Historia Cmentarza Greenwood

Nikt dokładnie nie wie, kiedy to miejsce zaczęto wykorzystywać do grzebania zmarłych, ale oficjalne poświęcenie i zatwierdzenie Cmentarza Greenwood nastąpiło w 1857 roku. Pierwsze groby zaczęły pojawiać się tutaj już w latach dwudziestych XIX wieku. Istnieją przekazy o tragicznym wydarzeniu z wiosny 1828 r. Grupa osadników produkująca nielegalnie bimber z kukurydzy nad rzeką Sangamon wdała się w konflikt z przebywającymi akurat w okolicy Indianami. Bimbrownicy zastrzelili Indian w pobliskim lesie i aby uniknąć zemsty rodaków pomordowanych, a także ukryć swoją zbrodnię, pochowali zwłoki w płytkim wąwozie na zboczu wzgórza i przykryli grób kamieniami.

Kilkanaście lat później potajemnie chowano w tamtym miejscu zabitych zbiegłych niewolników. Pierwsze wzmianki o oficjalnych pogrzebach pochodzą z 1840 roku, zanim w marcu 1857 roku rejon cmentarza włączono formalnie w granice miasta. Początkowo odbywały się tam nie tylko pogrzeby, ale też pikniki. Na terenie cmentarza można było spotkać powozy i mieszkańców miasta spacerujących w odświętnych strojach po alejkach między grobami. Malowniczo położony wśród wzgórz zakątek nazywano nawet „najpiękniejszym miasteczkiem umarłych”.

Jak się okazało, na terenie, gdzie obecnie znajduje się Cmentarz Greenwood, swoich zmarłych grzebali od wieków Indianie - rdzenni mieszkańcy tych ziem. Pogrzeby urządzali zwykle w szczególnych miejscach, mających związek ze światem pozagrobowym, aby ułatwić duchom zmarłych przejście na tamten świat. Biali koloniści naruszyli grobowe kurhany, a tym samym zakłócili spokój spoczywających tutaj Indian.

Po około stu latach, w pierwszej połowie XX wieku, Cmentarz Greenwood zaczął chylić się ku upadkowi. Teren zaczął zarastać, zdarzały się na cmentarzu zabójstwa i grabienie mogił. Kiedy powódź podmyła część cmentarza, szczątki zmarłych przeniesiono w inne miejsce. Wtedy też pojawiły się pierwsze opowieści o duchach, mglistych postaciach i świetlistych kulach, uważanych za zagubione dusze ludzi, których groby dawno temu zmyła woda. Przez lata nagromadziło się wokół Cmentarza Greenwood w Decatur mnóstwo historii, które wykraczają daleko poza przyjęte granice racjonalnego myślenia.

Nawiedzone miejsce starego mauzoleum

Na początku XX wieku na Cmentarzu Greenwood ufundowano mauzoleum, gdzie miejsce wiecznego spoczynku znajdowali zasłużeni obywatele miasta. Została wzniesiona długa budowla z dwiema parami żelaznych wrót i wieżyczkami na rogach. Urny z prochami zmarłych umieszczano w bocznych niszach. Z niewyjaśnionych przyczyn ten reprezentacyjny obiekt na cmentarzu zaczął się szybko rozpadać. Stopniowo budowla zamieniała się w ruiny, a że władze odmówiły jego renowacji, urny przeniesiono w inne miejsce, a budynek w 1967 roku rozebrano. Z mauzoleum pozostała dzisiaj jedynie platforma z resztkami fundamentów.

W istnieniu ruin nie byłoby nic godnego uwagi, gdyby nie to, że odwiedzający miejsce słyszą często osobliwe echo, jakby szepty i stłumione głosy. Jesienią 1998 roku grupa turystów zwiedzających  Cmentarz Greenwood znalazła się w miejscu dawnego mauzoleum i wtedy wszyscy odczuli nagle gwałtowny spadek temperatury powietrza. Zrobiło się tak zimno, że widać było parę z oddechu. Po opuszczeniu tego miejsca, wszyscy znowu poczuli ciepło. Sprawdź także ten artykuł: Nawiedzony dom w Connecticut. Czy demony naprawdę go opętały? Sprawdzamy fakty.

Upiorne kondukty żałobne

Na Cmentarzu Greenwood pojawiają się czasem niesamowite procesje pogrzebowe. Mieszkanka Decatur Ann Cummings odwiedzając pewnego dnia grób ojca, zobaczyła stojącą na wzgórzu niedaleko drzewa kobietę, ubraną w długą, czarną suknię z bukietem żółtych kwiatów w dłoniach. Odwróciła się na chwilę, a kiedy ponownie spojrzała w kierunku nieznajomej, pod drzewem już nikogo nie było.  

Innym razem kilku pracowników koszących trawę na terenie cmentarza zwróciło uwagę na przechodzący obok kondukt żałobny. Kiedy postanowili podejść bliżej i zobaczyć, kogo tam chowają, okazało się, że dookoła nie ma żywej duszy.

Kolejny świadek, który obserwował idącą przez cmentarz procesję, podążył za nią na szczyt wzgórza, a kiedy tam dotarł, okazało się, że nikogo tam nie ma. W miejscu znajdował się natomiast nagrobek, a z napisu na nim wynikało, że spoczywa pod nim kobieta pochowana 60 lat temu, w tym samym dniu.

Jeden z pracowników cmentarza zauważył pewnego dnia kondukt pogrzebowy z udziałem samochodów stylizowanych na lata czterdzieste ubiegłego wieku. Zainteresował się, kim jest ten zmarły amator zabytkowych samochodów, jednak okazało się, że tym dniu nie planowano żadnego pogrzebu.

Zjawy dorosłych i dzieci na Cmentarzu Greenwood

 Najbardziej znanym miejscem nawiedzanym przez duchy jest sektor z grobami z czasów wojny secesyjnej. Podczas konfliktu zbrojnego stanów Północy i Południa (1861-1865) przez miasto Decatur często przejeżdżały pociągi więzienne, wiozące do obozów żołnierzy Konfederacji. W jednym z takich pociągów znajdowało się kilku mężczyzn, którzy w trakcie podróży zmarli na żółtą febrę. Linia kolejowa przebiegała niedaleko cmentarza, więc szybko wykopano grób na zboczu wzgórza i pochowano zmarłych. Ponieważ robiono to w dużym pośpiechu, mówi się, że niektórzy z tych żołnierzy mogli być jeszcze żywi.

Wiele osób twierdzi, że żołnierze nadal chodzą po wzgórzach Cmentarza Greenwood, odziani  pokrwawione mundury, kryją się za nagrobkami. Jeden ze zwiedzających cmentarz zobaczył pewnego nieznanego dnia mężczyznę stojącego między nagrobkami. Nieznajomy przywołał go gestem. Miał na sobie podarty mundur i wyglądał na bardzo zagubionego. „Czy możesz mi pomóc?” – zapytał mężczyzna w mundurze. „Gdzie ja jestem?” Turysta przyjrzał mu się uważnie i zauważył strach w jego oczach. Ciarki przeszły mu po plecach, kiedy żołnierz cicho dodał: „Chcę po prostu wrócić do domu”, a zaraz potem zniknął.

Na swoim grobie często bawi się podobno duch dziewczynki o imieniu Maggy. Odwiedzający cmentarz przynoszą jej zabawki i cukierki. Duch dziecka czasem dziękuje i śmieje się. Kiedyś na pogrzeb bliskiej osoby przyszła miejscowa kobieta z dzieckiem. Nagle podeszła do niej nieznajoma dziewczynka i zapytała, czy może pobawić się z jej synkiem, żeby nie nudził się podczas ceremonii. Matka zgodziła się, zapytała tylko małą, jak się nazywa. „Maggy” – odpowiedziała dziewczynka. A na pytanie, gdzie są jej rodzice, odpowiedziała: „Już dawno nie przychodzą na mój grób”. Może zainteresuje cię także: Nawiedzony dom pod Działdowem. Czy w tym domu naprawdę straszy?

Płacząca kobieta

Znana jest historia dziewczyny z okolic Greenwood, dotycząca wydarzeń z lat trzydziestych XX wieku. Pochodzący z Decatur młody człowiek trudnił się nielegalnym handlem alkoholem. Podczas próby potajemnego przekazania nabywcy partii butelek whisky, został napadnięty przez członków konkurencyjnej grupy handlarzy. Napastnicy zabili chłopaka i wrzucili go do rzeki. Miejscowi rybacy wyłowili ciało z wody, a narzeczona nieszczęsnego przemytnika, gdy dowiedziała się o jego śmierci, wpadła w rozpacz i uciekła z domu.

Wkrótce odnaleziono jej zwłoki – pływały w rzece w tym samym miejscu, w którym znaleziono jej narzeczonego. Dziewczyna utopiła się, nie mogąc żyć bez ukochanego. Została pochowana w sukni ślubnej. Ponieważ popełniła samobójstwo, wykopano dla niej grób na wzgórzu. Od tej pory dziewczynę w białej sukni spotykano w tym miejscu już nie raz. W dłoni zawsze ściskała chustkę, którą wycierała łzy po narzeczonym.

Diabelskie krzesło

Z Cmentarzem Greenwood związana jest legenda o „diabelskim krześle”. Zgodnie z wierzeniami, jeśli ktoś usiądzie na tym krześle w określonym czasie, może zawrzeć pakt z diabłem. Przez okres siedmiu lat będzie miał wszystko, o czym zamarzy, ale po wygaśnięciu umowy diabeł przychodzi, aby zabrać jego duszę. Mówi się, że ci, którzy usiądą na diabelskim krześle słyszą duchy, widzą diabła, a czasem nawet są w stanie cofnąć się w czasie.

Czym jest w rzeczywistości to dosyć osobliwe miejsce do siedzenia? Dziwne cmentarne krzesła zaczęły pojawiać się na Cmentarzu Greenwood w XIX wieku i przynajmniej na początku nie miały żadnych makabrycznych skojarzeń. Były to po prostu „krzesła żałobne” przeznaczone dla ludzi odwiedzających groby bliskich osób. Z powodu wandalizmu, obecnie pozostało już niewiele takich krzeseł. Niektórzy twierdzą, że krzesła przynoszą siadającym szczęście, inni – że pecha. Każdy może podjąć ryzyko i usiąść na diabelskim krześle, albo – przezornie – postać sobie z boku.

ikona podziel się Przekaż dalej