Lidia Macchi - wiersz, który pomógł odnaleźć mordercę
Przyjdzie śmierć i będzie miała twoje oczy - ta śmierć, która nam towarzyszy od świtu do zmierzchu, bezsenna, milcząca, jak odwieczne poczucie winy lub bezsensowny nałóg. Twoje oczy będą pustym słowem, przemilczanym krzykiem, ciszą. Takimi je widzisz co dzień rano, kiedy nad sobą pochylasz się w lustrze. (...) - Cesare Pavese, Przyjdzie śmierć i będzie miała twoje oczy
Jeśli szukasz więcej informacji i ciekawostek historycznych, sprawdź także zebrane w tym miejscu artykuły o zagadkach kryminalnych.
Morderstwo w kamieniołomie
Kolacja
5 stycznia 1987 r. Lidia Macchi zaproponowała rodzicom wspólną kolację o godzinie 20:15. Mniej więcej o tej porze zamierzała wrócić ze szpitala w Cittiglio. W placówce od dwóch dni przebywała jej przyjaciółka - Paula Bonnari - poszkodowana w wypadku samochodowym. Lidia bardzo chciała ją odwiedzić. Georgio Macchi dał córce kluczyki do swojego Fiata Pandy oraz 10 tys. lirów na uzupełnienie paliwa, ponieważ w aucie paliła się już rezerwa.
Dwudziestojednoletnia kobieta była studentką drugiego roku prawa i znaną w okolicy działaczką społeczną. Należała do żeńskiej drużyny skautów o wdzięcznej nazwie Biedronki oraz do katolickiej organizacji Comunione e Liberazione (Komunia i Wyzwolenie). Znajomi opisywali ją jako wesołą, pełną życia, zawsze chętną do pomocy osobę o niezwykle silnych przekonaniach moralnych, szczególnie tych dotyczących seksu. Studentka miała również poetycką duszę - zawsze nosiła przy sobie kajecik, w którym nieustannie zapisywała wiersze i różne filozoficzne przemyślenia.
To do niej niepodobne!
Kiedy Lidia nie pojawiła się w domu o umówionej godzinie, jej matka zaczęła się poważnie niepokoić. Spóźnianie się bez uprzedzenia było do jej córki zupełnie niepodobne. Giorgio zadzwonił do szpitala w Cittiglio i odbył krótką rozmowę z Paulą Bonnari. Dziewczyna potwierdziła, że widziała się z przyjaciółką tego wieczora. Wizyta trwała od 19:15 do około 20:10. Wtedy to Lidia zerwała się z krzesła i ruszyła szybko w stronę wyjścia ponieważ zauważyła, że się zasiedziała.
O 23:00 zaniepokojony nie na żarty mężczyzna wsiadł w drugi samochód i ruszył na poszukiwania. W pierwszej kolejności sprawdził parking pod szpitalem, ale nigdzie nie zauważył Pandy, którą tego wieczora poruszało się jego dziecko. Następnie osobiście spotkał się z Bonnari, aby po raz kolejny potwierdzić, że dziewczyny widziały się na oddziale tak, jak miały to w planach. Niezmordowany Giorgio do wczesnych godzin porannych krążył po okolicy próbując trafić na jakiś ślad Lidii. W tym samym czasie pani Macchi obdzwoniła wszystkich znajomych i dalszych członków rodziny. Wszystko na próżno. Nikt nie widział dziewczyny.
Panda
Sprawa została zgłoszona na policję, a funkcjonariusze od razu ruszyli w teren. Dokładnie przeczesali drogę z Varese, gdzie mieszkała rodzina Macchi, do Cittiglio, ze szczególnym uwzględnieniem różnego rodzaju rowów i wąwozów, których w okolicy nie brakowało. Ratownicy podejrzewali, że kobieta mogła ucierpieć w wypadku drogowym na odludziu, skąd nie była w stanie wezwać pomocy. Mimo iż w poszukiwania został zaangażowany śmigłowiec, nie udało się odnaleźć żadnej wskazówki na temat losu dziewczyny.
Następnego dnia wieść o jej zaginięciu trafiła do szerszego grona odbiorców. Do akcji włączyło się kilkudziesięciu wolontariuszy, wśród których znajdowali się również przyjaciele dwudziestojednolatki z Comunione e Liberazione. Podzieleni na mniejsze grupki metodycznie przeczesywali miejsca, w których kobieta mogła się znajdować. 7 stycznia rano jednej z takich grup udaje się w końcu namierzyć Fiata Pandę Macchich. Samochód stał porzucony na uboczu, przy porośniętym drzewami wjeździe do żwirowni, zlokalizowanej zaledwie 300 m. od szpitala w Cittiglio. Na miejsce zostali wezwani karabinierzy.
29 ciosów
Ciało studentki leżało koło samochodu twarzą do ziemi. Było ubrane i przykryte ogromnym kartonem. Pod spodem śledczy odnaleźli dużą, brązową torbę skórzaną, a w niej - między innymi - prawo jazdy, pieniądze na paliwo oraz kartki z dwoma wierszami. Jeden był autorstwa Lidii i traktował o niemożliwej do zrealizowania miłości do mężczyzny. Drugie dzieło wyszło spod pióra znanego włoskiego poety - Cesare Pavese - i miało tytuł Przyjdzie śmierć i będzie miała twoje oczy.
Już na pierwszy rzut oka dało się określić w przybliżeniu przyczynę śmierci. Było nią wykrwawienie z licznych ran kłutych, którymi było pokryte całe ciało. Narzędzia zbrodni - mógł nim być niewielki nożyk lub scyzoryk - nie udało się nigdzie odnaleźć. Za to w samochodzie na siedzeniu kierowcy odkryto ogromną plamę krwi, a więc kobieta została zaatakowana w środku. Próbowała uciec, ale nie dała rady. Zbrodniarz dopadł ją na zewnątrz i dokończył dzieła.
Późniejsza sekcja zwłok wykazała, że morderca zgwałcił denatkę, która w tamtym czasie była dziewicą, a następnie zadał jej aż 29 ciosów nożem o krótkim ostrzu. Z ciała pobrano próbki nasienia, Wysłano je następnie do laboratorium w Wielkiej Brytanii celem wyodrębnienia profilu DNA (czas oczekiwania na wynik: kilka miesięcy). Jako pierwsi na liście podejrzanych znaleźli się notowani przestępcy seksualni, ale każdy z nich miał na czas zdarzenia żelazne alibi. W dalszej kolejności pod lupę śledczych trafili znajomi zabitej kobiety, a także pewien ksiądz… A może zainteresuje cię także ten artykuł na temat morderstw znad jeziora Bodom?
Kto mógł coś takiego zrobić?
Ostatnie pożegnanie
9 lutego odbył się pogrzeb Lidii, w którym wzięło udział wielu zszokowanych tragedią ludzi. Mieszkańcy niewielkiego Varese nie mogli wręcz zrozumieć kto w tak brutalny sposób mógł skrzywdzić wierzącą, praktykującą chrześcijankę o twardym kręgosłupie moralnym, która starała się wieść cnotliwe życie. Państwo Macchi odebrali tego dnia wiele kondolencji, zarówno w formie bezpośredniej, jak i listownej. Wśród kopert znaleźli jednak coś niepokojącego - anonimowy wiersz zatytułowany Na śmierć przyjaciółki.
Utwór był niezwykle tajemniczy. W wielu miejscach nawiązywał do Biblii i śmierci Jezusa Chrystusa. Zawierał również fragmenty opisujące los, który spotkał dwudziestojednoletnią studentki prawa. Na dole, zamiast podpisu, widniał niezidentyfikowany okrągły znak. Śledczy potraktowali ten trop poważnie. Wkrótce powiązali tekst z wielebnym Antoniem Costabile, księdzem, na którego msze Lidia regularnie uszczęszczała. Mężczyzna został aresztowany 17 czerwca, pięć miesięcy po morderstwie.
Wielebny
Duchowny nie miał dobrego alibi na wieczór 5 stycznia 1987. Twierdził, że po południu zjadł kolację z przyjaciółmi, a następnie wrócił na plebanię, aby przygotować kazanie do jutrzejszej mszy. Około północy położył się do łóżka. Znaleźli się jednak świadkowie, którzy zeznali, że wielebny Costabile spędził nie był wcale w domu, ale na zajęciach, które specjalnie dla nich zorganizował. Ostatecznie wersja księdza wygrała, a pomawiających go ludzi skazano za krzywoprzysięstwo.
Wątpliwości nie ulegał za to fakt, iż mężczyzna posiadał scyzoryk z krótkim ostrzem, który mógł zostać użyty do zabicia Lidi. Duchowny najpierw zgodził się dostarczyć go śledczym. Później jednak wycofał swoją propozycję twierdząc, że zgubił podejrzany przedmiot. Mimo iż funkcjonariusze badali jego udział w sprawie do 2015 r., to nie zdołali zebrać wystarczająco dużo materiału, aby postawić Costabile przed sądem.
Przyjaciele
Równolegle ze ściganiem autora tajemniczego listu śledczy sprawdzali inne tropy. Przesłuchali znajomych Lidii ze wszystkich organizacji, w których się udzielała. Ostatecznie mundurowi skupili się na trzech osobach, które znalazły Fiata Pandę przy wjeździe do kamieniołomu. Zrobili to pod wpływem anonimowego donosu. Jego autor twierdził, że winnym morderstwa jest Roberto Bechis, który znajdował się wśród “znalazców”. Mężczyzna miał jednak na czas zbrodni żelazne alibi - był w restauracji w Mediolanie, co potwierdzili liczni świadkowie.
Po Bechisie przyszła kolej na Giuseppe Sotgiu, znajomego Macchi jeszcze z czasów liceum. Należał do Comunione e Liberazione. Chłopak znał się z Roberto, dzielił z nim nawet pokój w akademiku. 13 lutego trafił na przesłuchanie, w trakcie którego nie był w stanie dokładnie opowiedzieć co robił feralnego 5 stycznia. Najpierw utrzymywał, że poszedł do kina z kolegami, ale później zmienił zdanie. Ukrył przed śledczymi fakt, że spotkał się z dziewczyną dwa dni wcześniej. Ostatecznie jednak inni świadkowie potwierdzili, że Giuseppe spędzał z nimi czas w domu w momencie, kiedy Macchi została zaatakowana.
Zabawa w kotka i myszkę
Drogi donikąd
W kolejnych latach sprawa zabójstwa studentki prawa z Varese stała się “zimna”. Dopiero w 2009 r. pojawił się kolejny trop. W miasteczku Cocquio, leżącym - podobnie jak Cittiglio - w prowincji Varese odnaleziono zmasakrowane i przykryte kartonem ciało kobiety. Sprawcą tego ohydnego czynu był malarz pokojowy - Giuseppe Picolomo. Mężczyzna został skazany na dożywocie. W 2013 r. śledczy próbowali udowodnić, że zwyrodnialec pozbawił życia również Lidię Macchi, ale po krótkim czasie musieli się poddać. Ślady biologiczne pobrane z samochodu nie pasowały do Picolomo.
W 2014 r. tajemniczy anonimowy list, który zrozpaczeni rodzice otrzymali w dniu pogrzebu córki, wyciekł do mediów. Prasa i telewizja zwróciły się do swoich widzów o pomoc w zidentyfikowaniu autora publikując treść utworu. Jeden z jego fragmentów brzmiał:
Dlaczego ja. Ponieważ ty.
Dlaczego, w tę mroźną noc,
Kiedy gwiazdy są takie piękne,
Zbezczeszczone ciało,
Podarty welon,
Leży.
Stefano
Enigmatyczne, brutalne strofy zostały rozpoznane przez Patrizię Bianchi. Kobieta stwierdziła, że ich autorem jest pięćdziesięcioletni Stefano Binda - licealny kolega nie tylko samej Bianchi, ale również Lindy Macchi. Aktualnie bezrobotny doktor filozofii mieszkał w Brebbi (prowincja Varese), w której cieszył się nieposzlakowaną opinią.
Patrizia dostarczyła śledczym próbki pisma Stefano, który wysyłał jej czasami pocztówki z pozdrowieniami. Kształt i nachylenie liter z karter były łudząco podobne do kształtu i nachylenia liter z wiersza Na śmierć przyjaciółki. 15 stycznia 2016 r. podejrzany trafił do aresztu. Funkcjonariuszom udało się ustalić, że w przeszłości mężczyzna miał problemy z prawem. Był uzależniony od narkotyków. Czasami pojawiał się w miejscach spotkań narkomanów na obszarze całej prowincji Varese. W latach 1993 - 1995 przebywał na odwyku, który niewiele mu jednak dał. W 2009 r. stracił prawo jazdy za prowadzenie “pod wpływem”. Mundurowi znaleźli w mieszkaniu Bindy pamiętnik z lat 80. Kartki, na których musiały być zapisane wydarzenia z 5 stycznia 1987 r., zostały wyrwane.
5 stycznia 1987 r.
Bezrobotny doktor filozofii nie przyznawał się ani do napisania anonimowego wiersza, ani do zabicia Lindy Macchi. Utrzymywał, że feralnego dnia przebywał na feriach w Pragelato, 250 km od Varese. Jako że na potwierdzenie tych słów nie znaleźli się żadni świadkowie, prokurator zdecydował się wnieść akt oskarżenia. Zarzucił Bindzie brutalne morderstwo z premedytacją. Proces ruszył w 2017 r. Czekaliśmy trzydzieści lat aby w końcu ktoś rzucił odrobinę światła na morderstwo Lidii. Prokuratura w Mediolanie pracowała w milczeniu, ale pracowała ciężko - powiedziała w wywiadzie dla Rai Uno matka zamordowanej..
Jak, według organów ścigania, potoczyły się wydarzenia z 5 stycznia 1987 r.? Stefano podjechał własnym autem na parking szpitala w Cittiglio, aby spotkać się z Lidią. Być może poprosił ją o pomoc w zakupie narkotyków. Para wsiadła do Fiata Pandy kobiety i odjechała w stronę kamieniołomów. Tam kobieta została zgwałcona. Następnie Binda pozbawił ją życia w obawie, że ofiara zepsuje mu reputację wśród znajomych i członków Comunione e Liberazione, do której oboje należeli. Po wszystkim wrócił piechotą na parking po swoje auto.
Historia ta posiadała wiele luk i niedopowiedzeń. Co jednak gorsze, to przeciwko Stefano nie udało się znaleźć jednoznacznych i konkretnych dowodów. DNA śliny pobranej spod znaczka, który znajdował się na kopercie z anonimowym listem, nie pasowało do oskarżonego. Włosy znalezione na ekshumowanych w 2016 r. szczątkach Lidii, również nie należały do Stefana. Próbek nasienia nie udało się w ogóle dopasować, gdyż dowód ten został zniszczony wiele lat wcześniej w niejasnych okolicznościach. Świadkowie nie zauważyli, aby Lidia - po wyjściu ze szpitala - spotkała się z kimkolwiek na parkingu.
Niewinny?
W 2018 r. Stefano Binda został uznany winnym i skazany na dożywocie. Sąd apelacyjny uchylił wyrok, ponieważ uznał, że wina oskarżonego nie została dostatecznie udowodniona. Po trzech latach spędzonych za kratkami mężczyzna mógł wyjść na wolność, a skarb państwa wypłacił mu odszkodowanie. 27 stycznia 2021 r. mężczyzna został ostatecznie oczyszczony z wszelkich zarzutów przez sąd kasacyjny. Tym samym zagadka śmierci Lidii Macchi pozostaje po dziś dzień nierozwiązana.
W 2015 r., tuż po aresztowaniu Stefano, zmarł ojciec dwudziestojednoletniej studentki. Miał 73 lata. Do końca był przekonany, że zwyrodnialec, który pozbawił życia jego dziecko, trafił w końcu przed oblicze sprawiedliwości. Być może dzięki temu począł choć niewielką ulgę. Tymczasem matka Lidii oraz jej rodzeństwo nadal mają nadzieję, że prawdziwy morderca zostanie kiedyś złapany. Utrzymują, że musiał być to mężczyzna, którego dziewczyna dobrze znała. Być może darzyła go wręcz uczuciem, któremu dała wyraz w wierszu o niemożliwej do zrealizowania miłości. Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że prawda kiedyś ujrzy światło dzienne.
Autor: Natalia Grochal
Źródła:
- https://www.youtube.com/watch?v=TUeuqJxqDUE
- https://medium.com/@mvittoriasaladino/she-took-her-parents-car-and-never-came-back-home-e7a546f64968
- https://www.varesenews.it/2016/01/the-case-of-lidia-macchi-summarised/477472/
- https://www.thelocal.it/20160115/brutal-italian-murder-case-solved-30-years-later-thanks-to-handwriting-analysis/
- https://www.reddit.com/r/UnresolvedMysteries/comments/fw3ftc/the_murder_of_lidia_bacchi_incriminating_letter/