7 dni

Studentka, córka, siostra

W kieszeni ofiary śledczy odnajdują portfel z dokumentami. Zmarła dziewczyna miała na imię Anna Dybowska. Mieszkała w niewielkiej miejscowości Jarkowo, niedaleko Kołobrzegu. Jej rodzice - Bogusława i Jerzy - zajmowali się hodowlą truskawek. Dochowali się w sumie pięciu córek. Przez całe życie ciężko pracowali, aby zapewnić im godne życie.

Ania była najstarsza z całej gromadki. Cechował ją niezmącony optymizm, a także niezwykła ambicja. Po maturze ukończyła roczne Studium Medyczne w Łomży. W trakcie nauki zdecydowała, że chce zostać farmaceutką i otworzyć własną aptekę. 2 lipca 2004 r. w Warszawie odbywały się egzaminy wstępne na Akademię Medyczną. Ambitna dziewczyna upatrywała w nich szansy dla siebie. Dzień wcześniej wsiadła do nocnego pociągu do stolicy, aby rano podjąć wyzwanie.

Śmierć

Sekcja zwłok wykazała, że młoda kobieta wypadła z pociągu żywa. Zmarła po trzech minutach w wyniku uderzenia głową w nasyp kolejowy. Na kamieniach widać było wyraźnie rdzawe plamy krwi. Kto w tak brutalny sposób potraktował dwudziestojednolatkę, która na co dzień żyła spokojnie i nie miała żadnych wrogów? I - co nawet ważniejsze - dlaczego została znaleziona w miejscu, które wskazywało na to, że w chwili śmierci nie jechała do Warszawy, ale z powrotem?

Kiedy funkcjonariusze stanęli na progu domu Dybowskich, ci nie byli w stanie uwierzyć w ich słowa. Ich córka nie żyła? Jak to możliwe? Przecież widzieli ją cała i zdrową zaledwie kilka godzin wcześniej. Ktoś wypchnął ją z pociągu? Niemożliwe! To wszystko nie chciało pomieścić się w głowie. A jednak. Ojciec i brat dziewczyny wsiedli w samochód, aby dokonać identyfikacji. Nigdy nie zapomną jej szeroko otwartych, przerażonych oczu.

Mężczyźni

Przydzieleni do sprawy policjanci w pierwszej kolejności prześwietlili najbliższe otoczenie denatki. Na początku przesłuchali jej ówczesnego chłopaka. Para spotykała się od niedawna, ale ich związek rozwijał się pomyślnie. Młody mężczyzna na wieść o tragicznej śmierci ukochanej całkowicie się załamał. Chętnie współpracował z organami ścigania i wkrótce oczyszczono go z wszystkich podejrzeń.

Dwa kolejne tropy wydawały się nieco bardziej obiecujące. Okazało się bowiem, że w trakcie nauki w Łomży Ania miała kontakt z dwoma nieuczciwymi mężczyznami. Jeden był jej kolegą z pracy - oszukał dziewczynę, że jest śmiertelnie chory i wyłudził od niej pieniądze. Kiedy studentka nieśmiało upomniała się o zwrot pożyczki - urwał z nią kontakt. Drugi podejrzany nawiązał z Dybowską kontakt przez Internet. Dwudziestojednolatka szybko się w nim zadurzyła i naciskała na spotkanie. Do randki nigdy jednak nie doszło. Do studentki odezwała się bowiem żona jej wybranka. Uświadomiła młodej kobiecie, że jej ukochany jest mężem i ojcem dwójki dzieci, który próbuje zorganizować sobie skok w bok. Ania była zrozpaczona.

Policjanci złożyli wizyty obu znajomym ofiary. Każdy z nich miał jednak żelazne alibi. Taki stan rzeczy oznaczał, że zabójcy trzeba szukać wśród przypadkowych osób, co znacząco utrudniało śledztwo. Mundurowi postanowili się zatem skupić na rzezimieszkach, notowanych już wcześniej za rozboje w pociągach. Choć trudno w to uwierzyć, to podążając tym tropem w ciągu zaledwie siedmiu dni udało im się ująć morderców dziewczyny.

Prezent urodzinowy

Artur

Artur F. był miał niewątpliwie trudne dzieciństwo, chociaż nie pochodził z typowo patologicznej rodziny. Ojciec go zostawił, matka była głuchoniema i nie radziła sobie zbyt dobrze z wychowywaniem dziecka. Chłopiec trafił więc pod opiekę babci. W domu miał czysto i spokojnie, nie było alkoholu ani awantur.

Mimo to Artur wyrósł na agresywnego lenia, który nie potrafił utrzymać się dłużej w żadnej pracy. Szybko zaczął się trudnić drobną kradzieżą. Był agresywny, lubił się bić. Czasami atakował przygodnych przechodniów, aby zabrać im komórkę czy parę groszy. Zarobione w ten sposób pieniądze wydawał na alkohol i inne substancje odurzające. W lokalnym półświatku nikt nie traktował go poważnie. Facet skończył jedynie specjalną podstawówkę. Mieliśmy go za głupka, choć nikt mu tego otwarcie nie mówił, bojąc się jego pięści – wyznał jeden jego kumpli w wywiadzie dla Tygodnika Przegląd.

Darek

Dariusz M. był nieco groźniejszym typem. Rodzice - mając dość jego wiecznych konfliktów z prawem - wydziedziczyli go i wyrzucili z domu. Pomieszkiwał w melinach, u kumpli, czasem spał na toruńskim Dworcu Głównym. Funkcjonariusze miejscowej Służby Ochrony Kolei znali dobrze jego twarz. Miał już na koncie wyroki za kradzieże kieszonkowe i pobicia. Mimo iż był duży i dobrze zbudowany, również nie uchodził za “poważnego gangstera”.

Koledzy po fachu wykorzystywali go najczęściej do stania na czatach lub robienia “sztucznego tłoku” w pociągach relacji Toruń - Aleksandrów Kujawski. Posiadał uniwersalny klucz do otwierania drzwi przedziałów (tzw. kwadrat). W trakcie jednego z takich “kursów” miał poznać Artura (po zatrzymaniu Artur zaprzeczył tej wersji i zeznał, że po raz pierwszy spotkał Dariusza w dniu zabójstwa Anny). A może zainteresuje cię także ten artykuł na temat rodziny Tromp?

1 lipca

1 lipca 2004 r. Artur F. kręcił się po Dworcu Głównym w Toruniu. Były jego urodziny. Chciał świętować, ale nie miał za co. “Kolegę po fachu” na odległość wyczuł Dariusz. Zaoferował pomoc w zdobyciu środków na imprezę. Około trzeciej nad ranem obaj mężczyźni wsiedli do pociągu relacji Kołobrzeg - Warszawa. Przemierzali skład w poszukiwaniu idealnej ofiary - śpiącej, trzymającej na wierzchu portfel albo telefon. Jak na złość nikogo takiego nie mogli znaleźć.

W ostatnim wagonie natrafili na Anię. Studentka siedziała sama w przedziale. Na siedzeniach rozłożyła książki i notatki - uczyła się do egzaminu. Była całkowicie pochłonięta studiowaniem lektury. Dopiero zgrzyt przesuwanych drzwi wyrwał ją z zamyślenia. Do środka weszli dwaj mężczyźni i przedstawili się jako studenci. Zapytali grzecznie, czy mogą się przysiąść. Kobieta się zgodziła.

90 zł

Artur i Dariusz próbowali zagadać ofiarę, ale ta nie chciała współpracować. Szybko zorientowała się, że ze “studentami” jest coś nie tak. Próbowała wysiąść, ale było już za późno. Jeden z opryszków zamknął przedział od wewnątrz uniwersalnym kluczem i zasłonił okna, a drugi rzucił się na dziewczynę z pięściami. Pobił, a następnie zabrali telefon marki Nokia, dwa złote pierścionki oraz 90 zł gotówki.

Ania nie broniła się, nie krzyczała. Kiedy w trakcie podróży do przedziału zajrzał konduktor, nie odezwała się ani słowem. W milczeniu patrzyła, jak jej oprawcy kupują za skradzione wcześniej pieniądze bilet na pociąg. Kiedy złodzieje wyszli na korytarz, aby zapalić papierosa - nie próbowała uciekać. Płakała i błagała tylko, aby nie robili jej krzywdy.

Warszawa

Około szóstej rano 2 lipca cała trójka wysiadła na stacji Warszawa Zachodnia. Przez godzinę siedziała na peronie. Anna nie krzyczała, nie wyrywała się, nie próbowała do nikogo zagadać. Zachowywała się tak, jakby zaakceptowała swój los. Płakała po cichu, była wyraźnie przestraszona. Mimo to nikt nie zwrócił na nią uwagi, nie zapytał, czy wszystko w porządku.

Około 7 rano bandyci wepchnęli skatowaną kobietę do pociągu pospiesznego, zmierzającego do Torunia. W miarę upływu czasu zaczęli się jednak nudzić. Uległość i bierność ofiary działała im na nerwy. Musieli się jej jakoś pozbyć. W pewnym momencie Artur rozkazał studentce udać się do łazienki i “zrobić ze sobą porządek”.

Kiedy dziewczyna stała nad umywalką i myła twarz, złapał ją wpół i wepchnął do gardła zwitek papieru toaletowego. Następnie otworzył drzwi i wyrzucił miotającą się Anię na zewnątrz. Wczesnym przedpołudniem obaj zwyrodnialcy, jak gdyby nigdy nic, wysiedli na Dworcu Głównym w Toruniu. Około 10:00 udali się do lombardu, gdzie spieniężyli ukradzione fanty. Dostali za nie mniej niż 100 zł.

Obława

Pierwszy wpadł Dariusz. Już kilka dni po morderstwie znów kręcił się po toruńskim dworcu. Chodził w tę i z powrotem szukając ofiary. Nie wiedział, że cały czas jest dyskretnie obserwowany przez funkcjonariuszy w cywilu. Byli to członkowie grupy prowadzącej sprawę Ani. Na umówiony znak rzucili się na mężczyznę, wsparci przez patrol Żandarmerii Wojskowej. Morderca bronił się i wyrywał, ale w końcu musiał skapitulować.

10 lipca nad ranem uzbrojona po zęby grupa mundurowych zapukała do drzwi drugiego zwyrodnialca. 22-letni Artur nie stawiał oporu - spokojnie otworzył drzwi i dał się zakuć w kajdanki. Podobno spodziewał się aresztowania. Przez ostatni tydzień nie wychodził z domu, tylko nerwowo wyglądał przez okna. Wydawał się wystraszony.

Kto zawinił?

Narkotyki

Podczas pierwszych przesłuchań obaj złodzieje przyznali się do zbrodni. W trakcie procesu, który rozpoczął się w 2005 r., zmienili zdanie. Próbowali zrzucić winę na zażyte wcześniej narkotyki. Dariusz przekonywał, że to jego kompan wypchnął dziewczynę z pociągu. Artur zasłaniał się niepamięcią, powstałą w wyniku odurzenia. Ta linia obrony na niewiele się jednak zdała - biegli psychiatrzy i psychologowie orzekli, że obaj mężczyźni byli poczytalni w chwili popełniania zbrodni.

- Niech to państwo wreszcie coś z zrobi z tymi zwierzętami w ludzkiej skórze! Dożywocie to dla nich żadna kara. Powinno się im odebrać życie w taki sam sposób, w jaki oni odebrali życie mojej córce - mówił Jerzy Dybowski. - Wiem, że kara śmierci dziecka mi nie przywróci, ale tu chodzi też o sprawiedliwość i ochronę każdego życia, a nie tylko życia tych, którzy mordują. Moja Ania nie żyje, a oni teraz będą oglądać sobie telewizję w więzieniu. (cytat za portalem www. gp24.pl)

Niebezpieczne pociągi

Sprawą zabójstwa dwudziestojednoletniej studentki żyła cała Polska. Jej rodzice co chwila udzielali wywiadów. Opinia publiczna domagała się surowych kar nie tylko dla Dariusza i Artura, ale również dla pracowników kolei. Dziennikarze podkreślali, że PKP nie zapewnia bezpieczeństwa swoim pasażerom, a pracownicy firmy przymykają oko na wszystkie podejrzane sytuacje. 25 lipca 2004 r. tygodnik “Wprost” podawał, że rok wcześniej w pociągach pasażerskich popełniono aż 6 tys. przestępstw (16 dziennie). Zaledwie co 10 z nich zostało zgłoszone na policję.

Najgroźniejszymi składami były te jadące z północy w głąb kraju. Bandyci mieli we zwyczaju rozpylać w nich gaz, aby pozbawić pasażerów przytomności. Złodzieje nie odróżniali się zbytnio od całej reszty - byli grzeczni, dobrze ubrani. Dbali o to, by nie wzbudzać podejrzeń. Czasami częstowali towarzyszy podróży wódką. Otumanionych i sennych łatwiej było okradać.

Diabły w ludzkiej skórze

Portal gp24.pl dostarczył swoim czytelnikom niezwykle graficznego opisu sprawców. Morderca - Artur - na pierwszy rzut oka nie wyglądał na niebezpiecznego. Grozę budziło jedynie jego puste i zimne spojrzenie, nie zdradzające jakikolwiek emocji. Oblicze Dariusza wydawało się gorsze - twarde i zacięte, o bezrozumnych oczach. Mężczyzna w przeszłości leczył się psychiatrycznie.

Państwo Dybowscy występowali jako oskarżyciele posiłkowi. Bardzo chcieli spojrzeć w oczy oprawcom córki. Myśleli, że dzięki temu zrozumieją, dlaczego ich dziecko musiało umrzeć, ale srogo się rozczarowali. Oprawcy Ani nie czuli skruchy, nie powiedzieli przepraszam. Godzinami beznamiętnie opowiadali o jej męczarniach.5 września, w dniu urodzin pani Bogusławy, zapadł wyrok w sprawie. Artur F. otrzymał karę dożywocia, z możliwością ubiegania się o warunkowe zwolnienie po 35 latach. Dariusz M. został skazany na 25 lat.

Autor: Natalia Grochal

Źródła:

  1. https://gs24.pl/ania-jest-z-nami/ar/5268472
  2. https://www.youtube.com/watch?v=OYlWlv4Z-W0&t=2264
  3. https://gp24.pl/i-za-co-ja-zabili/ar/4235313
  4. https://www.tygodnikprzeglad.pl/zabojcy-pociagu/
  5. https://zaginieniprzedlaty.com/artykuly/anna-dybowska-i-jej-ostatnia-podroz-pociagiem/
  6. https://www.wprost.pl/tygodnik/63473/pociag-do-smierci.html
  7. https://wiadomosci.onet.pl/na-tropie/nocny-koszmar-ani-w-ostatnim-wagonie/gzdwv
  8. https://gp24.pl/spojrzec-w-oczy-diablu/ar/4247115
ikona podziel się Przekaż dalej