Jared Negrete - zniknął na górskim szlaku
Sześcioosobowa drużyna Skautów, do której należał 12-letni Jared, pojawiła się u podnóża góry San Gorgonio 18 lipca 1991 r. Przewodził im doświadczony opiekun Dennis Knight. Chłopcy rozbili obóz w okolicach Suchego Jeziora po północnej stronie zbocza. Przed położeniem się spać omówili plan na następny dzień. Zamierzali wcześnie rano ruszyć na szczyt, aby przed zmrokiem być już w namiotach. W trakcie wędrówki Jared radził sobie całkiem nieźle, ale na wysokości 3 tys. m n.p.m. osłabł i zaczął zostawać w tyle. W pewnym momencie zniknął.
Z tego artykułu dowiesz się:
Dzielny skaut
Hart ducha
Jared Negrete był uroczym amerykańskim chłopcem meksykańskiego pochodzenia. Urodził się 11 września 1978 r. w El Monte w Kalifornii, gdzie mieszkał wraz z mamą Lindą i ojcem Felipe. Rodzice chłopca dokładali wszelkich starań, by ich pociecha wzrastała w otoczeniu życzliwych ludzi i spędzała czas na pożytecznych aktywnościach. W tym celu zapisali go do Skautów.
Z uwagi na hart ducha i pogodne usposobienie cieszył się powszechną sympatią. Chodził do ósmej klasy szkoły podstawowej. Miał czarne, kręcone włosy, brązowe oczy i mierzył 157 cm wzrostu. Pasjonował się fotografią. Na każdą wycieczkę zabierał ze sobą mały turystyczny aparat, tzw. “idiot camera” i zapas kliszy.
Jared bardzo lubił spędzać czas na świeżym powietrzu, chociaż miał lekką nadwagę i nie był tak sprawny fizycznie, jak reszta jego kolegów z drużyny. Wszyscy to jednak akceptowali i kiedy było to konieczne, wykazywali się wobec kolegi dużą wyrozumiałością. W trakcie wspólnych wycieczek nastolatek często zostawał w tyle. Nigdy się jednak nie poddawał i zwykle ostatecznie w końcu dołączał do reszty grupy.
San Gorgonio
W lipcu 1991 r. drużyna, do której należał Jared, wyznaczyła sobie ambitny cel- zdobycie góry San Gorgonio. San Gorgonio, znana również pod nazwą Old Greyback, to najwyższy szczyt południowej Kalifornii. Wznosi się na wysokość 3,506 m n.p.m. Znajduje się w paśmie gór San Bernardino, położonych 43 km na wschód od miasta o tej samej nazwie.
Góra i otaczający ją teren sprawiają wrażenie wyjętych z dwóch zupełnie innych wszechświatów. Szczyt jest skalisty i pokryty lasem. Przez dużą część roku utrzymuje się na nim śnieg i niska temperatura. Turyści mają do dyspozycji kilka ścieżek prowadzących na sam wierzchołek. Aby się tam dostać, muszą pokonać kamienne rumowiska, śliskie podejścia, a czasem przeskakiwać przez powalone pnie drzew. Można tu spotkać dzikie zwierzęta takie jak niedźwiedzie, wilki czy drapieżne ptaki.
Niższe partie stanowi z kolei sucha, gorąca i nieprzyjazna pustynia prezentująca iście księżycowy krajobraz. Miejscami nie ma tam co prawda piasku, tylko mniej lub bardziej potrzaskane skały, ale to jedynie potęguje wrażenie dzikości i pustki. Wraz ze wzrostem wysokości okolica zmienia się na bardziej zieloną i wypełnioną życiem.
W nieznane
Ten pierwszy raz
Sześcioosobowa drużyna, do której należał 12-letni ówcześnie Jared, pojawiła się u podnóża San Gorgonio 18 lipca 1991 r. Przewodził im doświadczony opiekun Dennis Knight. Chłopcy rozbili obóz w okolicach Suchego Jeziora, które znajduje się po północnej stronie zbocza. Przed położeniem się spać omówili plan na następny dzień. Zamierzali wcześnie rano ruszyć na szczyt, aby przed zmrokiem być już w namiotach.
Następnego dnia skauci w pełnym rynsztunku zgłosili opiekunowi gotowość do wyprawy. Jared był podekscytowany. To była jego pierwsza wyprawa w tak trudny teren. Bardzo sumiennie się do niej przygotował. Miał na sobie zielone trekkingowe spodnie, czarne tenisówki do kostki marki Pro Wings oraz brązową koszulkę. Plecak wypełnił zapasem wody oraz przekąsek w postaci słodyczy i suszonej wołowiny.
Zdobyć szczyt
Aby dostać się na szczyt, chłopcy musieli pokonać ośmiokilometrowy szlak meandrujący esowato wśród drzew i skał. Wszyscy byli w doskonałych humorach i radzili sobie świetnie z tym niełatwym wyzwaniem. Kłopoty zaczęły się dopiero na wysokości 3 tys. metrów n.p.m. Jared opadł z sił. Szedł coraz wolniej, stopniowo oddalając się od grupy. W końcu niemal zniknął opiekunowi i kolegom z oczu.
Dochodziła g. 18:00. Inna grupa turystów zauważyła ciemnoskórego nastolatka schodzącego w dół w stronę wejścia na szlak. Chłopiec próbował skrócić sobie drogę, wchodząc w las. Turyści poradzili mu, by tego nie robił, ponieważ może się zgubić lub ulec wypadkowi, nie mówiąc już o niszczeniu roślinności. Następnie dogonili Dennisa Knighta prowadzącego resztę grupy i poinformowali o zaistniałej sytuacji.
Dennis zdawał sobie sprawę, że jeden z jego podopiecznych nie potrafi dotrzymać kroku kolegom. W końcu zdarzyło się to już nie pierwszy raz. Z uśmiechem odpowiedział, że dogonią Jareda w trakcie schodzenia ze szczytu. Chłopiec na pewno poczeka na nich przy jakimś drzewie czy kamieniu, jak to zwykle miało miejsce w podobnych przypadkach i razem wrócą do obozu.
Zdążyć przed zmrokiem
Zdobycie górskiego szczytu, tym bardziej tak trudnego, jak San Gorgonio, napawało małych chłopców dumą i radością. Nie mogli jednak zostać na górze zbyt długo, co chcieli dotrzeć do swoich namiotów jeszcze przed zmrokiem. Knight i tym razem szedł z przodu grupy, wypatrując Jareda. Był przekonany, że za chwilę zobaczy podopiecznego siedzącego spokojnie z przekąską w ręce. Jareda jednak nigdzie nie było.
Robiło się coraz później i Knight zaczął odczuwać niepokój. Około godziny 21:00 sprowadził pozostałych do obozowiska i kazał czekać na swój powrót. Mimo panujących dookoła ciemności mężczyzna piechotą udał się po pomoc. Pokonawszy długich 8 kilometrów, dotarł do cywilizacji i poinformował o zaginięciu biuro lokalnego szeryfa. Jeśli szukasz więcej historii kryminalnych, sprawdź także: Jean Claude Romand - zmyślone życie i prawdziwa zbrodnia.
Tak bardzo za tobą tęsknię
Ostatnie zdjęcie
Funkcjonariusze potraktowali sprawę bardzo poważnie. Błyskawicznie utworzono kilka grup poszukiwawczo-ratowniczych, które zaczęły przeczesywać okolice szlaku. W ciągu pierwszych 3 dni od zaginięcia na wysokości 3 tys. m n.p.m. udało się odnaleźć odcisk stopy chłopca, opakowania po suszonej wołowinie i cukierkach, które Jared spakował w ramach prowiantu, a także jego plecak i co najważniejsze- aparat fotograficzny.
Na rolce znajdowało się 12 zdjęć. Większość z nich przedstawiała górskie krajobrazy, które chłopiec podziwiał w trakcie wycieczki. Najbardziej niepokojąca okazała się ostatnia klatka. Widać na niej fragment twarzy właściciela od nosa w górę. Wyglądało na to, że 12-latek skierował aparat w swoją stronę i zrobił zdjęcie. Fakt, że użył flesza, wskazywał, że miało to miejsce już po zmroku. Dlaczego to zrobił? Może chciał za pomocą lampy błyskowej oświetlić sobie drogę?
Zaalarmowani przez policję państwo Negrete pojawili się na miejscu tak szybko, jak tylko mogli. Z nadzieją czekali na jakiekolwiek informacje o swoim dziecku. - Tak bardzo chciałem wejść na tę górę, przecież byłem jego ojcem- wspominał Phillip Negrete.- Stałem tam i krzyczałem “Jared, gdzie jesteś? Tak bardzo za tobą tęsknię!” W związku z ogromnym stresem mężczyzna zachorował na zapalenie płuc.
Został tylko aparat
Odnalezienie przedmiotów należących do zaginionego dało poszukiwaczom nadzieję na szczęśliwy finał tej historii. Ratownicy zawęzili obszar poszukiwań do 35 km2. Szansę na sukces zwiększała wysoka temperatura ograniczająca do minimum ryzyko hipotermii oraz liczne źródła czystej wody, którą chłopiec mógł pić.
W terenie niestrudzenie pracowało 70 osób poruszających się pieszo i na koniach. Zbocze góry patrolowały śmigłowce, w tym jeden wyposażony w kamerę termowizyjną. Na pokład innej maszyny zaproszono matka chłopca- Linda. Wyposażona w megafon rozpaczliwie nawoływała syna. Zapachu 12-latka szukały specjalnie wyszkolone psy tropiące.
W trwającej 2 tygodnie akcji wzięło udział w sumie 3000 osób: policjantów, strażaków, wolontariuszy i członków rodziny. Wszyscy pracowali w ekstremalnie trudnych warunkach. Padający nieznośnie często deszcz sprawiał, że kamieniste szlaki stawały się niebezpiecznie śliskie. Zmęczeni, śpiący zaledwie po kilka godzin na dobę ratownicy zaczęli ulegać wypadkom. W wyniku różnego rodzaju kontuzji ucierpiały 44 osoby.
Po 16 dniach biuro szeryfa uznało, że dalsze działania nie mają sensu. Nie pomogły apele rodziców o kontynuowanie akcji poszukiwawczej. Zdesperowani państwo Negrete zwrócili się w tej sprawie nawet do ówczesnego prezydenta Stanów Zjednoczonych- George’a Busha seniora, jednak bez skutku. W sumie na ratowanie zaginionego dziecka poświęcono 45 000 roboczogodzin. Nie udało się znaleźć wiele więcej poza aparatem.
Winny Kościół i skauci
Zrozpaczeni rodzice kontynuowali poszukiwania na własną rękę, wynajmując prywatnego detetktywa. Mężczyzna miał ustalić, czy chłopiec nie padł ofiarą przestępstwa. Na górze San Gorgonio istniała ukryta plantacja marihuany. Poszukiwacze natrafili na nią już 27 lipca. W związku z tym powstała teoria, że Jared zabłąkał się tam przez przypadek i został zamordowany jako świadek przestępstwa. Nie dało się jej jednak potwierdzić twardymi dowodami.
Symboliczny pogrzeb chłopca miał miejsce 8 września 1991 r. Wzięła w nim udział nie tylko rodzina, ale również wielu członków Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich, do którego państwo Negrete należeli. Zaginione dziecko opłakiwało w sumie 500 osób. Jedna z nich wyłamała się z uroczystego nastroju. - Do śmierci będę wierzył, że za śmierć mojego bratanka odpowiada nasz Kościół [Pięćset Trzydziesty Ósmy Oddział Kalifornijskich Skautów, do którego należał Jared, był hojnie sponsorowany przez organizację] oraz Skauci Ameryki- powiedział Ramon Negrete.
Hipotezy
Zaniedbanie
Co stało się z Jaredem Negrete i czy jego zniknięcie mogło być spowodowane zaniedbaniami ze strony opiekuna? Dennis Knight pojawił się na uroczystości pożegnalnej, co mogło oznaczać, że nie czuł się winny. A jednak popełnił kilka poważnych błędów. Z pewnością nie powinien był zostawiać najsłabszego podobiecznego na końcu grupy. Dobra praktyka głosi, że ktoś taki powinien iść w środku lub na początku wycieczki, by nadawać jej tempo oraz nieustannie być w zasięgu wzroku.
W trakcie śledztwa wyszło również na jaw, że mężczyzna nie wypełnił stosownych dokumentów, wśród których powinien się znaleźć opis trasy, którą skauci zamierzali wejść na szczyt. Dzięki temu ratownicy mogą szybciej przystąpić do ewentualnej akcji poszukiwawczej. Dodatkowo Knight nie zabrał na wyprawę dodatkowego dorosłego opiekuna, co stanowiło jawne naruszenie zasad. Sprawdź także ten artykuł: Bracia Palmer - jedna rodzina, podwójna tragedia.
Wypadek
Grupa turystów widziała, jak Jared próbował skrócić sobie drogę, idąc w poprzek szlaku. Trasa prowadząca na szczyt San Gorgonio kształtem przypomina serpentynę. Wije się pomiędzy skałami i drzewami, omijając większe przeszkody. Niektórym mogłoby się wydawać, że celowo została wyznaczona tak, aby utrudnić piesze wycieczki. Nic bardziej mylnego. Chodzi o względy bezpieczeństwa.
Jeśli chłopiec faktycznie nie posłuchał upomnienia, żeby trzymać się wyznaczonej ścieżki, z łatwością mógł wpaść w kłopoty. W pobliżu szlaków znajdują się wysokie klify, wodospady, wystające z ziemi skały. Łatwo się potknąć o korzeń drzewa, upaść, złamać nogę lub rozbić głowę. W takim stanie nie tylko nie można się poruszać, ale nawet wezwać pomocy.
- Szukałem Jareda przez kilka tygodni- wspominał po latach Rick Maschek, jeden z ratowników. - Wiadomo, że inny turysta zauważył go po drodze i poradził, by trzymał się wyznaczonego szlaku. Dla zmęczonego piechura droga na skróty może się wydawać kusząca. Wygląda na to, że chłopak poszedł w stronę kanionu, gdzie później znaleziono jego aparat. Poniżej znajdował się strumień, klify i kilka wodospadów. To w połączeniu z gęstymi zaroślami bardzo utrudniało poszukiwania. Było mi przykro, że nigdy go nie odnaleziono.
Morderstwo
Nie odnaleziono żadnych dowodów na to, że Jared został zaatakowany przez handlarzy narkotykami lub samotnego pedofila, czyhającego w krzakach na bezbronne dzieci. Nie dało się również ustalić, czy chłopiec nie wszedł w kontakt z jakimś groźnym dzikim zwierzęciem. Świadczyłyby o tym plamy krwi, podarta odzież czy widoczne na ziemi ślady ciągnięcia.
Sprawa od ponad 30 lat pozostaje niewyjaśniona. Jared nie jest jednak jedyną ofiarą góry San Gorgonio. Rokrocznie gubi się tu wielu turystów. Większość samodzielnie odnajduje drogę do cywilizacji, choć niektórym zajmuje to sporo czasu. Tak było również z 16-letnim Williamem Parvenem, który przeżył w lesie porastającym górę aż 4 dni, zanim dotarł do drogi, gdzie poprosił o pomoc.
Źródła:
- https://truecrimereport.news.blog/2024/06/04/the-unsolved-disappearance-of-jared-negrete/
- https://www.latimes.com/archives/la-xpm-2001-aug-09-me-32311-story.html
- https://www.latimes.com/archives/la-xpm-1991-07-29-me-40-story.html
- https://www.newspapers.com/article/the-san-bernardino-county-sun-thesanbern/21566762/
- https://www.kryminatorium.pl/harcerz-zostawiony-na-szlaku-117-zaginiecia/
- https://www.strangeoutdoors.com/mysterious-stories-blog/2017/11/22/jared-negrete
- https://www.latimes.com/archives/la-xpm-2001-aug-10-mn-32709-story.html
- Nightwatch Network, Jared Negrete - Missing Boy Scout Found? #1, https://www.youtube.com/watch?v=B8w4q46OQTo