Przed pożarem

Anglia i Londyn w XVII wieku

W XVII wieku Anglia powoli stawała się państwem imperialnym, a Londyn stanowił jego polityczne i komercyjne centrum. Jednak dynamicznie rozwijające się państwo miało też sporo problemów wewnętrznych. Wojna domowa w latach 1642-49 zakończyła się ścięciem króla Karola I. Ustanowiona w tym samym roku Republika Angielska stała się de facto dyktaturą. Po śmierci lorda protektora – Olivera Cromwella, a później rezygnacji jego syna i następcy Richarda Cromwella parlament zadecydował o restauracji Stuartów (1660 r.). Chociaż przewrót dokonał się bezkrwawo, a nawet wielu królobójców uszło z życiem, był to okres dużego zamieszania politycznego. Powrót króla i polityka lorda kanclerza Clarendona uderzyły mocno w wyznawców niepaństwowych odłamów chrześcijaństwa. Głównie w purytanów, którzy za Cromwella stanowili dominującą grupę religijną.

Do zawirowań politycznych i konfliktów religijnych trzeba dodać wojnę z Holandią. Jej konsekwencją dla Londyńczyków były przede wszystkim napięte stosunki i podejrzliwość wobec kupców z tego kraju.

Jednak lata 60-te XVII wieku to również czas rozwoju handlu morskiego, ambitnych planów kolonialnych i coraz większego nastawienia na rozwój nauki i techniki.

W Londynie skupiały się najważniejsze morskie szlaki handlowe. Jak przystało na stolicę państwa o ambicjach imperialnych był on jednym z największych miast ówczesnej Europy. Z drugiej strony struktura miasta nadal pozostawała średniowieczna. Dominowała drewniana zabudowa, coraz bardziej ścieśniona murami, które zbudowali jeszcze Rzymianie. Oczywiście nieczystości płynęły rynsztokami lub rzeką, a między domami przemykały szczury. Coraz bardziej gęstniejąca zabudowa i rosnąca liczba mieszkańców były jak tykająca bomba. Coś musiało się wydarzyć.

Rok wielkiej zarazy – 1665

Epidemie dżumy w ludnych miastach Europy nie były czymś niespotykanym. Ponieważ jednak dżuma zbiegła się rok po roku z wielkim pożarem, Londyńczycy mieli powód by uważać ją za prawdziwy dopust boży.

Dżuma przywędrowała z Europy. Od dekady krążyła od Moskwy po Neapol i Genuę. W 1665 dotarła do Anglii, szerząc się przede wszystkim w biedniejszych dzielnicach, na przedmieściach Londynu (tzw. liberties). (Cunningham K., 2009: s. 87)

Na dżumę zmarło co najmniej 15% populacji Londynu. Oficjalnie odnotowano 68,596 przypadków śmiertelnych. Szczyt choroby przypadł na wrzesień 1665 roku, kiedy zmarło ponad 7 tys. Londyńczyków. W tym czasie dwór i parlament rezydował w Oxfordzie. Co zamożniejsi mieszkańcy też pouciekali z miasta. Został wstrzymany handel ze stolicą, a domy zarażonych były pilnowane przez straż. Anglii groziło też zamknięcie granic państwowych.

Pożar i jego bezpośrednie konsekwencje

Panika w mieście

Minął rok od kulminacyjnego momentu epidemii. Londyńczycy powoli wracali do swoich zajęć. W nocy, w niedzielę 2-go września 1666 roku został zaprószony ogień w piekarni przy Pudding Lane. Przyczyną były prawdopodobnie iskry, które przeskoczyły z pieca na pobliski stos drewna. Informacja rozchodziła się szybciej niż ogień. Jeszcze tej samej nocy Samuel Pepys (słynny autor dziennika z tamtych czasów i ówczesny dowódca floty królewskiej) zanotował, że służąca poinformowała go o pożarze ok. 3 w nocy. Zdążył wyjrzeć, stwierdził, że nie jest to aż tak poważne i wrócił do łóżka. (Tinniswood A., 2016: s. 84) Podobnie postąpił Lord major Londynu – Thomas Bloodsworth. Uważa się, że brak szybkiej reakcji z jego strony był jedną z przyczyn rozprzestrzenienia się ognia.

Szybkość roznoszonej informacji prawdopodobnie uratowała jednak życie wielu Londyńczykom. Chociaż pożar przyniósł ogromne straty, to zginęło stosunkowo niewielu ludzi.

W kilka godzin ogień rozszedł się z piekarni na pobliskie domy. Potencjalną granicę od południa stanowiła Tamiza. Były pewne obawy, bo znajdujący się w pobliżu most Londyński (London Bridge) był gęsto zabudowany. Po dotarciu do mostu ogień rozprzestrzeniał się w stronę północnego-zachodu.

W drugim dniu obszar pożaru nadal się poszerzał. Wierzono wówczas, że punktem, który oprze się sile ognia będzie katedra św. Pawła. Gotycka budowla, górująca nad miastem była zbudowana z kamienia i być może miałaby szansę oprzeć się pożarowi gdyby nie przecenienie jej możliwości. Mieszkańcy zaczęli znosić swoje meble i ustawiać je wzdłuż ścian katedry. Inna wersja mówi, że niesione z wiatrem fragmenty papierów i tkanin zadziałały niczym pochodnie, kiedy dotarły do drewnianego dachu katedry. (Tinniswood A.: s. 52) Tak czy inaczej trzeciego dnia pożar pochłonął katedrę, a wiatr szybko przesuwał płomienie dalej na zachód. Około godziny 11 wieczorem zaczął jednak zmieniać kierunek, co spowolniło dalsze rozprzestrzenianie pożaru. Czwartego dnia sytuacja była właściwie opanowana. Sprawdź także ten artykuł na temat morderczej mgły londyńskiej.

Jak walczono z pożarem?

W 1666 roku nie istniała w Londynie regularna straż pożarna. Małe pożary mieszkańcy i ich sąsiedzi zagaszali samodzielnie, w wygaszanie większych angażowało się całe miasto. To tłumaczy brak profesjonalnej organizacji i szybkiej reakcji na ogień. Informacja o pożarze roznosiła się wystarczająco szybko. Nie było jednak ludzi przeznaczonych do zajęcia się tym problemem.

Głównym sposobem wygaszania pożarów miejskich (kiedy zawiodło zduszenie ognia w zarodku) było wyburzanie części lub całych budynków. Do tej metody odwołali się m.in. strażnicy Tower. Wieża Londyńska co prawda miała grube mury i była otoczona rzeką, ale trzeciego dnia od wybuchu było oczywiste, że to nie jest przeszkoda dla ognia. Duże znaczenie miało też zaangażowanie mieszkańców do usunięcia łatwopalnych materiałów z drogi pożaru.

Ogień został powoli opanowany czwartego dnia, chociaż pełne wygaszenie głównych pożarów trzeba było poczekać jeszcze dwa dni. Mimo to niektóre miejsca tliły się jeszcze nawet do kilku miesięcy.

Pożar Londynu w XVII wieku, a także jego przebieg, skutki oraz przyczyny wystąpienia
Rysunek holenderskiego artysty Thomasa Wijcka przedstawiający pożar więzienia Newgate w czasie wielkiego pożaru 1666 roku - fot. licencja CC0

Wspólne doświadczenie klęski nie wygasiło w Londyńczykach nacjonalistycznych zapędów. Trwająca wojna z Holandią i napięte stosunki z Francją przyczyniły się do rozprzestrzeniania teorii spiskowych. Podejrzewano, że to cudzoziemcy podpalili miasto. Kiedy szukający schronienia Holendrzy zaczęli iść w stronę obozu pogorzelców poszła plotka, że zamierzają dobić Londyńczyków, którzy brali udział w gaszeniu pożaru. Rozwścieczony tłum ruszył w stronę tlącego się miasta.

Odbudowa miasta

Skala zniszczeń

6 września sytuacja była jako tako opanowana. Nie dało się jednak po prostu wrócić do miasta. Pożar zniszczył powierzchnię ok. 300 akrów, czyli około połowę miasta. Nie oparła mu się katedra, giełda królewska (Royal Exchange) i ratusz (Guildhall), spłonęło ponad 13,2 tys. budynków mieszkalnych oraz 87 kościołów parafialnych. (Tinniswood A.: s. 56) Kiedy po pierwszym opanowaniu ognia Samuel Pepys wrócił sprawdzić czy stoi jeszcze jego dom, zobaczył nie tylko połowę miasta strawioną przez ogień. Wiele budynków na jego ulicy zostało wyburzonych, żeby nie dopuścić ognia do Tower. W tym przypadku metoda zadziałała. W innych miejscach nie była wystarczająca ze względu na wiatr niosący płonące fragmenty tkanin i papierów.

W pożarze zginęło stosunkowo niewiele osób. Oficjalnie odnotowano tylko sześć ofiar. Wiadomo, że nie jest to pełna liczba, ale szacunki różnią się między sobą. Niektórzy wyliczyli, że mogło to być nawet 3 tys. osób. Tym niemniej pożar okazał się bardziej katastrofalny dla domów i tego, czego mieszkańcy nie zdołali uratować. Po roku epidemii wielu i tak było na granicy bankructwa, pożar doprowadził ich do ruiny. Straty miasta (wartość zniszczonych budynków prywatnych i publicznych) szacowano na około 10 mln funtów. (Tinniswood A.: s. 58)

Nowoczesna metropolia

Pożar przyniósł ogromne straty, ale stał się okazją do przemyślenia miasta na nowo. Powstały trzy główne plany przebudowy, z których żaden nie został jednak zaakceptowany. Wynikało to z praw własności, które bardzo utrudniały dowolne zmiany w strukturze ulic. Zachowano więc średniowieczny plan, stawiając na subtelniejsze zmiany. Po pierwsze tzw. Rebuilding Act z 1667 roku zakazywał budowania z innych materiałów niż kamień i cegła. Nie można też było – jak to było nagminne w średniowieczu – budować pięter wystających poziomo za pierwszą kondygnację. Zapewniono lepszy dostęp do wody na każdej ulicy, żeby każdy pożar można było na miejscu ugasić. Odbudowa trwała przez następne 20 lat. Dzięki wprowadzonym zmianom udało się uniknąć nie tylko podobnych pożarów. Londynu nigdy nie nawiedziła już epidemia dżumy na taką skalę jak w 1665 roku.

Głównym autorem zmian w odbudowywanym Londynie był Christopher Wren. Chociaż król nie zaakceptował jego planu przebudowy miasta, to powierzył mu pieczę nad odbudową. (Grand R. D., 1982: s. 16) Stosunkowo młody wówczas Wren (miał 34 lata w roku pożaru) był uważany za geniusza. Doskonale zresztą wywiązał się z zadania.

Największym wyzwaniem było odbudowanie katedry św. Pawła. Gotyckie strzeliste wieże Wren zastąpił widoczną z daleka ogromną kopułą. Ostateczny projekt został zaakceptowany dość późno, bo Wren musiał zaspokoić wiele gustów, wymagań estetycznych i ideowych. Na przykład kościół nie mógł za bardzo przypominać budowli katolickich. (Grand R.D.: s. 25) Z każdego z zadań wyszedł obronną ręką. Do dziś katedra jest sercem miasta i jednym z najbardziej rozpoznawalnych budynków Londynu.

Odbudowany Londyn dorósł do swojej roli europejskiej metropolii i stolicy wielkiego imperium. Mimo kolejnych zmian architektura zaproponowana przez Wrena (z katedrą na czele) jest do dziś dobrze widoczna w krajobrazie miasta.

Bibliografia:

  1. Jerzy Kędzierski, Dzieje Anglii, t. 1,
  2. Adrian Tinniswood, The Great Fire of London, London 2016
  3. Kevin Cunningham, Diseases in history. Plague, Greensboro 2009
  4. Ronald D. Grand, Christopher Wren and the St. Paul’s Catherdral, Minneapolis 1982
ikona podziel się Przekaż dalej