Śmierć Emila Barchańskiego – wypadek czy morderstwo SB?

Emil Barchański, 16-letni opozycjonista w czasach stanu wojennego, zginął w niewyjaśnionych okolicznościach. Władze PRL próbowały przedstawić jego śmierć jako nieszczęśliwy wypadek. Jednak czas i okoliczności w jakich to się stało każą wątpić w przypadkowość tego zdarzenia. Dlaczego Barchański jest uważany za najmłodszą ofiarę stanu wojennego?
Z tego artykułu dowiesz się:
Ciało wyłowione z Wisły
3 czerwca 1982 roku niespełna siedemnastoletni Emil Barchański wyszedł z psem na nadwiślańską plażę. Matce zostawił karteczkę „wyszedłem po słońce”. Pani Krystyna Barchańska-Wardęcka nigdy już nie zobaczyła syna żywego. Dwa dni później ciało Emila zostało wyłowione z Wisły. Jedyny świadek zmieniał kilka razy zeznania, więc nie udało się ustalić szczegółów wydarzenia.
Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że był to nieszczęśliwy wypadek. Jednak okoliczności w jakich doszło do zdarzenia budzą wątpliwości. Powszechnie uważa się Emila Barchańskiego za najmłodszą ofiarę stanu wojennego. Co na to wskazuje?
„Piłsudczycy” i akcja pod pomnikiem Dzierżyńskiego
Emil był uczniem warszawskiego Liceum Ogólnokształcącego im. Mikołaja Reja. Od wczesnej młodości interesował się literaturą patriotyczną i romantyczną. Swoje lektury traktował nie tylko jako zabytki kultury. Identyfikował się z bohaterami, odnosił ich działania do własnej sytuacji.
Po ogłoszeniu stanu wojennego, 13-go grudnia 1981, roku zaangażował się w działalność konspiracyjną. Barchański i jego przyjaciel - Stefan Antosiewicz, założyli Konfederację Młodzieży Polskiej „Piłsudczycy”, w której funkcjonował pod pseudonimem „Janek”. Wkrótce zaczęli werbować kolegów nie tylko ze swojej szkoły. Organizacja miała na celu przede wszystkim akcje bezpośrednie w ramach oporu przeciw polityce władz.
Do największych wyczynów młodych konspiratorów należało obrzucenie farbą i koktajlami Mołotowa pomnika Dzierżyńskiego na placu jego imienia. Akcja odbyła się 10 lutego 1982 roku, w zimowe popołudnie. Jedna osoba rozłożyła farby białą i czerwoną pod pomnikiem i (zgodnie z planem) zaczęła uciekać. Reszta zaczęła rzucać w pomnik „mołotowami”. Brawurowy atak wywarł na obserwatorach ogromne wrażenie. Jeżeli nie jako symbol, to jako poważne zakłócenie codziennego toku dnia. Jak wspominał jeden z uczestników, przyjaciel Emila, Artur Nieszczerewicz „wszystko stanęło: ludzie, samochody, autobusy.” (Noszczak B., TP, 07.12.2011) Chociaż próbowano to później zbagatelizować w państwowych mediach, był też ogromnym ciosem dla Milicji Obywatelskiej i Służby Bezpieczeństwa.
Spośród uczestników akcji tylko jeden został zatrzymany tego samego dnia. Emilowi i pozostałym kolegom udało się uciec. Złapany i przesłuchiwany Marek Marciniak wstąpił do „Piłsudczyków” niemal przypadkiem, chodził do innej szkoły i znał tylko pseudonimy kolegów. Można powiedzieć, że jego aresztowanie było najmniej kłopotliwe dla organizacji. Przynajmniej uczestnicy mieli taką nadzieję.
Sprawa się komplikuje
18 lutego dwóch członków innej młodzieżowej konspiracji próbowało rozbroić milicjanta. W szamotaninie został postrzelony i zmarł kilka dni później w szpitalu. Barchański i jego koledzy nie mieli nic wspólnego z tą akcją, ale w oczach milicjantów i SB był teraz współpracownikiem morderców mundurowego na służbie. Nasilona akcja poszukiwawcza doprowadziła do mieszkania na ulicy Kijowskiej, gdzie Emil z drugim kolegą drukowali bibułę. Obaj zostali dotkliwie pobici i aresztowani. Był 3 marca 1982 roku.
Odkrycie mieszkania i powiązanie Barchańskiego z akcją przy pomniku było możliwe dzięki informatorom. Do dziś nie wiadomo kto donosił na kolegów, ale były to co najmniej dwie osoby. Emil Barchański zresztą nie krył się ze swoim wyczynem. W gronie – jak uważał – zaufanych znajomych chętnie opowiadał o akcji.
To zaufanie do ludzi i nadmierny entuzjazm przyczyniły się do jego zguby. Po kilku dniach brutalnych przesłuchiwań (szczegółowy opis zdarzenia można przeczytać w jedynej zachowanej części pamiętnika Barchańskiego – zob. Winkler-Pogoda M., 2019: 97-139) przeniesiono go do Zakładu Poprawczego dla Nieletnich. Po rozprawie, która odbyła się 17 marca, został wypuszczony, ale z dozorem kuratora. Ponadto otrzymał wyrok 2 lata więzienia w zawieszeniu. Kolejna rozprawa miała się odbyć 17 czerwca.
W czasie przesłuchiwań Emil podał pseudonimy swojego przyjaciela Nieszczerewicza (ps. „Prut”), który wyjechał w góry i Marka Marciniaka (ps. „Lis”), którego aresztowano już wcześniej. Wiedział, że w ten sposób im nie zaszkodzi. Najbardziej kontrowersyjne było podanie nazwiska Tomasza Sokolewicza, który działał, ale nie brał udziału w akcji „Cokół”. Potem Emil Barchański przyznał, że to zeznanie zostało wymuszone. Natomiast w stosunku do innych kolegów zachował zimną krew. Chociaż podał pseudonim Marciniaka, to w czasie konfrontacji w sądzie dla nieletnich obaj twierdzili, że nigdy się nie widzieli. Bez właściciela pseudonim nic nie znaczył. Sprawdź także ten artykuł: Amanda Antoni - niewyjaśniona śmierć na piwnicznych schodach.
„Jestem gotów w każdej chwili ich rozpoznać”
Czekając na własną rozprawę Barchański był przesłuchiwany w sprawie Marciniaka i Sokolewicza. Wbrew wcześniejszym ostrzeżeniom SB, odwołał dotychczasowe zeznania. Opowiedział jak go bili i zadeklarował, że jest w stanie rozpoznać mężczyzn, którzy to robili. Był gotowy publicznie nagłaśniać metody śledcze służby bezpieczeństwa. Za wypowiedź o rozpoznaniu esbeków dostał na sali oklaski. Sędzia również wydawał się być po jego stronie. Rozprawa była ponadto relacjonowana w podziemnej prasie. Jak później wspominała matka Emila na sali był nawet przedstawiciel Radia Wolna Europa. (Winkler-Pogoda M.: 133)
Po tej rozprawie Sokolewicz został uniewinniony, Marciniak trafił na dwa lata do więzienia, Barchański czekał na kolejną rozprawę w domu.
Nie wykluczone, że ta niezachwiana postawa i śmiałe deklaracje przysporzyły mu wrogów. W większości opracowań można przeczytać, że to właśnie te słowa mogły przypieczętować jego późniejszy los. Trzeba jednak pamiętać, że zastraszanie, pobicia, czasami ze skutkiem śmiertelnym oraz inne formy nękania nielegalnymi środkami, były w stanie wojennym na porządku dziennym. (por. Ruzikowski T., 2013: 339-342)

Dziwne zeznania świadka
Jak wspomina pani Barchańska-Wardęcka po zakończeniu rozprawy 17 marca zabrano go (znów nielegalnie) na 24 godziny do siedziby MO. Próbowano go tam nastraszyć, grożąc śmiercią jemu lub komuś z jego bliskich. Jedną z wymienionych opcji było utopienie. Podczas kolejnych przesłuchań znów grożono mu, że „rodzina znajdzie go w Wiśle” (por. Winkler-Pogoda M.: 124).
Minęło pół roku. 3 czerwca Emil Barchański wybrał się nad Wisłę razem z sąsiadem – studentem handlu zagranicznego Hubertem Iwanowskim. Iwanowski wprowadził się do bloku w marcu tamtego roku. Spotykali się na spacerach z psem i chłopak – wbrew intuicji matki – bardzo zaufał nowemu koledze. To właśnie on miał być ostatnią osobą, która widziała Emila Barchańskiego żywego. Jednak zeznania Iwanowskiego były za każdym razem inne. W pierwszej wersji, którą opowiedział matce (Emila uważano wówczas za zaginionego), że pojechali razem na dziką plażę nad Wisłą i Emil chciał przejść z kijem na drugą stronę. Tam spotkał jakieś dwie postacie z samochodem i wsiadł do samochodu. W późniejszych zeznaniach postacie znikły. Iwanowski twierdził, że być może chłopak wskoczył do wody za tonącym psem. Innym razem twierdził, że niczego nie widział, bo czytał na brzegu. W ostatniej rozmowie z panią Barchańska-Wardęcką, w dniu pogrzebu, Hubert Iwanowski miał powiedzieć, że ma żonę i dziecko, i nie chce skończyć jak Emil. Ostatnie jego słowa: „tak samo jak posługiwano się Emilem, tak i mną”. (Winkler-Pogoda M.: 170) W późniejszym czasie udało się ustalić, że Iwanowski był wytypowany przez bezpiekę jako informator, ale wiadomo tylko o jego działalności w Liége, gdzie miał studiować. Nie ma bezpośrednich dowodów na kontynuację współpracy w kraju. Wszystko wskazuje jednak na to, że w jakiś sposób ta współpraca była kontynuowana. Iwanowski nie tylko zachowywał się tak jak opisałam powyżej, ale prawdopodobnie był odpowiedzialny za zaginięcie reszty pamiętnika Barchańskiego. Sprawdź także ten artykuł: Vance Rodriguez - zagadka tajemniczej śmierci rozwiązana przez internautów.
Czy Emil Barchański został zamordowany?
Za tą wersją przemawia wiele szczegółów. Motyw i metody były tylko pierwszą poszlaką. Wiemy, że to nie był jedyny raz kiedy SB kogoś zamordowała i porzuciła ciało. Zmieniające się zeznania świadka i rozmowa z Iwanowskim, którą relacjonuje matka Emila wskazują jednoznacznie, że coś ukrywał. Czy widział śmierć kolegi? A może wiedział co się wydarzy – nie musiał patrzeć na najgorsze? Niestety nie ma żadnych twardych dowodów. Po wyłowieniu ciało Barchańskiego dwa dni leżało w upale w kostnicy, zanim dopuszczono rodziców do rozpoznania syna. Było na tyle zmienione (co potwierdzić miał lekarz), że nie dało się ustalić okoliczności w jakich umarł chłopak. Ślady na szyi świadczyły o tym, że był przynajmniej duszony (bardziej drastyczne szczegóły rozpoznania ciała znajdują się w wywiadzie z panią Barchańską pt.„Miałam syna Emila”). Dodatkowo esbecy sami straszyli wcześniej chłopaka, wymieniając utopienie jako jedną gróźb.
Poza tym cała historia z próbą przejścia przez rzekę była niewiarygodna. Emil Barchański był odważny w sprawach ideowych, ale nie był typem sportowca czy trapera. Cierpiał na astmę, nie mógł biegać i bał się wody. Pies, z którym poszedł na spacer był młody i nieposłuchany. Nie spuszczali go ze smyczy, więc opowieść o rzuceniu się na ratunek tonącemu psu też jest niewiarygodna.
Nie znamy ostatecznych odpowiedzi. Śledztwo zostało umorzone przez prokuraturę już jesienią 1982 roku. Komisja do spraw zbrodni komunistycznych w latach 90-tych również nie ustaliła nic nowego w tej sprawie. W późniejszych latach sprawa trafiła do pionu śledczego IPN. Natomiast w 2008 roku prezydent Lech Kaczyński odznaczył pośmiertnie Barchańskiego Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.
Sprawa była też inspiracją dla kilku reportaży i sztuki teatralnej. Mimo to pozostaje trochę w cieniu innych, lepiej udokumentowanych zbrodni stanu wojennego.
Dziś, po latach przeróżnych zawirowań politycznych, postań Barchańskiego może być niewłaściwie zrozumiana. Jego wybory i inspiracje mogą się dziś wydawać wewnętrznie sprzeczne. Po ponad czterdziestu latach trudno wyobrazić sobie młodego patriotę, katolika, który zarazem marzy o „socjalizmie z ludzką twarzą”. W czasach pierwszej Solidarności to połączenie było dość popularne. Nie trzeba się zgadzać z wyborami ideowymi Barchańskiego, który był tylko pełnym pasji 16-latkiem. Nie da się jednak nie docenić jego odwagi i determinacji. Warto zapamiętać go nie tylko jako ofiarę systemu, ale przede wszystkim kogoś kto podjął świadome ryzyko dla ideałów, w które wierzył w szczególnie ponurych czasach.
Bibliografia:
- Małgorzata Winkler-Pogoda, Miałam syna Emila. Wywiad rzeka z Krystyną Barchańską-Wardęcką, Warszawa 2019
- Bartłomiej Noszczak, Mołotowem w Dzierżyńskiego, w: „Tygodnik Powszechny” nr 50/2011, 07.12.2011, https://www.tygodnikpowszechny.pl/molotowem-w-dzierzynskiego-141101, dostęp 12.12.2024
- Patryk Pleskot, Emil Barchański: ostatnia ofiara Dzierżyńskiego? w: Przystanek Historia, 04.06.2020, https://przystanekhistoria.pl/pa2/tematy/stan-wojenny/34285,Emil-Barchanski-ostatnia-ofiara-Dzierzynskiego.html, dostęp 12.12.2024
- Tadeusz Rudzikowski, Stan wojenny w Warszawie i województwie stołecznym 1981-1983, Warszawa 2013