TOP 7 opuszczone miasta na świecie
Opuszczone, ewakuowane, zalane, spalone, zniszczone – miasta duchów robią wrażenie apokaliptyczne, sielankowe albo przerażające. Wszystkie mają jednak wspólną cechę: ich mury i porzucone przedmioty opowiadają historię dawnych mieszkańców i uskrzydlają naszą fantazję. Niektóre są bardzo stare, inne zaś zostały opuszczone stosunkowo niedawno. Od osiedli przemysłowych po obiekty wojskowe, opustoszałe miejsca nadal wywierają magiczny urok.
Jeśli szukasz więcej informacji i ciekawostek historycznych, sprawdź także zebrane w tym miejscu artykuły o znanych miastach.
Angkor – największe miasto Imperium Khmerskiego
Angkor w Kambodży był w swoim czasie największym miastem na świecie. Ruiny Angkoru należą do najbardziej okazałych. Jeszcze dzisiaj, wiele stuleci po ich wzniesieniu, budowle miasta dają wyobrażenie o tym, jak gigantyczną metropolię zbudowali w azjatyckiej dżungli khmerscy władcy. Według szacunków, w rejonie słynnego kompleksu świątynnego Angkor Wat na północy dzisiejszej Kambodży żyło od 600 000 do miliona ludzi. Jednak od XIV wieku rozpoczął się zagadkowy upadek Angkoru, nie zbudowano też więcej ani jednej świątyni.
Badacze już dawno przypuszczali, że do katastrofy miasta mogły doprowadzić zmiany klimatyczne. Ostatnie badania potwierdzają te wnioski: niezwykle gwałtowne ulewy po długim okresie suszy spowodowały uszkodzenia skomplikowanej sieci kanałów i doprowadziły do upadku największego miasta na świecie w epoce przedindustrialnej.
Podstawę organizacji i struktury miasta stanowił rozbudowany i przemyślany system rzek, kanałów i potężnych zbiorników retencyjnych, służących do ochrony przed powodzią i do nawadniania pól ryżowych. Ta sieć była stale rozbudowywana i zmieniana w ciągu sześciu wieków. W XV wieku miasto straciło większość mieszkańców, a administrację kraju przeniesiono w okolice dzisiejszej stolicy Phnom Penh. Żadne inne państwo nie przeżyło społecznej katastrofy na podobną skalę.
Badania pokazują, że między połową XIV i początkiem XV wieku Angkor nawiedziła susza trwająca dwie dekady, po której nastąpił okres niezwykle gwałtownych deszczy monsunowych. Zniszczeniu uległy najbardziej wrażliwe, wyżej położone rozgałęzienia, kierujące wodę dalej. Uszkodzenia doprowadziły do kaskadowego załamania się funkcjonowania sieci.
Po okresie gorączki poszukiwania skarbów w drugiej połowi XIX wieku i bezpowrotnym zniszczeniu albo wywiezieniu wielu zabytków, rozpoczęto trwające do dzisiaj prace konserwatorskie i badawcze. Kompleks Angkor został wpisany na listę światowego dziedzictwa kultury, jest największą atrakcją Kambodży i świadectwem niezwykłych osiągnięć narodu Khmerów.
Gunkanjima – upiorne osiedle górnicze koło Nagasaki
Wyspa Hashima, zwana „okrętem wojennym”, czyli „Gunkanjima” jest dawną osadą górniczą, opuszczoną przez mieszkańców w 1974 r. Jej historia zaczęła się na początku XIX wieku, kiedy na kilkunastohektarowej, skalistej wysepce na zachód od Kiusiu odkryto pokłady węgla kamiennego. Rozpoczęto wydobycie bardzo cennego surowca, a samą wyspę poszerzono i otoczono falochronem.
Na Hashima powstała infrastruktura mieszkaniowa, co upodobniło sylwetkę wyspy do płynącego okrętu wojennego. Praca w ciężkich warunkach – duża głębokość zalegania węgla oraz wysoka wilgotność powietrza i temperatura – wymagała atrakcyjnego wynagrodzenia i odpowiedniej zachęty. W 1916 r zaczęto budować betonowe bloki mieszkalne (metoda nowatorska w Japonii w tamtym czasie), w których zamieszkali górnicy z rodzinami. W okresie świetności kopalni i osady istniała na wyspie szkoła, sklepy, kino, baseny i inne obiekty. Ze względu na brak miejsca, ogródki zakładano na dachach domów. Mieszkało na Hashima ponad 5000 ludzi, co dawało zagęszczenie ludności na kilometr kwadratowy dziewięciokrotnie większe niż w Tokio.
Po odwrocie Japonii od kopalnych źródeł energii, utrzymywanie kopalni na wyspie przestało mieć sens. W 1974 roku, prawie z dnia na dzień, osada opustoszała i tętniące życiem miasteczko zamieniło się w miasto duchów. Dzisiaj kruszejące fasady domów zarastają powoli roślinnością, a nad upiornym krajobrazem krążą drapieżne ptaki.
Kitsault – kanadyjskie miasto duchów na granicy z Alaską
Kitsault wygląda jakby czas się tutaj nagle zatrzymał. Miejscowość jest opustoszała od 1982 roku, ale książki na półkach w bibliotece, wózki przed supermarketem i przystrzyżone trawniki wyglądają, jak w zwykłym miasteczku. Nawet łóżka w mieszkaniach są zaścielone i zabawki dzieci ułożone w pudełkach. Wszystko wygląda normalnie, jednak coś się tutaj nie zgadza: w tym kanadyjskim miasteczku odległym 1300 km od Vancouver, blisko Alaski, na chodnikach i ulicach nie ma żywej duszy. Nie słychać gwaru dzieci z budynku szkoły, puste są też mieszkania. Nakrycia łóżek, telewizory i inne sprzęty przypominają lata 70. i 80.
Kluczem do rozwiązania tajemnicy tego miasteczka jest molibden. Tak nazywa się metal, występujący w tej okolicy. Jest to materiał o wszechstronnym zastosowaniu, potrzebny przykładowo w metalurgii, ale też służący w wielu procesach technologicznych jako katalizator, przewodnik w elementach elektronicznych, w panelach solarnych, do impregnacji materiałów i do wielu innych celów. Molibden znajduje zastosowanie nawet w diagnostyce rentgenowskiej.
Podstawowym problemem w produkcji molibdenu był zawsze czynnik ludzki. Prowizoryczny obóz na bezludziu przy granicy z Alaską nie był żadnym atrakcyjnym miejscem, gdzie można by dłużej zostać, a może nawet założyć rodzinę. Firma górnicza postanowiła więc wybudować minimiasto dla swoich pracowników – Kitsault – miejsce z wygodami dużego miasta, ale zaprojektowane dla ok. 2000 mieszkańców.
Niestety, ledwie atrakcyjne osiedle zostało ukończone, ceny wydobywanego tutaj molibdenu mocno spadły i kopalnię trzeba było zamknąć. Jedno co zostało, to puste miasteczko duchów. W przeciwieństwie do innych podobnych miejsc, które popadają w ruinę, Kitsault jest w dobrym stanie. Kupił je prywatny przedsiębiorca z USA i ma wobec niego rozmaite plany. Niedawno kazał domy odnowić i wyremontować, zatrudnił dozorcę. Ten kosi trawę, dba o budynki i ma przy sobie klucz do dużej bramy wjazdowej do miasta.
Houtouwan – zielona wioska rybacka
Jest to chyba najpiękniejsze miejsce duchów na świecie: wioska na chińskiej wyspie Shengshan, gdzie pnącza dzikiego wina przykryły zielenią wszystkie domy. Całość wygląda teraz jak ilustracja do baśni braci Grimm o śpiącej królewnie. Tylko w treści trzeba by zmienić róże na winobluszcz, a pałac na rybacką chatę.
Jeszcze trzydzieści lat temu w Houtouwan żyło ponad 2000 osób, przeważnie rybaków z rodzinami, zajmując ponad 500 domów. Tyle tylko, że wyspa jest jedną z najbardziej odległych w archipelagu Shengsi i wieś leżała całkiem na uboczu. Zawsze trudno było tam wychowywać dzieci, które przecież muszą chodzić do szkoły, a i żywność trzeba było z daleka dostarczać. Przede wszystkim jednak zmieniała się sytuacja gospodarcza: rybakom było coraz trudniej sprzedawać swoje połowy. Kto mógł albo musiał, wyprowadzał się z wyspy. Domy na stromym wybrzeżu dostały się pod władanie bujnej natury. I tam, gdzie nikt więcej nie używał już motyki, nożyc i łopaty, opanowały pnącza najpierw ogrody, a później mury. Po 2-3 dekadach całe domy wyglądają, jakby były całe obsadzone zielenią.
Pewnie bajkowa Houtouwan popadłaby w zielone zapomnienie, gdyby nie odkryto jej na nowo. Fotografowie dostrzegli piękno tego magicznego miejsca i wkrótce zielona wioska przestała być całkiem samotna, przynajmniej za dnia. Brak noclegów i wygów nie zraża jednodniowych turystów z Szanghaju, którzy chcą na chwilę uciec z wielkiego miasta. Sprawdź także ten artykuł z TOP 10 największych miast średniowiecza.
Bodie Town – kiedy minęła gorączka złota
Na wschód od Sierra Nevada leży osiedle poszukiwaczy złota, prawdziwe westernowe miasto. Jego historia rozpoczęła się w 1859 roku, kiedy niejaki William Bodey natknął się w tym miejscu na złoto. Sam zginął wprawdzie pierwszego roku w burzy śnieżnej, ale jego potomkowie założyli tutaj osiedle Bodie, zmieniając nieco pisownię nazwiska, aby uniknąć podobieństwa do słowa „body”. W 1861 rozpoczęto budowę kopalni złota.
Kilkanaście lat później odkryto bardzo rentowną żyłę złota, i miasto szybko zaczęło się rozwijać. Osiedlało się w Bodie coraz więcej ludzi; w 1880 roku miasto liczyło ponad 10 000 mieszkańców. W okresie świetności Bodie oferowało mieszkańcom i gościom 65 saloonów, 7 browarów, kościoły, wydawnictwo gazety, kolej żelazną, dzielnicę chińską i domy publiczne. A przy tym imponującą liczbę przestępców: Bodie zaliczało się wówczas do najbardziej przestępczych miast Zachodu.
Rozkwit miasta nie trwał jednak długo. Od 1861 roku górnictwo złota zaczęło podupadać i kopalnie stawały się ledwie opłacalne. Ponieważ złoto było jedynym źródłem dochodów miasta, domy i sklepy powoli pustoszały. Na dodatek pożary w 1892 r i 1932 r zniszczyły wiele budynków w mieście. Przez jakiś czas kopalnia była obsługiwana przez robotników z sąsiednich miast. W latach 60. zaprzestano całkowicie wydobywania złota i ostatni mieszkaniec opuścił Bodie. Przez wszystkie lata wydobyto w tutejszej kopalni złoto o wartości ok. 100 mln dolarów.
Dzisiaj miasto duchów w Kalifornii przyciąga każdego roku niczym magnes tysiące turystów. Nic dziwnego, ponieważ oferuje swego rodzaju podróż do przeszłości. Podróż niezwykłą, ponieważ zarówno budynki, jak i wszystkie sprzęty znajdują się w doskonale zachowanym stanie i są niezwykle fotogeniczne. Miasto, które równie szybko wymarło, jak się narodziło, jest chronione przed plądrowaniem i wandalizmem.
Plymouth – opuszczona stolica karaibskiej wyspy
Ogromny wybuch wulkanu w 1997 roku na wyspie Montserrat całkowicie zniszczył miasto Plymouth. Ewakuowano około dwóch trzecich mieszkańców. Jednak Plymouth jest do dzisiaj oficjalną stolicą wyspy i znaną w świecie atrakcją dla turystów. Prawie wszystkie domy zostały zniszczone, leżą zagrzebane w grubej warstwie mułu i popiołu. Ówcześni mieszkańcy miasta uciekli, wielu z nich za granicę, jako że nie czuli się już bezpieczni na Montserrat. I w ten sposób Plymouth stał się jedyną stolicą na świecie, będącą zarazem miastem duchów.
Katastrofa zaczęła się już w 1995 roku, kiedy wulkan Soufrière Hills obudził się po raz pierwszy od 400 lat. Zaczął wtedy wyrzucać lawę, kamienie i popiół w niebo nad Plymouth. Od razu było wiadomo, że grozi wielkie niebezpieczeństwo, ponieważ miasto leży dosłownie w cieniu wulkanu. Jednak takich rozmiarów katastrofy, jak nastąpiła, nikt się nie spodziewał. Mieszkańcy opuścili miasto na bezpieczną odległość, a kiedy sytuacja się uspokoiła, wrócili po kilku miesiącach do swoich domów. I to był śmiertelny błąd - Soufrière Hills zbierał tylko siły, aby latem 1997 roku wybuchnąć z nową, nieporównanie większą energią. Erupcja wulkanu zabiła tego dnia 19 osób. Reszta mieszkańców została ponownie ewakuowana i nikt wówczas nie podejrzewał, że tym razem opuszcza domy na zawsze.
Ostatecznie ponad 80% miasta znalazło się pod grubą warstwą popiołu i błota, która miejscami dochodzi do 20 metrów. Od tej pory Plymouth jest nazywane „Pompejami Karaibów”, w nawiązaniu do legendarnego miasta w pobliżu Neapolu. Do dzisiaj cała południowa część wyspy jest oficjalnie traktowana jako strefa niebezpieczna. Wejść do niej można, jeśli już w ogóle, tylko z miejscowymi przewodnikami.
Cazinoul din Constanța – smutny upadek słynnego kasyna
Dumna budowla na brzegu Czarnego Morza z kolumnami, okrągłymi oknami, sztukaterią i schodami przed wejściem wygląda, jakby za chwilę mieli pojawić się tam kolejni gości. Niestety, najlepsze lata ma stare kasyno w portowym, rumuńskim mieście Constanța dawno za sobą.
W 1910 roku otwarto Cazinoul din Constanța na bulwarze Regina Elisabeta. Wkrótce stało się ono wizytówką kraju. Przedstawiciele bogatych rodzin z całej Europy, w tym pochodzący z królewskich rodów, oddawali się tutaj hazardowi, zabawie i odpoczynkowi. Miejsca było dosyć na wielkiej sali balowej, z której widać było nawet morze i pobliski port.
Podczas drugiej wojny światowej kasyno służyło okresowo jako szpital, gdzie zajmowano się rannymi, a po wojnie, w socjalistycznej Rumunii, kasyno było nawet restauracją. Z powodów finansowych, także w związku ze zmieniającymi się właścicielami, w 1990 roku obiekt zamknięto. Od tej pory słynne kasyno stoi puste i nie przyjmuje żadnych gości. Jedynie turyści spacerujący promenadą sobie zdjęcia w najsławniejszym niegdyś kasynie Europy.