Missing 411 - dlaczego ludzie giną bez śladu w amerykańskich parkach narodowych?
Według najnowszych danych w Stanach Zjednoczonych ginie rokrocznie najwięcej osób na całym świecie. W samym tylko 2021 r. zniknęło bez śladu 521 705 ludzi. Większość z tych przypadków ma logiczne wytłumaczenie. Ktoś wybrał się na samotną wycieczkę w góry, zabłądził i nigdy nie wrócił. Ktoś inny postanowił z dnia na dzień zerwać kontakt z rodziną i rozpocząć nowe życie w innej części kraju. Morderstwo, nieszczęśliwy wypadek, samobójstwo- wszystkie te wydarzenia, choć straszne, mieszczą się w granicach realności. Ale co z tymi, które są tak niezwykłe i tajemnicze, że w żaden racjonalny sposób nie dadzą się wyjaśnić? Zajął się nimi były policjant David Paulides.
Z tego artykułu dowiesz się:
Niebezpieczne parki narodowe
Stróż prawa szuka Wielkiej Stopy
David Paulides urodził się 1 stycznia 1950 r. Ukończył studia na Uniwersytecie w San Francisco, a w 1977 r. rozpoczął 20-letnią służbę w policji. Był m.in. członkiem oddziału SWAT w mieście San Jose, pracował również jako detektyw w wydziale kryminalnym. W grudniu 1996 r. Paulides został oskarżony o wykroczenie. Miał wyłudzać autografy od bogatych, znanych ludzi twierdząc, że wykorzysta je później w celach charytatywnych, co nie było prawdą.
Mężczyzna nie przyznał się do winy. Nie wiadomo, czy sprawa ostatecznie trafiła na drogę sądową, wiadomo za to, że Paulides po 19 latach odszedł ze służby (pojawiły się plotki, że aby uniknąć skandalu, zgodził się dobrowolnie odejść na emeryturę). Niedługo później zainteresował się kryptozoologią i postawił sobie ambitny cel znalezienia bezstronnych, naukowych dowodów na potwierdzenie lub wykluczenie istnienia Wielkiej Stopy.
Na tropie tajemnicy
W celu odnalezienia mitycznego stwora Paulides odwiedził kilka amerykańskich parków narodowych. W trakcie podróży spotkał grupę strażników, którzy opowiedzieli mu o dziwnych zaginięciach turystów w patrolowanych przez nich okolicach. Strażnicy twierdzili, że sprawy te wymykały się racjonalnemu osądowi. Emerytowany policjant od razu zaczął drążyć temat.
W 2011 r. ukazała się pierwsza książka Paulidesa pod tytułem Missing 411. Tym tajemniczym pojęciem autor określił grupę dziwnych zaginięć wyróżniających się na tle innych określonymi nietypowymi kryteriami. Podstawowe to zniknięcie bez jakiegokolwiek śladu. Ktoś po prostu rozpływa się w powietrzu jak mgła, zupełnie tak, jakby nagle został uniesiony w powietrze lub zassany do innego świata.
Drugie kryterium dotyczy osób, które jednak się odnalazły (żywe lub martwe), ale w absurdalnej wręcz odległości od punktu, w którym widziano je po raz ostatni lub w wyjątkowo niedostępnym terenie, takim jak szczyt góry albo środek głębokiego lasu. Szczególnie zaskakujące pod tym kątem są przypadki małych dzieci zlokalizowanych w miejscach, do których nie miały szansy dotrzeć o własnych siłach.
Przed chwilą jeszcze tu był
Następną cechą wspólną przypadków z serii “Missing 411” jest brak możliwości stwierdzenia konkretnej przyczyny zgonu. Przeważnie koroner umieszcza w dokumentach kilka prawdopodobnych hipotez, nierzadko ogólnikowych, opartych przede wszystkim na miejscu odnalezienia zwłok (jak góry, to hipotermia itd.). Brak ścisłości w tej materii utrudnia z kolei ustalenie przebiegu zdarzeń, w wyniku których denat stracił życie, a zatem również ewentualnego napastnika.
Charakterystyczny jest również sam początek zdarzenia. Turysta idzie szlakiem wraz z grupą przyjaciół. Nagle zwalnia tempo, na chwilę odłącza się od towarzyszy i znika. Nie odpowiada na wołania, nie zostawia śladów. Nawet jeśli ma przy sobie działający telefon komórkowy, to z niego nie korzysta. Nie krzyczy, nie wzywa pomocy. Jakby zapadł się pod ziemię. Sprawdź także ten artykuł z parkami narodowymi w tle: Gaby Petito - zamordowana z miłości?
UFO, Sasquatch, inny wymiar
Bez odpowiedzi
Ostatecznie seria “Missing 411” objęła 10 książek. Paulides opisał w niej ponad 1440 przypadków dziwacznych zaginięć w amerykańskich parkach narodowych. Niektóre z nich po latach znalazły całkiem przyziemne wyjaśnienie w związku z rozwojem technik kryminalistycznych. Inne pozostały tajemnicą rodzącą coraz to nowe hipotezy. Czy ludzi tych porwało UFO? A może Wielka Stopa? A jeśli w parkach narodowych istnieją portale do innego świata?
Pytań pokroju tych przytoczonych powyżej nieustannie przybywa. Niektóre z nich są tak fantastyczne, że czytając je trudno się nie uśmiechnąć. A jednak niektóre ze spraw spod znaku “Missing 411” są tak absurdalne i dziwaczne, że mogą przyprawić o zawrót głowy nawet największego sceptyka.
Garret
Jedną z takich spraw jest niewątpliwie zaginięcie Garreta Bardsleya. Garret był jasnowłosym 12-letnim chłopcem o piwnych oczach i przerwą między przednimi zębami. Mieszkał z rodziną w stanie Utah. Uwielbiał spędzać czas na świeżym powietrzu, uprawiał sport, a w przyszłości chciał zostać misjonarzem.
20 sierpnia 2004 roku chłopiec przebywał wraz z ojcem na kempingu nad jeziorem Cuberant 1. Tego dnia obaj turyści wstali wcześnie rano, zabrali wędki i udali się na plażę. Podczas wycieczki buty, spodnie i skarpetki Garretta nasiąkły wodą. Nastolatek zapytał ojca, czy może wrócić do oddalonego o niecałe 80 metrów obozu, aby się przebrać.
Kevin Bardsley zgodził się bez wahania. Jednak kiedy minęło 20 minut, a jego syn nie wracał, zaczął się niepokoić. Poszedł na kemping, aby go poszukać, ale chłopca nigdzie nie było. Co gorsza, nie widział go również żaden z mieszkających w obozie skautów, kolegów 12-latka. Zaginięcie zgłoszono na policję. W sumie w akcji poszukiwawczej wzięły udział setki ludzi: funkcjonariuszy pieszych, konnych, przewodników psów tropiących, wolontariuszy.
Nie znaleziono żadnego śladu świadczącego o losie chłopca ani żadnej należącej do niego rzeczy. Aby dostać się z plaży do obozu, Garret musiał przejść około 150 kroków. Ojciec śledził go wzrokiem przez większą część tego dystansu. Chłopiec z pewnością słyszał śmiechy i krzyki kolegów dochodzące z kempingu. Gdyby ktoś go zaatakował, ktoś musiałby to zauważyć. Co się zatem stało?
Eric
Erica Lewis był wysportowanym, aktywnym 57-latkiem z miasta Duvall w stanie Waszyngton. W lipcu 2010 r. wybrał się na wycieczkę w okolice Góry Rainier. Mount Rainier, znana również jako Tahoma lub Tacoma Peak, jest w rzeczywistości nie górą, a aktywnym stratowulkanem. Ze względu na duże prawdopodobieństwo erupcji jest uważany a za jeden z najniebezpieczniejszych wulkanów świata.
Lewis miał zamiar zdobyć szczyt wraz ze swoimi dwoma kolegami. Mężczyźni obrali standardową, opracowaną już w 1870 r. trasę. Grupie przewodził Don Storm, w środku szedł Trevor Lane, a Eric zamykał pochód. Na wysokości 5000 metrów dwaj towarzysze zatrzymali się i czekali, aż trzeci do nich dołączy. Po kilku minutach zorientowali się, że lina, do której był przypięty 57-latek, jest zupełnie luźna. Wyglądała jak przecięta nożem.
Don i Trevor natychmiast udali się w drogę powrotną w dół zbocza, ale Lewisa nigdzie nie było. Ruszyli więc na szczyt, aby sprawdzić, czy mężczyzna jakimś cudem jednak ich nie wyprzedził. Kiedy i tam go nie znaleźli, zeszli do założonej na wysokości 3200 metrów bazy, skąd wezwali pomoc. Ekipa ratunkowa zlokalizowała plecak Erica, uprząż wspinaczkową, łopatę do śniegu i niewielką jamę wykopaną na wysokości 5800 metrów. Samego zaginionego nigdy nie udało się odnaleźć. Sprawdź także ten artykuł: Jack Unterweger - dusiciel z Wiednia, pisarz, morderca, celebryta.
Jim
39-letni lekarz James „Jim” McGrogan planował męski wypad w okolice góry Vail już od roku. W marcu 2014 r. wraz z grupą przyjaciół zawitał do znanego ośrodka narciarskiego, położonego na terenie lasu państwowego White River w Kolorado. 14 marca rano całe towarzystwo wybrało się na 15-kilometrową wycieczkę z hotelu do schroniska Camp Hale.
Okolicę pokrywał gęsto biały puch. W niektórych miejscach zaspy osiągały wysokość kilkudziesięciu centymetrów. Mimo to szlaki łączące ośrodek z pozostałymi atrakcjami były ubite, dobrze widoczne i oznaczone. McGrogan i jego koledzy mieli doświadczenie w tego rodzaju wyprawach. Dr Jim miał przy sobie telefon komórkowy, podstawowe środki medyczne, śpiwór, sygnalizator lawinowy, nadajnik GPS, a także zapasy jedzenia i wody.
Po dwóch godzinach marszu grupa zatrzymała się, aby odpocząć. James jednak nie czuł się zmęczony. Popędził dalej przed siebie, wołając do kolegów, żeby dogonili go na szlaku. Wkrótce zniknął wśród gęstych drzew. I faktycznie, koledzy Jamesa próbowali odnaleźć go po drodze, ale bez skutku. W końcu dotarli do chatki zwanej Eiseman Hut, przystani, w której turyści mogą się ogrzać i złapać oddech. McGrogana w niej jednak nie było.
Wypadek
O 17:30 turyści powiadomili o incydencie strażników leśnych. Rozpoczęto szeroko zakrojoną akcję ratunkową. Szanse na odnalezienie lekarza były wysokie. Mężczyzna miał na sobie ciepłe ubranie i był świetnie wyposażony na wypadek kłopotów. Poszukiwania trwały 5 dni i nie dały żadnego rezultatu. Ustalono jedynie, że telefon zaginionego raz zalogował się do sieci, a potem zamilkł na zawsze.
20 dni później ciało McGrogana znalazła grupka narciarzy. Zwłoki leżały o odległości 7 km od szlaku, daleko na wschód od Eiseman Hut. Sekcja zwłok wykazała, że mężczyzna zmarł w wyniku licznych obrażeń, w tym urazu głowy, lewej strony klatki piersiowej i złamania kości udowej. Jego śmierć uznano za wypadek.
Nic niezwykłego?
Polemika sceptyka
Mimo iż wiele opisanych w serii “Missing 411” przypadków przyprawia o zakłopotanie, to nie brakuje również głosów sceptycznych wobec teorii Davida Paulidesa. Kyle Polich, analityk danych i prowadzący podkast o nazwie “Data Skeptic” przedstawił własną analizę tajemniczych zaginięć w parkach narodowych USA.
Polich doszedł do wniosku, że większość tych niewytłumaczalnych z pozoru wydarzeń można całkiem racjonalnie wytłumaczyć. Nieszczęśliwy wypadek, nagły kryzys zdrowia fizycznego lub psychicznego, atak psychopaty, porwanie, samobójstwo lub celowe działanie osoby zaginionej to tylko kilka z całkiem zwykłych, ale prawdopodobnych przyczyn, niewymagających interwencji sił paranormalnych. „Wyczerpałem możliwość znalezienia [w tych sprawach] czegoś niezwykłego. Moim zdaniem żaden z dokładnie przeanalizowanych przypadków nie wyróżnia się niczym szczególnym, a częstość ich występowania nie wydaje się wykraczać poza normę”.
Prawda wciąż czeka na odkrycie
Sam Paulides konsekwentnie unika bezpośredniej odpowiedzi na pytanie, co powoduje tajemnicze zaginięcia w amerykańskiej dziczy. W zamian za to były policjant zachęca swoich czytelników do wychodzenia poza strefę komfortu i odkrywania prawdy na własną rękę. Przekonuje również, że w miarę upływu lat “krąg podejrzanych się zawęża”.
W przeciwieństwie do katalogu spraw określanych mianem “Missing 411”. Aktualnie obejmuje on również zdarzenia, które miały miejsce w miastach. Zaginionymi w tych przypadkach byli przeważnie młodzi mężczyźni, którzy wracali ze spotkań towarzyskich do położonych w pobliżu domów lub akademików.
Bodaj najbardziej znanym tego rodzaju przypadkiem jest zniknięcie 19-letniego Brandona Swansona. 14 maja 2008 r. w nocy chłopak wracał do domu z imprezy. W pewnym momencie stracił panowanie nad kierownicą i wjechał do rowu. Wyszedł z opresji bez szwanku, ale zadzwonił do rodziców z prośbą o pomoc. Nie będąc pewnym dokładnego położenia, wyjaśnił, że znajduje się w pobliżu miasteczka Lynd.
Państwo Swanson ruszyli na pomoc synowi, ale nie byli w stanie go zlokalizować. Ojciec Brandona zadzwonił więc do niego ponownie. Chłopak zaproponował, żeby spotkali się w miejscowym barze, do którego dotrze piechotą. Brandon cały czas ze słuchawką przy uchu ruszył na przełaj przez łąki. Nie wydawał się przestraszony ani specjalnie pijany. Nagle krzyknął “O, cholera!”, a jego telefon zamilkł. To był ostatni raz, kiedy ktokolwiek słyszał jego głos.
Źródła:
- https://worldpopulationreview.com/country-rankings/missing-persons-statistics-by-country
- https://skepticalinquirer.org/2017/07/an-investigation-of-the-missing411-conspiracy/ https://www.paranormalcatalog.net/unexplained-phenomena/the-unexplained-disappearance-of-garrett-bardsley
- https://www.strangeoutdoors.com/mysterious-stories-blog/eric-lewis
- The Lore Lodge, https://www.youtube.com/watch?v=CsJvgHCvYXc
- https://www.strangeoutdoors.com/mysterious-stories-blog/2017/11/28/james-mcgrogan