„Hałaśliwy duch” z Bawarii
Jednym z najbardziej spektakularnych rodzajów anomalii w świecie zjawisk paranormalnych jest poltertgeist. Nazwa pochodzi od niemieckich słów poltern = „łomotać, walić, hałasować” i Geist = „duch”. Hałaśliwy duch nie tylko stuka w ściany i rzuca przedmiotami, ale może też zalać wodą, schować gdzieś różne rzeczy, a nawet zostawić ślady zadrapań i ukąszeń. Uważa się, że termin „poltergeist” wymyślił w 1713 roku Niemiec Bertold Gerstmann, w którego domu w ciągu kilku tygodni, podobno absolutnie samorzutnie poruszały się szafy, latały ubrania i świeczniki, tłukły się talerze. Całe zjawisko zwykle zaczyna się od rzadkich i niewinnych zdarzeń, a potem często rozwija się w szerokie spektrum paranormalnych aktywności, których skutki mogą się wahać u ludzi od rozdrażnienia do prawdziwego przerażenia.
Z tego artykułu dowiesz się:
Duch w kancelarii adwokackiej
Zwariowane telefony w biurze prawnika
W historii badań poltergeista było wiele przypadków, a jeden z nich zdarzył się w niewielkim bawarskim miasteczku Rosenheim. Ciąg osobliwych zdarzeń zapoczątkowała banalna, jak się wydawało, awaria łączności telefonicznej. Latem 1967 roku wszelkie próby dodzwonienia się do kancelarii adwokackiej Sigmunda Adama okazywały się bezskuteczne. Telefon albo był zajęty, albo milczał. Licząc na to, że w tej sytuacji mogą pomóc specjaliści, kierownik biura Josef Engelhardt zwrócił się do firmy Siemens. W ciągu kilku tygodni technicy pracowali, sprawdzając kable i oprzyrządowanie, i w końcu zdecydowali się wymienić instalację telefoniczną i założyć w kancelarii licznik opłat.
Szczegółowa kontrola techniczna nie wykryła żadnych usterek, ale problemy z telefonami nie zniknęły. Już pierwszego dnia po remoncie licznik zarejestrował połączenie wychodzące, chociaż z biura nikt nie dzwonił. Bywało, że telefony dzwoniły wszystkie jednocześnie, a kiedy ktoś podnosił słuchawkę, zapadała cisza. Pewnego dnia odnotowano ponad 500 połączeń z „zegarynką”, usługą informacji o aktualnym czasie, za co kancelarii naliczono ogromny rachunek. Adwokat początkowo zwalał winę na nieostrożnych pracowników, później zaczął podejrzewać swoich konkurentów. Ostatecznie nakazał wyłączenie swobodnego dostępu do telefonów w biurze i sam kontrolował wszystkie połączenia. Niestety, to również nie rozwiązało problemu i rozmowy wychodzące były nadal rejestrowane z częstotliwością sześciu na minutę.
Sigmund Adam zrozumiał, że dzieje się coś niezwykłego. Okazało się na dodatek, że wszystkie dziwne połączenia wychodzące dotyczyły jednego dziewięciocyfrowego numeru w Monachium, który trzeba była za każdym razem wybierać ręcznie. To przekraczało ludzkie możliwości, aby raz po raz w ciągu wielu dni wykręcać i wykręcać wciąż ten sam numer. Wymiana wszystkich aparatów telefonicznych w kancelarii na najbardziej nowoczesne nie rozwiązała problemu dziwnych telefonów.
Anomalie w instalacji elektrycznej
Nie mniej dziwne okazały się ciągłe awarie urządzeń elektrycznych i biurowych. Wzywani elektrycy nie mogli znaleźć błędów w instalacji, a jedno co odkryli, to niezrozumiałe skoki natężenia elektrycznego. Ani wówczas, jesienią 1967 roku, ani pół wieku później eksperci z Instytutu Maxa Plancka nie znaleźli racjonalnego wyjaśnienia tego zjawiska. Nagły skok natężenia prądu z 10 A do 50 A, na skutek czego zniszczeniu uległy wszystkie urządzenia elektryczne w biurze prawnika, pozostaje dla naukowców niezrozumiały.
Na zachowanych z tamtego dnia wykresach widać wyraźnie, że cała sieć elektryczna działa w mieście poprawnie i zgodnie z planem. Ale co jest zaskakujące: czujniki zarejestrowały anomalię i przekroczenie parametrów prądu poza dopuszczalne limity.
Kilka dni później pracownicy kancelarii usłyszeli głośny huk, po którym zgasły światła. Zobaczyli, że świetlówki na suficie, na wysokości 2,5 m, skręcone są o 90 stopni w ich uchwytach, a połączenie elektryczne zerwane. Podczas wymiany świetlówek doszło do kolejnej awarii, nowo założone rury ponownie obróciły się w uchwytach. Adam postanowił wymienić świetlówki na tradycyjne żarówki. Wtedy jedna z żarówek eksplodowała i raniła urzędnika biurowego. Osłonięto wszystkie żarówki siatką nylonową; jeszcze tego samego popołudnia pękły cztery kolejne żarówki. Sprawdź także ten artykuł: Nawiedzony dom pod Działdowem. Czy w tym domu naprawdę straszy?
Adwokat podejrzewał przyczynę tych licznych awarii elektrycznych w sieci miejskiej i zwrócił się o interwencję do administracji. Sprawą zajął się dział techniczny pod kierownictwem Paula Brunnera. Poprowadzono bezpośrednie przyłącze kancelarii Adama od stacji transformatorowej, zainstalowano licznik; urządzenia zaplombowano, aby uniknąć manipulacji. Po tych wszystkich kontrolach można było wykluczyć zwarcia lub usterki w urządzeniach, a mimo to już w pierwszych dniach zarejestrowano przebicia o natężeniu ponad 50 A, towarzyszące odgłosom uderzeń.
Poruszenie na ścianach i podłodze
Przybywało świadectw osobliwych wydarzeń nie tylko ze strony pracowników biura i rodziny Adama, ale również postronnych obserwatorów. Wspomniany Paul Brunner z urzędu miejskiego, rozmawiając z jednym z urzędników kancelarii, stał przy małym stoliku obok obrazu z kwiatami. Kiedy od jego lewej strony wszedł do biura Sigmund Adam, obraz bardzo szybko obrócił się o 360 stopni, tak że drut zawieszki zaplątał się na haku.
Syn adwokata, wówczas trzynastoletni chłopak, pamięta doskonale kołysanie się bez żadnej przyczyny lamp na korytarzu, przygasanie i zapalanie się żarówek i świetlówek, i swój strach przed nieznanym. Dobrze, że w biurze nie było interesantów, bo pewnie drogi do wyjścia by nie znaleźli.
Z czasem zjawisko zaczęło nasilać się: w obecności profesora fizyki P. Büchela wysunęły się samoczynnie szuflady, ważąca ponad 150 kg szafa z aktami sama odsunęła się od ściany na 30 cm, obrazy i kalendarze spadały ze ścian albo obracały na zawieszkach, lampy kołysały się niczym podczas trzęsienia ziemi, a z kopiarki zaczął wyciekać płyn.
Dziewczyna z Rosenheim
Niewytłumaczalne wydarzenia w Rosenheim wzbudziły zainteresowanie opinii publicznej. Sigmund Adam zaczął otrzymywać listy z całego świata. Jedni radzili mu zatrudnić egzorcystę albo łowcę duchów, inni byli pewni obecności poltergeista, działającego za pośrednictwem medium. Za tym, że fenomen posiada związek z jakąś osobą przemawiał fakt, że wszystkie wybryki poltergeista działy się w godzinach pracy biura. Próby wyjaśnienia zakłóceń środkami technicznymi porzucono ostatecznie po incydencie z obracającym się obrazem. Ponieważ ani specjaliści od telefonii i energetyki, ani policja kryminalna nie była w stanie udzielić wyjaśnień, powołano zespół ekspertów najwyższej klasy: fizyków dr. Kargera z Instytutu Maxa Plancka i dr. Zicha z Politechniki w Monachium, wspomnianego wcześniej prof. Hansa Bendera z Fryburga, oraz prof. Andreasa Rescha z uniwersytetu w Innsbrucku.
Kancelaria adwokacka stała się pułapką na duchy: badacze zainstalowali w niej mikrofony, magnetometry, czujniki ciepła, oscylografy i rejestratory parametrów prądu elektrycznego. Na wyniki nie musieli długo czekać. Znowu zaczęły pękać żarówki, chociaż włókna żarowe były nienaruszone, a szafa przesuwała się na oczach ekspertów. Nawet sceptycy musieli przyznać, że mają do czynienia z poltergeistem. Ale kto jest jego medium?
Podejrzenie padło na dziewiętnastoletnią sekretarkę Annemarie Schaberl. Od dwóch lat dziewczyna odbywała praktykę w kancelarii Adama. Zakłócenia miały miejsce tylko wtedy, gdy w biurze obecna była Annemarie, i nigdy przed 7:30, kiedy zaczynała pracę. Wzięto praktykantkę pod lupę. Parapsycholog Bender zanotował: „Kiedy dziewczyna idzie korytarzem, lampy za nią zaczynają się kołysać, oprawy oświetleniowe pękają, a odłamki lecą w jej stronę”. Sama dziewczyna skarżyła się ostatnio na silny ucisk w uszach. Miała też mocno zaczerwienioną skórę twarzy aż do szyi, które lekarz zdiagnozował jako przekrwienie, nienaturalne rozszerzenie naczyń krwionośnych.
Po szczegółowym wypytaniu sekretarki o stan zdrowia okazało się, że dziewczyna przeżywała ogromny stres związany z problemami osobistymi. W rezultacie miewała czasami napady agresji, ale zdarzało się to wyłącznie w domu, ponieważ w biurze potrafiła zapanować nad sobą i zachowywać się całkiem normalnie – była uprzejma, zaangażowana i wydajna w pracy.
Aby potwierdzić swoje przypuszczenia, naukowcy wysyłają wszystkich pracowników jednego po drugim na kilkudniowe urlopy. Podczas nieobecności Annemarie osobliwe zjawiska nagle znikają, ale już w dniu jej powrotu do pracy wracają z całą mocą. Wątpliwości zostały rozwiane. 18 stycznia 1968 roku adwokat wezwał do siebie dziewczynę i oznajmił jej, że w ostatnim półroczu straty spowodowane wymianą sieci telefonicznej i elektrycznej, a także działaniami parapsychologów i fizyków, osiągnęły kwotę 15000 dolarów, i zaproponował jej rozwiązanie umowy.
W archiwum zachowała się notatka: „Annemarie Schaberl przeszła szeroko zakrojony test psychologiczny. Wyniki wskazują, że cierpiała na napady złości. Całe jej niezadowolenie wynikające z negatywnych okoliczności zaistniałych w życiu wybuchło w formie psychokinezy i wywołało zjawiska, z którymi wszyscy pracujący w kancelarii Sigmunda Adama musieli się zmagać”.
Poltergeist opuścił kancelarię prawniczą w Rosenheim 18 stycznia 1968 roku, przechodząc do historii. Można by to uznać za miejską legendę, gdyby nie kilometry filmu, na którym uchwycono przejawy działania „hałaśliwego duch” oraz pisemne relacje naocznych świadków i zapisy urządzeń kontrolnych. Sprawdź także ten artykuł: Klątwa średniowiecznego zamku w Niedzicy – dlaczego tu straszy?
Profesorskie wyjaśnienie fenomenu z Rosenheim
Dla profesora Hansa Bendera, założyciela i kierownika parapsychologicznego instytutu we Fryburgu (Institut für Grenzgebiete der Psychologie und Psychohygiene), którego poproszono o zbadanie zakłóceń mechanicznych i elektrycznych w kancelarii adwokackiej w południowej Bawarii, było jasne: „Nie ma potwierdzonych technicznie anomalii. Nie ma też poltergeista. To młoda stażystka Annemarie Schaberl była wyzwalaczem tego zjawiska nieświadomie i poprzez spontaniczną telekinezę. Zgodnie z tą teorią osoby wrażliwe i niestabilne psychicznie, szczególnie w młodym wieku, które posiadają mocno ograniczoną tolerancję na stres, mogą ten stan nieświadomie uzewnętrzniać. Ich tłumiona frustracja jest w stanie poruszać przedmioty – niczym ręką ducha, ale bez zjaw i demonów.”
No cóż, jeśli psychokineza jest dla profesora zwykłym skutkiem negatywnych emocji wrażliwej dziewczyny, to w zasadzie w kancelarii Sigmunda Adama w Rosenheim nic takiego się nie wydarzyło…