Brama do Puszczy Białowieskiej

Piękno i tradycja

Hajnówka to niewielkie miasto leżące tuż przy zachodniej granicy Puszczy Białowieskiej, 57 km od Białegostoku. Z uwagi na swoje położenie bywa nazywane bramą do tego zabytku przyrody. Stanowi enklawę ludności białoruskiej, która według spisu z pierwszej dekady lat 2000 stanowiła blisko 27% ogółu mieszkańców. Wierni prawosławni mają do dyspozycji kilka cerkwi i innych miejsc kultu, niektóre o statusie zabytków.

Region słynie z pięknych, atrakcyjnych turystycznie terenów, głównie lasów. W powszechnym odbiorze stanowi również ostoję tradycyjnych, konserwatywnych wartości. Religia zajmuje istotne miejsce w życiu lokalnej społeczności. Przestępczość jest raczej na niskim poziomie. Dominują wykroczenia związane z nadmiernym spożywaniem alkoholu lub niewłaściwym parkowaniem.

Ksiądz Tomasz

W 2009 r. Hajnówka liczyła sobie nieco ponad 22 tysiące mieszkańców, w tym aż 6 kobiet w wieku 100 lat. Do lokalnej społeczności zaliczał się również prawosławny ksiądz Tomasz Lewczuk wraz z żoną i dwójką małych dzieci. Mężczyzna tu właśnie przyszedł na świat 20 stycznia 1971 r. Ukończył szkołę pierwszego i drugiego stopnia. W 1990 roku wstąpił do Wyższego Prawosławnego Seminarium Duchownego w Warszawie z siedzibą w Jabłecznej.

W 1991 r. Lewczuk wyjechał na Słowację, aby studiować na Fakultecie Teologii Prawosławnej Uniwersytetu Preszowskiego. Pięć lat później obronił pracę pod tytułem "Technika modlitwy Jezusowej na podstawie dzieł ojców ascezy" i uzyskał dyplom.

Wikary w Świętej Trójcy

Tomasz Lewczuk związał swoje życie z religią i posługą kapłańską. 31 sierpnia 1997 roku mężczyzna otrzymał święcenia diakońskie z rąk śp. metropolity Bazylego w katedrze św. Marii Magdaleny w Warszawie. 11 lat później został wyświęcony na kapłana w hajnowskim soborze Św. Trójcy przez arcybiskupa Mirona.

Ksiądz Tomasz był bardzo związany ze swoim rodzinnym miastem. Pełnił funkcję wikarego w Parafii Świętej Trójcy. Młody mężczyzna cieszył się ogromną sympatią ze strony wiernych, którzy doceniali jego zaangażowanie w życie parafii. Pomagał chociażby w organizowaniu Dni Muzyki Cerkiewnej. Lubili go również koledzy po fachu.

Niespodziewana przeszkoda

Sedes

2 maja 2009 r. Tomasz Lewczuk wybrał się wraz z rodziną w odwiedziny do znajomego księdza. Duchownemu właśnie urodziło się dziecko, poprosił więc przyjaciela z Hajnówki, aby je ochrzcił. Wieczorem Lewczukowie ruszyli w drogę powrotną do domu. Dochodziła 22:00, od celu dzieliło ich zaledwie 7 kilometrów. Wysłali do świeżo upieczonego taty sms, że za chwilę będą u siebie. Zapewne marzyli, by położyć się do łóżek.

Kierowca nieco mocniej docisnął pedał gazu. Jechał dość blisko środka drogi, być może po to, by uniknąć dziur na poboczu. Nagle tuż przed autem jak spod ziemi wyrosła przeszkoda w postaci… starego sedesu. Porzucony przedmiot stał na środku skrzyżowania drogi krajowej z lokalną szutrówką.

Drzewo

Kierowca zbyt późno zorientował się w sytuacji. Kiedy zauważył klozet, próbował jeszcze odbić w lewo. Gwałtowny manewr spowodował utratę kontroli nad autem. Rozpędzona maszyna wpadła na prawe pobocze i uderzyła bokiem o rosnące tam drzewo. Na miejscu wkrótce pojawiła się karetka.

Ksiądz Tomasz był w najgorszym stanie. Został ciężko ranny w głowę, miał również obrażenia kręgosłupa. Jego 34-letnia żona, 7-letnia córeczka Ania i 3-letni syn Aleksander byli jedynie dość mocno potłuczeni. Wkrótce doszli do siebie i wrócili do domu. Niestety ich ukochany mąż i tata nie miał tyle szczęścia. Ani na chwilę nie odzyskał przytomności. Odszedł tydzień po tragicznym zdarzeniu. Miał 38 lat.

Wypadek czy klątwa?

Rękawiczka

Nieoczekiwana śmierć szanowanego i popularnego duchownego wstrząsnęła parafianami. -To był taki wspaniały człowiek i tak pięknie odprawiał nabożeństwa- mówili dziennikarzowi “SuperExpressu” Olga i Jan Sieroccy.- Będziemy się za niego modlić. - Miał zaledwie 38 lat. Ponad rok temu otrzymał święcenia kapłańskie i jako wikariusz pracował w parafii Świętej Trójcy. Ostatni raz widziałem go w czasie Wielkanocy. Teraz taki dramat... - wtórował ks. Anatol Szymaniuk, rzecznik prawosławnej kurii białostocko-gdańskiej w rozmowie z “Kurierem Porannym”.

Tymczasem policja podjęła działania wyjaśniające okoliczności okropnego wypadku. W końcu, gdyby nie sedes ustawiony na środku drogi do śmierci księdza najprawdopodobniej by nie doszło. Przeprowadzono oględziny muszli klozetowej. Była stara, wyglądała tak, jakby ktoś pozbył się jej w trakcie remontu. Uwagę funkcjonariuszy przykuł jednak jeden szczegół- leżąca w środku rękawiczka z wyraźnymi śladami krwi.

Spisek sióstr

Po 6 tygodniach na posterunek policji w Hajnówce zgłosił się Stefan K., mieszkaniec sąsiedniej wsi. Mężczyzna wytłumaczył mundurowym, że sedes należał kiedyś do niego. Został zdemontowany i wymieniony na nowy, nie trafił jednak na wysypisko. Stefan K. wywiózł odpad na posesję należącą do jego rodziców. Być może liczył na to, że klozet jeszcze kiedyś się przyda. Pewnego dnia muszla po prostu zniknęła. Stefan K. podejrzewał kradzież.

Stary sedes miał według mężczyzny posłużyć jako element magicznego rytuału zamówionego u szeptuchy przez zawistne siostry mężczyzny. Rodzeństwo od dłuższego czasu było ze sobą skłócone. Poszło, jak to zwykle bywa, o pieniądze. Stefan K. był bogaty, dzięki zarobionym pieniądzom wybudował we wsi okazały dom. Siostry zazdrościły mu powodzenia. Konflikt z płaszczyzny czysto przyziemnej przeniósł się w sferę duchową. Jako że właściciel klozetu traktował swoją opowieść śmiertelnie poważnie, policjantom nie pozostało nic innego, jak sprawdzić ten niecodzienny trop.

Wariograf

Pomówione przez brata kobiety Anna i Eugenia zgodziły się na przedstawienie własnej wersji zdarzeń. Osiem lat wcześniej, kiedy z doczesnym życiem pożegnał się wujek rodzeństwa, Stefan K. przejął cały należący się rodzinie zasiłek pogrzebowy. Od tamtej pory stosunki między całą trójką były bardzo napięte. Pogorszyły się jeszcze bardziej wraz ze śmiercią rodziców Stefana, Anny i Eugenii. Starsi państwo nie pozostawili po sobie testamentu. Nikt zatem nie wiedział jaka część ojcowizny mu się należy. Sporom nie było końca. Niektóre kończyły się w sądzie.

Anna i Eugenia zostały przesłuchane na okoliczność śmierci ks. Lewczuka. Zaprzeczyły jakoby miały jakikolwiek związek z sedesem na drodze. Aby udowodnić swoją niewinność, zgodziły się nawet na badanie wariografem. Jedna z podejrzanych skarżyła się później w prasie, że rozmowa z policjantami skończyła się dla niej traumą. Mundurowi mieli naciskać, by przyznała się do winy.

Wobec braku jakichkolwiek dowodów przeciw Stefana K., śledczy musieli ten wątek odpuścić. Jednak historia z czarną magią w tle zaczęła już żyć własnym życiem. Historia o rzucających uroki szeptuchach stała się znana na całą Polskę. Dziennikarze domagali się odpowiedzi kto ponosi odpowiedzialność za drogową tragedię. Jeśli szukasz innych kryminalnych historii, sprawdź także: Czy to prawda, że demon opętał 14-latka? Przerażające egzorcyzmy Rolanda Doe.

Klątwa wiedźmy

Modlitwy Anny

W akcie desperacji policjanci zaczęli rozpytywać lokalne znachorki. Tym tropem trafili do niejakiej Hanny B. z Rutki, starszej kobiety, która uchodziła za szeptuchę (w tradycji ludowej szeptucha zwana również szeptunką czy wiedźmą uzdrawiała ludzi za pomocą modlitwy lub magicznych obrzędów). Kobieta była tak przerażona, że ledwo mogła z siebie wydusić jakiekolwiek słowo. Dużo bardziej rozmowny był mąż Hanny. -Idźcie w p…u!- krzyknął do nieproszonych gości.

Śledczy jednak drążyli temat. Poprosili mężczyznę, by się uspokoił, a kobietę o krótką rozmowę. Hanna na przemian żegnała się znakiem krzyża i zapewniała, że nie miała nic wspólnego z sedesem ustawionym na rozstajnych drogach. Zgodziła się nawet na badanie wariografem. Urządzenie potwierdziło, że mówiła prawdę.

Męczennik za wiarę

Lokalni mieszkańcy również wystawili swojej sąsiadce jak najlepsze świadectwo. Powtarzali, że znachorka jest osobą głęboko wierzącą. Niesie nieodpłatną pomoc każdemu, kto ją o to poprosi, ponieważ uznaje swoje zdolności za dar, na którym nie wolno zarabiać. Nie stosuje jednak żadnej czarnej magii, a jedynie modlitwę.

Niektórzy nie dali się jednak przekonać. W kwestii szeptuch głos zabrał biskup gorlicki Paisjusz. Był przyjacielem księdza Tomasza, wziął udział w jego pogrzebie. Mówimy o sobie prawosławni chrześcijanie, ale czy tacy naprawdę jesteśmy? Kto korzysta z usług zielarzy, wróżek, szeptuch? Przecież to ci sami ludzie, którzy chodzą do cerkwi! Cerkiew im mówi, że nie wolno, że to grzech, ale oni przecież wiedzą lepiej, bo im jakoby pomaga! Przed wami leży męczennik za wiarę. Zabił go diabeł, ale człowiek nie jest tu bez winy… - przekonywał.

Jeśli nie szeptucha, to kto?

Policjanci poza magicznym sprawdzili również inne tropy. Podejrzewali, że sedes ustawili na drodze podpici dowcipnisie, być może imprezujące w okolicznych domach nastolatki. Hipotezę tę wsparła zeznaniami inna mieszkanka Hajnówki. Feralnego 2 maja kobieta jechała tą samą trasą, którą kilka później przemierzał ksiądz z rodziną i zauważyła sedes leżący na poboczu. Być może jakiś pozbawiony wyobraźni chuligan uznał, że dla kawału wciągnie go na jezdnię?

Nikogo takiego ostatecznie nie znaleziono, choć policjanci znali paru wyrostków obdarzonych wystarczająco dużą fantazją. - Wyobraźni nigdy im nie brakowało- mówił po czasie jeden z funkcjonariuszy dziennikarzowi “Gazety Współczesnej”. - Póki któryś z nich, a mamy ich tu kilku, nie powie, jak wtedy mogło być, nie ze skruchy oczywiście, ale żeby przy innej okazji ratować swoje „cztery litery”, będziemy ciągle poruszać się w sferze domysłów i od czasu do czasu robić w mediach sensację, że mamy na Podlasiu ciemnotę, zabobon. I że ludzie giną z powodu czarnej magii.

Pozostawała jeszcze zakrwawiona rękawiczka. Udało się wyizolować i zabezpieczyć profil DNA, ale bez materiału porównawczego dowód ten był bezużyteczny. Dwa lata po śmierci 38-letniego księdza prokuratura zdecydowała się umorzyć śledztwo ze względu na niewykrycie sprawcy.

Powtórka z tragedii

Siedem lat po nieszczęśliwym wypadku miała miejsce bardzo podobna tragedia. 18 marca prokurator Andrzej Russko, prywatnie kuzyn zmarłego księdza, jechał szosą z Bielska Podlaskiego do Hajnówki. Znał tę trasę na pamięć. Kiedy dojeżdżał do miejscowości Hołody, pogoda zaczęła się psuć. Gwałtowny podmuch wiatru odłamał od rosnącego przy szocie drzewa ogromny konar. Kłoda z impetem uderzyła w maskę samochodu. Kierowca zginął na miejscu.

Okoliczności zdarzenia zbadała białostocka prokuratura okręgowa. Nie dopatrzono się w nim działalności osób trzecich. Prokurator stracił życie z powodu wyjątkowo niefortunnego zbiegu okoliczności. Niektórzy jednak dopatrywali się w sprawie drugiego dna.

Andrzej Russko, człowiek mocno wierzący i praktykujący, wyjątkowo silnie przeżył śmierć swojego kuzyna. Uważał, że winę za tragedię ponosiła szeptucha. Krytykował decyzję o umorzeniu śledztwa. - Każdego dnia przed pracą zajeżdżał do soboru, modlił się i stawiał świeczkę. Są rzeczy na niebie i ziemi, o jakich nie śniło się filozofom…- mówił “Gazecie Współczesnej” znajomy zmarłego.

Autor: Natalia Grochal

Źródła:

  1. https://pl.wikipedia.org/wiki/Hajn%C3%B3wka
  2. https://www.youtube.com/watch?v=kTXKV-BiESQ
  3. https://wiadomosci.dziennik.pl/wydarzenia/artykuly/89264,ksiadz-zginal-przez-sedes.html
  4. https://poranny.pl/kto-zabil-ksiedza-dowcipnis-czy-szeptucha-kto-na-srodku-ulicy-ustawil-sedes/ar/5205444
  5. https://poranny.pl/smierc-ks-tomasza-lewczuka-to-nadal-tajemnica-zginal-przez-sedes-na-drodze/ar/5354030
  6. https://www.se.pl/wiadomosci/polska/ksiadz-zgina-przez-ten-kretynski-zart-aa-eDpD-qNV4-2Lgm.html
  7. https://wiadomosci.dziennik.pl/wydarzenia/artykuly/89661,ksiadz-zginal-przez-zabobon.html
  8. https://podlaskie.tv/sedes-na-drodze-ksiadz-smierc/
  9. https://wspolczesna.pl/ksiadz-zginal-przez-sedes-a-moze-przez-czarna-magie/ar/9973205
ikona podziel się Przekaż dalej