Rodzina Martinów - pięć osób pojechało na świąteczną wycieczkę i zniknęło bez śladu
7 grudnia 1958 r. pięcioosobowa rodzina Martinów złożona z rodziców i trójki dzieci zapakowała się do auta i udała na wycieczkę do parku krajobrazowego położonego w dolinie rzeki Columbia. Wszyscy byli w doskonałych humorach. Ich głównym celem było zebranie surowca w postaci gałązek, szyszek i liści, który miał posłużyć do przygotowania świątecznych dekoracji. Turyści bezpiecznie dotarli na miejsce. Zjedli obiad w miejscowym barze, zatrzymali się też na stacji benzynowej. A następnie zniknęli.
Z tego artykułu dowiesz się:
Najbardziej lubiana rodzina świata
Ulica Cukierków
Rodzina Martinów była szczęśliwą gromadką, składającą się z ojca Kennetha „Kena”, mamy Barbary Aileen (para stanęła na ślubnym kobiercu 28 listopada 1929 roku) oraz czwórki dzieci- najstarszego 28-letniego Donalda, który w omawianym czasie pełnił służbę w marynarce wojennej i stacjonował w Nowym Jorku, 14-letniej Barbary„Barbie”, 13-letniej Virginii i i 11 letniej Susan.
W 1958 r. cała piątka mieszkała w dwupiętrowym domu w stylu Tudorów w mieście Portland w stanie Oregon. Martinowie byli bardzo znani i lubiani przez sąsiadów ze względu na swoją aktywność. W okresie letnim organizowali m.in. konkurs talentów dla dzieci, punkty sprzedaży domowej lemoniady, a nawet parady.
W okolicach Bożego Narodzenia Kenneth, Barbara i dzieciaki chętnie częstowali każdą napotkaną osobę cukierkami, przez to 56th Avenue, przy której mieszkali, była nazywana “Candy Lane”- “Ulicą Cukieków”. Jakby tego było mało 54-letni Ken chętnie wcielał się w rolę Świętego Mikołaja, budząc prawdziwy zachwyt wśród milusińskich.
Wycieczka
7 grudnia 1958 roku dalsi krewni Martinów- rodzina Evansów- zaprosiła swoich bliskich na kolację. Ken i Barbara odrzucił jednak tę propozycję, twierdząc, że już od dawna mają plany na ten dzień i nie chcą z nich rezygnować. Poinformowali Evansów, że wybierają się na wycieczkę do parku krajobrazowego nad rzeką Columbia, aby pozbierać gałązki i szyszki na świąteczne dekoracje. Krewni uznali ten wypad za falstart, ponieważ do Bożego Narodzenia było jeszcze daleko, ale nie protestowali.
Kiedy następnego dnia Ken nie pojawił się w pracy w firmie Eccles Electric Home Service Company, a Barbie, Virginia i Susan w szkole, wszyscy zaczęli się niepokoić. Znajomi i sąsiedzi próbowali ustalić, co stało się z całą piątką, ale bez skutku. Wieczorem szef Kennetha- Taylor Eccles- zgłosił zaginięcie współpracownika na policji. Funkcjonariusze błyskawicznie rozpoczęli akcję poszukiwawczą.
Co stało się z Martinami?
Jakby mieli zaraz wrócić
Mundurowi pojawili się w domu przy 56th Avenue krótko przed północą. Przeszukali wszystkie pomieszczenia i nigdzie nie znaleźli niczego podejrzanego. Mieszkanie wyglądało tak, jakby lokatorzy mieli zaraz wrócić. Pralka była załadowana ubraniami, a koło zlewu suszyły się umyte naczynia. Na wieszaku wisiał strój Świętego Mikołaja. 7 grudnia rano Ken miał go na sobie i rozdawał dzieciom sąsiadów cukierki.
W dalszej kolejności przesłuchano świadków. Ella Chinn, sąsiadka Martinów stwierdziła, że cała piątka, czyli Ken, Barbara i trójka młodszych dzieci wyszła z domu około 14:00. Następnie wsiadła do swojego kremowo- czerwonego Forda kombi Country Squire z 1954 około godziny 14:00 i odjechała w kierunku parku krajobrazowego. Frank Womack, inny sąsiad, który akurat mył wtedy swój samochód vis a vis ich domu, uważał, że wszystko to wydarzyło się wcześniej jakieś pół godziny wcześniej.
Zachowywali się normalnie
Clara York, kelnerka pracująca w barze Paradise Snack Bar w miejscowości Hood River, znajdującej się w odległości 97 km od Portland, zeznała, że obsługiwała rodzinę Martinów między 16:00 a 16:30. Była tego pewna, ponieważ tuż po ich wyjściu zapaliła reflektory na przylegającym do restauracji parkingu z uwagi na zapadający zmierzch. Kobieta stwierdziła, że goście zachowywali się normalnie. Dziewczynki jadły burgery z frytkami.
Ustalono, że wycieczkowicze zatrzymali się jeszcze na stacji benzynowej Cascade Locks, aby zatankować, choć nie udało się określić, o której dokładnie godzinie. Po uzupełnieniu zapasów paliwa rodzina odjechała w siną dal i po prostu zniknęła. Podobna historia dotyczy zaginięcia rodziny Gill.
W pobliżu totemu
Śledczy kilkukrotnie przeszukali miejsca, w których turyści byli widziani, ale bez skutku. Pierwsza konkretna wskazówka na temat losów rodziny pojawiła się dopiero dwa tygodnie po ich zniknięciu. Listonosz wrzucił do skrzynki przy 56th Avenue paragon ze stacji benzynowej wskazujący, że Kenneth zakupił 7 grudnia pięć galonów benzyny. Od tego czasu z konta bankowego Martinów nie wypłacono żadnych pieniędzy. Rachunek doprowadziło policję do śluz Cascade Locks, ostatniego miejsca, w którym widziano rodzinę żywą.
Wbrew oczekiwaniom odkrycie to nie przyniosło jednak żadnych nowych, przydatnych informacji. Sytuacja zmieniła się po tym, jak sprawa trafiła do mediów. Wtedy rozpoczęło się istne szaleństwo. Z całego kraju napływały setki listów i telefonów z mniej lub bardziej wiarygodnymi informacjami na temat zaginionych. Pewna kobieta przekonywała, że miała wizję, w której zobaczyła Martinów zanurzonych „w wodzie w pobliżu słupa przedstawiającego totem”. Wskazówka tak, jak z resztą i wszystkie inne, nie pomogła pchnąć śledztwa do przodu.
Ślady opon
Do przełomu w sprawie trzeba było czekać aż do lutego 1959 r. Pewnego dnia detektyw-amator Donald D. Bain odnalazł ślady opon prowadzące w stronę stromego brzegu rzeki Columbia w rejonie The Dalles oraz odpryski kremowej farby na skałach leżących na dnie przepaści. Kolor zgadzał się z kolorem samochodu należącego do Martinów. A jednak lokalizacja śladów kół sprawiała, że wypadek był mało prawdopodobny. Wyżłobienia znajdowały się bowiem w dużej odległości od drogi.
A jednak należało sprawdzić, czy Ford Spire nie spoczywa przypadkiem na dnie rzeki. Początkowo funkcjonariusze mieli wątpliwości czy posyłanie nurków w nurt Columbii jest na pewno bezpieczne. Ostatecznie jednak zdecydowali się działać. Specjaliści z amerykańskiej armii obniżyli nawet na tę okoliczność poziom wody, ale wysiłki te okazały się bezowocne.
Czy ktoś ich zabił?
Virginia i Sue
1 maja 1959 roku, trzy miesiące po odnalezieniu śladów opon, wiertnica pracująca w wodzie w okolicy The Dalles zaczepić kotwicą o coś ciężkiego. Nie udało się jednak ustalić czy był to samochód Martinów, gdyż obiekt zdążył się przemieścić dalej. Ale już wczesnym rankiem kolejnego dnia wybuchła kolejna bomba. Para przypadkowych turystów zgłosiła, że widziała ludzkie zwłoki przepływające w okolicy śluz Cascade Locks. Szczątki zostały wyłowione i przetransportowane do zakładu medycyny sądowej. Dzięki dokumentacji dentystycznej ustalono, że należały do Virginii i Susan Martin, dwóch nastoletnich córek Kennetha i Barbary.
Sekcja wykazała, że dziewczynki zmarły w wyniku utonięcia, mimo iż w czaszce starszej z nich odkryto tajemniczy otwór. Ciała były jednak w tak daleko posuniętym stanie rozkładu, że lekarze nie byli w stanie stwierdzić czy mogła być to na przykład dziura po kuli. Z kolei na ubraniu Susan odkryto ślady aluminium. Metal mógł pochodzić z huty tego metalu, która znajdowała się dokładnie naprzeciwko miejsca, w którym wiertnica natrafiła na ciężki obiekt.
Rupert Gillmouthe, szeryf zajmujący się sprawą, podejrzewał, że obiektem tym faktycznie był ford Martinów. Maszyna uszkodziła wrak, uwalniając dwa ciała. Co stało się z resztą? Nie udało się ustalić, mimo iż przeprowadzono ogromną akcję poszukiwawczą z wykorzystaniem sonaru oraz helikoptera. Wszystkie działania zostały wstrzymane po tym, jak nurek biorący udział w akcji omal nie utonął. Ostatecznie uznano, że śmierć całej piątki nastąpiła w wyniku nieszczęśliwego wypadku.
Donald
Hipoteza o niezawinionej tragedii nie była jednak jedyna. Niektórzy podejrzewali, że w śmierć rodziny był zamieszany jeden z jej członków- 28-letni Donald. W dniu zaginięcia rodziców i sióstr mężczyzna przebywał w Nowym Jorku. Nigdy z niego nie wyjechał, nawet kiedy dowiedział się o zaginięciu. Nie pomagał w poszukiwaniach, nie wziął udziału w późniejszych uroczystościach żałobnych po odnalezieniu ciał Virginii i Susan.
Twierdził, że jedna z ciotek imieniem Charlotte namówiła go, aby pozostał w domu, ponieważ udział w działaniach policji z pewnością skończy się dla niego traumą. Kobieta jednak stanowczo temu zaprzeczyła, stwierdzając, że nigdy niczego takiego nie powiedziała. Co więcej, gdyby Donald zdecydował się pojechać do Portland, spotkałby się z jej zrozumieniem i wsparciem.
Spadkobierca z motywem
Jako ostatni żyjący członek rodziny Donald był jedynym spadkobiercą majątku rodziców, który obejmował polisę na życie na kwotę 14 000 dolarów, kilka mniejszych polis na łączną sumę 6000 dolarów i oszczędności w wysokości 13 000 dolarów. Gdyby dodatkowo sprzedał dom przy 56th Avenue, kwota spadku znacznie by się powiększyła.
„Nie wiem, kto mógłby zamordować moich rodziców. Nikt nie miał ku temu powodu”- powiedział mężczyzna w rozmowie z detektywem Walterem Gravenem. - “Ale nie rozumiem również, jakim cudem mógł to być wypadek”. Graven strawił lata życia na rozwiązywaniu sprawy rodziny Martinów. I doszedł do niepokojącego wniosku: to właśnie Donald mógł stać za ich zniknięciem, ponieważ jako jedyny miał motyw.
Dowód?
Hipoteza ta zyskała umocowanie w postaci całkiem mocnej poszlaki. Był nim zakrwawiony pistolet kaliber 38 mm. znaleziony przez małżeństwo Coxów. Przedmiot leżał obok skradzionego auta marki Chevrolet, porzuconego w pobliżu Cascade Locks, czyli tam, gdzie Martinowie byli po raz ostatni widziani żywi. Przedmiot był pokryty krwią. W bębenku tkwiła łuska bez pocisku. Coxowie przekazali go miejscowemu szeryfowi, ale ten nigdy nie połączył go ze sprawą zaginionej rodziny z Portland. Wyczyścił go i oddał znalazcy.
Po dłuższym czasie wyszło na jaw, że pistolet należał w przeszłości do… Donalda. W 1955 r. mężczyzna pracował w domu towarowym Meier and Frank. Pewnego dnia został oskarżony o kradzież towarów o wartości dwóch tysięcy dolarów z działu artykułów sportowych. Wśród fantów był między innymi broń o takim samym numerze seryjnym jak ta odnaleziona później przez Coxów. Donald jednak nigdy nie przyznał się do winy. Utrzymywał, że kradzieży dokonał ktoś inny. Jeśli szukasz więcej podobnych historii, sprawdź także ten artykuł: Gdyby tylko wybrali dobry zakręt - tragedia rodziny Kim zaginionej w dziczy.
Bez rozwiązania
I żył długo i szczęśliwie
Na tym podejrzenia wobec Donalda musiały się skończyć. Śledczy nie mieli absolutnie żadnych twardych dowodów, żeby postawić mężczyźnie jakiekolwiek zarzuty. Oczywiście jego obojętna postawa wobec losu najbliższych wydawała się podejrzana. Jedyny ocalały Martin wydawał się zupełnie niewzruszony całą sytuacją. Nigdy nie pokazał po sobie najmniejszych emocji.
28-latek nie zainteresował się nawet zwłokami odnalezionych sióstr. Urny z prochami Virginii i Susan spędziły kolejne 10 lat w domu pogrzebowym, zanim w końcu odebrał je anonimowy krewny. Donald ostatecznie osiadł na Hawajach. Ożenił się i miał czworo dzieci. Zmarł w 2004 roku. Nigdy nie podjął tematu zaginionych członków rodziny i nie zgodził się na żaden wywiad dla prasy.
Mordercy
Ale jeśli nie Donald zabił Martinów, to kto? Według innej teorii mordercami byli recydywiści Roy Light i Lester Price. W grudniu 1958 r. ukradli białego chevroleta i uciekali przed organami ścigania. Być może wypatrzyli rodzinę jedzącą burgery w Paradise Snack Bar i uznali ich łatwy cel. Świadkowie widzieli, jak obaj mężczyźni opuścili lokal tuż po tym, kiedy turyści skończyli jeść i udali się w dalszą podróż.
Jak potoczyły się dalsze wypadki? Roy i Lester zdecydowali się zaatakować niczego niepodejrzewającą rodzinę. Nie wiedzieli, że Kenneth trzymał w schowku na rękawiczki pistolet kalibru 38 mm, który dostał kiedyś od najstarszego syna. W trakcie szamotaniny któryś z napastników przejął niebezpieczne narzędzie i zaczął strzelać. Po wszystkim przestępcy zatarli ślady zbrodni, spychając forda Martinów z klifu do rzeki.
Niestety teoria ta posiadała bardzo poważne luki. Po pierwsze, dlaczego Roy i Lester mieliby porzucić pistolet przy ukradzionym Chevrolecie? Dużo bardziej opłacałoby im się zabrać ją ze sobą. I dlaczego w ogóle mieliby atakować właśnie Martinów? Rodzina nie miała przy sobie większej gotówki, a zgromadzone na ich koncie bankowym środki nigdy nie zostały wypłacone.
Los piątki turystów, którzy zniknęli nad brzegami rzeki Columbia ,pozostaje nieznany. Ostatnie próby odnalezienia wraku ich samochodu miały miejsce w 1999 r. Podobnie jak poprzednie zakończyły się fiaskiem.
Autor: Natalia Grochal
Źródła:
- https://medium.com/the-mystery-box/the-martin-familys-plunge-to-death-accident-or-murder-23a8d8eccb3b
- https://allthatsinteresting.com/lost-martin-family
- https://factschology.com/mmm-podcast-articles/martin-family-disappearance
- https://en.wikipedia.org/wiki/Martin_family_disappearance#See_also
- https://donoeviltomes.com/the-martin-family-mystery/
- https://www.youtube.com/watch?v=J3_3D4kPP_Y&t=10s