Potworne jęki i nieznośne rzężenie. Tak umierała rozpustna caryca Katarzyna II
Potworne jęki i nieznośne rzężenie słyszane prawie w całym Pałacu Zimowym. Tak w skrócie można byłoby opisać ostatnie chwile carycy Katarzyny II, która rozstawała się z tym światem w potwornych boleściach. Co faktycznie wiemy na temat agonii kobiety uważanej przez niektórych za „ladacznicę wszech czasów”?
Z tego artykułu dowiesz się:
Codzienna rutyna
Katarzyna II, mimo występujących u niej problemów zdrowotnych pod koniec życia, starała się wykonywać swoje obowiązki. Miała wypracowany harmonogram dnia, którego przez lata sztywno się trzymała. Budziła się o szóstej rano. Wraz z nią wstawały leżące obok łóżka psy, które – jeśli zwierzęta tego chciały – wypuszczała na zewnątrz przez drzwi prowadzące do ogrodu.
Następnie kobieta wypijała kilka filiżanek kawy, po czym zabierała się do pracy. Zawsze czekał na nią stos prywatnej i państwowej korespondencji – uważnie ją przeglądała, używając okularów lub szkła powiększającego. Od biurka odchodziła o dziewiątej, by zająć się przyjmowaniem gości, oficerów, ministrów i innych urzędników państwowych, z którymi rozmawiała przez kilka godzin, najczęściej do trzynastej. Następnie siadała do obiadu, a wraz z nią zwyczajowo kilkanaście innych osób, w tym przyjaciele, arystokraci, zagraniczni dyplomaci i wysocy urzędnicy.
Po południu imperatorowa rozczytywała się w książkach lub zajmowała się drobnymi robótkami (haftowaniem albo szyciem). O osiemnastej, jeśli wyprawiano jakieś przyjęcie, chodziła po salonach Pałacu Zimowego, rozmawiając i witając się z zaproszonymi gośćmi. O dwudziestej drugiej udawała się natomiast do Ermitażu, gdzie przyjmowała prywatnych gości. Razem z nimi słuchała muzyki, oglądała spektakle lub po prostu uczestniczyła w zabawach, ciągnących się nieraz długimi godzinami.
Próżne przechwałki
Katarzyna, podobnie jak większość rosyjskich panujących, panicznie bała się śmierci. Wszyscy, którzy wieszczyli jej odejście z tego świata, kończyli nie najlepiej. Kiedy w 1787 roku jasnowidz Wasilij stwierdził, że caryca będzie żyć jeszcze zaledwie kilka lat, został skazany na karę śmierci, zamienioną później na dożywotni pobyt w twierdzy Szlisselburg. Gdy pod koniec życia Katarzyna przypomniała sobie słowa proroctwa, kazała wypuścić więźnia na wolność. Powtarzała wprawdzie, że nie wierzy w tego typu przepowiednie, lecz ludzie wiedzieli swoje.
W sierpniu 1796 roku, gdy kawałki przelatującego nad Petersburgiem meteorytu rozbiły się w miejscu, w którym akurat przebywała caryca, zabobonni mieszkańcy stolicy byli przekonani, że to duch zmarłego męża przepowiada nadejście jej śmierci.
Nieco wcześniej imperatorowa sporządziła inskrypcję na własny nagrobek:
„Tu spoczywa Katarzyna II, urodzona w Szczecinie 21 kwietnia 1729 roku. W 1744 roku przybyła do Rosji, aby poślubić Piotra III. W wieku lat czternastu złożyła potrójne przyrzeczenie służenia swemu małżonkowi, Elżbiecie i swojemu narodowi. W ciągu osiemnastu lat nudy i samotności przeczytała wiele książek. Wstąpiwszy na tron, pragnęła czynić dobro i chciała obdarzyć swych poddanych szczęściem, wolnością i bogactwem. Przebaczała łatwo i nie żywiła do nikogo nienawiści. Wyrozumiała, zgodna, o pogodnym usposobieniu, poglądach republikańskich i dobrym sercu, miała wielu przyjaciół. Praca nie sprawiała jej trudu. Lubiła towarzystwa i sztuki piękne”.
Jakaż podziwu godna skromność! Katarzyna II swoim zwyczajem podkoloryzowała własne życie i panowanie. Dostrzegł to już angielski dyplomata, który pisał jeszcze za życia monarchini:
„Zdobycie sławy jest dla niej o wiele ważniejsze niż dobro kraju, którym rządzi. Ma to związek, jak sądzę, z rodzajem spraw państwowych, którymi się zajmuje. Gdybyśmy bowiem przyjęli inne założenia, to trzeba by zarzucić cesarzowej brak konsekwencji i szaleństwo, gdyż widać przecież, że podejmuje ogromne prace, zakłada akademie i kolegia, wszystko według wielkich planów i za olbrzymie sumy, a jednak niczego nie doprowadza do końca, nie kończy nawet budynków przeznaczonych dla tych instytucji. Nie ulega wątpliwości, że w ten sposób wydaje wielkie kwoty bez żadnego pożytku dla kraju, jednocześnie jednak pewne jest też, że działania te znakomicie wystarczają, aby rozsławić ich zleceniodawczynię i owe instytucje za granicą, która i tak nie dowie się o ich dalszym rozwoju i osiągnięciach”.
Przecięte żyły
W ostatnich miesiącach życia Katarzynę II nękały potworne bóle głowy i żołądka. Miała też ogromne trudności z chodzeniem z powodu nadmiernie opuchniętych nóg. W celu wyeliminowania pojawiających się na kończynach ran wrzodowych lekarze zalecili carycy stosowanie wody morskiej, którą sprowadzano specjalnie z Morza Północnego. Zabiegi te jednak nic nie pomogły, a w ich trakcie kobieta niejednokrotnie traciła przytomność.
Zdesperowana imperatorowa kilkakrotnie dała się nawet zoperować i pozwoliła sobie przeciąć żyły, z których spuszczano krew, lecz i to nie pomogło jej odzyskać zdrowia ani cieszyć się możliwością swobodnego poruszania się.
Katarzyna II, przeczuwając własną śmierć, zaczęła zwracać większą niż dotąd uwagę na sprawę zbawienia duszy. Potrafiła spędzić wiele godzin w pałacowej cerkwi na rozmyślaniach i żarliwych modłach. Układała własne modlitwy i pieśni, które następnie odmawiano i śpiewano podczas liturgii. Zachęcała też najbliższych do radykalnego zerwania z grzesznym życiem i pełnego oddania się Bogu.
Choć w poprzednich latach caryca zakazywała poddanym mówić o przemijaniu, teraz tematy te stały się dla niej czymś normalnym. Żartowała nawet, że ludzie boją się rozprawiać o śmierci, bo chcą oddalić od siebie jej nieuchronność.
Czytaj również: Sadystyczny władca Rosji. Napawał się krzykami i wyciem swoich ofiar
Ostatnie podrygi
Tymczasem Katarzyna II słabła w oczach. W niedzielę 2 listopada 1796 roku uczestniczyła w uroczystym obiedzie z udziałem wszystkich wnuków. Dość szybko jednak musiała opuścić gości, ponieważ opadła z sił. Do końca dnia nie wychodziła już z komnaty, gdzie w spokoju odpoczywała.
We wtorek cesarzowa poczuła się odrobinę lepiej, co od razu zauważył jeden z obecnych na petersburskim dworze zagranicznych gości. W jego ocenie była ona wówczas „weselsza i bardziej życzliwie usposobiona niż zwykle”.
Tego samego dnia wieczorem staruszka po raz ostatni pojawiła się publicznie – uczestniczyła w niewielkim zebraniu w Ermitażu, gdzie stawili się jej bliscy przyjaciele. Lew Naryszkin, którego znała już od czterdziestu lat, rozśmieszył ją na końcu audiencji tak bardzo, że złapała ją kolka. Władczyni grzecznie podziękowała wszystkim za spotkanie, po czym powróciła do prywatnych apartamentów, by odpocząć po tak wyczerpującym ataku śmiechu.
Dramat w toalecie
Następnego dnia, w środę 5 listopada, Katarzyna II wstała jak zwykle o szóstej. Szybko umyła twarz, zjadła śniadanie i wypiła mocną czarną kawę. Następnie pracowała intensywnie do dziewiątej: przyjmowała najważniejsze osoby w państwie – w tym swojego faworyta Płatona Zubowa – i wysłuchiwała ich raportów.
Kiedy wszyscy wyszli już z jej gabinetu, kobieta udała się w samotności do toalety. Gdy przez dłuższy czas z niej nie wychodziła, zaczęto się niepokoić. Służba ostrożnie uchyliła drzwi i znalazła Katarzynę leżącą na podłodze, z zamkniętymi oczami, zakrwawioną twarzą i pianą na ustach. Półprzytomną staruszkę delikatnie przeniesiono do sypialni. Wykonanie tej operacji było dość kłopotliwe, gdyż Katarzyna II swoje ważyła.
Pośpiesznie wezwano cesarskich lekarzy. Najważniejszy z nich, Anglik Rogersson, polecił upuścić pacjentce krew i obłożyć jej nogi plastrami. Podawano jej również środki cucące oraz wykonywano masaże. Wszystkie te zabiegi nie zdały się na nic. Katarzyna nie otworzyła już oczu. Ostatecznie konsylium lekarskie orzekło, że dla imperatorowej nie ma żadnego ratunku. Medyków od tego momentu zastąpili kapłani, modlący się o zbawienie umierającej.
Czytaj również: Wojsko pierwszych Piastów. Dzięki niemu powstało nasze państwo, a potem stało się potęgą
Rzężenie nie do zniesienia
Równocześnie wysłano gońców do najbliższej rodziny Katarzyny II, aby ta zjawiła się czym prędzej w Petersburgu. Jako pierwsi przybyli wnukowie carycy. Gdy zobaczyli coraz słabej oddychającą babkę, zrobiło im się niedobrze. Rzężenie umierającej było tak głośne, że słychać je było w całym korytarzu. Krew napływała jej do twarzy, która robiła się na przemian fioletowa i czerwona.
W dalszej kolejności przy łóżku Katarzyny pojawił się syn Paweł wraz z małżonką Marią. Mężczyzna przyklęknął i pocałował matkę w rękę, a następnie – razem z pozostałymi członkami rodziny – pozostał przy konającej aż do wydania przez nią ostatniego tchnienia.
Caryca zmarła nieco przed dziesiątą wieczorem 6 listopada 1796 roku. W oficjalnym komunikacie podano, że przeżyła sześćdziesiąt siedem lat, sześć miesięcy i piętnaście dni. Przyczyną śmierci miał być wylew krwi do mózgu połączony z jednoczesnym pęknięciem woreczka żółciowego.
Czytaj również: Jak zabić trupa? Rosja pokazuje, jak to się robi!
Modlitwy na śniegu
Niespodziewana śmierć Katarzyny II zszokowała wielu ludzi. Masowo przybywali oni pod okna Pałacu Zimowego, gdzie klęczeli na śniegu i modlili się za zmarłą. W tym samym czasie chirurdzy rozpoczęli proces balsamowania zwłok, a metropolita odprawił liturgię żałobną. Ceremonia pogrzebowa odbyła się 5 grudnia.
Mimo że w dniu pogrzebu było bardzo zimno, w ceremonii wzięły udział tłumy żałobników. Niestraszny był im również okropny odór, jaki wydobywał się z nieumiejętnie zabalsamowanego, rozkładającego się ciała Katarzyny, które złożono w soborze Pietropawłowskim.
Źródło