Przerażająca prawda wychodzi na jaw

Zaginieni piloci

Chichi Jima leży około 240 km na północ od Iwo Jimy i ponad 1000 km od Tokio. Armia amerykańska pewnie nie zaprzątałaby sobie głowy małą wysepką, gdyby nie połączenie komunikacyjne ze stolicą. Każdy potencjalny atak na japońskie Wyspy Macierzyste byłby uprzedzony informacją z tutejszej stacji nadawczej i ostrzałem z dział przeciwlotniczych. Jednak przerwanie łączności okazało się niełatwym zadaniem. W czasie II wojny światowej stacjonowało tutaj 25 tys. żołnierzy japońskich, więcej niż na Iwo Jimie, mimo że wysepka jest maleńka. Dodatkowo teren był trudny do zdobycia, ze względu na górzysty charakter wyspy i silną obronę przeciwlotniczą. (Bradley J., 2004: s. 5) Dowództwo japońskie założyło początkowo, że to właśnie Chichi Jima będzie głównym celem Aliantów. Prawdopodobnie to przyczyniło się do wysłania słabszych sił na Iwo Jimę i umożliwiło Amerykanom jej zdobycie.

Amerykańscy piloci, zwani Flyboys, próbowali zniszczyć cele komunikacyjne w serii bombardowań. Kilka samolotów z załogą zostało jednak zestrzelonych. Taki los spotkał m.in. 20-letniego George’a H.W. Busha, późniejszego prezydenta USA. Bush jako jedyny z zestrzelonych 9 pilotów, został uratowany przez amerykańską łódź podwodną. Mniej szczęścia mieli jego towarzysze. Aż do 1997 roku prawie nikt nie znał jednak prawdy o ich losie. Wszyscy wiedzieli, że piloci nie przeżyli. Jeżeli nie wyłowiła ich aliancka jednostka, mogło to znaczyć albo że utonęli, albo że zostali pojmani i zabici przez Japończyków. Sam Bush wiedział dobrze, że po dostaniu się do japońskiej niewoli mogą go czekać tortury i ścięcie. Nikt jednak nie podejrzewał jak straszne miały być ostatnie dni życia jeńców.

Ściśle tajne do 1997 roku

W 1946 roku, w polowej hali, która musiała wystarczyć za budynek sądu, odbył się proces japońskich zbrodniarzy wojennych. Jednym z obserwatorów, któremu kazano podpisać klauzulę milczenia, był Bill Doran – wówczas absolwent Akademii Morskiej Stanów Zjednoczonych. Przez wiele lat o tym co działo się podczas procesu nie wiedziały nawet rodziny ofiar. W 1997 roku odtajniono dokumenty. Bill Doran zwrócił uwagę autora – Jamesa Bradleya – na przerażający incydent, który miał miejsce po zestrzeleniu i pojmaniu pilotów. (Bradley J.: s. 4) Publikacja Bradleya ujrzała światło dzienne dopiero w 2004 roku. Jest to najsłynniejsza książka na ten temat. Jednak już wcześniej pojawiły się publikacje przybliżające los pojmanych na Chichi Jimie. Między 1997 a 2004 rokiem świat powoli zaczął się dowiadywać o kanibalizmie, którego dopuścili się dowódcy z tej niewielkiej wyspy. 

Szaleństwo Tachibany

Przedłużające się walki i narastające szaleństwo

Dowodzący jednostkami na Chichi Jimie generał Yoshio Tachibana był wyjątkowo okrutnym człowiekiem, w dodatku alkoholikiem, o wyraźnie wypaczonej osobowości. Rozwścieczony stratami, spowodowanymi przez naloty przeciwnika mścił się na jeńcach, których przywiązywał do drzewa, bił i kazał swoim żołnierzom, żeby robili to samo. (Bradley J.: s. 189) Egzekucje przebiegały różnie. Jednym ze sposobów było zadźganie bagnetami. Zaznaczano przy tym miejsce, gdzie znajduje się serce, żeby nie przebić go i przedłużyć egzekucję. Kiedy jeszcze żyli ścinano im głowy.

W miarę rozwoju sytuacji dowódca z Chichi Jimy miał coraz mniejsze nadzieje na zwycięstwo. Wiedział, że wyspę trudno zdobyć, ale co się stanie po zajęciu Tokio przez aliantów? Tachibana przewidywał głód, walkę do ostatniego żołnierza i unikanie dostania się do niewoli za wszelką cenę. (Hearn Ch.G., 2003: s. 15) Na odciętej od reszty świata wyspie zaczęto bardzo racjonować jedzenie, dzienna porcja wynosiła 1500 kalorii na osobę, mniej więcej tyle co dla więźniów w Auschwitz. Jednocześnie żołnierze kopali jaskinie w litej skale, przez siedem dni w tygodniu, w których chowali się podczas coraz częstszych nalotów. Nie dziw, że desperacja i szaleństwo narastały.

Nowe rozkazy generała

W lutym 1945 roku losy wojny były przesądzone. Japonia straciła większość powietrznej floty w bitwie o Filipiny, co odebrało jej główny atut ofensywno-obronny. (Kubicki M., 2014) Teraz Japończycy chcieli wywalczyć sobie pokój, zakładając, że ciężkie walki zniechęcą Amerykanów do powiększania strat. W ten sposób Japonia wyszłaby z twarzą z wojny i nie była zmuszona do kapitulacji. Po alianckiej stronie dążono natomiast za wszelką cenę, żeby właśnie zmusić Japonię do kapitulacji. Zaczęły się regularne naloty na Tokio, a za oceanem trwały przygotowania do pierwszego testu broni jądrowej.

Dowódcy wysepek chroniących centralne wyspy Japonii, wiedzieli, że zginą. Generał Tachibana wygłosił mowę motywacyjną, w której ostrzegał przed kończącymi się zapasami i amunicją. Powiedział też, że wkrótce trzeba będzie jeść nawet towarzyszy broni poległych w bitwie. Dlatego zarządził, że na jeńcach należy wykonać egzekucję, a potem ich zjeść. (Bradley J.: s. 201)

Pierwszą ofiarą był Marve Mershon, na którym egzekucji dokonano dzień wcześniej. Rozkaz pijanych generała Tachibany i majora Matoba został przekazany lekarzowi wojskowemu, który wykonał go bez kwestionowania. Po pierwszym posiłku zabito jeszcze drugiego jeńca – Jimmiego Dye. Za trzecim razem dokładne rozkazy dotyczące egzekucji i pozyskania mięsa zostały przesłane na piśmie. Tym razem ofiarą kanibali został Floyd Hall. Sprawdź także ten artykuł: Dziewczyny z Alcasser - tortury, które wstrząsnęły Hiszpanią.

Kiedy Chichi Jima została zajęta przez amerykańską armię, Tachibana i Matoba próbowali ukryć cały incydent. Dokumenty spalono, a w obecności dowódców podwładni nie śmieli wyjawić prawdy. Ostatecznie wszystko wyszło na jaw podczas procesu, po uwięzieniu Tachibany i Matoby. (Hearn Ch.G.: s. 78)

Wojenny kanibalizm

Chichi Jima po 2004 roku stała się słynnym przykładem kanibalizmu w czasie II wojny światowej. Nie bez znaczenia był fakt, że prezydent Bush senior uniknął o włos podobnego losu. Jednak przypadek generała Tachibany i majora Matoby nie był jedyny. Istnieją świadectwa o kanibalizmie żołnierzy japońskich m.in. w Nowej Gwinei. Tu nie tylko jedzono żołnierzy przeciwnika, ale na podstawie wyciągniętych losów zabijano i jedzono własnych żołnierzy. (Bradley J.: s.230) Znane są też przykłady kanibalizmu z obozów koncentracyjnych i z oblężonych miast radzieckich (najsłynniejszym jest Leningrad). Jednak przypadek Chichi Jimy był inny niż Nowej Gwinei czy Leningradu, związanych bezpośrednio z zagrożeniem śmierci głodowej. Chichi Jima miała jeszcze zapasy żywności. Tachibana mógł najwyżej podejrzewać, że wkrótce się one skończą, ale na tamtym etapie nikt nie głodował z powodu braku zapasów.

Duży udział miało szaleństwo dowódców i strach podwładnych przed konsekwencjami nieposłuszeństwa. Wszystkie znane relacje świadków mówią o alkoholizmie Tachibany i Matoby, ich wspólnych libacjach i wzajemnym „nakręcaniu”. Będąc pod wpływem alkoholu, pomieszanego z desperacją i propagandą, którą wszyscy byli karmieni, Tachibana mógł podjąć dziwną decyzję. Co ciekawsze – chodziło też o rytuał. Dowódcy chcieli pozyskać siłę przeciwnika. Świadczy o tym użyte przez Tachibanę określenie „kimo”, które oznacza wątrobę, wnętrzności, ale też siłę ducha. (Bradley J.: s. 226) Zjedzenie ludzkiego mięsa wyraźnie miało być, według Tachibany oznaką odwagi.  Rytualny charakter incydentu przerażał sądzących na tyle, że trafił na pół wieku do tajnych archiwów.

Muszę dodać, że nie wszyscy żołnierze i dowódcy podzielali podejście Tachibany. Wielu podziwiało odwagę pojmanych, próbowało potajemnie ulżyć ich cierpieniom.

***

Wydarzenia z Chichi Jimy rozgrywały się na marginesie głównego teatru działań wojennych. Jednak to co się wydarzyło przykuwa uwagę jako przestroga dla nas wszystkich. Propaganda, desperacja i przemoc mogą prowadzić człowieka poza granice zachowań akceptowanych nawet w czasie wojny.

Autor: Ludwika Wykurz

Bibliografia:

  1. James Bradley, Flyboys: a true story of courage, New York 2004
  2. Chester G. Hearn, Sorties into hell: The hidden war on Chichi Jima, Westport 2003
  3. Mateusz Kubicki, Zagłada floty lotniskowców jako przyczyna upadku Japonii, w: Gdańskie studia Azji Wschodniej 2013/14, s. 50-71
ikona podziel się Przekaż dalej