zlokalizowanego w miejscu, w którym czuliby się naprawdę u siebie.
Już od dawna zastanawiali się nad przeprowadzką do Seattle w stanie Waszyngton. Po pierwsze miasto było stolicą nowoczesnych technologii, więc James mógłby tam bez problemu znaleźć dobrze płatną pracę. Po drugie para miała tam rodzinę i przyjaciół, z którymi chciała utrzymywać bliski kontakt. W 2006 r. małżeństwo postanowiło spędzić w mieście Święto Dziękczynienia. Wycieczkę tę traktowali jako swego rodzaju “rozpoznanie bojem” okolicy, w której zamierzali osiąść na stałe w niedalekiej przyszłości.
Seria złych decyzji
Święto Dziękczynienia
23 listopada 2006 r. James i Kati zjedli uroczystą kolację w gronie rodzinnym i już następnego dnia ruszyli w drogę powrotną do domu. Trasa była długa, dlatego kobieta zaproponowała, aby zatrzymali się na noc w hotelu w Portland (stan Oregon). 25 listopada Kimowie do późnych godzin popołudniowych kręcili się po mieście: poszli na długi lunch, zrobili również spore zakupy spożywcze. Później ruszyli w drogę w kierunku Gold Beach, gdzie wśród wysokich drzew mieścił się luksusowy pensjonat Tu Tu’ Tun Lodge.
Kati zadzwoniła do placówki, aby zarezerwować pokój dla dwóch dorosłych i dwójki dzieci. Recepcjonistka poradziła jej jednak, aby znalazła inny hotel. Taki, do którego łatwiej będzie dojechać po zmroku. James jednak nie chciał słyszeć o zmianie planów. Poprosił żonę, aby sfinalizowała transakcję, a następnie skierował ich srebrnego Saaba kombi w stronę Gold Beach. Aby dostać się na miejsce, musieli pokonać aż 500 km.
Fatalna pomyłka
Mniej więcej w połowie drogi rodzina zatrzymała się w restauracji fast food. Wsiedli do samochodu w okolicach 21:00. James prowadził, Kati pełniła funkcję nawigatora. Szybko popełniła błąd-nie zauważyła zjazdu z autostrady nr 5, którą podążali, w drogę stanową nr 42, prowadzącą bezpośrednio do Tu Tu’ Tun Lodge. Kiedy Kimowie zorientowali się w sytuacji, podjęli decyzję, że nie będą zawracać, ale znajdą alternatywną trasę.
Po godzinie jazdy Saab zatrzymał się na stacji benzynowej w Merlin. James uważnie przestudiował mapę. Uznał, że skręcą w Bear Camp Road, ponieważ na rysunku wyglądała na szeroką i łatwo dostępną. Mężczyzna nie mógł wtedy wiedzieć, że w rzeczywistości była to kiepsko utrzymana szutrówka, biegnąca przez leśne ostępy, w sezonie zimowym zamknięta dla ruchu turystycznego. Nikt jej nie patrolował ani nie odśnieżał. Sprawdź także ten artykuł: Rodzina Tromp - największa zagadka Australii.
Niebezpieczeństwa
Skręt z autostrady nr 5 w Bear Camp Road jest opatrzony znakiem Niebezpieczeństwo! Droga pomocnicza. Możesz tu utknąć i umrzeć! Kimowie albo go nie zauważyli, albo zignorowali. Było zupełnie ciemno, padał gęsty śnieg. James był zdeterminowany, by dotrzeć do Gold Beach. Tymczasem droga stawała się coraz bardziej niebezpieczna. Samochód ledwie się na niej mieścił. Koła ślizgały się na śniegu. Nie było żadnych znaków ani oświetlenia. Tylko ogromne drzewa.
Wkrótce rodzina dotarła do skrzyżowania. Zdezorientowana skręciła w drogę, która w tamtym czasie powinna być zagrodzona szlabanem. Niestety szlaban został wcześniej uszkodzony przez wandali. Nieświadomy zagrożenia James minął żółtą przeszkodę i ruszył przed siebie w ciemność i śnieg. Katie nie protestowała, ponieważ była w tym czasie pogrążon w głębokim śnie. Kiedy po godzinie otworzyła oczy, zobaczyła swojego męża nerwowo ściskającego kierownicę. Widoczność była prawie zerowa. Kierowca wysiadł więc z auta i próbował wezwać pomoc, jednak jego telefon nie łapał zasięgu. Postanowił zawrócić, ale droga była zbyt wąska, by zrobić to normalnym sposobem. W związku z tym James przez kilka następnych godzin jechał na wstecznym biegu, wychylając się przez otwarte drzwi, aby cokolwiek zobaczyć.
Przetrwanie
Pierwsza noc
Kiedy srebrny Saab w końcu dotarł do jakiegoś skrzyżowania, turyści postanowili zatrzymać się na noc. Śnieg zamienił się w deszcz, co natchnęło ich optymizmem. James i Kati byli przekonani, że rano ktoś na pewno pojawi się w okolicy i udzieli im pomocy. Ułożyli się wygodnie na siedzeniach i zasnęli. Niestety w nocy przyszedł mróz i kolejne opady śniegu. Kiedy małżonkowie ponownie otworzyli oczy, zorientowali się, że ich auto jest całkowicie unieruchomione.
Na początku nie panikowali. Uznali, że ratunek jest tylko kwestią (niedługiego) czasu. Zjedli śniadanie, zagrali w planszówki, które mieli ze sobą. W baku było wystarczająco dużo paliwa, aby utrzymać ogrzewanie. Godziny jednak mijały, a w okolicy nie pojawił się żaden człowiek. Jest niedziela, to pewnie dlatego-powiedział James. -W poniedziałek wszystko się zmieni.
Kolejne dni
Następnego dnia zamiast upragnionego ratunku pojawiły się niedźwiedzie. Przerażeni Kimowie nieustannie naciskali na klakson, aby je odstraszyć. Kurczyły się im zapasy jedzenia, a dzieci zdradzały objawy wychłodzenia. We wtorek Kati postanowiła karmić obie córki piersią, aby w ten sposób zapewnić im ciepły, pożywny posiłek. Rozwiązania tego nie dało się jednak stosować na dłuższą metę.
We środę w samochodzie skończyła się benzyna. W tym momencie perspektywa śmierci na pustkowiu nabrała realnych kształtów. -Gdyby dziewczynki umarły, podetnij mi żyły scyzorykiem i pochowaj nas we wspólnym grobie-poprosiła Kati. Mężczyzna robił wszystko, aby do tego nie dopuścić. Wydeptał w śniegu znak SOS. Zdemontował koła, ułożył z nich stos, a następnie podpalił w nadziei, że gęsty dym z płonących opon zwróci uwagę jakiegoś człowieka. Na próżno.
Poszukiwania
Tymczasem w San Francisco jeden z przyjaciół zorientował się, że Kimowie nie wrócili po świętach do domu. Zaniepokojony zgłosił sprawę na policję. Przed funkcjonariuszami stanęło ogromne wyzwanie, ponieważ obszar, na którym mogła znajdować się zaginiona czwórka, obejmował setki kilometrów kwadratowych. Ojciec Jamesa, bogaty przedsiębiorca, opłacił kilka prywatnych ekip dysponujących trzema helikopterami.
Mimo zaangażowanych sił i środków akcja przypominała szukanie igły w stogu siana. 2 grudnia z pomocą przyszło dwóch inżynierów z firmy Edge Wireless: Eric Fuqua i Noah Pugsley. Mężczyźni przeanalizowali informacje o tym, do jakich wież logował się telefon Jamesa. 26 listopada aparat wysłał sygnał do wieży w Glendale stojącej przy autostradzie nr 5. Dzięki temu odkryciu można było znacząco zawęzić obszar poszukiwań. Mimo iż Fuqua i Pugsley od razu przekazali wszystkie informacje na policję, funkcjonariusze zwlekali z ich wykorzystaniem kolejną dobę.
Tylko Kati i dzieci
Gdzie jest James?
4 grudnia po południu John Rachor, pilot helikoptera niezwiązanego z akcją poszukiwawczą, zauważył w dole kobietę z dwójką dzieci, brnącą przez śnieg. Mężczyzna natychmiast powiadomił służby, które błyskawicznie pojawiły się na miejscu. Kati, Penelope i Sabine przetransportowano do najbliższego szpitala. Miały odmrożenia i były przeraźliwie głodne, ale żyły. Po Jamesie nie było jednak śladu.
48 godzin wcześniej, we wtorek rano, mężczyzna po raz kolejny analizował mapę. Obliczył, że w odległości około 6,5 kilometra znajduje się niewielka osada Galice. Gdyby do niego dotarł, z pewnością uzyskałby pomoc. Kim ruszył więc w drogę ubrany w tenisówki i lekką kurtkę. Obiecał, że jeśli niczego nie znajdzie, to wróci do auta w okolicy godziny 13:00. Nie wrócił.
25 kilometrów
Po śladach Jamesa ruszyła ekipa tropicieli. Okazało się, że mężczyzna dotarł do niewielkiego strumienia i podjął decyzję, aby iść wzdłuż jego nurtu. Kiedyś była to znana taktyka survivalowa, ale obecnie nie jest zalecana. Marsz wśród wilgoci zwiększa ryzyko wychłodzenia. Mężczyzna parł z determinacją na przód, pokonując po drodze liczne przeszkody. Po jakimś czasie zaczął zdejmować z siebie ubrania, co wskazywało na hipotermię. Człowiek, który umiera z zimna, w pewnym momencie czuje, że jest mu strasznie gorąco. Rozbiera się, czym jedynie przyspiesza własną śmierć.
6 grudnia zwłoki mężczyzny odnaleziono w Big Windy Creek. Leżały na plecach z nogami zanurzonymi w lodowatej wodzie, 25 kilometrów od punktu wyjścia. Zaledwie 1500 metrów dalej znajdował się Black Bar Lodge. Lokal był, co prawda, zamknięty w tamtym czasie, ale gdyby Kim postanowił się do niego włamać, znalazłby na miejscu coś do jedzenia oraz telefon.
Czy można było temu zapobiec?
Kiedy zagadka została rozwiązana z mediach rozgorzała dyskusja o tym czy tragedii dało się uniknąć. Trudno jest znaleźć jednoznaczną odpowiedź na tak postawione pytanie. Generalnie zaleca się, aby osoby zaginione czekały na pomoc w pojeździe i nigdzie się od niego nie oddalały, jednak ostateczna decyzja zależy zawsze od sytuacji. Kati Kim podkreślała w wywiadach, że jej rodzina była dobrze przygotowana na wycieczkę: posiadała zapas jedzenia, ciepłe ubrania, podstawowe narzędzia survivalowe. Jeśli tak jednak było, to dlaczego James ruszył w stronę Galice w tenisówkach?
Jeśli planujesz wycieczkę w trudne, zimowe warunki pamiętaj przede wszystkim o odpowiednim ubraniu. Porządne obuwie, strój “na cebulkę”, kurtka, rękawiczki i czapka (przez głowę tracimy do
10% ciepła) to niezbędne minimum. Do tego warto dołączyć koc termiczny, okład rozgrzewający i nieprzemakalne ochraniacze na nogi, a także ostry nóż, krzesiwo lub specjalne wodoodporne zapałki. Wszystkie te gadżety dostępne są w sklepach dla podróżników lub miłośników survivalu. Będąc w plenerze, w żadnym wypadku nie należy “ogrzewać się” alkoholem, który rozszerza naczynia krwionośne, a tym samym przyspiesza utratę ciepła.
Autor: Natalia Grochal
Źródła:
- https://www.youtube.com/watch?v=iyOePt6M8Lk
- https://www.youtube.com/watch?v=YioI__c8UTE
- https://dani-hendrix.medium.com/the-kim-family-tragedy-8e2c21d69711
- https://en.wikipedia.org/wiki/James_Kim
- https://www.survivaler.pl/2021/11/20/zimowe-piesze-wyprawy-po-gorach/