Marek Hłasko – buntownik nie bez powodu
Był głosem polskiego pokolenia, które przeżyło wojnę i zmianę ustroju. Przemawiał w imieniu człowieka XX wieku – rozczarowanego światem, wściekłego, bezpośredniego w swoim buncie. 53 lata temu zmarł jeden z najwybitniejszych polskich pisarzy - Marek Hłasko.
Jeśli szukasz więcej informacji i ciekawostek historycznych, sprawdź także zebrane w tym miejscu artykuły o sztuce.
Robociarz z inteligencją w tle
Pierwsze lata życia
Marek Hłasko lubił kreować się na prostego chłopaka, który po prostu pisze o swoim życiu. Prawda była bardziej złożona. W rzeczywistości wywodził się z rodziny inteligenckiej ze szlacheckimi korzeniami. Jego ojciec – Maciej Hłasko był znanym prawnikiem, specjalistą od pożarnictwa. Matka pracowała jako urzędniczka. Pobrali się w 1933 roku w Warszawie i rok później przyszedł na świat ich jedyny syn.
Szczęście rodzinne nie trwało długo. Rodzice rozwiedli się gdy Marek miał zaledwie trzy lata. Dwa lata później Maciej Hłasko zmarł na gruźlicę nerek. Było to już w czasie wojny. Dodatkowym ciosem było zwolnienie matki z pracy w Elektrowni Miejskiej. Musiała zarabiać prowadząc stragan z warzywami.
Kolejne zmiany na gorsze, z całą rzeczywistością wojny włącznie, odcisnęły na późniejszym pisarzu silne piętno. Zadatki na buntownika były podsycane przez wydarzenia wokół niego. Już w szkole podstawowej miał kłopoty. Podobno niewielki wzrost i dziecięcy wygląd nadrabiał zadziornością i agresją. Trudno było mu się podporządkować jakimkolwiek regułom. W wieku 16 lat zrezygnował z dalszej nauki i zaczął zarabiać jako kierowca ciężarówki.
Granica wstydu
Pisanie było dla niego czymś bardzo intymnym. Uważał, że można je zacząć kiedy „przekroczy się ostatnią granicę wstydu”. Przekroczył ją dość wcześnie. Mając zaledwie 18 lat oddał swoją dwustu stronicową, niedokończoną powieść do oceny pisarzowi - Bohdanowi Czeszko. Był rok 1952. Książka powstała w domu, na kuchennym stole w ciągu trzech nocy. Nie była najlepsza. Czeszko miał dużo uwag krytycznych, ale widział potencjał. Poprawiana przez Hłaskę jeszcze do 1956 roku została opublikowana 13 lat po jego śmierci. Jednak pierwsze lody zostały przełamane. Za radą innego pisarza – Stefana Łosia - Marek Hłasko zgłosił się do Związku Literatów Polskich i w następnym roku otrzymał pierwsze stypendium twórcze.
Przekroczenie tego progu pozwoliło mu zająć się całkowicie pisaniem. Zostawił pracę kierowcy i zaczął dopracowywać dwie rozpoczęte powieści. Pierwsza ukazała się „Baza sokołowska” (1954 r.). Zaczęło ją drukować w odcinkach czasopismo „Sztandar Młodych”. Uwolnienie od innych obowiązków pozwoliło młodemu pisarzowi poświęcić się całkowicie twórczości. Jeszcze tego samego roku stworzył trzy opowiadania, a od września publikował felietony w „Po prostu”.
Marek Hłasko miał nie tylko talent pisarski, ale charyzmę. Potrafił się wykreować – ubiorem, stylem pisarskim, zachowaniem. Zachwycał czytelników, szybko zyskał sobie wielbicieli i wielbicielki.
Świat nie do wytrzymania
„Świat dzieli się na dwie połowy, w jednej z nich jest nie do życia, w drugiej nie do wytrzymania”. (Marek Hłasko, Piękni dwudziestoletni)
Na celowniku służb
Buntownicza postawa nie zyskała Hłasce przychylności służb mundurowych. Jego przygoda z MO zaczęła się, można by rzec, niewinnie. Jeszcze jako młodziutki kierowca ciężarówki pomagał w sprawie kryminalnej, dotyczącej zawłaszczania towarów przez jego kolegów z pracy. Wkrótce zmienił zawód i zajął się pisaniem, co sprawiło, że milicja przestała się nim interesować.
Ponownie znalazł się na radarze kiedy zaczął unikać służby wojskowej. Nie zrobił dobrego wrażenia na komisji, ale prawdopodobnie niewiele mogli z tym zrobić. Za młodym, utalentowanym pisarzem wstawiali się wpływowi twórcy. Zmagania z Wojskiem Polskim zbiegły się z jego planami wyjazdu za granicę. Od 1957 roku starał się o paszport, w 1958 został wezwany przez komisję. Udało się jednak wyjechać. I dopiero wtedy się zaczęło.
Hłasko prawdopodobnie nie planował stałej emigracji. Nie powstrzymał się jednak przed wydaniem utworu w paryskiej „Kulturze”. Sztandarowe pismo polskiej emigracji działało na służbę bezpieczeństwa jak płachta na byka. W krajowej prasie zaczęła się nagonka na opublikowane na zachodzie „Cmentarze” i samego autora. Jednak dopiero kilka lat później rozpoczęła się regularna inwigilacja. Zresztą nieudolna, miejscami wręcz śmieszna. Zarzucano mu np. udział w porwaniu i zabójstwie syna Bohdana Piaseckiego, szefa Stowarzyszenia „Pax”. Było to fizycznie niemożliwe, nie mówiąc o braku żadnej motywacji. A może zainteresuje cię także ten artykuł o 10 zapomnianych hitach filmowych PRL?
Tułaczka i skandale
Przez całe swoje życie Hłasko nigdzie nie zagrzał miejsca. Przeprowadzki, zmiany mieszkań, zmiany szkół towarzyszyły mu od wczesnego dzieciństwa. Kiedy wydawało się, że ma szansę się ustatkować wyjechał za granicę. Współpraca z „Kulturą” zamknęła mu możliwość powrotu do kraju, ale nie potrafił też znaleźć sobie miejsca na świecie. Najpierw był Paryż, potem Niemcy, Włochy, Berlin, Izrael, znowu Niemcy. Hłasko ożenił się z niemiecką aktorką Sonją Ziemann, która kilka lat wcześniej grała w filmie „Ósmy dzień tygodnia” (na podstawie opowiadania Hłaski). Po kilku latach, w 1966 roku wyjechał do Los Angeles. Współpracę przy filmie oferował mu Roman Polański, jednak zmienił zdanie. Kolejną szansę na zahaczenie się przy filmie zniwelowała przygoda miłosna z żoną reżysera – Nicolasa Raya. Incydent, jakich zapewne nie brakowało w świadku filmowym, doprowadził nie tylko do odrzucenia scenariusza, ale rozwodu.
Pozostał w USA do śmierci swojego przyjaciela – Krzysztofa Komedy. Śmierci, za którą czuł się odpowiedzialny. Podczas wspólnego spaceru w grudniu 1968 roku doszło do przepychanek. Była to przyjacielska próba sił, ale Komeda doznał urazu głowy. Niczym w greckiej tragedii Hłasko, zupełnie niechcący, wyrządził krzywdę jednemu z niewielu ludzi, na których mu naprawdę zależało. Przypadkowy uraz okazał się krwiakiem mózgu. Komeda zmarł w kwietniu następnego roku (przewieziony do szpitala w Warszawie).
Po śmierci przyjaciela Marek Hłasko wrócił do Niemiec. Wkrótce znaleziono go martwego w mieszkaniu Hansa-Jürgena Bobermina, niemieckiego reżysera telewizyjnego. Śmierć nastąpiła w wyniku przedawkowania środków nasennych wymieszanych z alkoholem. Miał 35 lat.
Hłaski życie po życiu
Śmierć pisarza w sile wieku była zaskoczeniem dla wszystkich. Nawet jego sprawa w służbie bezpieczeństwa została zamknięta dopiero w 1972 roku. Staraniem matki pisarza i prezesa warszawskiego oddziału ZLP – Lesława Bartelskiego, jego prochy zostały sprowadzone do Polski trzy lata później i pochowane na cmentarzu powązkowskim.
Na płycie nagrobnej Maria Hłasko kazała wykuć napis: „Żył krótko, a wszyscy byli odwróceni”. Rzeczywiście po śmierci Komedy zabrakło wokół Marka Hłaski bliskich. Jednak jego śmierć nie sprawiła, że popadł w zapomnienie. Niezwykła postać o burzliwym, choć krótkim życiorysie, fascynuje do dziś. W jego twórczości, manifeście młodego pokolenia połowy XX wieku, nadal zawarta jest jakaś prawda o Polsce i Polakach.
Autor: Ludwika Wykurz