Zakrzewscy z Rzepina - rodzina psychopatycznych zabójców
Około 3 nad ranem 3 listopada 1969 r. mieszkańcy niewielkiej wsi Rzepin zostali poderwani na równe nogi informacją o pożarze. Płonął dom rodziny Lipów. Wyrwani ze snu ludzie łapali, co mieli pod ręką i biegli gasić płomienie. Wezwani na miejsce strażacy szybko dostali się do budynku. Ich oczom ukazał się koszmarny widok- pięć ciał domowników leżało na podłodze w kałużach krwi. Nie ulegało wątpliwości, że ktoś ich zamordował, a potem zaprószył ogień, by zatrzeć ślady przestępstwa.
Jeśli szukasz więcej ciekawostek i historii tego typu, sprawdź także zebrane w tym miejscu artykuły z zagadkami kryminalnymi.
Z tego artykułu dowiesz się:
Osoby dramatu
Zakrzewscy
Zakrzewscy mieszkali w niewielkiej wsi Rzepin w ówczesnym województwie kieleckim. Głowa rodziny, 66- letni Józef, mąż Haliny, był chorobliwie skąpym tyranem, trzymającym dom w żelaznym uścisku. Wszyscy się go bali. Miał skłonność do przemocy, długo chował urazę, a za najdrobniejszą nawet zniewagę okrutnie się mścił. Kiedyś złapał sześcioletniego chłopca na kradzieży jabłek z sadu. W ramach kary zamknął dziecko na kilka godzin w chlewie. Maluch przypłacił to doświadczenie traumą, był leczony psychiatrycznie.
Mężczyzna miał kilkoro dzieci. Starszy syn Czesław figurował w milicyjnej kartotece m.in. za rozboje i napad. Ojciec miał na niego ogromny wpływ, a Czesław był wobec niego bezwzględnie lojalny. Młodsza latorośl imieniem Adam sprawiał wrażenie porządnego człowieka. Pracował w Fabryce Samochodów Ciężarowych „Star”, całą pensję oddawał rodzicom. W istocie niewiele różnił się od ojca i brata. Zadawał się z szemranym towarzystwem, był skazany za napad i pobicie.
Zakrzewscy mieli jeszcze córkę. Dziewczynie jako jedynej udało się wyrwać z patologicznej rodziny. Wyszła za mąż i wyprowadziła się do odległej wsi. Wraz z mężem własnymi siłami zbudowała dom. Miała żal do ojca, że mimo posiadania sporych oszczędności, nie chciał się nimi dzielić. Mówiła o nim, że był chytry, a nadmiar gotówki zakopywał w różnych skrytkach.
Pieniądze
A miał co zakopywać. Już to dlatego, że Zakrzewscy po prostu byli majętnymi gospodarzami. Posiadali duży sad owocowy, najładniejszy w całej okolicy, osiem mórg ziemi, hodowali również konie. Józef dysponował okazałą bryczką, którą czasem wynajmował na różne uroczystości. Unikał za to płacenia podatków i odprowadzania na rzecz państwa danin w naturze.
Dodatkowym źródłem dochodu były dla rodziny rozboje i kradzieże. Na początku lat 60. Józef i Czesław napadli, zabili i okradli Jana Borowca z Rzepina Drugiego, miejscowego dentystę, który trudnił się usuwaniem zepsutych zębów. W 1957 r. pozbawili życia Jana Żaczkiewicza, wobec którego stary Zakrzewski żywił zadawnioną urazę. W obu przypadkach zbrodnie uszły im na sucho. Milicjanci nie wpadli na ich trop.
Lipowie
Sołtysem Rzepina był 45-letni Mieczysław Lipa. Człowiek wesoły i uczciwy był powszechnie lubiany przez sąsiadów. Uprawiał niewielki skrawek ziemi, dorabiał jako szewc. Mieszkał w dużym, ogrodzonym gospodarstwie, którego murowane budynki były ustawione w czworobok. Lokatorami domu były również: 54-letnia bratowa Zofia, 81-letnia matka Marianna, 27-letni bratanek Władysław oraz 18-letnia, ciężarna żona Krystyna. Jednym z najważniejszych obowiązków Mieczysława było zbieranie pieniędzy na poczet podatku gruntowego.
Józef Zakrzewski nie lubił sołtysa, ponieważ ten upominał się wielokrotnie o zaległe należności, a w końcu asystował nawet przy egzekucji komorniczej. Mężczyzna zaczął pałać do Lipy niechęcią, aż w końcu zapragnął zemsty. Pewnego wieczora wraz z resztą rodziny spożył uroczystą kolację. Później Helena Zakrzewska postawiła na białym obrusie krucyfiks. Trzymając w ręku gromnicę, odmówiła modlitwę „Pod Twoją obronę”. Następnie przechylając świecę, powtórzyła trzykrotnie: Na zgubę Lipów niech skapie.
Wśród ciszy nocnej i świateł burzy
Zaduszki
2 listopada 1969 r. w Rzepinie świętowano Dzień Zaduszny. Lipowie pojawili się rano w kościele w Pawłowie. Po nabożeństwie Zofia wróciła do swoich obowiązków gospodarskich. Władysław z Krystyną poszli z wizytą do rodziców kobiety. Ci namawiali, aby razem spędzili noc w ich domu. Niestety młodzi postanowili wrócić do siebie.
Mieczysław Lipa nie mógł sobie pozwolić na dzień wolny od pracy. Akurat 2 listopada mijał termin wpłacania czwartej raty podatku gruntowego. Sołtys obszedł więc domy gospodarzy, aby odebrać pieniądze, które później zamierzał zanieść na pocztę. Wieczorem cała rodzina była już w łóżkach. Zasnęli myśląc, że w murowanych budynkach otoczonych płotem są zupełnie bezpieczni.
Bij!
2 listopada Zakrzewscy doszli do wniosku, że Lipów trzeba zabić, aby zemścić się za doświadczone od nich krzywdy. Adam na początku nie chciał brać udziału w napadzie, ale ugiął się pod naciskami ojca i brata. Około 2 nad ranem uzbrojeni mężczyźni dostali się do gospodarstwa ofiar. Zakryli twarze prowizorycznymi maskami, a następnie wypuścili na ze stajni konia, aby ten hałasem wywabił na zewnątrz któregoś z domowników.
Na ganku pojawiła się Zofia z latarką. Adam uderzył ją siekierą w plecy. Kiedy kobieta upadła, zabójcy ruszyli do środka. Adam zaatakował nożem leżącego w łóżku Władysława. Stary Zakrzewski krzyknął do Czesława Bij!, aby ten zaatakował leżącą obok męża Krystynę. Następnie zwyrodnialcy pozbawili życia starą matkę sołtysa. Dopiero w ostatniej kolejności zabrali się i za niego.
Pożar
Kiedy dopadli Mieczysława, najpierw kazali mu oddać pieniądze. Lipa zapewniał, że wpłacił je wcześniej na poczcie. Jednak po chwili wyjął spod siennika, na którym leżała Marianna, zwitek banknotów. Usatysfakcjonowany Józef zabrał pieniądze, a następnie kazał Lipie położyć się na podłodze. Mężczyzna otrzymał cios siekierą od Czesława. Zanim uciekli, mordercy splądrowali gospodarstwo.
Po wszystkim wpadli na pomysł, aby zamaskować przestępstwo płomieniami. Zaprószyli więc ogień. Około 3:20 nad ranem mieszkańców Rzepina obudził alarm. Ludzie w panice wybiegali z domów, próbując zorientować się, kto potrzebuje pomocy. Na miejsce została wezwana straż pożarna. Strażacy ostrożnie wynieśli z na zewnątrz pięć ciał zamordowanych Lipów. Widoczne gołym okiem rany wskazywały, że ktoś celowo pozbawił ich życia. Sprawdź także ten artykuł: Rodzina Tromp - największa zagadka Australii.
(Nie)znani sprawcy
Śledztwo
Wszczęto żmudne i drobiazgowe dochodzenie. Na podstawie oględzin pogorzeliska ustalono, że ogień podłożono pod snopki słomy wniesione chałupy z zewnątrz. Z uwagi na liczbę oraz rodzaj obrażeń ujawnionych na ciałach zamordowanych uznano, że napastników było co najmniej dwóch. Posługiwali się siekierami, nożem oraz motyką
Brano pod uwagę dwa rodzaje motywów: rabunkowy i osobisty. Na podstawie ocalałych z pożogi dokumentów ustalono, że 2 listopada sołtys pobrał około 40 tys. złotych zaległych opłat. Na poczcie wpłacił tylko 11 tys., reszty nigdzie nie było. Z drugiej strony liczba zabitych oraz brutalność sprawców świadczyły o głębokiej urazie, jaką napastnicy musieli żywić do swoich ofiar.
Zbrodnia z nienawiści
Funkcjonariusze przesłuchali 120 świadków, w tym mieszkańców Rzepina oraz pracowników fabryki Star. Przeanalizowali również sytuację społeczną rodziny Lipów i na tej podstawie wytypowali podejrzanych, z którymi sołtys mógł mieć na pieńku. Wśród nich znaleźli się również Zakrzewscy, którzy notorycznie zalegali ze spłatą zobowiązań. Na ich niekorzyść świadczył m.in fakt, że już dzień po tragedii Józef wpłacił 11 tysięcy na poczet zaległych podatków.
Tymczasem ci udawali zatroskanych sąsiadów. Józef użyczył nawet swojej bryczki do transportu zwłok. Adam niósł na własnych barkach trumnę jednej z ofiar. Ksiądz z ambony nawoływał wiernych do współpracy z milicją, jednak nieufni wieśniacy niechętnie dzielili się z mundurowymi swoimi podejrzeniami. Ci jednak nie próżnowali. Przejrzeli akta podobnych morderstw, które miały w ostatnim czasie miejsce w okolicy. W ten sposób trafili na sprawy Jana Borowca i Jana Żaczkiewicza. Zabójstwa mężczyzn oraz rodziny Lipów łączyły podobne elementy, na przykład narzędzia zbrodni oraz pora dnia.
Pretekst
Po kilkunastu miesiącach od tragedii, kiedy sprawcy mogli podejrzewać, że kolejne przestępstwo ujdzie im płazem, do aresztu trafił Czesław. Milicjanci podejrzewali go o kradzież drewna z lasu. Był to jednak jedynie pretekst. W trakcie przesłuchań okazało się, że podejrzany nie miał alibi na noc z 2 na 3 listopada 1969 r.
Do domu wróciłem późnym wieczorem. Nie chciałem budzić żony i teściowej, dlatego przespałem się w szopie – mówił. Ale żona i teściowa nie były w stanie tego potwierdzić. Znalazł się za to świadek, który przypomniał sobie, że feralnej nocy widział Cześka idącego spokojnie od płonącego gospodarstwa Lipów w stronę lasu.
Aby uzyskać twarde dowody przeciwko mężczyźnie, dokooptowano do jego celi kompana- agenta służb bezpieczeństwa, który miał od Lipy wyciągnąć przebieg zbrodni. Kiedy usłyszał zwierzenia mordercy, uznał, że jedyne, co może uchronić go od stryczka, to list do radia “Wolna Europa” z prośbą o pomoc. Omotany i wystraszony Czesław faktycznie taki list- wypełniony drastycznymi szczegółami popełnionych czynów- napisał. Przyznał się w nim również do pozbawienia życia niejakiego Bolesława Hartunga ze Starachowic, sołtysa Jana Żaczkiewicza oraz dentysty Jana Borowca, którzy “byli złymi ludźmi”.
Banknoty we krwi
Na podstawie wyznań najstarszego syna Zakrzewskich oraz informacji pozyskanych z podsłuchu zainstalowanego w ich domu, milicjanci dokonali przeszukania w gospodarstwie upiornej rodziny. Znaleziono słoik z zakrwawionymi banknotami w środku, a w innych skrytkach broń i inne przedmioty użyte w trakcie napadu na Lipów.
Adam i Józef dołączyli do Czesława w areszcie, ten pierwszy oskarżony o pobicie, drugi o nielegalne posiadanie broni. Najstarszy syn i brat namawiał pozostałych do współpracy z milicją, ale ci konsekwentnie odmawiali. W końcu zaczęli mówić, ale pokrętnie i niejasno. Ostatecznie przyznali się do wszystkiego. Józef próbował jednak bronić Adama, mówiąc, że siłą zmusił go do zamordowania Lipów. Czesław potwierdził słowa ojca.
Dom podpalimy, forsę weźmiemy…
Proces Zakrzewskich wzbudził sensację. Był szeroko relacjonowany przez prasę i telewizję. Sala sądowa pękała w szwach. Ci, którzy nie zdążyli wykupić biletów wstępu, tłoczyli się pod budynkiem. Obawiano się samosądu. Milicja z dużym wysiłkiem utrzymuje ład i porządek w gmachu Sądu Wojewódzkiego, bo jednak napór jest ogromny- pisała gazeta “Słowo Ludu”. Prokurator żądał dla całej trójki kary śmierci.
Czesław symulował chorobę psychiczną. Udawał osłabionego, odmawiał współpracy z prokuratorem i sędzią. Podczas zeznań skoczył w kierunku stołu, na którym znajdowały się m.in. narzędzia zbrodni. Swoje dziwne zachowanie tłumaczył pokrętnie, że “chciał obejrzeć beret”. Adam na rozprawach często płakał i odwoływał wcześniejsze przyznanie się do winy. Pozostali oskarżeni próbowali go wybielać, biorąc całą odpowiedzialność na siebie.
Śmierć za śmierć
28 czerwca 1971 r. sąd skazał Józefa i Czesława Zakrzewskich na karę śmierci. Adam Zakrzewski usłyszał wyrok 25 lat pozbawienia wolności. Sąd uznał, że młody mężczyzna znajdował się pod presją ojca i starszego brata oraz że rokuje nadzieje na resocjalizację w przyszłości. Wyrok utrzymał w mocy Sąd Najwyższy. Rada Państwa nie skorzystała z prawa łaski. W lutym 1972 r. skazani stracili życie przez powieszenie. Kilka lat później Adam w taki sam sposób odszedł z tego świata w więziennej celi.
Na podstawie wydarzeń z Rzepina powstała ballada:
Wśród ciszy nocnej i świata burzy,
Józef Zakrzewski, chłopak nieduży,
Tęgawy w barach, straszny bandyta
Pomyślał sobie: z Lipami kwita.
Mówi do synów: Chłopcy idziemy,
Rodzinę Lipów wymordujemy.
Dom podpalimy ,forsę weźmiemy
I ślady zbrodni też zakryjemy.
Bierze rewolwer oraz dwa noże,
Czy też się cofnie któż wiedzieć może.
Czesław siekierę, Adam motykę
I już widzimy bandycką klikę.
By zniszczyć Lipów rodzinne plemię,
Czesław szef bandy daje natchnienie
I chociaż w piersiach skacze mu dusza,
Na bój bandycki pierwszy wyrusza.
Kroczy odważnie jak gestapowiec,
I tak się skrada, jak wilk do owiec.
Gdy już przybyli wszyscy do celu,
Czesław powiedział: Jest nas niewielu
I póki mamy dobrą ochotę
Bierzmy się szybko za tę robotę.
Wydaje rozkaz: Szybko do dzieła!
Już się z tą babką Adam rozgrzewa.
Błysnęły nad nią dwa ostre noże,
I babka pada, jak snopek zboża.
Stary z Adamem hyc do chałupy
I już po chwili leżą dwa trupy.
Lecz te dwa trupy to bardzo mało,
Stary powiada: ćwiartujmy ciało.
Bardzo dokładnie wyrachowane
Były tortury przez nich zadane.
Lecz gdy wtargnęli już do pokoju,
Czesław zażądał chwilę postoju.
Podszedł do Mietka w ręku ze spluwą,
Oddaj pieniądze – rozkazał grubo.
Mietek wyjmuje forsę z siennika
I już na zawsze oczy zamyka.
– Kłaść się na ziemi! – mówi do reszty,
A nóż Adama w żebrach mu trzeszczy.
I już po chwili wszyscy nie żyli,
Stary się cieszy: Dobrze zrobili.
Aby robota nie była nudna,
Zrobimy pożar, pewnie się uda.
We wsi Rzepinie smutku nie mało,
Każdy się głowi, jak to się stało?
Dobra rodzina, każdy to powie,
Lecz kogoż Czesław teraz ma w głowie?
Pewnie się martwi, kto jest następny,
Lecz stary mówi: Ten już zarżnięty.
Adam rozmyśla, jakby tu podejść,
By nieboszczyków na cmentarz zawieźć.
W wielkim kondukcie śmiało on kroczy,
Bo z jego ręki trup zamknął oczy.
I któż by wiedział, że tak zuchwale,
On trumnę niesie z głębokim żalem.
Mając sumienie wielkiego kata
Podąża z trumną, jak gdyby brata.
I któż był świadkiem tej strasznej zbrodni?
Pewno księżyca promyk zachodni.
Autor: Natalia Grochal
Źródła:
- https://www.youtube.com/watch?v=7fbHDy2NJas
- https://detektywonline.pl/zabojstwo-lipow-makabra-po-zaduszkach/
- https://umbradetektywi.pl/morderstwa-rodziny-zakrzewskich/
- https://www.spottedalert.pl/powiat-starachowicki/pawlow/brutalny-mord-piecioosobowej-rodziny-zakrzewskich-w-rzepinie-kolo-starachowic/
- https://echodnia.eu/swietokrzyskie/cykl-zbrodnie-ktore-wstrzasnely-wojewodztwem-potworne-zabojstwo-piecioosobowej-rodziny-w-rzepinie-ktore-poruszylo-cala-polske/ar/8086178
- https://pl.wikipedia.org/wiki/Zab%C3%B3jstwa_dokonane_przez_rodzin%C4%99_Zakrzewskich