Karl Denke – dlaczego kanibal ze Śląska handlował ludzkim mięsem na targu?
Karl Denke to niemiecki morderca i kanibal z Ziębic, który stał się jednym z najbardziej znanych zabójców w historii świata. Dlaczego historia Denke jest aż tak przerażająca? Otóż kanibal mordował swoje ofiary, a następnie przerabiał ich ciała na peklowane mięso i sprzedawał innym ludziom na lokalnym targu. Co zmusiło Karla do tego, że mężczyzna zaczął dorabiać… na ludzkim mięsie? Zobacz, kim tak naprawdę był Karl Denke.
Jeśli szukasz więcej informacji i ciekawostek historycznych, sprawdź także zebrane w tym miejscu artykuły o znanych zabójcach.
Z tego artykułu dowiesz się:
Karl Denke – niemiecki morderca i kanibal, który sprzedawał ludzkie mięso
Zanim Karl Denke stał się kanibalem…
Karl urodził się 11 lutego 1860 roku w Kalinowicach Górnych – dolnośląskiej wsi w Polsce. Mimo że chłopiec miał naprawę dobre warunki do nauki, ponieważ jego rodzice zajmowali się prowadzeniem przynoszącego duże dochody gospodarstwa rolnego, Karl uczył się źle. Większość nauczycieli uważała nawet, że chłopiec był najgorszym uczniem w klasie. Niestety to nie warunki mieszkaniowe, a uwarunkowania genetyczne przeważyły o wynikach chłopca w edukacji. Karl jako dziecko uznawany był za opóźnionego w rozwoju. Nawet gdy dorósł, wciąż toczyły się batalie o to, aby ubezwłasnowolnić Karla.
Gdy rodzice Karla Denke zmarli, gospodarstwem zajął się jego starszy brat – okazało się bowiem, że właśnie jemu przepisane zostało ono w całości. Bratu szkoda zrobiło się Karla, który pozostał bez pieniędzy, dachu nad głową i bez żadnych większych perspektyw. Wypłacił mu wobec tego „rekompensatę” za to, że Karl nie został uwzględniony przez ojca w testamencie. Dzięki gotówce od brata Karl mógł zakupić sobie własny kawałek ziemi. Karl postanowił przeprowadzić się do Ziębic, a właściwie do ówczesnej miejscowości Münsterberg. Tam postawił dom przy ul. Stawowej 13 (choć pierwotnie uważano, że był to numer 10).
Mężczyzna bardzo szybko zaskarbił sobie sympatię mieszkańców. Wszyscy darzyli go ogromnym szacunkiem, zwłaszcza że Karl nie stronił od pomagania biednym i samotnym osobom. Niektórzy mówili o nim nawet „ojczulek Denke”. Mężczyzna zarabiał, wynajmując jeden z pokojów w swoim nowym domu. Życie płynęło mu bardzo spokojnie. Denke w oczach sąsiadów uchodził za pobożnego i zrównoważonego człowieka, który nie palił, nie pił i nie spotykał się z damami „lekkich obyczajów”. Mogłoby się wydawać, że Karol wreszcie rozpoczął wymarzone życie. Z biegiem czasu sprawy przybrały jednak bardzo zły obrót.
Sprzedaż wędliny sposobem na zarobek?
Po I wojnie światowej Niemcy dotknięte zostały inflacją. Karl Denke stracił wobec tego wszystkie swoje oszczędności. Załamany sytuacją, postanowił znaleźć sposób na dobry i pewny zarobek. Karl sprzedał dom wraz z otaczającą go wielką ziemią i zaczął sprzedawać wszystko, co tylko jeszcze mógł. Nowy właściciel domu pozwolił Karlowi mieszkać na parterze w wydzielonej części budynku, więc mężczyzna na szczęście miał gdzie mieszkać. Każdego dnia Denke wychodził z domu i pracował jako handlarz obwoźny. Wyprzedawał plony z ogrodu, a okazjonalnie również galanterię ze skóry i mięso. Dzięki temu mógł utrzymywać się, płacić właścicielowi budynku i godnie żyć. Dopiero po latach okazało się, że skórzane dodatki i wyborne mięso wcale nie pochodziły… od zwierząt.
Nikt nawet nie podejrzewał, że sympatyczny „ojczulek Denke” ukrywa wielki sekret. Karl może i był pobożny oraz wielkoduszny, jednak nie dla każdego. Po wielu latach okazało się bowiem, że Karl regularnie zapraszał do domu osoby biedne bądź prostytutki – jednak nie w celu pomocy im, ale by ich zamordować. Denke często wykorzystywał nadarzającą się okazję, gdy w mieście pojawiały się zupełnie obce osoby. Właśnie takich szukał zazwyczaj na dworcu kolejowym, a następnie zapraszał do swojego mieszkania. Tam mordował ofiary, a później – co się okazało – przerabiał i peklował na mięso, które sprzedawał innym ludziom na lokalnym targu. Jeśli szukasz więcej ciekawych historii, sprawdź także ten artykuł na temat Rzeźnika z Rostowa.
Dlaczego Karl Denke mordował swoje ofiary? Przerażająca historia kanibala
Śledztwo w sprawie Karla Denke
Vincenz Olivier był jedną z potencjalnych ofiar Karla Denke. Na szczęście udało mu się uciec z mieszkania kanibala i powiadomić o wszystkim miejską komendę policji. Jak udało się Vincenzowi uciec? Zacznijmy od początku. Vincenz Olivier był jednym z włóczęgów, którzy starali się znaleźć swoje miejsce w powojennym państwie niemieckim. Codziennie przemieszczał się między różnymi miejscowościami i starał się zarobić kilka groszy, aby przeżyć. Właśnie tak Vincenz wylądował w mieszkaniu Karla Denke, który wówczas miał już ponad 60 lat. Karl poprosił mężczyznę, aby ten napisał za niego list z życzeniami świątecznymi do starszego brata – oczywiście nie za darmo. Wtedy Vincenz nie wiedział jeszcze, że Karl ma już na niego okrutny plan.
Denke dyktował Olivierowi słowa, które chciał, aby znalazły się w liście do brata. Mężczyźni świetnie bawili się podczas tworzenia życzeń świątecznych. Kiedy w pewnym momencie Vincenz odwrócił się w stronę Karla, z przerażeniem zauważył, że staruszek trzyma w dłoniach motykę, którą chciał go zaatakować. Mimo uniku, narzędzie zbrodni delikatnie zraniło Oliviera w głowę – to wystarczyło, aby polała się krew. Włóczęga cudem uciekł z domu nieznajomego i pobiegł prosto na komisariat policji. Funkcjonariusze z początku nie chcieli uwierzyć w historię mężczyzny i starali się go zbyć – myśleli, że Vincenz jest pijany. Ostatecznie musieli go jednak zatrzymać ze względu na krwawiącą ranę mężczyzny.
Mimo że zeznania Vincenza nie wydawały się wiarygodne, policjanci postanowili podjechać pod mieszkanie Karla Denke. Tam zatrzymali go i zawieźli na komisariat, aby Karl spędził noc w celi. Funkcjonariusze stwierdzili bowiem, że przesłuchają go kolejnego dnia. Niestety okazało się, że następnego poranka Karl już nie żył – powiesił się w celi na pętli, którą skonstruował sobie z chusty do nosa i przymocował do żelaznych krat. Był 22 grudnia 1924 roku. Policjanci nie wiedzieli jeszcze, że na trenie ich komisariatu właśnie zmarł morderca pokroju okrutnych i bezwzględnych postaci jak Albert Fish czy Charles Domery.
Czy to prawda, że Karl Denke sprzedawał ludzkie mięso?
Po śmierci Karla postanowiono przeszukać dom mężczyzny. Funkcjonariusze, którzy dokonali oględzin miejsca zbrodni, po raz pierwszy w życiu zobaczyli tam tak okropne rzeczy. Wszyscy badający sprawę policjanci byli w szoku, z którego długo nie mogli się później otrząsnąć. W domu Karla Denke znaleźli bowiem mnóstwo kości, dowodów osobistych ludzi uznanych za zaginionych oraz dziesiątki zakrwawionych ubrań wiszących w szafach. Oprócz tego dokonano również odkrycia różnych przedmiotów, które stworzone były z ludzkiej skóry i włosów (np. rzemyki, torebki, paski i sznurówki). Podczas przeszukiwania mieszkania Karla Denke dokonano jeszcze wielu innych makabrycznych odkryć. Na ich podstawie oszacowano, że kanibal z Ziębic zamordował blisko 40 osób.
Po tym, jak zbrodnie Karla Denke zostały ujawnione do publicznej informacji, w mieście wybuchła panika. Branża spożywcza wówczas dość mocno ucierpiała (zwłaszcza wytwórnia konserw Seidla), ponieważ ludzie obawiali się kupować jakiekolwiek wędliny. Miasto musiało korzystać przez dłuższy czas również z wody w beczkowozach, gdyż ludzie nie chcieli pić wody miejscowej. Uważali bowiem, że została ona zanieczyszczona przez zwłoki zakopane w ogrodzie przez Karla Denke. Mimo że władze starały się zrobić wszystko, aby ludzie zapomnieli o kanibalu, niestety tak się nie stało. Dopiero gdy na jaw wyszły historie innych seryjnych morderców, o Denke zaczęło się robić cicho. Policji nie udało się ustalić, od jak dawna kanibal mordował swoje ofiary. Doszukali się jedynie informacji, że mógł rozpocząć swoją przerażającą działalność tuż po zakończeniu się I wojny światowej.
Tak naprawdę ludzkie szczątki, które Denke zakopał w ogrodzie, znajdowano jeszcze w okolicy lat 70. Informacje o kanibalu mocno nakręcała lokalna prasa, a z czasem media krajowe – przez co historia Karla Denke wcale nie zaginęła, a wręcz zrobiło się o niej bardzo głośno. Ostatecznie, choć było to trudne, udało się uratować małe lokalne biznesy oraz dobre imię miasta. Jednak sprawa kanibala ze Śląska do dziś nie daje ludziom spać po nocach.
Śmierć Karla Denke
Karl Denke pochowany został na lokalnym cmentarzu 31 grudnia 1924 roku w prostej trumnie, w asyście uzbrojonych funkcjonariuszy policji. Obok jego grobu podstawiono strażników, ponieważ władze miasta obawiały się zbezczeszczenia ciała nieżyjącego. Sprawa kanibalizmu Denke wyciszyła się mniej więcej wraz z wybuchem II wojny światowej, kiedy to Dolny Śląsk został przyłączony do Polski, a Niemcy się przesiedlili.
Czy wobec tego historia o niemieckim kanibalu została raz na zawsze zapomniana? Otóż nie. Znów zrobiło się o niej głośno w latach 80., kiedy to na Uniwersytecie Wrocławskim znaleziono zdjęcia wykonane w domu Karla Denke. Wśród przerażających fotografii znajdowało się również zdjęcie samego mordercy – leżącego w prostej, skromnej trumnie. To jedyne zdjęcie Karla, które zachowano do dziś. Od lat niezmiennie w tym samym miejscu stoi również dom kanibala, w którym mężczyzna peklował mięso, a następnie sprzedawał ludziom.
Autor: Paulina Zambrzycka
Bibliografia:
- Daniel Diehl: Dzieje kanibalizmu, Wydawnictwo Klub Dla Ciebie, Warszawa 2008
- Myszka Marcin: #97 Karl Denke – Kanibal z Ziębic – Mordercy – Kryminatorium – podcast