Jan Lupa - szaleniec, ofiara choroby czy po prostu psychopata?
Jan Lupa od lat cierpiał z powodu choroby wenerycznej. Wstydliwa przypadłość miała zgubny wpływ na całe jego życie. Czyniła niezdolnym do pracy, pogarszała samopoczucie. Wpływała nawet na ogląd rzeczywistości. Kiedy mężczyzna po raz kolejny zgłosił się na leczenie, usłyszał od prowadzącego go medyka, że jest zdrowy i powinien wrócić do normalnego życia. Pacjent uznał to za brak należytej troski. I postanowił się zemścić.
Jeśli szukasz więcej informacji i podobnych historii, sprawdź także zebrane w tym miejscu artykuły o zagadkach kryminalnych.
Z tego artykułu dowiesz się:
Górnik z problemami
Trudne relacje rodzinne
Był rok 1928 r. Jan Lupa był 32-letnim mieszkańcem niewielkiej miejscowości Łaziska Górne, położonej w odległości zaledwie 18 km od Katowic. Tu również pracował. Był górnikiem, pracował na stanowisku maszynisty w kopalni węgla kamiennego “Brada”. Nie wiadomo dokładnie, gdzie mieszkał. Według niektórych źródeł wynajmował samodzielne lokum, według innych sypiał kątem u znajomych.
Mężczyzna był bardzo silnie związany z matką i jednocześnie mocno skonfliktowany z ojcem. Musiał więc lawirować, kiedy chciał spotkać się z rodzicielką bez jednoczesnego wchodzenia jej mężowi w drogę. Rodzice Lupy posiadali dom w Łaziskach, ale syn nie mógł egzystować z nimi pod jednym dachem właśnie przez żywioną do ojca nienawiść.
Geneza konfliktu
Co wywołało tak zapiekły konflikt pokoleń? Trudno odpowiedzieć na to pytanie. Według dziennikarza jednej ze śląskich gazet 32-letni górnik był człowiekiem spokojnym i pracowitym. Nie pił alkoholu, nie zażywał narkotyków, nie stosował nawet legalnych używek, co potwierdzali również jego znajomi. Dlaczego zatem ojciec nie chciał mieć z nim do czynienia?
Według odwrotnej wersji powyższej historii Lupa pił, a po wódce zachowywał się nieznośnie. Na tle nałogu dochodziło między ojcem i synem do konfliktów, aż w końcu stary Lupa kazał się latorośli wynosić z domu. Wariacją na temat tej hipotezy był konflikt na tle finansowym. Pan Lupa nosić się z zamiarem wydziedziczenia pierworodnego, ponieważ ten nie był dostatecznie dobry, aby przejąć ojcowiznę.
Istniała jeszcze trzecia hipoteza, wedle której Jan popadł w konflikt z ojcem, ponieważ starszy Lupa był człowiekiem pobożnym, żyjącym według surowych zasad katechizmu, a jego syn miał całkowicie w nosie to, jak powinien się prowadzić uczciwy chrześcijanin. Nie chodził do kościoła, nie okazywał należnego szacunku osobom duchownym. Właściwie wiódł żywot dokładnie odwrotny od tego, jaki aprobowali jego rodzice. I zapłacił za to wysoką cenę.
Straszna choroba
Syfilis
W 1926 roku mężczyzna zapadł na poważną chorobę weneryczną, która prawdopodobnie była konsekwencją jego hulaszczego trybu życia. Lupa wyszedł z opresji obronną ręką dzięki fachowej interwencji niejakiego doktora Hlonda. Przykra przygoda niczego go jednak nie nauczyła. Wkrótce górnik z Łazisk Górnych po raz kolejny nabawił się francy. Tym razem był nią syfilis.
Syfilis, znany również jako kiła, to zakażenie spowodowane przez bakterie krętka bladego. Choroba przenosi się drogą płciową. Nieleczona może wywołać prawdziwe spustoszenie w organizmie. Pierwsze objawy mają zazwyczaj postać bezbolesnej wysypki na skórze narządów płciowych, która często bywa lekceważona przez pacjentów. O ile nie podejmą oni szybko odpowiednich kroków, mogą zarażać dalej.
Kiła dzieli się na wczesną i drugorzędową. Bakterie krętka bladego mogą żyć w ciele zakażonego przez dziesięciolecia. W końcu choroba uszkadza narządy wewnętrzne. Oddziałuje również na układ nerwowy (kiła układu nerwowego) i mózg.
Plaga przedwojennej Polski
Choroby weneryczne były w przedwojennej Polsce ogromnym problemem. W XIX wieku syfilis i rzeżączka siały prawdziwe spustoszenie wśród obywateli. W 1919 r. przeprowadzono spis osób cierpiących na tego rodzaju przypadłości. Wyniki badania były porażające: co najmniej 1 milion osób chorowało na chorobę weneryczną.
Powodów tak dramatycznego stanu rzeczy było kilka, m.in. brak dostatecznej higieny, brak świadomości na temat zapobiegania zakażeniu, brak dostępu do lekarza oraz wstyd, który skutecznie paraliżował przed podjęciem próby znalezienia ratunku. Wielu zarażonych uważało, że na ich przypadłość po prostu nie ma lekarstwa, więc nie ma sensu iść do lekarza.
Zdralek jak Judym
Syfilisem Jana Lupy zajął się dr Zdralek, główny medyk zlokalizowanej w Mikołowie Lecznicy Brackiej. Dr Zdralek był lekarzem z powołania, wcieleniem książkowego doktora Judyma. Chętnie pomagał swoim pacjentom nawet wtedy, kiedy ci nie byli w stanie uiścić za usługę odpowiedniej kwoty. Ze względu na wielkie serce i niechęć do zdzierania z ubogich podopiecznych ostatniego grosza, 73-letni mężczyzna cieszył się powszechnym szacunkiem i sympatią.
Zdralek, który mógł się poszczycić 40-letnią praktyką w zawodzie, błyskawicznie zorientował się, co Janowi Lupie dolega. Nie tracąc ani chwili wysłał swojego nowego podopiecznego do szpitala. 32-letni górnik spędził w klinice aż 6 tygodni pod czujnym okiem doktora lekarza z Brackiej. Dzięki troskliwej opiece personelu medycznego wkrótce jego samopoczucie znacząco się poprawiło.
Rozczarowany pacjent
Lupa został uznany za wyleczonego. Zaopatrzony w wypis ze szpitala mógł wrócić do normalnego życia. Niestety niedługo cieszył się tą normalnością. W lipcu 1927 r. syfilis znów dał o sobie znać. Mężczyzna ponownie trafił na oddział szpitalny. I tym razem efekty leczenia nie trwały długo. W lutym 1928 r. Lupa znów zameldował się w klinice.
Dr Zdralek robił, co mógł, żeby pomóc pacjentowi. Za każdym razem, kiedy wręczał mu wypis, twierdził, że choroba ustąpiła. Z czasem Lupa zaczął wątpić w słowa swojego dobrodzieja. Mimo stosowania zapisanych leków nadal narzekał na objawy charakterystyczne dla syfilisu, wśród których były m.in. uporczywe bóle głowy. Zdralek zdawał się bagatelizować te skargi. Przekonywał, że górnik jest na sto procent zdrowy i może wrócić do pracy. Wystawił mu nawet stosowne zaświadczenie na piśmie. Liczył, że tym sposobem ostatecznie zamknie sprawę.
Tymczasem Jan Lupa poczuł się rozczarowany i zlekceważony przez lekarza. Miał do niego żal, że ten ignoruje jego zastrzeżenia. Chciał, aby leczenie było kontynuowane dopóki, dopóty nie przyniesie trwałych efektów. Zdralek ani myślał o tym dyskutować. Sądził, że pacjent próbuje wyłudzić od niego kolejne darmowe usługi. Sprawdź także ten artykuł: Richard Ramirez – mroczna historia Nocnego Prześladowcy.
Siekiera
Kropla, która przepełniła czarę
Kroplą, która przepełniła czarę goryczy, miał być artykuł prasowy, który głosił, że syfilis to nie tylko straszna, ale i całkowicie nieuleczalna choroba. Słowa te sprawiły, że frustracja i poczucie krzywdy Lupy sięgnęły zenitu. Słowa dziennikarza umocniły w nim przekonanie, że dr Zdralek go oszukał. Na dodatek mocno obciążyły go psychicznie. Oto był nieuleczalnie chorym człowiekiem, którego życie do końca będzie naznaczone cierpieniem.
Mężczyzna pogrążył się w otchłani rozpaczy. Stracił zainteresowanie tym, co kiedyś sprawiało mu radość. Wkrótce z goryczy i rozczarowania narodziła się chęć zemsty na niekompetentnym lekarzu. Trudno powiedzieć czy jego stan wynikał z obiektywnych przyczyn, czy też z zaawansowanego stadium choroby, która z czasem wywiera destrukcyjny wpływ na mózg i cały układ nerwowy.
Straszna noc
Było późne popołudnie dnia 26 kwietnia 1928 r. Lupa udał się piechotą z Łazisk do sąsiedniej wsi Mokre, gdzie odwiedził zaprzyjaźnioną rodzinę Hapetów. Poprosił pana Hapetę, który był z zawodu stolarzem, o pożyczenie siekiery. Jan przekonywał, że narzędzie jest mu potrzebne do pracy. Mąż jego siostry poprosił go o pomoc przy postawieniu drewnianego płotu wokół domu.
Hapeta bez problemu zgodził się udostępnić siekierę. Zgodził się również, by Lupa naostrzył przedmiot na podwórku, aby po dotarciu do gospodarstwa siostry móc od razu zabrać się do pracy. Stolarz z Mokrej nie miał pojęcia, że siekiera posłuży Janowi zupełnie do czegoś innego, niż pierwotnie zapowiadał. Lupa podziękował, a następnie się oddalił. Poszedł w kierunku gospodarstwa rodziców.
Śmierć na drodze
Mężczyzna dotarł na miejsce wieczorem. Na miejscu przywitała go matka. Ze szczerym uśmiechem radości zaprosiła syna do środka. Jan zgodził się wejść, ale tylko wtedy, jeśli ojciec jest w domu, chciał bowiem z nim porozmawiać. Kiedy usłyszał, że stary Lupa jeszcze nie wrócił z pracy, grzecznie podziękował za propozycję gościny i odszedł.
Nie wrócił jednak do siebie. Zaczaił się w krzakach w okolicy drogi. Po jakimś czasie zobaczył na horyzoncie sylwetkę ojca. Dokoła nie było żywej duszy. Jan wyczekał na odpowiedni moment, a następnie rzucił się od tyłu na niczego niespodziewającego się mężczyznę. Zadał mu dwa ciosy, w kark i twarz, czym pozbawił ofiarę życia.
Egzekucja
Lupa spędził noc, ukrywając się w podmikołowskim lesie. Rano pojechał do miasteczka. O 7 zameldował się u znajomych. Niczego niepodejrzewająca rodzina wpuściła mordercę pod swój dach, pozwalając mu się ogrzać. O godzinie 9 Lupa stanął pod drzwiami gabinetu dr Zdralka. Za paskiem ukrywał siekierę.
W poczekalni siedziało kilka kobiet. Pacjentki zażarcie dyskutowaly o straszliwym mordzie, który kilka godzin wcześniej wydarzył się w Łaziskach. Lupa siedział w ich towarzystwie nieporuszony, udając, że o niczym nie wie. Jedna z pań miała go nawet rozpoznać, ale ostatecznie nic z tą wiedzą nie zrobiła. Lupa poczekał na swoją kolej, a następnie wszedł do gabinetu Zdralka.
Trzask
Nagle na korytarzu przychodni rozległ się głośny trzask. Drzwi gabinetu otworzyły się z hukiem. Wypadł z nich Lupa z obłędem w oczach. Zanim ktokolwiek zorientował się w sytuacji, mężczyzny już w pomieszczeniu nie było. Przestraszone kobiety zajrzały do pokoju, w którym przyjmował lekarz. Ich oczom ukazał się okropny widok.
Dr Zdralek siedział na krześle za biurkiem z nienaturalnie pochyloną głową. Morderca uderzył go siekierą w potylicę, roztrzaskując kości i odsłaniając mózg. Narzędzie zbrodni leżało obok nieruchomego ciała. Choć trudno było w to uwierzyć, 73-letni medyk jeszcze żył. Na miejsce natychmiast wezwano policję, służby ratunkowe oraz księdza, który udzielił ofierze ostatniego namaszczenia. Rannego lekarza przewieziono do szpitala św. Józefa, ale nie dało się już mu pomóc. Około godziny 11 Zdralek zmarł.
Obława na szaleńca
Zaalarmowani przez świadków zbrodni policjanci podzielili się na 2 grupy i rzucili w pościg za zbiegiem. Wkrótce tereny leśne w okolicy Mokrego i Łazisk zaroiły się od mundurowych. W obławie wzięli udział również funkcjonariusze z Katowic. Istniała uzasadniona obawa, że na ataku na lekarza się nie skończy. Zagrożony miał być również szwagier Lupy, mieszkający w Zawadzie Jan Kreis.
Kreis jednak niedługo obawiał się o własną skórę. O 12:30 Jan Lupa wpadł w ręce posterunkowego Kolarczyka. Funkcjonariusz ujął zbiega na polu koło Łazisk. Wyczerpany wielogodzinną ucieczką przestępca nie stawiał oporu. Jego twarz była brudna, oczy przekrwione, a spojrzenie błędne. Bez problemu dał się zakuć w kajdanki.
Na posterunku poprosił o szklankę wody, a następnie zaczął opowiadać wydarzenia ostatnich kilkunastu godzin. Nagle do oczu napłynęły mu łzy. 32-letni górnik wybuchnął płaczem. Przekonywał, że nie zdawał sobie sprawy z tego, jak straszną popełnił zbrodnię. Później jednak wyznał, że dokonał ohydnych czynów w akcie zemsty za krzywdy, których doznał od obu ofiar.
Nieznany los ojcobójcy
Po złożeniu wstępnych zeznań podejrzany odmówił dalszej współpracy. Od tej pory już nigdy się nie odezwał. Trafił na obserwację psychiatryczną. Po 6 tygodniach lekarze uznali, że Lupa jest całkowicie zdrowy i może odpowiadać za popełnione czyny. Obrońca mężczyzny kategorycznie się z tym nie zgadzał.
Proces ojcobójcy rozpoczął się w listopadzie 1928 r. Lupa odmówił składania wyjaśnień. Prokurator twierdził, że 32-latek popełnił zbrodnię z zimną krwią. Obrońca utrzymywał, że jego klient nie był w pełni władz umysłowych. Podjął desperackie kroki w trakcie epizodu psychozy wywołanej przez syfilis. Nie planował zamordowania ojca.
Sąd debatował nad wyrokiem zaledwie 40 minut. Po tym czasie skazał oskarżonego na karę śmierci. Sprawa trafiła do sądu drugiej instancji, który stwierdził, że Lupa nie działał z premedytacją. Oznaczało to konieczność przeprowadzenia całego przewodu od nowa. Jak się to skończyło? Czy wyrok Jana Lupy uległ złagodzeniu? Nie wiadomo, gazety przestały się bowiem interesować losami zabójcy z Łazisk Górnych.
Autor: Natalia Grochal
Źródła:
- “Gazeta Mikołowska”, nr 18/1928
- https://www.youtube.com/watch?v=5fce__g-v6w
- “Polska Zachodnia”, nr 118/1928
- https://www.medonet.pl/choroby-od-a-do-z/choroby-przenoszone-droga-plciowa,syfilis--kila----rodzaje--badania--przyczyny-i-leczenie--objawy-syfilisu,artykul,62564339.html
- https://wielkahistoria.pl/epidemia-syfilisu-i-rzezaczki-w-przedwojennej-polsce-zapomniana-zaraza-z-czasow-hiszpanki/