Jan i Maria Maliszowie - miłość, bieda i zbrodnia
Był wczesny poranek i Kraków dopiero budził się do życia. Gosposia, która jak zwykle krzątała się po mieszkaniu państwa Kirszów, zlokalizowanym w kamienicy przy ul. Pańskiej 11 w Krakowie, nagle usłyszała dziwny hałas dochodzący z piętra wyżej. Kobieta była przekonana, że to sąsiedzi- małżeństwo Süskind- urządzili awanturę, jak to mieli we zwyczaju. Myliła się. Tym razem przyczyną dziwnych odgłosów była prawdziwa tragedia…
Jeśli szukasz więcej informacji i podobnych historii, sprawdź także zebrane w tym miejscu artykuły z zagadkami kryminalnymi.
Z tego artykułu dowiesz się:
Zbrodnia, która wstrząsnęła Krakowem
Awantura domowa
Gosposia poinformowała o niepokojącym wydarzeniu swojego chlebodawcę- Józefa Kirsza. Mężczyzna postanowił sprawdzić co dzieje się u Süskindów. Po drodze do położonego piętro wyżej mieszkania minął dwójkę nieznajomych, którzy schodzili po schodach, mamrocząc coś do siebie.
Dotarłszy na miejsce, Kirsz podjął próbę dostania się do środka. Zapukał, ale nie doczekał siodpowiedzi. Nacisnął więc na klamkę, a kiedy drzwi ustąpiły, wszedł do przedpokoju. Dosłownie po kilku sekundach zorientował się, że to, co jego gosposia uznała za kolejną domową awanturę, było straszliwą zbrodnią umotywowaną najprawdopodobniej chęcią zysku.
Rodzinna tragedia
W kuchni przerażony Kirsz odkrył nieruchome ciało młodego listonosza- Walentego Przebindy. W pokoju obok leżała martwa żona pana domu- Helena- z pierzyną zarzuconą na głowę, a w następnym 80-letni Michał Süskind. Ostatnia ofiara 47-letnia Eugenia Süskindówna, która na co dzień mieszkała z rodzicami, jako jedyna dawała jeszcze oznaki życia.
Zszokowany sąsiad wezwał karetkę. Lekarz próbował uratować oddychającego jeszcze Michała, na nic to się jednak nie zdało. Jedynie Eugenia trafiła do szpitala. Przeżyła tylko dzięki błyskawicznie przeprowadzonemu zabiegowi trepanacji czaszki. Ciała jej tragicznie zmarłych rodziców przewieziono do zakładu medycyny sądowej, a następnie poddano sekcji.
Rany postrzałowe i tłuczone
Lekarze patomorfolodzy orzekli, że Walenty Przebinda zginął od pojedynczego strzału. Pocisk trafił denata w głowę, uszkadzając ważne struktury mózgu, co wywołało rozległy krwotok. Helena Süskind również została postrzelona i to aż trzy razy, jednak dodatkowo na jej głowie widniały rany tłuczone zadane tępym przedmiotem, prawdopodobnie kolbą pistoletu.
Michał Süskind również został pobity, ale życie stracił również w wyniku postrzału. Z uwagi na kaliber użytej przez napastnika amunicji oraz fakt, że w mieszkaniu nie odnaleziono łusek, sugerowały, że narzędziem zbrodni był rewolwer kaliber 8 mm.
Tajemniczy sublokatorzy
Tropy w dole kloacznym
Policjanci dokładnie przeszukali mieszkanie Süskindów. Lokal był w straszliwym nieładzie. Napastnik przetrząsnął zawartość szuflad oraz szafek, prawdopodobnie w poszukiwaniu kosztowności. Na pokrytej krwią podłodze w kuchni leżał poplamiony przekaz pocztowy i drobne monety. Brakowało skórzanej torby listonosza. Na tej podstawie wyciągnięto wniosek, że napad miał charakter rabunkowy.
Dwóch świadków zeznało, że feralnego dnia widziało na klatce schodowej dwójkę nieznajomych- kobietę i mężczyznę. Para głośno ze sobą rozmawiała. Mężczyzna narzekał na fatalne maniery Süskindów. Kobieta nie mogła zrozumieć, dlaczego staruszkowie nie otworzyli im drzwi, chociaż ogłosili, że mają do wynajęcia pokój.
Opowieść Eugenii
Jednak kluczowych informacji dostarczyła śledczym cudem ocalała Eugenia Süskindówna. Kobieta miała doskonałą pamięć i pomimo traumy ze szczegółami opisała wydarzenia, które ostatecznie doprowadziły do tragedii. Rodzice kobiety byli ubodzy. Postanowili zatem przeznaczyć jeden ze znajdujących się w ich mieszkaniu pokoi na wynajem. Wywiesili na drzwiach pobliskiego zakładu fryzjerskiego kartkę z ogłoszeniem i czekali na klientów.
Czas mijał, a pokój wciąż pozostawał bez lokatora. Być może ze względu na samych gospodarzy- Süskindowie nie cieszyli się w okolicy dobrą opinią. Uchodzili za dziwaków, często się kłócili, a w trakcie konfliktu nie przebierali w słowach.
W końcu jednak pojawił się zdecydowany najemca. Mężczyzna przedstawił się nazwiskiem Rotter. Oznajmił, że chce wynająć pokój dla swojej przyjaciółki- Salomei Seleckiej. Obejrzał lokum, a po kilku dniach wpłacił zaliczkę. Umówił się z gospodarzami, że 2 października 1933 r. wróci wraz z towarzyszką na Pańską, aby uiścić resztę należności.
Przekaz pocztowy
Rotter i Selecka pojawili się na miejscu 2 października około 7. Godzinę później do drzwi Süskindów zapukał listonosz. Poinformował, że ma pieniądze dla pani Salomei. Rotter usiłował podjąć przekaz na osobności, twierdząc, że jest to sprawa prywatna.
Süskind kategorycznie się na to nie zgadzał. Kazał kobiecie przyjąć wypłatę w kuchni, oficjalnie i przy świadkach. Staruszek wiedział, że to właśnie z tych środków kobieta zamierza uiścić resztę należności za stancję. Bał się, że Selecka tak naprawdę nie dysponuje odpowiednio wysokimi środkami i będzie próbowała wyprowadzić go w pole.
Strzały
W kuchni przy Pańskiej wybuchła awantura. Eugenia nie była w stanie przedstawić szczegółowo kolejności wydarzeń. Stwierdziła jedynie, że nagle Rotter wyciągnął broń i zaczął strzelać. Pierwszy na podłogę upadł listonosz, następnie Michał i Helena. Kiedy napastnik skierował lufę w stronę 47-latki, broń nagle się zacięła. Kobieta otrzymała więc kilka ciosów rękojeścią, po których osunęła się na podłogę.
Śledczy odnaleźli na miejscu zbrodni dwa pociski. Kolejne dowody pojawiły się kilka godzin później. O 14 dozorca pilnujący boiska zlokalizowanego przy ul. Kasztelańskiej zauważył kawałek tkaniny, który wystawał z pobliskiego dołu kloacznego. Postanowił bliżej przyjrzeć się znalezisku, którym ostatecznie okazał się męski płaszcz. Tuż pod płaszczem w dole spoczywała jeszcze skórzana torba listonosza. Przybyli na miejsce funkcjonariusze doszli do wniosku, że płaszcz musiał być własnością mordercy. Sprawdź także ten artykuł: 10 najbardziej znanych kobiet morderców w historii – nazwiska, daty, zbrodnie.
Jan Malisz
Płaszcz
Kiedy informacja o płaszczu przedostała się do gazet, na policję zgłosił się kioskarz nazwiskiem Wojciech Bąk. Mężczyzna zeznał, że jakiś czas temu przyjął pod zastaw rewolwer, którego właściciel przedstawił się jako Jan Malisz. We wrześniu 1933 r. Malisz wykupił zastawiony przedmiot. Bąk był przekonany, że to właśnie ten rewolwer posłużył do ataku na rodzinę Süskindów, ponieważ miał takie same naboje, jak te, które znaleziono na miejscu zbrodni.
Policjanci namierzyli dom, w którym mieszkała matka Jana Malisza. Przyjechali do niej z płaszczem wyłowionym z kloaki i poprosili o identyfikację. Kobieta potwierdziła, że odzież należała do jej syna. Rozpoznała również jego charakter pisma, który widniał na datowanym na 2 października przekazie pocztowym.
Czujność obywatelska
Opinia publiczna żywo interesowała się sprawą morderstwa na Pańskiej. Na policję spływały tysiące zgłoszeń od zbulwersowanych czytelników gazet. Malisz wpadł w Katowicach, gdzie w jednej z knajp przepił 2 tysiące złotych. W ogarniętej kryzysem Polsce taka kwota przyprawiała o zawrót głowy. Wkrótce potem w rabczańskim sanatorium aresztowano Marię Malisz.
Kobieta przebywała w uzdrowisku, przedstawiając się panieńskim nazwiskiem Węgrzynówna. Zdradziło ją zdjęcie opublikowane przez jedną z gazet. Uwiecznioną na fotografii Marię rozpoznała właścicielka pensjonatu, w którym ta się zatrzymała. Maliszową przetransportowano z Rabki do Krakowa i osadzono w więzieniu, gdzie przebywał już jej mąż.
Miłość i bieda
Bieda
Zarówno Jan, jak i Maria, mieli bardzo smutne dzieciństwo. Mężczyzna przyszedł na świat w Krakowie, ale potem zamieszkał z rodzicami w Belgradzie. W trakcie pierwszej wojny światowej był świadkiem wielu krwawych i okrutnych wydarzeń, które z pewnością odcisnęły niezatarte piętno na jego rozwijającej się psychice.
Ojciec Janka był z zawodu fotografem. Po zakończeniu wojny mężczyzna otworzył w Krakowie zakład fotograficzny. Interes nie kręcił się specjalnie dobrze, a Maliszowie klepali biedę. Jan próbował swoich sił jako wojskowy, ale został odesłany do cywila ze względu na stan zdrowia. Zajął się więc malarstwem, bo chociaż nie miał formalnego artystycznego wykształcenia, to posiadał niewątpliwie talent. Niestety jego dzieła nie cieszyły się specjalną popularnością wśród klientów. Były ponure, minimalistyczne, niepokojące.
Głód
Młody Janek wzrastał na człowieka rozczarowanego życiem i niestabilnego emocjonalnie. Nieustannie szukał swojego miejsca na świecie. Przez jakiś czas przebywał pod kuratelą pewnego arystokraty, która jednak nie wyszła mu na zdrowie. Mecenas młodego mężczyzny wiódł dekadencki tryb życia i nie stanowił dobrego wzoru do naśladowania.
Po śmierci ojca Jan utrzymywał się z renty, którą pobierała jego matka. Połowę tej kwoty trzeba było przeznaczyć na komorne, reszta szła na utrzymanie. Malisz często cierpiał głód. Próbował łapać się różnych zajęć, jednak bez większego powodzenia. W Polsce wybuchł kryzys ekonomiczny, szalało bezrobocie.
Maria
Życiorys Marii wyglądał bardzo podobnie. Dziewczynka pochodziła z patologicznej rodziny. W dzieciństwie była molestowana przez sąsiada oraz kuzyna matki. W wieku 15 lat ojciec alkoholik wyrzucił Marysię z domu. Ta jednak nie poddała się, ukończyła szkołę i otrzymała pracę w urzędzie. Niestety “opłatą” za zatrudnienie była konieczność przyjęcia roli kochanki jednego z przełożonych.
Dziewczyna nie miała innego wyjścia i zgodziła się na niewygodny układ. Niedługo później poznała niejakiego Juliusza Kocwę i zaszła z nim w ciążę. Mężczyzna nie chciał nawet słyszeć o ożenku, czym doprowadził Marię do próby samobójczej. W końcu jednak matka Marysi wymusiła na kochanku decyzję o małżeństwie.
Zaaranżowany sztucznie związek bez miłości nie miał szans na przetrwanie. Kocwa nie interesował się ani Marysią, ani ich dzieckiem. Córka pary niedługo po narodzinach zachorowała na gruźlicę i zmarła. Mężczyzna w ogóle się tym nie przejął i znalazł sobie kochankę. Maria złożyła wniosek o separację. Małżeństwo zostało unieważnione. Kobieta po raz kolejny próbowała popełnić samobójstwo.
Od pierwszego wejrzenia
W tym momencie drogi Jana i Marii przecięły się. Para zakochała się w sobie od pierwszego wejrzenia. Ani on, ani ona nie mieli wtedy pracy, zaczęli więc żyć sobą nawzajem. Pobrali się. “Było coraz gorzej. W domu moim zaczęło brakować jedzenia. Chodziłem głodny, zdenerwowany, żona moja stale na spacery przynosiła jakieś podwieczorki, tłumacząc, że ma tego w domu dosyć. Wiedziałem, że to jest jej porcja. Jedliśmy razem”- opowiadał Malisz.
Mężczyzna nie zasypiał jednak gruszek w popiele. Starał się ze wszystkich sił znaleźć zatrudnienie. Niestety w Krakowie doby kryzysu podobnych mu nieszczęśników było na pęczki. Zdesperowany młody mąż usiłował nawet wyprosić zapomogę u prezydenta miasta. Podjął współpracę z fotografem w Mikołowie, ale został przez niego oszukany.
Ocalić od śmierci
Desperat
Rozczarowany niepowodzeniami mężczyzna wpadł w końcu na plan obrabowania bogatej krakowskiej rodziny. Nie chodziło bynajmniej o mord, jedynie o zdobycie tak bardzo potrzebnej gotówki. Malisz opracował następujący plan: wynajmie pokój z osobnym wejściem. Zwabi do niego listonosza w dniu, kiedy ten będzie miał ze sobą dużo gotówki. Następnie obezwładni go, okradnie i zbiegnie z torbą wypchaną banknotami.
Ostatecznie wybór padł na pokój oferowany przez Süskinda. Tuż przed 2 października Malisz nadał na Pańską 11 przekaz pocztowy zaadresowany na nazwisko Salomei Seleckiej. Był przekonany, że pieniądze dostarczy stary, schorowany listonosz, który zajmował się roznoszeniem przesyłek w tym rejonie.
Plan, który nie wypalił
2 października Malisz wraz z żoną pojawili się u Süskindów. Już o 8 Jan zorientował się, że cały jego plan wziął w łeb. Po pierwsze Süskind nie zgodził się na zostawienie mężczyzny sam na sam z listonoszem. Po drugie akurat tego dnia zastępstwo za schorowanego doręczyciela wziął młody Walenty Przebinda.
Kiedy listonosz wręczył Marysi przekaz do pokwitowania, Jan dobył pistolet. Mimo iż opracowując plan kradzieży, nie miał zamiaru nikogo zabijać, to jednak pociągnął za spust. Zabił troje niewinnych ludzi, czwarta osoba cudem uniknęła śmierci. Po dokonaniu tak strasznego czynu nie wiedział co robić. Uciekł wraz żoną, unosząc ze sobą astronomiczny łup.
To ja jestem winny
W trakcie procesu Jan i Maria próbowali wzajemnie oczyścić się z zarzutów. Przemawiając przed sędzią, mężczyzna przekonywał, że sam obmyślił i przeprowadził zamach na Süskindów, a jego żona była jedynie biernym świadkiem zbrodni. Dopuszczona do głosu Maria twierdziła coś zupełnie przeciwnego. Brała sto procent winy na siebie, mówiąc, że jest silniejsza psychicznie od męża i potrafi nim manipulować.
Małżeństwo Maliszów zostało skazane na karę śmierci. Oboje wydawali się uradowani perspektywą wspólnego odejścia z tego świata. Ostatecznie jednak tylko Jan zawisł na szubienicy. W ostatniej chwili wyrok Marii zamieniono na dożywocie. Kobieta nie mogła się z tym pogodzić. Wniosła o ponowne rozpatrzenie sprawy, przyznając, że kłamała na korzyść męża, ale tak naprawdę nikogo nie zabiła. Sąd rozpatrzył jej prośbę odmownie.
Autor: Natalia Grochal
Bibliografia:
- https://wielkahistoria.pl/tak-tlumaczyl-sie-sprawca-jednego-z-najglosniejszych-przedwojennych-przestepstw-trudno-to-nazwac-poczuciem-winy/
- https://krowoderska.pl/morderstwo-przez-ktore-zamknieto-poczytna-gazete-bezrobotny-malarz-zabil-trzy-osoby/
- http://niniwa22.cba.pl/maliszowie.htm
- https://www.youtube.com/watch?v=uOtmhfSs3u8