Zamach bombowy w Skarszewach - sąsiedzka kłótnia skończyła się śmiercią niewinnej dziewczyny
Był wczesny poranek 19 czerwca 1998 r. 17-letnia Marlena Fiał, uczennica III klasy liceum w Tczewie, zamierzała pojechać po odbiór świadectwa mercedesem pożyczonym specjalnie na tę okazję od ojca. Nastolatka była świeżo upieczonym kierowcą, toteż perspektywa prowadzenia drogiego samochodu z pewnością budziła w niej dreszcz ekscytacji. Kwadrans po siódmej w powietrzu rozległ się przerażający huk. Mama Marleny wybiegła na dwór i zobaczyła coś, co z początku nie chciało jej się zmieścić w głowie. Biały mercedes jej męża stał w płomieniach.
Z tego artykułu dowiesz się:
Przeżycie jak z horroru
Letnia stolica Kociewia
Niewielkie miasteczko Skarszewy nieopodal Gdańska w latach 90. było typową miejscowością turystyczną. W sezonie tętniło życiem. Główną atrakcją dla przyjezdnych było oddalone o 2 km jezioro Borówno. Miłośnicy plażowania zatrzymywali się na nocleg w pobliskim ośrodku wypoczynkowym. Placówka nie oferowała może specjalnych luksusów, ot zwykłe drewniane domki, w których czasem czuć było stęchlizną, ale chętnych i tak nie brakowało.
Na obszarze ośrodka funkcjonowało kilka sklepików oraz lokali gastronomicznych z typowym dla takich miejsc asortymentem. Turyści mogli w nich kupić kosmetyki, niezbędne drobiazgi, a także zjeść rybę z frytkami czy zapiekankę. Właścicielami kilku tego rodzaju przybytków była rodzina Fiał.
Koniec roku szkolnego
Był wczesny poranek 19 czerwca 1998 r. 17-letnia Marlena Fiał, uczennica III klasy liceum w Tczewie, była już na nogach. Tego dnia właśnie kończył się rok szkolny. Dziewczyna zamierzała pojechać po odbiór świadectwa białym mercedesem pożyczonym specjalnie na tę okoliczność od ojca. Nastolatka była świeżo upieczonym kierowcą, toteż perspektywa prowadzenia drogiego samochodu z pewnością budziła w niej dreszcz ekscytacji.
Kwadrans po siódmej powietrze rozerwał nagle przerażający huk. Mama Marleny, Bogusława, pomyślała, że może córka, mało jeszcze otrzaskana z kierownicą, właśnie zaliczyła stłuczkę. Wybiegła na dwór i zobaczyła coś, co z początku nie chciało jej się zmieścić w głowie. Biały mercedesa jej męża stał w płomieniach. Nad wrakiem unosiły się kłęby czarnego dymu. Karoseria zaparkowanego obok nissana, z którego nastolatka zazwyczaj korzystała, była poobijana od odłamków.
Bomba
W ośrodku wypoczynkowym nad Borównem wszystko dopiero budziło się do życia, kiedy pod budynkiem recepcji pojawiła się zapłakana kobieta kobieta i dziecko. Dozorca od razu poznał kim byli niespodziewani goście- to Bogusława, żona właściciela jednego ze sklepików funkcjonujących na terenie placówki i jej syn. Zapłakani błagali o wezwanie pomocy.
Mężczyzna wybrał numer miejscowego komisariatu policji. Poinformował zdziwionego dyżurnego Janusza Niemczyka, że na terenie ośrodka wybuchła bomba. Bomba? W niewielkiej turystycznej miejscowości? Jak to możliwe? Zaskoczony funkcjonariusz wysłał na miejsce zdarzenia zespół dochodzeniowo-śledczy, zaalarmował również Komendę Wojewódzką Policji w Gdańsku i prokuraturę w Starogardzie Gdańskim.
Borówno jak plan filmowy
Po latach Niemczyk przyznał, że wspomnienie feralnego dnia zupełnie zatarło mu się w pamięci. „Jak to możliwe, skoro bomby nie wybuchały codziennie?”- zastanawiał się mężczyzna w rozmowie z Focus.pl.- “W tamtym czasie na dwunastogodzinnym dyżurze odbieraliśmy pięćset, sześćset telefonów! O trzeciej nad ranem wydzwaniali ludzie po kielichu, żeby im taksówkę zamówić. Po czymś takim człowiek wyrzuca wszystko z pamięci”.
W cichym, położonym w leśnej głuszy ośrodku nagle rozpętało się piekło. Na miejsce wybuchu przybyli uzbrojeni po zęby antyterroryści oraz specjaliści z dziedziny pirotechniki. Teren odgrodzono policyjną taśmą, za którą z minuty na minutę rósł tłum ciekawskich. Mercedes, główny cele ataku, był doszczętnie zniszczony.
Marlena
Po stronie kierowcy odnaleziono ciało 17-letniej Marleny. Leżało przechylone na stronę pasażera. Młoda dziewczyna o kręconych włosach wyglądała, jakby spała. Jej twarz była czysta, bez śladów dymu czy poparzeń. Było jednak oczywiste, że nie żyje. Siła eksplozji rozerwała na strzępy fotel, na którym siedziała. Zapewne to właśnie pod nim zamontowano ładunek. Ktokolwiek to zrobił, chciał mieć pewność, że cel ataku nie wyjdzie z niego cało.
Nastolatka spędziła poprzednią noc w towarzystwie mamy i brata. Cała trójka spała na zapleczu sklepu zlokalizowanego na terenie ośrodka. Wstała wcześnie rano, aby pojechać do domu w Skarszewach, wziąć prysznic i przebrać się w odświętny strój. W końcu miała odebrać świadectwo ukończenia III klasy. Chciała zrobić dobre wrażenie na kolegach i nauczycielach. Ktoś w bestialski sposób pokrzyżował te plany. Sprawdź także ten artykuł: Tajemnicze zamachy terrorystyczne w Stanach Zjednoczonych, których sprawców nigdy nie wykryto.
Kociewska mafia
Kto był celem?
Marlena na co dzień korzystała z nissana kombi, białym mercedesem jeździł przeważnie jej ojciec Ryszard. 18 czerwca 1998 załatwiał sprawy związane z prowadzeniem smażalni, na noc wrócił do mieszkania w Skarszewach. Z zawodu był dekarzem, pracował głównie w przedsiębiorstwach państwowych. W 1991 r. zdecydował się pójść na swoje. Zaczął od prowadzenia smażalni ryb na terenie ośrodka wypoczynkowego przy Borównie. Interes rozkręcił się tak dobrze, że po 7 latach rodzina Fiał dorobiła się w sumie aż czterech lokali spożywczo -gastronomiczne.
Policja od samego początku zakładała, że bomba była przeznaczona właśnie dla Ryszarda. Terroryzowanie tym sposobem obrotnych przedsiębiorców było na początku lat 90. smutną normą. Ale czy to możliwe, że mafia operująca do tej pory głównie na terenie dużych miast dotarła aż do letniej stolicy Kociewia?
Robota profesjonalisty
Mundurowi wyjątkowo skrupulatnie zbadali wrak auta oraz całe miejsce zbrodni. Ekspertyza laboratoryjna wykazała, że na podwoziu pod siedzeniem kierowcy zamontowano za pomocą magnesów bombę na bazie trotylu. Eksplozję wywołały drgania silnika uruchomionego przez Marlenę. Ładunek był przygotowany profesjonalnie, co wskazywało na doświadczonego konstruktora.
Dwa miesiące wcześniej do identycznej tragedii doszło pod Jelenią Górą. Tym razem w zamachu bombowym zginął komendant policji z Janowic. Oba ładunki były identycznie skonstruowane, co mogło wskazywać na to, że pochodziły z tego samego źródła. Śledczy podejrzewali, że w obie sprawy była zamieszana mafia. W latach 90. okolice Trójmiasta były areną walk rozmaitych grup przestępczych.
Polska cosa nostra
Czyżby Ryszard Fiał, utalentowany przedsiębiorca, który w ciągu kilku lat umiejętnie rozwinął biznes, otrzymał od chłopców z miasta propozycję nie do odrzucenia? Innymi słowy, miał im płacić haracz w zamian za tzw. ochronę, a kiedy się nie zgodził, naraził się na ich gniew? Hipoteza ta wydawała się wielce prawdopodobna, ale- ku zaskoczeniu wszystkich- ojciec ofiary kategorycznie zaprzeczył, jakoby ktokolwiek próbował mu grozić.
Policjanci musieli więc szukać dalej. Kolejny trop pojawił się bliżej, niż mogli się tego spodziewać. Niedługo po feralnym 19 czerwca na komendę zgłosił się lokalny radny, a przy okazji właściciel konkurencyjnej dla biznesu Ryszarda smażalni- Roman Syldatk. Mężczyzna poskarżył się, że jest obiektem nieuzasadnionych gróźb i pokazał mundurowym anonimowy list, o treści: „Wiem, że to ty stoisz za zamachem. Nie ujawnię tego policji, jeśli zapłacisz mi za milczenie”.
Sąsiedzkie porachunki
Miłe złego początki
Roman Syldatk przez wiele lat pracował w milicji. Kiedy zorientował się, że dotychczasowy system polityczny za chwilę runie, postanowił całkowicie zmienić branżę. Otworzył w Skarszewach sklep spożywczy, założył również smażalnię ryb w ośrodku wypoczynkowym nad Borównem, stając się tym sposobem konkurencją dla rodziny Fiał.
Na początku obu przedsiębiorców łączyły całkiem przyjazne stosunki. W końcu obaj działali w tej samej branży, a nic tak nie zbliża ludzi, jak podobne doświadczenia. Równolegle rozwijali swoje biznesy, modernizowali i rozbudowywali lokale. Turystów było w sezonie wystarczająco wielu, aby obaj biznesmeni byli w stanie wyjść na swoje.
Uprzejmie donoszę
Apetyt rósł jednak w miarę jedzenia. Z czasem pokojową współpracę zastąpiła brutalna rywalizacja. Obie strony regularnie uprzykrzały sobie życie drobnymi złośliwościami, docinkami, a w końcu nawet donosami. Obaj biznesmeni oskarżali się nawzajem o działania mające na celu nielegalną rozbudowę swoich lokali. Pan Fiał musiał się na przykład tłumaczyć przed urzędnikami ze ścięcia drzewa oraz zamontowania szamba.
Mężczyźni nasyłali na siebie nawzajem policję z powodu hałasu generowanego przez podchmielonych gości ich smażalni. We wsi doszło do podziału na zwolenników i przeciwników każdej ze stron. Między grupami dochodziło od czasu do czasu do przepychanek. Marlena trzymała się od tego wszystkiego z daleka. Żyła własnym życiem.
Konflikt między sąsiadami był w Skarszewach powszechnie znany, ale też nie budził specjalnych emocji. Każda mała społeczność ma swoich Karguli i Pawlaków. Ale czy to możliwe, że akurat ten spór rozrósł się do takich rozmiarów, by zakończyć się śmiercią niewinnej dziewczyny? O czymś takim nikt nawet nie chciał myśleć. Jeśli szukasz więcej podobnych tematów, sprawdź także ten artykuł: 10 najsłynniejszych zamachów - daty, miejsca, przebieg, ofiary, znaczenie.
Ukryta prawda
Robota będzie zrobiona
Od tragicznej śmierci licealistki minęło długich 7 miesięcy. Przez ten czas policjantom nie udało się ustalić, kto podłożył bombę pod białego mercedesa. Prokuratura zdecydowała się umorzyć sprawę. Ryszard Fiał nie mógł się z tym pogodzić. Napisał zażalenie. Twierdził, że za zamachem stał jego konkurent w biznesie. Dzięki wysiłkom mężczyzny śledztwo znów zostało otwarte.
Jesienią 1998 r. wreszcie nastąpił upragniony przełom. Świadek incognito zeznał, że miesiąc przed zamachem zobaczył na ulicy Romana Syldatka w towarzystwie innego mężczyzny. „Słyszałem głośną rozmowę”- zeznał świadek. -”Syldatk powiedział: Mirek – dlaczego Fiał jeszcze chodzi? Przecież miał zniknąć z powierzchni ziemi. Mirek odpowiedział: Słuchaj Roman, ty mi tu nie pie…, masz załatwione, robota będzie zrobiona”.
Rozmówcą mściwego biznesmena miał być Mirosław Emeschajmer, mieszkaniec Gdańska. Kiedyś radny Syldatk pomógł mu w przejęciu jednej ze skarszewskich restauracji “Pod kominkiem”. W zamian miał zażądać pomocy w ostatecznym zakończeniu sporu z Ryszardem Fiałem. Zeznania świadka incognito, choć na pierwszy rzut oka mogły się wydawać mocnym dowodem, były jednak jedynie słabą poszlaką. Śledztwo ponownie zostało umorzone.
Do trzech razy sztuka
Na kolejny punkt zwrotny trzeba było czekać aż do 2000 roku, kiedy to do aresztu trafił Mirosław Emeschajmer. Mężczyzna został osadzony w celi z wyjątkowo groźnymi przestępcami. Po niedługim czasie zdecydował się wyznać prawdę: faktycznie, Roman Syldatk zlecił mu zabicie Ryszarda Fiała. Bombę skonstruował i osobiście podłożył były górnik spod Lublina 36-letni Ryszard Zdunek. Sam Emeschajmer był jedynie pośrednikiem. Nie zabił Marleny.
Były milicjant, a obecny restaurator, trafił do aresztu. Jego adwokat przekonywał, że mordowanie z powodu konfliktu o smażalnię zakrawa na ponury żart. Wkrótce do grona zatrzymanych dołączył również pirotechnik- amator Ryszard Zdunek. Jak się okazało miał już na koncie wyrok za usiłowanie zabójstwa. Policjanci odnaleźli w jego mieszkaniu ślady materiałów używanych do konstruowania bomb. Podobno przygotował ponad 100 ładunków na zlecenie mafii.
Ile znaczy ludzkie życie?
24 września 2003 r. cała trójka podejrzanych została skazana na dożywocie. Sąd uznał, że Roman Syldatk zlecił Mirosławowi Emeschajmerowi zabicie swojego biznesowego konkurenta. Ten nawiązał kontakt z Ryszardem Zdunkiem, który przygotował dla zleceniodawcy profesjonalny ładunek wybuchowy.
Dzień przed zamachem Zdunek dostarczył do Skarszew gotową bombę. Uzbroił ją na zapleczu należącej do Emeschajmera restauracji “Pod kominkiem”. Później najprawdopodobniej mężczyźni wspólnie zamocowali śmiercionośne narzędzie na podwoziu mercedesa należącego do Ryszarda Fiała. “Z zebranych dowodów wyziera przerażający obraz, jak niewiele znaczy życie człowieka. Jak żądza zemsty i pieniądza wszystko ludziom przesłania”- powiedział w mowie końcowej sędzia Andrzej Węglowski. “My sędziowie, musimy przywrócić wartość życiu ludzkiemu i będziemy to robić poprzez takie wyroki. Sąd musi pamiętać o ofiarach i rodzinach ofiar, którzy stanęli na drodze ludzi mściwych i bez skrupułów”- dodał.
W 2006 r. sąd drugiej instancji podtrzymał wyrok zasądzony wobec Romana Syldatka i Ryszarda Zdunka. Kara Mirosława Emeschajmera została złagodzona do 25 lat w zamian za zeznania, które ostatecznie umożliwiły rozwiązanie sprawy. Cała trójka do końca utrzymywała, że jest niewinna.
Autor: Natalia Grochal
Źródła:
- https://www.zbrodnie-prowincjonalne.com/post/skarszewy-1998
- https://www.pressreader.com/poland/angora/20220925/282205129742016
- https://interwencja.polsatnews.pl/reportaz/2012-04-10/kto-zaplanowal-zamach_1288717/
- https://www.focus.pl/artykul/smierc-nad-jeziorem
- https://www.trojmiasto.pl/wiadomosci/Dozywocia-dla-mordercow-Marleny-n9274.html
- https://gdansk.naszemiasto.pl/trzy-dozywocia/ar/c1-5804741