Puste łóżeczko, drabina i błoto

Burzowa noc

1 marca 1932 r. wieczorem panowała paskudna pogoda. Nad posiadłością Lindberghów w Hopewell szalała burza. Co chwila słychać było grzmoty i przyprawiający o dreszcze stukot gałęzi uderzających o dach i okna. Pułkownik Lindbergh siedział w swoim gabinecie. Około 22:00 z zamyślenia wyrwała go niania jego syna Charliego. Chciała zabrać dziecko do łóżka.

- Chłopca tu nie ma - odpowiedział jej pracodawca. - Pewnie jest z matką.

- Pańska małżonka właśnie bierze kąpiel. Stwierdziła, że mały musi być z panem - odparła kobieta.

Zaniepokojony mężczyzna natychmiast poszedł do pokoju pierworodnego. Przeraził się nie tyle pustym łóżeczkiem, ale śladami błota na podłodze, które prowadziły do otwartego na oścież okna. Anne, oni porwali naszego synka!- krzyknął do małżonki, po czym rzucił się do telefonu, aby wezwać policję. Funkcjonariusze pojawili się na miejscu niezwykle szybko, jeśli weźmie się pod uwagę, że posiadłość słynnego pilota mieściła się na porośniętym drzewami odludziu.

Brak śladów

Detektywi rozpoczęli dochodzenie od dokładnych oględzin pokoju chłopczyka, który znajdował się na drugim piętrze ogromnego domu. Porywacz lub porywacze dostali się do środka wchodząc po kiepskiej, byle jak zbitej drabinie, pozbawionej dodatkowo jednego szczebla. Nie pozostawili po sobie żadnych odcisków palców, a jedynie ślady błota na podłodze. Były one jednak tak rozmyte, że nie dało się ich nawet zmierzyć, nie mówiąc już o określeniu rodzaju podeszwy.

W łóżeczku zamiast dziecka leżała koperta. W jej środku znajdował się list zapisany koślawymi literami. Porywacz, popełniając przy okazji wszelkie możliwe błędy gramatyczne, interpunkcyjne i ortograficzne, żądał okupu w wysokości 50 tys. dolarów (współcześnie około 2 mln. USD). Analiza pisma wykazała, że autor musiał pochodzić z Niemiec lub Skandynawii. Podpisał się dziwnym symbolem, którym miał w przyszłości podpisywać dalszą korespondencję.

Samotny Orzeł

Sprawa natychmiast stała się niezwykle medialna, głównie za sprawą ojca dziecka. Charles Lindbergh senior zasłynął w całym świecie brawurowym lotem ze Stanów Zjednoczonych do Paryża bez międzylądowania. Wyczyn ten zajął dwudziestopięciolatkowi 33 godziny. Mężczyzna nie wziął ze sobą ani radia, ani spadochronu. Kiedy 21 maja 1927 r. jego mały samolot bezpiecznie wylądował na francuskiej ziemi, rozległa się burza oklasków i wiwatów. Pilot otrzymał pseudonim “Samotny Orzeł” i stał się najbardziej rozpoznawalną postacią w Ameryce.

Przystojny, do bólu pewny siebie lotnik był protoplastą współczesnego celebryty. Jego ślub z Anne Morrow, córką amerykańskiego ambasadora w Meksyku, stał się prawdziwą sensacją. Zdjęcia pięknej pary nie schodziły z pierwszych stron gazet. Kobieta również interesowała się lotnictwem, a mąż szkolił ją w zakresie nawigacji. Kiedy w 1930 r. na świat przyszło pierwsze dziecko pary - Charles Augustus Lidbergh junior - media wręcz oszalały. Chłopiec wyglądał jak cherubinek z obrazów Michała Anioła. Tłuściutki, pyzaty, z burzą loków i dołkiem w brodzie był wdzięcznym obiektem do fotograowania.

Aby uciec przed nachalnymi reporterami rodzina postanowiła przenieść się na prowincję. W styczniu 1932 r. zamieszkała w Hopewell w stanie New Jersey, gdzie zakupiła ogromną posiadłość wraz ze sporą połacią lasu. Miejsce było dzikie i odludne. Brakowało podstawowej infrastruktury drogowej, ale młodzi cieszyli się, że będą mieli wreszcie święty spokój.

Dziecko, które poznał cały świat

Poszukiwania

Jedna z amerykańskich gazet nazwała porwanie małego Charliego “największą tragedią od czasu zabójstwa prezydenta Lincolna”. W śledztwo zaangażowano setki ludzi: funkcjonariuszy policji, agentów FBI, pracowników służby celnej. Już 2 marca wieść o tragedii dotarła do prezydenta Herberta Hoovera, który postawił na nogi cały departament sprawiedliwości. Głos w sprawie zabrał sam Albert Einstein: Porwanie syna Lindbergha nie jest oznaką braku prawa czy upadku organów ochrony porządku publicznego. Porwanie tego chłopca jest dowodem braku rozsądku w rozwoju naszego społeczeństwa.

Chęć pomocy zadeklarowali przyjaciele i znajomi rodziny, a nawet… słynny gangster Al Capone, który w tym czasie odsiadywał karę więzienia. Mogę sobie wyobrazić jak czułbym się ja sam i moja żona, gdyby to nasze dziecko zostało uprowadzone - powiedział w wywiadzie dla “Washington Post”. Gest najsłynniejszego przestępcy USA nie był jednak bezinteresowny. W zamian za pomoc Capone oczekiwał skrócenia wyroku o połowę. Wszystkie jego oferty (złożył ich kilka) zostały jednak odrzucone.

Rozpacz

Wkrótce cały kraj oklejono plakatami skierowanymi do wszystkich, którzy mogli udzielić informacji na temat miejsca pobytu dziecka. Policjanci sprawdzali dokładnie każdy trop, który do nich spływał, choćby najmniej prawdopodobny. Rozdygotana matka wystosowała dramatyczny apel do porywaczy. Oznajmiła, że jej syn jest chory i potrzebuje odpowiedniej diety. Prosiła, by podawać mu przynajmniej raz dziennie gotowane warzywa i leki. Wyrazy współczucia dla rodziny spływały nie tylko ze Stanów, ale i z całego świata.

Stan New Jersey ufundował nagrodę w wysokości 25 tys. dolarów dla człowieka, który bezpiecznie odstawi dziecko do domu. Lidnberghowie dodali do tej kwoty kolejne 50 tysięcy. 1000 dolarów do puli dorzucił emerytowany nauczyciel - John Condon z Bronxu. Dodatkowo siedemdziesięciodwuletni mężczyzna zaproponował swoje usługi w charakterze łącznika między rodzicami a porywaczami. A może zainteresuje cię także ten artykuł na temat morderstw znad jeziora Bodom?

Negocjacje

Blisko 7 dni po feralnym 1 marca zwyrodnialcy odezwali się ponownie. W kolejnym liście zażądali 70 tys. dolarów. Zgodzili się na współpracę z Condonem, z którym korespondowali poprzez drobne ogłoszenia, zamieszczane w lokalnej gazecie. W ten sposób umówili się na spotkanie. Pewnej nocy nauczyciel z Bronxu pojawił się na cmentarzu Woodlawn. Nie miał przy sobie pieniędzy. Chciał najpierw sprawdzić, czy ma do czynienia z prawdziwymi porywaczami oraz uzyskać dowód życia dziecka. W cieniu jednego z nagrobków czekał na niego mężczyzna mówiący z silnym niemieckim akcentem. Przedstawił się jako John. Dziecko żyje. Dam wam dowód. 16 marca Lindberghowie otrzymali paczkę ze śpioszkami ich pociechy.

2 kwietnia Condon przyjechał na St. Raymond’s Cemetery. Nie był jednak sam - w samochodzie czekał na niego Charles senior z naładowanym rewolwerem. Nauczyciel zgodził się przekazać “Johnowi” 50 tys. dolarów (tyle zażądał porywacz w pierwszym liście) w zamian za informację o miejscu pobytu dziecka. Mężczyzna mówiący z niemieckim akcentem wziął pieniądze. Chłopak jest na łodzi o nazwie Nelly, zacumowanej w okolicy wyspy Martha’s Vineyard (stan Massachusetts)- powiedział. Okazało się to jednak kłamstwem.

Śmierć nadziei

Palce prawej stopy

Mijały tygodnie, a mały chłopiec nie wracał do domu. Z czasem dla wszystkich stało się jasne, że dziecka nie uda się odnaleźć żywego. Porywacze zerwali wszelki kontakt. Policja miała jednak jeszcze jednego asa w rękawie. Pieniądze, które przeznaczono na okup. Funkcjonariusze znali ich numery. Ponadto były to stare banknoty, które w ciągu maksymalnie roku trzeba było wymienić na nowe. W końcu któryś z nich musiał gdzieś “wypłynąć”: albo w sklepie, albo w banku.

Tymczasem 12 maja 1932 r. kierowca ciężarówki, który udał się do lasu za potrzebą, dokonał strasznego odkrycia. W zaroślach zauważył szczątki dziecka, częściowo spalone, a częściowo rozwleczone przez zwierzęta. Zwłoki spoczywały w krzakach zaledwie 8 km. od domu Lindberghów. Ostatecznej identyfikacji dokonał Charles senior na podstawie deformacji palców prawej stopy oraz resztek ubrania. Podczas autopsji stwierdzono, że Charlie junior zginął od silnego uderzenia w głowę tępym narzędziem.

Prześwietlanie najbliższych

Pozbawiona innych tropów policja postanowiła skupić się na najbliższym otoczeniu dziecka. Najpierw przesłuchano dokładnie Johna Condona, którego podejrzewano o konszachty z porywaczami. Mężczyzna został jednak oczyszczony z podejrzeń. W następnej kolejności przyszła pora na personel zatrudniony w posiadłości Lindberghów. Jedna z pokojówek nie chciała współpracować. Była opryskliwa i zdradzała liczne oznaki niechęci do dziecka. Narzekała, że ciągle płakało i było irytujące. Świadkowie widzieli ją pewnego wieczoru w lokalnym barze. Rozmawiała z dwoma nieznajomymi mężczyznami, co wzbudziło podejrzenia. To wszystko okazało się zbyt wielkim ciężarem - kobieta popełniła samobójstwo połykając truciznę. Dalsze śledztwo wykazało, że była zupełnie niewinna.

Dopiero 18 września 1934 r. nastąpił prawdziwy przełom w sprawie. Tego dnia niejaki Bruno Richard Hauptmann, stolarz mieszkający na Bronxie, zatankował samochód na stacji benzynowej. Należność w wysokości 10 dolarów uiścił banknotami pochodzącymi z okupu, przekazanego porywaczom wiele miesięcy wcześniej. Czujny kasjer poinformował o wszystkim policję. 19 września mężczyzna został aresztowany.

Charles Lindbergh Junior, czyli porwanie dziecka, zdarzenia, śledztwo oraz przebieg wydarzeń, okup
List gończy, który był rozsyłany po porwaniu Charlesa Lindbergha Juniora - fot. domena publiczna

Proces stulecia

Rozwój wydarzeń

Od tej pory wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. W garażu Hauptmanna odnaleziono 13 tys. w “trefnych” banknotach. John Condon rozpoznał głos mężczyzny jako należący do tajemniczego “Johna”, z którym dwukrotnie spotykał się na cmentarzach. Charakter pisma podejrzanego pasował do koślawych liter widniejących na listach żądaniami okupu. Deski podobne do tych, z których zbudowana była drabina znaleziona później pod oknem Charliego, leżały na strychu podejrzanego. W środku jednej ze stojących tam szaf ktoś wypalił numer i adres na nauczyciela z Bronxu.

Hauptmann, Amerykanin niemieckiego pochodzenia, zaręczał, że pieniądze dostał od nieżyjącego już wspólnika. Na jego niekorzyść świadczył fakt, że w przeszłości miał już konflikty z prawem. Został m.in. skazany za włamanie. Do USA przybył kilka lat wcześniej. Słabo posługiwał się językiem angielskim. Przeżył jedną deportację do rodzinnego kraju, ale wrócił. Był żonaty z kobietą imieniem Anna.

Winny czy niewinny?

Proces rozpoczął się 3 stycznia 1935 r. w miejscowości Flemington (New Jersey). Dowody, które przedstawiła prokuratura, mimo iż wydawały się mocne, w rzeczywistości były jedynie poszlakowe. Oskarżony konsekwentnie powtarzał, że jest niewinny. Przekonywał, że policjanci biciem zmusili go do składania zeznań, a nawet do oddania takiej próbki pisma, która przypominałaby gryzmoły z pierwszego listu od porywaczy. Po zaledwie pięciu tygodniach, 13 lutego 1935 r., mężczyzna został skazany na śmierć.

Mimo iż proponowano mu dożywocie w zamian za przyznanie się do winy, Hauptmann odmówił. Skonał na krześle elektrycznym 3 kwietnia 1936 r. Podobno jego ostatnie słowa brzmiały następująco: Przysięgam, że jestem niewinny. Jeżeli jednak moja śmierć ma się przyczynić do zniesienia kary śmierci, gdy karę tę orzeka się na podstawie poszlak, to śmierć moja nie będzie daremna. Wcześniej mężczyzna napisał list do matki. Zaprzeczał, jakoby miał cokolwiek wspólnego z porwaniem Charliego. Zabiją niewinnego człowieka - twierdził.

Anna Hauptman robiła co mogła, aby oczyścić imię mężą. Aż dwa razy oskarżyła stan New Jersey o niesprawiedliwy proces. W sukurs przyszła jej część opinii publicznej oraz wielu dziennikarzy. Na rynku pojawiły się nawet książki, których autorzy dowodzili, że Bruno Hauptmann nie mógł być mordercą. Jednak dla większości, a przede wszystkim dla organów ścigania, sprawa była zamknięta.

A może zrobił to ojciec?

Po latach różnego rodzaju badacze zainteresowani sprawą “dziecka Lindberghów” stworzyli kilka teorii, które miały wyjaśniać przebieg porwania. Jedna zasługuje na szczególną uwagę. Ta, według której za śmierć chłopca był odpowiedzialny jego własny ojciec. Dlaczego? Ponieważ Charlie urodził się chory. Cierpiał między innymi na krzywicę i wodogłowie, które próbowano ukryć pod kręconymi blond puklami. Nie rozwijał się prawidłowo.

“Niedoskonałe dziecko” stanowiło swego rodzaju plamę na wizerunku jego ojca, który w tym czasie żywo interesował się eugeniką. W skrócie ta pseudonauka zakładała, że ludzi można “hodować”, podobnie jak zwierzęta, celem doskonalenia rasy. Poglądy tego rodzaju wyznawał m.in. Adolf Hitler. Czyżby słynny pilot, wiedząc, że jego żona jest już w następnej ciąży, pozbył się “wadliwego” potomka po to, by zrobić miejsce dla “bardziej wartościowego osobnika”?

Czy są jakiekolwiek dowody na poparcie tak straszliwej tezy? Jedynie poszlakowe. Pułkownik Lindbergh w pierwszych dniach i tygodniach po porwaniu nie chciał współpracować z policją. W zamian za to wolał zwrócić się cywilnego pośrednika (Johna Condona), który w jego imieniu negocjował wysokość okupu. I to właściwie tyle. Argumenty raczej mało przekonujące.

Sam zainteresowany aż do śmierci nie chciał wypowiadać się na temat śmierci pierworodnego syna..

Autor: Natalia Grochal

Źródła:

  1. https://blogs.loc.gov/headlinesandheroes/2018/06/al-capone-and-the-lindbergh-baby/
  2. https://ciekawostkihistoryczne.pl/2020/01/28/najglosniejsza-zbrodnia-ubieglego-stulecia-czyli-porwanie-dziecka-lindberghow/
  3. https://tvn24.pl/magazyn-tvn24/porwanie-ktore-wstrzasnelo-ameryka-najwieksza-sprawa-od-czasow-zmartwychwstania,138,2465
  4. https://www.britannica.com/event/Lindbergh-baby-kidnapping
  5. https://niestatystyczny.pl/2018/07/11/zbrodnie-ktore-zostaja-z-czlowiekiem-na-cale-zycie/
  6. https://www.se.pl/wiadomosci/polska/super-historia-orlatko-porwane-z-gniazda-aa-Y5ur-NEDs-bhjY.html
ikona podziel się Przekaż dalej